Rumuńska przestroga: co dzieje się, gdy religia traci wpływ na życie społeczne

Pojawiające się sugestie, że w Polsce może się powtórzyć sytuacja z Rumunii, gdzie unieważniono wyniki wyborów prezydenckich nie biorą pod uwagę odmiennej sytuacji społecznej. Poziom korupcji, populizmu i wpływów rozmaitych grup interesu w Rumunii jest nieporównywalnie większy niż u nas. Rumuni dali się też przekonać, że religia jest „sprawą prywatną” i nie powinna mieć wpływu na życie społeczne.

Zagraniczni politycy i dziennikarze wypowiadający się na temat Rumunii nie rozumieją zazwyczaj, z czym mają do czynienia. Próbując stosować zachodnie standardy, oceniają niewłaściwie kolejne zdarzenia polityczne i społeczne, w tym – ostatnie unieważnione wybory prezydenckie. Co gorsza, w oparciu o te błędne analizy usiłują wyciągać wnioski odnoszące się do swoich własnych krajów. To podwójny błąd.

Osobiście znam wielu Rumunów, głównie z regionu Siedmiogrodu (Transylwania). Wielokrotnie słyszałem ich bardzo krytyczne wypowiedzi odnośnie do polityków, partii i różnych instytucji państwowych. Dwa tematy, który ciągle powracały to: populizm i korupcja.

Na jednym z chrześcijańskich portali przeczytałem dziś słowa kolejnego Rumuna, Mariusa Bagu, który w podobny sposób opisuje sytuację w swoim kraju:

Pamiętam, jak ludzie umierali w szpitalu, ponieważ nie byli w stanie przekupić lekarza, by dostać się na operację. (...) Skandale łapówkarskie były wszechobecne. Korupcja nadal jest istotnym problemem w moim kraju. Być może dziś już nie słyszy się o ludziach umierających w szpitalu, ale korupcja polityczna, społeczna i gospodarcza wciąż ma miejsce. Instytucje publiczne, co zrozumiałe, są najbardziej skorumpowane.

Na światowym indeksie korupcji Transparency International Rumunia zajmuje sześćdziesiąte trzecie miejsce. Polska – czterdzieste siódme. Dla porównania: na pierwszym miejscu jest Dania (niemal całkowity brak korupcji), na ostatnim – Somalia. Z europejskich krajów gorzej od Rumunii wypada Bułgaria, Węgry, Kosowo, Bośnia i Albania. Trudno nie zauważyć, że nie jest to najlepsze towarzystwo, a także – że kraje te sąsiadują ze sobą.

Marius Bagu stara się wyjaśnić ten stan rzeczy komunistyczną przeszłością:

Istnieje wiele powodów takiej dysproporcji między Rumunią a czołowymi krajami europejskimi. Od 1947 do 1990 r. Rumunia znajdowała się pod rządami komunistów – to najbardziej oczywisty powód. Reżim komunistyczny charakteryzował się korupcją. W tym czasie przekupstwo stało się powszechne, zwłaszcza jeśli chodzi o podstawowe potrzeby życiowe. Trzydzieści pięć lat później zwyczaj przekupywania lekarzy, policjantów i innych pracowników sektora publicznego jest wciąż obecny, niczym duch naszej komunistycznej przeszłości.

Są jednak kraje nie mniej niż Rumunia doświadczone przez komunizm, w których poziom korupcji jest wyraźnie niższy: Estonia (12 miejsce w rankingu), Litwa (34 miejsce), czy Polska. Przeszłość komunistyczna nie jest więc jedynym wyjaśnieniem i jedyną przyczyną problemu. Problem leży także w mentalności samych obywateli oraz w zniszczonej tkance społeczno-gospodarczej. Marius Bagu ze smutkiem zauważa, że choć Rumunia jest krajem chrześcijańskim (on sam jest protestantem, większość Rumunów należy jednak do Kościoła prawosławnego), religia wydaje się być odizolowana od życia społecznego i ma znikomy wpływ na jego funkcjonowanie. Nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek słyszał kazanie czy nauczanie na tematy społeczne, a w szczególności – na temat korupcji. To też swoista przestroga dla tych, którzy twierdzą, że Kościół „nie powinien się mieszać do polityki”. Co innego – bezpośrednio angażować się w politykę, co innego – dopominać się o zachowanie standardów moralnych w polityce i życiu społecznym. Tam, gdzie Kościół wycofuje się z takiego zaangażowania, społeczeństwo nie jest lepsze, ale wręcz przeciwnie.

Czy w Polsce mogłoby się wydarzyć coś takiego, jak w Rumunii, gdzie niewielka grupa interesów potrafi tak zmanipulować wyborców, żeby całkowicie zniekształcić wynik wyborów? Nie sądzę, żeby było to możliwe, a w każdym razie nie na taką skalę jak w Rumunii. Jest kilka czynników, które muszą zaistnieć jednocześnie: brak mechanizmów walki z korupcją i obcymi wpływami, niewielka świadomość polityczna społeczeństwa, wyjątkowo wysoka nieufność wobec władz i mainstreamowych partii politycznych, słabość mediów, niesłyszalny głos Kościoła i instytucji obywatelskich. Owszem, w Polsce kiedyś przerabialiśmy Stana Tymińskiego i jego tajemniczą teczkę, ale mimo wszystko dokonaliśmy istotnego postępu od początku lat 90-tych.

Czy możemy czegoś nauczyć się na przykładzie Rumunii? Jak najbardziej tak. Przede wszystkim tego, że wszelkie instytucje i mechanizmy społeczne, ekonomiczne i prawne nie funkcjonują w etycznej próżni. Tam, gdzie brak standardów moralnych, gdzie rozpowszechnia się korupcja, cwaniactwo, szukanie łatwego zysku kosztem innych, tam wszystko będzie się rozsypywać, tam wszystko będzie chore, jak organizm zżerany przez raka. Dlatego Kościół nie może wycofywać się z życia społecznego – a mam tu na myśli nie tylko „hierarchię”, ale wszystkich wiernych. Obecność chrześcijan w gospodarce, polityce i ogólnie – życiu społecznym – jest korzystna dla tych sfer. Nie dajmy sobie wmówić, że religia jest sprawą prywatną. Owszem, religia musi być sprawą „osobistą” – w tym sensie, że nie może być czymś zewnętrznym, ale musi dotykać serca i rozumu poszczególnych ludzi, zanim wywrze wpływ na społeczeństwo. Nie może jednak zostać oddzielona od życia społecznego, bo jest jego istotną częścią.

Źródła: Transparency International, CNE

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama