Odszkodowania zamiast Komisji?

Co kilka lat wraca jak bumerang sprawa finansowania polskiego Kościoła - zazwyczaj wyciągana za sprawą lewicowych polityków i aktywistów - a przecież to zasługa ich poprzedników, że Kościół nie może finansować się sam...

Obserwując rezonerski zapał lewicy, można bez wahania stwierdzić, że gdyby Komisja Majątkowa nie istniała, lewica musiała by ją wymyślić, by zapełnić propagandowe luki w swym miałkim programie.

Co kilka lat w polskiej polityce wraca niczym przysłowiowy bumerang sprawa tak zwanego finansowania Kościoła i rzekomych obciążeń, jakie dla budżetu państwa ma rodzić konieczność jego „wspierania”. Głoszący podobne frazesy niektórzy politycy lewicowi, niekiedy jeszcze o dalekim rodowodzie pezetpeerowskim, zgrabnie przemilczają fakt, że nie musiałaby istnieć żadna komisja majątkowa czy fundusz kościelny, gdyby polityczni protoplaści tychże polityków spod znaku Bieruta, Julii Brystygierowej czy później także Gomułki nie prowadzili agresywnej polityki antyreligijnej i antykościelnej. Jej istotą była między innymi konfiskata majątków kościelnych (i to nie tylko należących do Kościoła rzymskokatolickiego, ale także do innych kościołów i związków wyznaniowych). Pozbawiony de facto w latach 40.-60. podmiotowości prawnej Kościół katolicki nie miał w PRL możliwości bronić swoich elementarnych i niepodważalnych praw. Dopiero po 1989 r. powołano kilka komisji majątkowych, które miały zająć się zwrotem tej części kościelnych majątków, które zagrabiono w latach powojennych z naruszeniem nawet komunistycznego prawa.

Wydaje się jednak, że wiedza na temat skali szkód, jakie poniosły kościoły, w tym Kościół rzymskokatolicki, jest niewielka. Przed ponad dwoma laty zwrócił na to uwagę w rozmowie z „Przewodnikiem Katolickim” biskup tarnowski Wiktor Skworc, przewodniczący Rady Ekonomicznej KEP: „ Rzeczywiście niektórzy politycy atakują Kościół katolicki, podnosząc zarzut, że jest finansowany przez państwo. Dlatego konieczna jest edukacja społeczeństwa w tym zakresie, bo żeruje się na niedoinformowaniu społeczeństwa, w tym także katolików, którzy nie wiedzą, jak rzeczywiście przedstawia się sprawa finansowania Kościoła i jego instytucji”.

A zatem jeśli dziś na lewicy podnoszą się głosy, że Komisja Majątkowa czy powołany jeszcze przez władze PRL Fundusz Kościelny są niesprawiedliwe i „gdy dojdziemy do władzy, to te instytucje czym prędzej zlikwidujemy”, to Kościołowi wypada chyba tylko przyklasnąć tym zapowiedziom. Żaden Fundusz Kościelny ani inny gest ze strony państwa nie zdołał bowiem do dziś wynagrodzić Kościołowi strat, jakie poniósł w wyniku bezprawnych praktyk z lat 50. Likwidując więc niedoskonałe instytucje, niektórzy politycy zamierzają pewnie przygotować stosowne odszkodowanie. Kościół w Polsce utracił bowiem nieporównanie więcej, niż kiedykolwiek starał się odzyskać. A sam majątek, który straciła wspólnota Kościoła w latach PRL, można oszacować; podobnie, jak pożytki, należne z tytułu jego użytkowania. To, co przed laty było ziemią orną, wchodzącą w skład „dóbr martwej ręki” miejskich parafii, dzisiaj jest często centrum wielkomiejskiej zabudowy, gdzie ceny ziemi są zupełnie inne. Warto też pamiętać, że Kościołowi zabierano nie tylko owe „dobra martwej ręki”, ale i lasy, zakłady pracy, drukarnie, szkoły, internaty, szpitale, sanatoria, ośrodki wypoczynkowe.


Zakończyć działalność Komisji Majątkowej!

Z bp. Stanisławem Budzikiem, sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski, o kontrowersjach wobec Komisji Majątkowej rozmawia Marcin Przeciszewski prezes KAI

Problem majątków i finansów kościelnych. Mówi się, że Kościół załatwił sobie finansowanie „tylnymi drzwiami”. Chodzi o pensje dla kapelanów w instytucjach państwowych?

- Do standardów światowych należy duszpasterska opieka nad chorymi w szpitalu, więźniami czy żołnierzami. Kapelani pracują na terenie tych instytucji, bo są potrzebni. Chyba nikt nie ma wątpliwości, jak wielkie jest zapotrzebowanie na pracę kapelana w szpitalu. Jak ciężka i odpowiedzialna jest ta praca, jak ważna nie tylko w sensie religijnym. Za tę pracę kapelani otrzymują wynagrodzenie, bo muszą z czegoś żyć. Taki jest porządek prawny w cywilizowanych państwach, Polska nie jest wyjątkiem.

Standardem — w większości państw Europy — jest też nauczanie religii w szkołach. Przypomnę, że Kościół po 1989 r. nie oczekiwał pensji dla kapłanów katechizujących w szkołach. Okazało się jednak, że prawo nie pozwala angażować do pracy kogokolwiek bez wynagrodzenia.

A jeśli dotykamy już kwestii finansowych, to należy przypomnieć, że Kościół w Polsce — co wcale nie jest normą w Europie — utrzymuje się niemal wyłącznie z ofiar. W wielu krajach Kościół jest po części utrzymywany przez państwo. Na Słowacji czy w Czechach wszyscy duchowni otrzymują państwowe pensje. We Włoszech, na Węgrzech czy w Hiszpanii istnieje możliwość przeznaczenia części podatków na cele wybranego Kościoła. W Polsce Kościół nie korzysta z takich rozwiązań.

Czy będą jakieś działania, aby to zmienić?

- Wciąż realizacji wymaga art. 22 konkordatu, który mówi o konieczności rozwiązania kwestii finansowych Kościoła, we współpracy ze stroną państwową.

Jakie rozwiązania widziałby tu Ksiądz Biskup?

- Najbardziej sensowne byłoby wprowadzenie takich rozwiązań, dzięki którym wierni mogliby dobrowolnie decydować o przekazaniu na rzecz wybranej wspólnoty religijnej np. jeden procent swoich podatków, analogicznie jak to czynią na rzecz organizacji użytku publicznego. Taki model wprowadzony został np. na Węgrzech. Natomiast model niemiecki czy austriacki, gdzie każdy deklarujący się jako katolik musi przekazać część podatku na Kościół, jest dla nas nie do przyjęcia. Wolność decyzji jest w tym przypadku bardzo cenna i nie można z niej zrezygnować.

Takie mamy standardy w Europie. Tymczasem w polskich mediach krytykowane jest wciąż odzyskiwanie majątków przez Kościół. Zarzuca się, że może on odzyskać zabrane przez komunistów majątki, a inni nie.

- To jest kolejne nieporozumienie, które wymaga wyjaśnienia. Ani Kościół, ani inni nie mogą odzyskać dóbr, które zostały zabrane przez komunistów na skutek wprowadzonych przez nich ustaw. Te ustawy ciągle obowiązują. Natomiast zarówno Kościół, jak i inne podmioty, mogą odzyskiwać to, co zostało zabrane z naruszeniem nawet tego krzywdzącego prawa. Inne podmioty mogą to czynić drogą sądową. Dla Kościoła i innych wyznań i religii stworzono w 1989 r. Komisje Majątkowe — jest ich kilka. Miały one zwrócić tę cześć dóbr, o jakiej mówimy. W przypadku Kościoła katolickiego Komisja ta miała pracować kilka miesięcy. Zdawano sobie sprawę, że należy się pewna satysfakcja Kościołowi, który przez konfiskatę dóbr został pozbawiony zaplecza niezbędnego do prowadzenia działalności społecznej, edukacyjnej i charytatywnej. Problem w tym, że Komisja — ze względu na obstrukcję ze strony urzędników niektórych państwowych agend — działa już kilkanaście lat. To, co miało stanowić szybką ścieżkę, trwa o wiele dłużej niż droga sądowa, która okazuje się w wielu przypadkach szybsza i skuteczniejsza. To, co miało być ułatwieniem, stało się w wielu przypadkach utrudnieniem.

Jak można wyjść z tego zaklętego kręgu?

- Wokół Komisji Majątkowej powstało tak wiele nieporozumień, że Episkopat pragnie jak najszybciej zakończyć jej działalność. Nawet jeżeli w Komisji nie da się rozstrzygnąć wszystkich trudnych przypadków, można przekazać do rozstrzygnięcia niezawisłemu sądowi. Byłoby to bardziej normalne — dla Kościoła i dla państwa.

Ciągle pojawiają się doniesienia prasowe o nieprawidłowościach w Komisji Majątkowej.

- Orzeczenia w Komisji Majątkowej zapadają na zasadzie parytetu. Nic nie może być orzeczone bez zgody strony rządowej. Komisja Majątkowa ma za sobą wiele lat pracy, dzięki której udało się uregulować bardzo wiele spraw za zgodą zainteresowanych stron.

W sprawach, które mają wymiar materialny, dochodzi zazwyczaj do konfliktu rozmaitych interesów. Łatwo o zarzuty, wzajemne oskarżenia. Żyjemy w państwie prawa. Z tego wynika, że wszelkie zarzuty muszą być potwierdzone i udowodnione, zanim wyciągnie się konsekwencje przewidziane przez prawo.

Spore kontrowersje budzi w tym kontekście osoba Marka P.

- Nawiążę do wypowiedzi rzecznika KEP, że Marek P. nie był członkiem Komisji Majątkowej. Nie można też używać wobec niego określenia „pełnomocnik Kościoła”, ponieważ był jedynie pełnomocnikiem niektórych instytucji kościelnych. Wielokrotnie zwracałem uwagę kościelnym osobom prawnym, aby nie korzystały z jego pośrednictwa. Podzielam też stanowisko rzecznika archidiecezji krakowskiej, który zdeklarował w imię przejrzystości gotowość współpracy z organami państwowymi dla wyjaśnienia wszystkich ewentualnych nieprawidłowości związanych z odzyskiwaniem zagrabionego w czasach PRL mienia.

 

Powyższy tekst jest częścią większego wywiadu udzielonego KAI. Tytuł pochodzi od redakcji.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama