Adwent, obietnica, odpowiedzialność

Adwent jest zaproszeniem do odpowiedzialnego potraktowania swojego życia, a jednocześnie - czasem radości

Adwent to czas czterech niedzieli przed Bożym Narodzeniem. Jak można to zauważyć po liturgii mszalnej, po czytaniach oraz po brewiarzu, czas adwentu ma dwa okresy. Pierwszy, przed 17 grudnia, kiedy liturgia Kościoła zaprasza do rozważania Paruzji — ostatecznego przyjścia Chrystusa, który „przyjdzie sądzić żywych i umarłych”. Natomiast drugi czas czyli od 17 grudnia do I nieszporów Uroczystości Narodzenia Pańskiego, kieruje uwagę na przygotowanie się do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia.

Nie będę narzekał, że oto znowu zaczyna się gorączka zakupów przedświątecznych, a wielu właścicieli supermarketów i galerii handlowych zaczyna się w tym czasie zachowywać niczym koty w marcu. Jakby wtedy czas przyspieszał. Trudno - jest, jak jest. Ta pogoń w okresie przed Bożym Narodzeniem nie jest zresztą wcale polskim wynalazkiem. Przygotowanie mieszkania i lodówki do Bożego Narodzenia też jest zapewne jakoś ważne, ale myślę, że człowiek wierzący w Pana Jezusa nie powinien stawiać na podium przedświątecznej pogoni przez sklepy i galerie. Z drugiej strony - nikt też nie zagoni na siłę do kościoła bądź do przedświątecznej spowiedzi. To od konkretnego człowieka zależy, jak przeżyje adwent oraz — na którym miejscu umieści w tym czasie pogoń za świątecznymi zakupami, a także — na którym miejscu postawi swoje życie. Świętowanie przy stole ma swoje ważne znaczenie, ale też swoje miejsce.

Bo adwent jest zaproszeniem właśnie do odpowiedzialnego potraktowania całego swojego życia. Tym się jednak różni od czasu wielkiego postu (pomimo tego samego koloru szat liturgicznych), iż nie jest okresem pokuty, ale radosnego oczekiwania. Te dwa wymiary z obu wspomnianych okresów liturgicznych jakoś splatają się ze sobą i mówią o tym, iż Panu Bogu zależy na — nazwijmy to tak — wszechstronnym wychowaniu człowieka. Wszystko ma swój czas, także pokuta, ale także oczekiwanie.

Nie mam dzieci, nie mam też żony, ale słyszałem wiele razy od znajomych i przyjaciół, iż kiedy mama oczekuje na swoje dziecko, to może przeżywać całe spectrum uczuć: radość, pokój w sercu, ale także może odczuwać lęk, strach o dziecko, o siebie, o przyszłość. Jednak każda kobieta, która poważnie traktuje ciążę będzie czuła odpowiedzialność za to nowe życie oraz za siebie. Także ojciec dziecka, jeśli poważnie podchodzi „do sprawy”, będzie czuł odpowiedzialność. Ale jak pogodzić radosne oczekiwanie z odpowiedzialnością?

Odpowiedzialność nie jest jakimś napinaniem się, ale stylem uprawiania życia. W adwencie jesteśmy zaproszeni (po raz kolejny — ależ ten Pan Bóg jest cierpliwy) do odkrycia i przeżycia, iż życie ludzkie, to dar złożony w dłoniach każdego człowieka. Jest to odpowiedzialność za siebie oraz za drugiego człowieka. Ta odpowiedzialność nie jest straszeniem piekłem, ale pokazaniem, iż decyzje oraz czyny mają swoje konsekwencje. Z tą jednak różnicą, iż wierzący w Chrystusa wie, jaki jest finał oraz Kto stoi na końcu dziejów człowieka i świata. Adwent to także zaproszenie, aby obudzić się, wyjść z ciepełka i zacząć myśleć. Gdzie jak gdzie, ale u Pana Boga myślenie jest w cenie.

Kolekta I niedzieli adwentu brzmi: „Wszechmogący Boże, spraw, abyśmy przez dobre uczynki przygotowali się na spotkanie przychodzącego Chrystusa, a w dniu sądu, zaliczeni do Jego wybranych, mogli posiąść królestwo niebieskie”. Dobre uczynki to nic innego, jak reakcja człowieka na Boże Objawienie i dobra odpowiedź na Ewangelię. To, co robi Pan Bóg, to po pierwsze - stwarza przestrzeń wolności. Tę przestrzeń można zagospodarować. Ale jak i w jakim stylu? Po drugie — Pan Jezus zawsze jest gotów nas wspomagać, czyli pocieszać. Nie jest więc tak, że Bóg zostawił swoje stworzenie „na lodzie”. Nawet, jeśli przechodzimy „ciemną doliną”, to Pan idzie z nami. To pocieszenie od Boga jest znakiem Jego towarzyszenia, nawet na największych wertepach.

Czym w takim razie jest odwrotność pocieszenia — strapienie? Czyżby wtedy Pan Bóg odgradzał się od człowieka? Nic podobnego. Pan Bóg wcale nie poniża człowieka, lecz pragnie go wychowywać. Urzekł mnie kiedyś jeden z fragmentów z „Autobiografii” św. Ignacego Loyoli, kiedy ów wspomina, iż „Bóg obchodził się z nim podobnie, jak nauczyciel w szkole z dzieckiem i pouczał go”. Pan Bóg pragnie zostać odkryty tak w pocieszeniu, jak w strapieniu. Bo obie sytuacje są dla wzrastania człowieka w Panu Bogu. Pierwszym odpowiedzialnym za człowieka jest sam Pan i On jest do odkrycia w obu tych doświadczeniach. W adwencie w sposób szczególny rozbrzmiewa Jego obietnica, iż On jest zawsze obecny.

Niemiecki jezuita o. Alfred Delp, jeden z liderów „Kręgu z Krzyżowej”, na którym naziści wykonali wyrok śmierci tuż przed końcem wojny, pisze o adwencie tak: „Adwent jest najpierw 'czasem potrząśnięcia', w którym człowiek powinien wejść w stan czuwania wobec siebie. Warunkiem przeżytego w pełni adwentu jest rezygnacja z zarozumiałych gestów i zwodniczych snów, w których i poprzez które człowiek wciąż na nowo coś 'pokazuje'. Zmusza przez to siłą rzeczywistość, aby mu się podporządkowała — siłą, a także z wieloma utrapieniami i cierpieniami. Zdecydowane wybudzenie się ze snu wchodzi na wskroś w zakres myśli i przeżyć adwentu (...) Tym dopiero, co ujawnia tajemniczą błogość tego czasu i rozpala w sercach wewnętrzne światło, jest to, że adwent jest błogosławiony obietnicami Pana. Zaś poprzez 'potrząśnięcie' sobą, poprzez zbudzenie się ze snu rozpoczyna się życie zdolne do przeżycia adwentu. Właśnie poprzez przykrość zbudzenia się, w bezsilności przyjścia-do-samego-siebie, w bólu przeżyć granicznych ludziom stają się dostępne złote nici łączące w tym świętym czasie niebo z ziemią i dające światu pewne poczucie pełni, do jakiej jest on powołany i zdolny” (cyt. za: Alfred Delp, „W obliczu śmierci”, Wyd. Homo Dei, Kraków 2009, s. 20).

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama