Armia zawodowa, ale czy profesjonalna?

Mnożą się zarzuty pod adresem Ministerstwa Obrony Narodowej - brak środków i pomysłów na modernizację, z armii odchodzą masowo żołnierze i oficerowie...

Polskie wojsko z powodzeniem uczestniczyło w ostatnich latach w dwóch największych operacjach wojskowych na świecie w Iraku i w Afganistanie. Z drugiej strony w ciągu ostatnich dwóch lat pojawia się coraz więcej głosów, że w naszej armii dzieje się źle.

 

Mnożą się zarzuty pod adresem Ministerstwa Obrony Narodowej. Nie brakuje słownych potyczek z udziałem wojskowych. Jaka jest więc sytuacja polskiej armii Anno Domini 2010? Warto zadać sobie to pytanie przy okazji święta Wojska Polskiego, które obchodzimy 15 sierpnia.

Minister obrony narodowej Bogdan Klich zapowiedział w połowie 2009 roku, że do jego zakończenia polska armia będzie w pełni zawodowa, a na jej pełną profesjonalizację został wyznaczony czas do końca 2010 roku. O ile ten pierwszy warunek udało się zrealizować i od tego roku Polska dysponuje ok. 100-tys. w pełni zawodową armią, a do lamusa odszedł tak bardzo nielubiany przez młodych mężczyzn pobór, o tyle z tą drugą sprawą jest znacznie trudniej. „Zawodową tak. Profesjonalną zdecydowanie nie. To długotrwały, wieloletni proces. Nie wiem, czy nadejdzie taki moment, gdy będziemy mogli powiedzieć: kończymy, osiągnęliśmy wszystko” — stwierdził ostatnio w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, pytany o stan polskiej armii szef Sztabu Generalnego gen. Mieczysław Cieniuch. A nawet proces tworzenia armii zawodowej nie jest jeszcze w pełni ukończony. „Szkolenie armii zawodowej dopiero się zaczęło. Cykl ten jest obliczony na trzy lata, a rozpoczął się dopiero pół roku temu. W tej dziedzinie więc nie pokonaliśmy jeszcze nawet pierwszego etapu. Ważne jest też utrzymanie odpowiedniej liczebności armii” — mówił gen. Cieniuch.

Brak środków na modernizację

Głównym problemem, który dotyka polskie wojsko, jest — jakże by inaczej — brak pieniędzy. Rząd poszukując oszczędności budżetowych już kilkakrotnie obcinał budżet MON. Efekt jest taki, że na wojsko od kilku lat przeznacza się mniej środków, niż zakłada to ustawa, która gwarantuje, że rocznie do budżetu MON powinno wpływać 1,95 proc. PKB.

„Brak pieniędzy musiał przełożyć się na intensywność szkolenia, ale i na zużycie zapasów wojskowych: paliwa, amunicji, żywności, umundurowania. Bo skoro nie można było kupić nowego sprzętu czy środków, musieliśmy wykorzystywać zapasy. Trzeba było też okroić środki na remonty sprzętu” — przyznaje szef Sztabu Generalnego. Nie przeprowadza się także bardzo potrzebnej, ale niezwykle kosztownej modernizacji armii. Dwa wielkie programy modernizacyjne: zakupu samolotu wielozadaniowego F-16 oraz transporterów opancerzonych „Rosomak” zostały wdrożone już kilka lat temu. Od tego czasu próżno szukać równie wielkich przedsięwzięć. Co prawda wojsko prowadzi 14 programów pozyskiwania nowego uzbrojenia dla armii, ale wiele z nich, w tym zakup śmigłowców, się opóźnia.

Politycy przeszkadzają?

To nie jedyne problemy naszego wojska. „Nasza armia to skansen. Nie chodzi tu o wiekowy sprzęt bojowy, mam na myśli raczej sposób podejścia do pola walki przyszłości. Nasz armia ma taktykę i strategię dopasowaną do operacji pancernych z II wojny światowej, a nie do cyfrowego pola walki dnia dzisiejszego i jutrzejszego” — pisze jeden z uczestników forum poświęconego wojsku. Wiele zarzutów pada pod adresem generałów sprawujących najważniejsze funkcje. Zarzuca się im, że blokują kariery młodych zdolnych wojskowych i nie są przystosowani do dzisiejszych czasów.

„Nie zgadzam się z niektórymi specjalistami, którzy twierdzą, że funkcjonują tam jedynie ludzie, którzy 20 lat temu nabyli doświadczenia, bo jest bardzo wielu żołnierzy myślących nowocześnie i chcących coś zmieniać” — mówi były dowódca jednostki specjalnej GROM-u generał Roman Polko. Jego zdaniem wina leży po stronie polityków. „Myślę, że problemy organizacyjne armii wynikają nie z tego, że jest w niej beton blokujący jakieś decyzje. Problemy są raczej natury politycznej. Mamy za dużo jednostek i garnizonów. Ale w momencie, gdy próbuje się niektóre zlikwidować, zaczynają się protesty. Pojawiają się lokalni politycy, często z tej samej opcji co rząd, którzy bronią garnizonów. Twierdzą, że nie można ich likwidować, bo na przykład ludzie stracą pracę. I to jest główny problem. To nie kwestia w wojskowości, tylko w części politycznej. Wojsko wie, jak chce się zrestrukturyzować, niestety często nie ma ku temu możliwości” — mówił w jednym z ostatnich wywiadów gen. Polko. „Mamy też kryzys dyscypliny. Wśród żołnierzy brakuje poczucia więzi i dumy z tego co robią. To jest coś, co trzeba odrzucić i zmienić. Za wcześnie ogłosiliśmy, że mamy profesjonalną armię” — dodaje.

 

Generałowie się kłócą

Wojskiem Polskim co jakiś czas wstrząsają konflikty. - Oczekuję, że ktoś odpowie przed sądem za to, że nie mamy środków walki, które zapewniają bezpieczeństwo żołnierzom. Panowie, to wy jesteście winni — mówił w sierpniu 2009 roku gen. Waldemar Skrzypczak, ówczesny Dowódca Sił Lądowych, na pogrzebie jednego z żołnierzy poległych w Afganistanie. Słowa te były skierowane pod adresem urzędników MON. Wywołały one burzę, w wyniku której gen. Skrzypczak odszedł ze stanowiska. Nadal nie szczędzi jednak słów krytyki pod adresem MON. - Tak złego zarządzania armią nie było, odkąd sięgam pamięcią — mówił ostatnio.

Ministerstwo Obrony krytykuje nie tylko on, ale też inni byli dowódcy, jak choćby twórca GROM gen. Sławomir Petelicki czy wspomniany już gen. Polko. Zresztą ci dwaj generałowie równie chętnie kłócą się między sobą. W mediach publicznie oskarżają siebie o szkodzenie jednostce GROM. Zresztą wokół naszej eksportowej jednostki panuje w ostatnim czasie sporo zamieszania. Co chwila do opinii publicznej przedostają się informację o konfliktach w jednostce. Ostatnio do dymisji podał się jej dowódca.

W kraju czy na misjach?

Osobny temat to uczestnictwo polskich wojsk w misjach zagranicznych. Polscy żołnierze są od lat obecni w Iraku i w Afganistanie. Zbierają tam wiele pochlebnych recenzji od naszych sojuszników. Nie brakuje jednak krytyków tej obecności. „Uczestnictwo w misjach powoduje ze nasza armia staje się armią do „misji pokojowych”, a nie do walki ...wojsko uczy się teraz ochrony konwojów, a nie obrony czy natarcia” — twierdzą. Podkreślają też, że udział w misjach bardzo dużo kosztuje, co dodatkowo odbija się na możliwości modernizacji naszej armii. Większość ekspertów podkreśla jednak, że udział w tych operacjach był bezcenną lekcją dla naszych żołnierzy, którzy mogli sprawdzić się w warunkach bojowych i nauczyć współdziałania z zagranicznymi kolegami. - Siły zbrojne, które są zdolne do działania w operacjach ekspedycyjnych, są z definicji lepszą rękojmią na wypadek zagrożenia bezpieczeństwa niż wojska spędzające czas na manewrach — uważa Olaf Osica, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego z Collegium Civitas.

Jaka jest więc sytuacja naszej armii w 2010 roku? - Jeżeli za punkt startu przyjąć rok 1990, zmiana na lepsze jest oczywista, co nie znaczy, że w pełni wykorzystano szanse minionych dwóch dekad i że nie ma powodów do obaw — uważa Osica.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama