Według aktywistów gejowskich słowa "nie lękajcie się" mają się Polakom kojarzyć z paradą równości
Z czym państwu kojarzą się słowa: „nie lękajcie się”? Z Janem Pawłem II inaugurującym swój pontyfikat? Pudło, drodzy czytelnicy, nie rozpoznaliście hasła tegorocznej europejskiej „parady równości”.
Marsz homoseksualistów ma się odbyć 17 lipca w Warszawie. Jak zapowiadają jego organizatorzy, weźmie w nim udział co najmniej 15 tysięcy osób z Polski i zagranicy. Oczywiście hasło tegorocznej imprez nie jest według ich zapewnień żadną prowokacją. Po prostu ma przekonać zastraszonych polskim ciemnogrodem gejów i lesbijki, że bez obawy mogą afiszować swoje upodobania na ulicach polskiej stolicy. Co prawda, władze miasta nie stanęły na wysokości zadania — nie dały ulgi na wynajęcie Sali Kongresowej, odmówiły objęcia parady specjalnym patronatem, no, ale na sam marsz zgodę wyraziły. Co więcej, już od dwóch tygodni w warszawskim Muzeum Narodowym chętni mogą obejrzeć wystawę „Ars Homo Erotica”, przedstawiającą wątki homoseksualne w sztuce od renesansu do czasów współczesnych. Że dawniej raczej nie eksponowano tego typu dewiacji? A do czego usłużni interpretatorzy? I tak jeden z działów kontrowersyjnej wystawy poświęcony jest wizerunkom św. Sebastiana, zdaniem kuratora przedsięwzięcia dr. Pawła Leszkowicza, to nie żadne świętokradztwo, bo przecież w historii sztuki „Św. Sebastian był chrześcijańskim Adonisem, przedstawianym jako przebity strzałami i w ekstatycznym stanie” (wypowiedź dla KAI). Co prawda mitologiczny Adonis miał jak najbardziej heteroseksualne upodobania (kochanek Afrodyty), ale kto by zwracał uwagę na takie szczegóły. Jest na wystawie - znaczy gej, tak jak w czasach stalinowskich, gdy z góry było wiadomo, że portretowany mężczyzna to przodownik pracy.
I tu i tam chodziło o walkę ideologiczną, wtedy z elementami obcymi klasowo, teraz z ludźmi o innych poglądach. Tamta walka posługiwała się prowokacją, kłamstwem i zastraszaniem, to samo robią współczesne środowiska homoseksualne. Bo czymże innym, jak nie prowokacją była głośna kilka lat temu awantura wokół prób zorganizowania w Krakowie homoseksualnej parady w dniu procesji ku czci św. Stanisława i czym jest tegoroczne wykorzystanie papieskiego hasła? Czym innym jak nie kłamstwem jest zapewnianie, że orientacja homoseksualna jest równie normalna jak heteroseksualne upodobania? Zastraszania doświadczyłam na własnej skórze. Pięć lat temu poparłam w prywatnym mailu stanowisko ówczesnej szefowej Fundacji Szumana p. Róży Thun, która odmówiła homoseksualistom zgody na ich oficjalne uczestniczenie w corocznej paradzie Szumana, rozsądnie tłumacząc, że na tej zasadzie udziału w paradzie mogliby zacząć domagać się np. rudowłosi. Pracowałam wtedy dla BBC i mimo iż jasno zaznaczyłam, że swoją opinię wyrażam jako osoba prywatna, polscy homoseksualiści zadali sobie sporo trudu, by donieść na mnie moim szefom w Londynie.
Dlatego wbrew radosnym nawoływaniom boję się. Ci ludzie nie walczą o prawo do odmienności, oni walczą o specjalne przywileje, o zakaz jakiejkolwiek krytyki. Krytyki nie tylko ich odmienności, ale także zupełnie nieuprawnionych żądań. Im wolno obrażać moje uczucia religijne, mnie nie wolno mieć o to pretensji. Nie wolno zaprotestować przeciwko skandalicznej, a robionej za moje, jako płatnika, pieniądze wystawie. Wystawie zorganizowanej przez dyrektora państwowego Muzeum Narodowego.
To jest chore, to jest niebezpieczne, to zagraża naszej przyszłości. Jak zauważył były rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll, przykład krajów dopuszczających adopcję dzieci przez pary homoseksualne dowodzi, że pierwszym krokiem do tego były zgody na parady równości. Dlatego lękajmy się i opamiętajmy, póki czas.
opr. mg/mg