Dobra rzadkie i ubodzy

Miłość do ubogich musi się wyrażać w konkretnych czynach. Jest to związane z faktem ograniczonej dostępności dóbr, wbrew wszelkim utopijnym wizjom doczesnego szczęścia ziemskiego

Papież Franciszek ustanowił ostatnią niedzielę (19 listopada 2017) przed Uroczystością Chrystusa Króla Światowym Dniem Ubogich. Papież pragnie zwrócić uwagę, że miłość wobec bliźniego w potrzebie musi wyrażać się w konkretnych czynach. Papież emeryt Benedykt XVI w swojej encyklice o miłości Deus caritas est napisał, że „zawsze będą sytuacje materialnej potrzeby, w których konieczna jest pomoc w duchu konkretnej miłości bliźniego”.

Nie było to zamierzonym celem papieża, ale jego orędzie zachęca do refleksji nad istotą ekonomii. Rzadkość dostępnych zasobów niezbędnych do przetrwania nie jest sztucznym wytworem ustanowionym przez człowieka. Nie jest to kategoria historyczna, która może ulec kiedyś zmianie. Istnieje ona od momentu, kiedy człowiek został wygnany z raju i jest dzisiaj stałym elementem stworzonego świata. Ciągłe pokonywanie tej rzadkości jest na stałe wpisane w historię zbawienia każdego człowieka. Nie ma innego świata. Każda próba wyobrażenia sobie innego świata i próba wprowadzenia go w życie jest szatańską pokusą.

W świecie na co dzień zmagamy się z rzadkością zasobów w stosunku do nieograniczonych potrzeb. Henry Hazlitt (+1993) w The Conquest of Poverty pisze, że trudno jednoznacznie określić, co jest przyczyną ludzkiej biedy. Nie ma jednej prostej odpowiedzi. Są ludzie biedni nie z własnej winy i biedni z lenistwa. Są ludzie bogaci, ponieważ ciężko na to pracowali, ale są także tacy, którzy mieli więcej szczęścia od innych. Najczęściej znajdujemy całą mieszankę przyczyn względnego ubóstwa lub bogactwa danej osoby.

W obliczu nie­przewidywalnej przyszłości wszyscy musimy podejmować ryzyko. Jest ono atrybutem każdego ludzkiego działania i dotyczy każdego człowieka. Niepewność i ryzyko powodują pojawienie się przedsiębiorcy, ale także ubogich. Nie każdy potrafi właściwie ocenić przyszłość. Człowiek nie jest doskonały. Sukces przedsiębiorcy zależy od prawidłowego przewi­dzenia przyszłych wydarzeń. Przedsiębiorca czerpie korzyść jedynie stąd, że potrafi przewidzieć popyt lepiej niż inni przedsiębiorcy. Jeżeli nie uda się mu wyprodukować najtańszych i najlepszych dóbr, o które zabiegają konsumenci, ponosi on straty i traci pozycję przedsiębiorcy. Jego miejsce zajmują ci, którzy lepiej potrafią obsłużyć klientów.

Nie każdy na rynku odnosi sukces. Niektórzy ponoszą porażki, z których jest im ciężko się podnieść. Może to być przedsiębiorca, który wszystko zaryzykował i stracił cały swój majątek, ponieważ źle odczytał preferencje klientów na rynku. A może nieodpowiednio docenił konkurencję w swojej branży? A może było w jego działaniu również trochę pychy, gdyż pomyślał przez chwilę, że jest najlepszy na rynku i jego produkcja nie wymaga modernizacji. Przeliczył się. Znalazł się na bruku. Nikt nie jest doskonały.

Może to być ekspedientka w prowincjonalnym miasteczku, która straciła pracę, ponieważ właściciel sklepu zbankrutował. Idzie na bezrobocie, które powstrzymuje ją przed poszukiwaniem innej pracy poza miejscem zamieszkania. Na wolnym rynku mogłaby pozwolić sobie na bezczynność tylko wtedy, kiedy miałaby nagromadzone środki do przeżycia. Dzisiaj działania gospodarki są jednak gruntownie naruszone. Państwo interweniuje w gospodarkę i przyczynia się do wymuszonego bezrobocia. Taką przyczyną jest na przykład niewinnie na pierwszy rzut oka wyglądająca płaca minimalna. Narzucenie przez rząd lub związki zawodowe stawek wynagrodzeń wyższych od marginalnej produktywności pracy w danym zawodzie z potencjalnego pracownika stwarza przymusowego bezrobotnego. Ktoś chciał dobrze, ale wyszło inaczej.

Ludwig von Mises (+1973) twierdził, że najlepszą drogą do wyeliminowania ubóstwa i niedostatku jest zwiększenie produkcji. Należy mu przyznać rację, gdyż jest to jedyna droga. Warto jednak pamiętać, że ten sam austriacki ekonomista pisał i ostrzegał, że ekonomia nie daje odpowiedzi na wszystkie pytania. Wolny rynek powstaje wtedy, kiedy działające osoby angażują się dobrowolnie w wymianę jednych dóbr lub usług na inne. Tak dzieje się pod jednym warunkiem. Człowiek w działaniu musi odczuwać jakieś niezadowolenie z istniejących okoliczności i być zdolnym do wyobrażenia sobie sytuacji bardziej pożądanej niż obecna, oraz wierzyć, że posiada odpowiednie środki do stworzenia wybranego stanu rzeczy. Ludzie nie zawsze mają taką wyobraźnię i wiarę.

Swoje trzy grosze dorzucają tutaj chrześcijańscy kaznodzieje, którzy na kazaniach powtarzają jak mantrę, że bogaci stają się bogatsi tylko dlatego, że biedni stają się coraz biedniejsi. Ale wymiana handlowa nie jest grą o sumie zerowej, w której zysk jednej strony oznacza stratę drugiej. Każda wymiana jest grą o sumie dodatniej, w której zyskują obie strony. Gdyby było inaczej, to na wolnym rynku nigdy nie doszłoby do takiej wymiany.

Papież na zakończenie orędzia pisze, że „biedni nie są problemem, ale zasobem, z którego możemy zaczerpnąć, aby przyjąć i żyć istotą Ewangelii”. Co papież miał na myśli? Czy nie przypomina przedsiębiorcom, że współpraca z każdym się opłaca i to nawet wtedy, gdy ktoś jest pod każdym względem mniej wydajny? Ale prawo kosztów komparatywnych nie zawsze działa. Nie ma idealnego przedsiębiorcy. Nie wszyscy widzą takie same korzyści w tym samym czasie. Ktoś może poczuć się marginalizowany. Rynek nie jest doskonały.

H. Hazlitt pisze, że ci, którzy naprawdę chcą pomagać biednym, nie będą spędzać swojego czasu na organizowaniu marszów protestacyjnych i przekazywaniu pieniędzy ubogim, które zostaną przeznaczone na natychmiastowe potrzeby konsumpcyjne. Autor Ekonomii w jednej lekcji uważa, że raczej sami powinni żyć skromnie w stosunku do swoich dochodów, oszczędzając i stale inwestując swoje oszczędności w istniejące lub nowe przedsiębiorstwa, tworząc w ten sposób obfitość dóbr dla wszystkich, a przy okazji tworząc nie tylko więcej miejsc pracy, ale również lepiej płatnych. Nie ma innej drogi. Rozwiązaniem nie jest państwo opiekuńcze, o którym św. Jan Paweł II (+2005) w Centesiums annus trafnie napisał: „Interweniując bezpośrednio i pozbawiając społeczeństwo odpowiedzialności, państwo opiekuńcze powoduje utratę ludzkich energii i przesadny wzrost publicznych struktur, w których — przy ogromnych kosztach — raczej dominuje logika biurokratyczna” (CA 48).

Historia Kościoła ma długa listę ludzi, którzy wpisali się w poczet świętych, ponieważ w sposób heroiczny poświecili swoje życie na rzecz pomocy ludziom z marginesu. W listopadzie obchodzimy w Kościele liturgiczne wspomnienie św. Homobona (+1197), który był mniej więcej rówieśnikiem św. Franciszka z Asyżu (+1226). Obaj święci żyli w północnych Włoszech. Jeden i drugi urodził się w bogatej rodzinie kupieckiej handlującej tkaninami. Św. Franciszek wybiera skrajne ubóstwo i zakłada zakon żebraczy. Św. Homobon pomnaża majątek swojego ojca i owocami swojej pracy dzieli się z biednymi. Papież Innocenty III (+1216), który kanonizował kupca z Cremony w niespełna dwa lata po jego śmierci, w bulli kanonizacyjnej napisał, że ten zaszczytny tytuł zapisania imienia Homobona na liście świętych przypadł mu z racji „czynienia wiele dla biednych, których utrzymywał przy sobie, dbając o nich i goszcząc w swoim domu” i troszczenia się zarówno o żywych, jak i fundując chrześcijańskie pochówki, dla tych którzy dokonali już swojego ziemskiego żywota.

Szkoda, że dzisiaj tylko nieliczni pamiętają o świętym z Cremony. Kiedyś musiało być inaczej. Jego relikwie znajdują się w Kościele Mariackim w Krakowie. Ten średniowieczny święty uczy, że praktykowanie miłości bliźniego zakłada posiadania czegoś na własność. Rozdawanie cudzej własności nie jest dobroczynnością. Wiele kościelnych organizacji charytatywnych korzysta dzisiaj ze środków publicznych. Taka działalność nie ma wiele wspólnego z filantropią. Alexis de Tocqueville (+1859) w swoim „Raporcie o pauperyzmie” zwracał uwagę, że jest ona zawsze obarczona zasadniczym błędem, ponieważ lekceważy najbardziej podstawową cechę ludzkiej natury. Pierwszym motywem, który popycha ludzi do pracy, jest chęć przeżycia lub poprawy swojej egzystencji. Odebranie im tego motywu poprzez przyznanie im ustawowego prawa do pomocy społecznej jest równoczesne skazaniem ich na życie w zależności i bezczynności.

Na co dzień zmagamy się z rzadkością zasobów w tym świecie. Nie wszyscy sobie z tym radzą. Każdego dnia spotkamy głodnych, spragnionych i nagich. Zastanawiamy się, jak im pomóc. Tworzymy w tym celu fundacje i stowarzyszenia charytatywne. Zastanawiamy się, jaki system ekonomiczny pozwoliłby ludziom wyjść z ubóstwa. Ale Światowy Dzień Ubogich nie jest zaproszeniem do tego, by zastanawiać się, jak walczyć z ubóstwem. W tym dniu Papież zachęca wiernych, aby w ubogich zobaczyli obecność samego Boga, gdyż każdy z nas został stworzony na Jego podobieństwo. Taka postawa pozwala zrozumieć, że służba bliźniemu jest zawsze odpowiedzią na miłość Boga, który pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4,19). Wszystko to, co posiadamy, pochodzi od Boga, a my jesteśmy tylko tego szafarzami.

W przypowieści o bogaczu i Łazarzu (Łk 16,19-31) potępiony zostaje bogacz. Warto zwrócić uwagę na to, że nie zostaje on potępiony za sam fakt posiadania majątku, ale za swoją obojętność na los ubogich. Bogaczowi brakowało fundamentalnej opcji na rzecz ubogich. Na czym ona polega? Odpowiedź znajdujemy w orędziu papieża, który w prosty sposób naucza, że uczeń Chrystusa jest wezwany „do wyciągnięcia ręki do biednych, do spotkania się z nimi, popatrzenia im w oczy, przytulenia, aby poczuli ciepło miłości, która przełamuje krąg samotności. Ich ręka wyciągnięta w naszą stronę jest również zaproszeniem do wyjścia z naszych pewności i wygód, i do rozpoznania wartości, którą ubóstwo ma samo w sobie”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama