Trzy ataki, które wstrząsnęły Niemcami, wywołują pytanie, czy mamy do czynienia z działaniami szaleńców, czy zaplanowanymi aktami terroru. Bez względu na odpowiedź są one wynikiem licznych błędów i zaniedbań.
Trzy ataki, które wstrząsnęły Niemcami, wywołują pytanie, czy mamy do czynienia z działaniami szaleńców, czy zaplanowanymi aktami terroru. Bez względu na odpowiedź są one wynikiem licznych błędów i zaniedbań.
Gdy w piątek 22 lipca świat obiegła informacja, że w centrum handlowym w Monachium młody mężczyzna zastrzelił 9 osób, a ponad 30 ranił, natychmiast wzbudziło to skojarzenia z koszmarną serią zamachów islamskich terrorystów w Belgii i Francji. Tym bardziej że kilka dni wcześniej, również w Bawarii, nastolatek rzucił się z siekierą na pasażerów pociągu właśnie z fundamentalistycznych pobudek. Jednakże jak się wkrótce okazało, tym razem było inaczej.
Narastająca w mediach fala domysłów i spekulacji posądzała o zamach zarówno islamskich terrorystów, jak i skrajną prawicę. Motywy sprawcy pozostają jednak wciąż nie do końca znane.
Ataku dokonał 18-letni Ali David Sonboly, urodzony w Niemczech potomek imigrantów z Iranu, mający podwójne obywatelstwo. W czasie zamachu mówił sam o sobie: „Ich bin ein Deutscher” („Jestem Niemcem”). Jego ojciec jest taksówkarzem (rozpoznał syna na nagraniu wideo i zawiadomił policję), matka pracuje w domu handlowym, miał też cztery lata młodszego brata. Zwykła i niczym niewyróżniająca się rodzina, która najpierw mieszkała w imigranckiej i pełnej problemów dzielnicy Hasenbergl, zaś od dwóch lat żyła w socjalnym mieszkaniu w monachijskiej dzielnicy Maxvorstadt. Uczył się w szkole zawodowej. Jako Irańczyk najprawdopodobniej był szyitą, choć nie był religijny.
Chłopak był niepopularny i prześladowany w szkole przez tureckich i arabskich uczniów przez siedem lat. W żadnej ze szkół, do których uczęszczał, nie potrafił nawiązać kontaktów z rówieśnikami. W 2012 r. został ranny w trakcie napaści trzech innych nastolatków. Jego koledzy z klasy mówili, że groził im wszystkim śmiercią. Interesował się zamachami dokonywanymi w szkołach — odwiedził nawet Winnenden, gdzie w 2009 r. 17-latek zabił piętnaście osób, miał też niemieckie wydanie książki amerykańskiego psychologa dr. Petera Langmana o uczniach zabójcach Why Kids Kill: Inside The Minds Of School Shooters. Choć w czasie zamachu miał wyrażać niechęć do obcokrajowców, a większość jego ofiar była młodymi imigrantami, to jednak policja wyklucza wątki polityczne czy ksenofobiczne.
Nastoletni sprawca leczył się psychiatrycznie z powodu depresji i stanów lękowych, określany był jako nieśmiały i cichy samotnik z lekką nadwagą. Obsesyjnie grał w gry komputerowe, tzw. strzelanki (np. Counter Strike). Sąsiedzi mówili o nim dobrze, najczęściej, że był cichy i uprzejmy. Inspiracją dla niego był Anders Breivik, który dokładnie pięć lat wcześniej dokonał masakry na norweskiej wyspie Utøya. Zdjęcie norweskiego zamachowca znajdowało się na profilu nastolatka w internetowym komunikatorze Whatsapp. Policja nie znalazła w jego domu manifestu norweskiego ekstremisty, natomiast wiadomo, że 18-latek napisał własny, jednak jego treść nie została ujawniona. W jego przypadku nie stwierdzono natomiast powiązań z Państwem Islamskim.
Atak szaleńca, który zakończył się jego samobójstwem, rozpoczął w Niemczech szereg dyskusji i analiz dotyczących stanu bezpieczeństwa wewnętrznego. Była to również okazja do komentarzy politycznych. André Poggenburg z antyimigranckiej Alternatywy dla Niemiec (AfD) już po pierwszych doniesieniach o ataku skrytykował rząd, przypisując winę islamskim terrorystom. Przedwczesna wypowiedź wywołała lawinę krytyki. Ale sugestie rewizji polityki migracyjnej pojawiły się także wśród niektórych polityków z rządzącej CDU. Sama kanclerz, która przerwała swoją wizytę w Stanach Zjednoczonych, wypowiedziała się dwadzieścia godzin po zamachu, według niektórych zbyt późno, zaś na Twitterze pojawił się już hashtag #merkelschweigt („Merkel milczy”).
Władze niemieckie podkreślały potrzebę ostrożności w ocenie wydarzeń i rozwagi. W Berlinie zebrał się federalny gabinet bezpieczeństwa. Premier bawarskiego rządu Horst Seehofer powiedział, że wolność zapewnia bezpieczeństwo. Federalny minister spraw wewnętrznych Thomas de Maizière podkreślał konieczność zaostrzenia zasad posiadania broni (Ali David Sonboly posiadał nielegalnie pistolet Glock 17, kupiony w tzw. darknecie, a więc nielegalnej, ukrytej sieci internetowej), a także zwrócił uwagę na rolę brutalnych gier w tego rodzaju zachowaniach. W sprawie broni palnej wypowiadał się też wicekanclerz Sigmar Gabriel.
Wydarzenia z Monachium, choć wydają się jednostkowym atakiem szaleńca, stanowią jednocześnie sumę wielu błędów i zaniedbań. Za zamachem stoją zarówno szkolne prześladowania sprawcy, jak i jego zaburzenia psychiczne. Ułatwił go dostęp do broni. W szerszym kontekście mamy powiązanie osobistych frustracji i kompleksów nastolatka ze skrajną ideologią Breivika oraz działaniami innych młodych szaleńców, które owocują monachijską zbrodnią. Istotne wydają się być tutaj także problemy społeczne w środowiskach imigrantów. Atak z Monachium pokazuje, że bezpieczeństwo ma bardzo wiele wymiarów: to nie tylko sprawność działań policji, a działania jednego człowieka stanowiące splot wielu czynników społecznych, mają również potężne skutki dotyczące wszystkich obywateli. On nie miał nic do stracenia, Niemcy stracili wiele.
Dwa dni później miały miejsce kolejne dramatyczne wydarzenia. W Reutlingen koło Stuttgartu (Badenia-Wirtembergia) 21-letni azylant z Syrii zabił maczetą Polkę i ranił dwie inne osoby. Sprawca i ofiara pracowali w tym samym barze, możliwym motywem jest zawód miłosny, tym bardziej że wcześniej doszło do kłótni między Syryjczykiem a kobietą. Policja nie znalazła dowodów na terrorystyczne powiązania uchodźcy.
Natomiast w niedzielny wieczór w Ansbach (Bawaria) 27-letni Syryjczyk próbował się dostać na trwający tam festiwal muzyczny. Gdy mu się to nie udało, odpalił ładunek wybuchowy przy pobliskiej winiarni. Sprawca zginął, natomiast rannych zostało 12 osób. O zamachowcy wiadomo, że pochodził z Syrii i mieszkał w pobliskim obozie dla uchodźców. Dwa razy odrzucono jego wniosek o azyl. Był znany policji, leczył się psychiatrycznie, miał za sobą próby samobójcze. Bawarski minister spraw wewnętrznych na konferencji prasowej przyznał jednak, że nie można wykluczyć, że zamachowiec był związany z Państwem Islamskim.
Wydarzenia z południa kraju nakręcają spiralę strachu wśród Niemców, stanowiąc też wyzwanie dla wszystkich służb, postawionych w stan najwyższej gotowości.
opr. ab/ab