Jak mrówki?

Bezruch duszy bywa nadrabiany gorączkową ruchliwością ciała

Jak mrówki?

br. Tadeusz Ruciński

Jak mrówki?

Bezruch duszy bywa nadrabiany gorączkową ruchliwością ciała.

Tyle dobrego mówi się o pracy i pracowitości, że nawet u pracowitego słodkie nieróbstwo przestaje być słodkie. Są ludzie, którzy do każdej pracy czują organiczny wstręt, ale są i tacy, których nieustanna krzątanina i pracowitość budzi podejrzenie, że czują oni strach (a może także wstręt?) przed nicnierobieniem. Ich ideałem chyba jest żywot mrówek.

Świętemu Franciszkowi wielu przypisuje sentymentalną miłość do zwierzątek jako takich, nawet większą chyba niż do ludzi (Pana Boga tacy zwykle tu przemilczają). Jednak kiedy sięgnie się do mniej ckliwych źródeł, to odkrywa się, że ów święty nie znosił much, ale i nie kochał poczciwych mrówek. Kiedyś, gdy bracia wędrowali przez las na Monte Subasio, brat Leon stanął przy sporym mrowisku i zagadnął idącego na końcu Franciszka: „Czy sam nie nauczałeś nas, że nie należy przechodzić obojętnie obok doskonałości cudów Bożego stworzenia, lecz dziękować Mu za każdy napotkany?”. Franciszek skinął głową. Leon mówił dalej: „Pamiętam, jak powiedziałeś o tym, gdy przy drodze ujrzeliśmy misternie utkaną pajęczynę. A potem, gdy przeniosłeś z drogi na trawę ślimaka, powiedziałeś, że należy pomagać braciom i siostrom zwierzętom. Pamiętam też, gdy usłyszeliśmy długo przed świtem głos kosa, pouczyłeś nas, że uczyć się mamy od doskonałości natury. Nieprawdaż?”. Franciszek nie zaprzeczył. Leon wskazał na mrowisko i rzekł z wyrzutem: „Przechodzimy codziennie obok tego misternego kopca, który dla tych maleńkich mrówek jest większy niż wieża Babel, ale ty ani razu nie zatrzymałeś się przy nim. Nawet kiedy dzięcioł uszkodził to mrowisko, nie zrobiłeś nic, aby pomóc rozbieganym mrówkom. Mam wrażenie, że ty nie kochasz tych pracowitych stworzeń”. Franciszek odrzekł wtedy: „Patrz, Leonie, jak te mrówki ciągną swoje ciężary, wznoszą tę swoją budowlę, nie zatrzymując się i nie odpoczywając od rana do nocy. Nie spojrzą nawet w niebo. Ta zawzięta pracowitość naszych małych sióstr przeraża mnie i budzi obawę, że kiedyś ludzie mogą wziąć z nich przykład i nie znać już niczego poza swoją pracą, będąc przy niej coraz smutniejszymi. Smutek bowiem jest chorobą wyniesioną z budowania wieży Babel, którą zresztą opuszczono”.

Zawzięta praca, pozorowanie zapracowania, chorobliwe uzależnienie od pracy, pracoholizm to jakieś znaki tych czasów. Czy nie jest to przejaw okropnego wręcz lenistwa duchowego (zwanego kiedyś acedią i uznawanego za ósmy, najgorszy grzech główny) pokrywanego zewnętrznym zakrzątaniem, mnożeniem sobie zajęć, zaaferowaniem wszystkim tym, co podtrzymuje bezmyślność w tym – perfekcyjnym często – zabieganiu po błędnym kole?

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama