Dlaczego na świecie wciąż jeszcze 800 milionów ludzi cierpi głód, a w innych częściach świata powszechnym problemem jest otyłość? Czy jest jakieś systemowe rozwiązanie tych problemów - rozmowa z Charlotte Dufour, pracownicą FAO
«Pracować jako dietetyczka w FAO — mówi Charlotte Dufour — znaczy przede wszystkim zastanawiać się, dlaczego na świecie wciąż jeszcze z jednej strony osiemset milionów ludzi cierpi głód, a co czwarte dziecko chroniczne niedożywienie, a z drugiej istnieją takie problemy, jak nadwaga i otyłość oraz związane z nimi choroby sercowo-naczyniowe i nowotworowe. Rozważanie tych problemów, badanie systemów żywienia, polityki i programów rolnych, staranie się, by tak je obmyślić i ułożyć, aby ludzie odżywiali się lepiej: tym się zajmuję w pracy wespół z agronomami, ekspertami połowów, gospodarki zasobami leśnymi i hodowli».
Pani Dufour zajmuje się głównie Afryką subsaharyjską: «Pracuję w siedzibie organizacji w Rzymie: moje zadanie polega na wspieraniu kolegów, którzy działają w terenie, w poszczególnych krajach. Oni zajmują się doradztwem, formułują wskazówki polityczne, utrzymują kontakty z lokalnymi ministerstwami rolnictwa i hodowli, by zobaczyć w jaki sposób ich polityka rolna odpowiada na potrzeby ludności. Oprócz tych działań jest jeszcze praca na bardziej konkretnej płaszczyźnie, często we współpracy ze stowarzyszeniami pozarządowymi i społeczeństwem obywatelskim, która obejmuje, na przykład, promowanie małych przedsiębiorstw hodowlanych oraz sadów i ogrodów warzywnych przy domach i szkołach. Potrzebna jest edukacja również na polu żywieniowym: zorientowaliśmy się, że nawet wtedy, kiedy produkcja rodzinna jest wystarczająca, bywa, że z powodu braku wiedzy kobiety i dzieci w każdym razie nie otrzymują koniecznych produktów spożywczych».
Czy zasadniczą rolę w żywieniu odgrywa kobieta? «Tak, dlatego, że często kobieta ma ważną pozycję w produkcji rodzinnej. Na przykład, kiedy osiąga jakiś przychód, to ona właśnie ma najlepszą możliwość wydania go na potrzeby zdrowia, edukacji i żywienia dzieci. Ważne jest zatem, żeby miała wiedzę potrzebną do jak najlepszego wykorzystania zasobów. Pracujemy razem z innymi organizacjami: jako FAO promujemy przepisy dostosowane do potrzeb dzieci, patrzymy jakimi produktami dysponuje rodzina i czy może przygotować żywność według przepisu, który będzie korzystny dla zdrowia dziecka». Czy to oznacza, że w różnych krajach istnieje już sieć szkoleniowa na miejscu? «Tak jest. FAO jest przede wszystkim organizacją pomocy technicznej: naszą wartością dodaną w programach rozwojowych jest kompetencja w dziedzinach związanych z żywieniem, dlatego pracujemy w partnerstwie. Często są to sieci bliższe sytuacjom lokalnym, jak na przykład grupy alfabetyzacji kobiet, spółdzielnie prowadzone przez kobiety, grupy wsparcia dla matek zakładane przez Unicef. Wspieramy te szkolenia ofiarując podręczniki i inne pomoce. W niektórych kontekstach kryzysowych, gdzie nasza obecność w terenie jest bardzo słaba, jak w Czadzie, Somalii, w ubogich regionach Sahelu czy Rogu Afryki, zamierzamy ją wzmocnić, by pomagać ludności».
Jaki jest ostatni kraj, w którym Pani była? «Byłam w Kairze z przedstawicielami FAO, którzy pracują w krajach dotkniętych kryzysem syryjskim: są to regiony, które miały problemy związane głównie z otyłością lub chorobami chronicznymi, a teraz znienacka znalazły się w obrębie tego konfliktu ze wszystkimi zakłóceniami równowagi, jakie on za sobą pociąga. Smutno jest patrzeć na kraje, które cechował dotąd korzystny rozwój gospodarczy, a dzisiaj są kompletnie zdestabilizowane przez wojnę. Syryjski kryzys humanitarny jest największym kryzysem w historii».
Przebywała Pani wiele lat także w innym trudnym kraju, w Afganistanie. «To było na początku mojego życia zawodowego, złożyłam podanie do organizacji „Action contre la faim” i myślałam, że wyślą mnie do Burundi albo do Sierra Leone, które przeżywały wtedy kryzys, a zaproponowali mi Afganistan. Pojechałam tam bez żadnych uprzedzeń: wiedziałam jedynie, że talibowie kontrolowali ten kraj i że region był odcięty od świata. Od razu zafascynował mnie uśmiech, poczucie humoru, inteligencja i zdolność radzenia sobie, nie poddawania się Afgańczyków, pomimo tego, co się działo. Jest to kraj duchowo bogaty: ich wiara wzruszyła mnie. Chciałam tam wracać najczęściej jak się da. W roku 2001 reżim talibów upadł i w rok później, kiedy rozpoczął się proces odbudowy, jeździłam tam na krótkie misje ewaluacyjne. Potem wróciłam tam z FAO: mogłam w ten sposób być świadkiem odbudowy i uczestniczyć w niej. Powiedziałabym nawet, że ja sama odbudowałam się niejako, odnowiłam». W jakim sensie? «Byłam młoda, kiedy zaczynałam tę pracę: w obliczu trudnych sytuacji czuliśmy się bezsilni. Nie było wyjścia, nie było nadziei: wszystko leżało w gruzach, pojechaliśmy tam z programami natychmiastowej, pierwszej pomocy, ale to były krople wody w oceanie potrzeb. Pytaliśmy się: po cóż tu jesteśmy, czemu mamy służyć? Potem zrozumieliśmy, że liczyła się nie tyle pomoc żywnościowa, ile nasza obecność. Jeśli dzisiaj pracuję w FAO, to dlatego, że uważam się za coś w rodzaju nośnika czy przewoźnika: w działaniu ważne jest spotkanie, to, czego się uczymy jedni od drugich, to, co można zbudować razem. Kiedy przebywa się długo w jakimś kraju, człowiek zadaje sobie pytanie: co zostanie? Zostaną relacje ludzkie, które udało się zbudować, zostanie to, co każdy potrafi wynieść z tego doświadczenia i co daje dalej w swoim życiu. Zaprzyjaźniłam się z moimi afgańskimi kolegami: pozostaje więź z innym człowiekiem, stosunek do samej siebie i to, czego można się nauczyć o sensie życia. Istotnie, można być nośnikiem czy przewoźnikiem woli Boga. Moi afgańscy przyjaciele nauczyli mnie składać w ręce Boga to, co jest do zrobienia. A jeśli możemy się przyłożyć do przeprawy jako przewoźnicy, to tym lepiej».
Ryzyko, kończy pani Dufour, «jest takie, że możemy się mylić w naszych konstrukcjach widzialnych: często mierzy się wyzwania humanitarne według wyników, podczas, gdy faktycznie ważne są obecność i spotkanie ludzkie, z których zrodzą się następnie konkretne przedsięwzięcia».
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano