Zrozumieć Piątek, by zrozumieć człowieka

Mnóstwo pytań. I to pytań bez ostatecznej odpowiedzi. Ogrodzie Oliwny, jaką tajemnicę skrywasz? Co okrywa mrok Twojej nocy?

Refleksja benedyktyna na dzień ciszy

Dzień pustego ołtarza, dzień Krzyża, dzień, w którym umarł Bóg, w którym Bóg ostatecznie stanął tam, gdzie zabrnął człowiek; dzień, kiedy Bóg usłyszał wołanie człowieka, kiedy człowiek stał się naprawdę jasny...

...kiedy rozerwała się zasłona, kiedy “wykonało się”, kiedy zabrali Oblubieńca, kiedy Ojciec stracił Syna; dzień, po którym następuje wielkie milczenie; dzień przed szabatem... Dzień, kiedy wydarzyło się tak wiele – Wielki Piątek.

Homo fugitivus: człowiek uciekający, poszukujący kryjówki, jak Adam i Ewa w zaroślach, jak Kain po tym, jak zabił Abla, jak Judasz uciekający z Ogrójca – człowiek ucieka przed Wielkim Piątkiem, ucieka przed tajemnicą, którą dźwiga w sobie

Zrozumienie

Zrozumieć Wielki Piątek? Można próbować. Myśl jednak ucieka tu natychmiast do Księgi Hioba i głosu Boga, kiedy w końcu przemawia do umęczonego i udręczonego Hioba, spragnionego odpowiedzi o cierpieniu. Bóg stawia pytania i w tym stawianiu pytań nie oszczędza Hioba. One bowiem z jednej strony go irytują, bo są nie na temat, z drugiej - konfrontują Hioba z ogromem jego niewiedzy. Bóg nie boi się narażać go na poczucie małości i kompromituje go, bo Hiob musi zrozumieć, że odpowiedź nt. cierpienia jest ważniejsza od wszelkich innych odpowiedzi i że przychodzi ona tylko w odpowiednim czasie.

Ale jak nie da się zrozumieć Hioba bez jego cierpienia, tak i w pytaniu o Wielki Piątek ważniejszą sprawą jest rozumienie człowieka, niż rozumienie tego dnia – być może da się zrozumieć Wielki Piątek, nawet jeżeli to zrozumienie będzie bardzo skomplikowane, bardzo indywidualne, bardzo “dla każdego inne”. Ważniejsze jest jednak to, że bez Wielkiego Piątku nie da się zrozumieć człowieka. Wielki Piątek – taki, jaki jest – swoją kotwicę ma zarzuconą w naszym wnętrzu. Głębokość otchłani Piątku jest miarą otchłani człowieka.

Ogrójec

“Oddal ode mnie ten kielich” – wielkoczwartkowa modlitwa konania i przerażenia, modlitwa Ogrójca, modlitwa nocy i opuszczenia, jakiś dramatyczny duchowy kontrapunkt do świetlistego obłoku z Góry Przemienienia, skąd Bóg z mocą objawiał światu Umiłowanego Syna – “Oto On i Jego słuchajcie”. Teraz Syn prosi Ojca o zmianę kolei rzeczy. Prosi, żeby nie było Piątku.

Co było powodem trwogi konania Bożego Syna w Ogrójcu? Przed czym drżał Wszechmocny Bóg? Co takiego zobaczył Jezus w Ogrójcu, że na jego skroniach wystąpił krwawy pot? Co tak mocno ścisnęło Jego wnętrze, że wyszła krew i błagalna modlitwa do Ojca? Czyż to nie straszne zaprzeczenie obietnicy: “proście, a będzie wam dane”, “gdzie dwóch lub trzech zgodnie o coś prosi, otrzyma”!? A może to przez to, że Jezus prosił sam, że “uczniowie snem byli zmożeni”?

Mnóstwo pytań. I to pytań bez ostatecznej odpowiedzi. Ogrodzie Oliwny, jaką tajemnicę skrywasz? Co okrywa mrok Twojej nocy?

Wydarzeniem Ogrójca nie jest rozmowa człowieka z Bogiem, ale tajemnica rozmowy Ojca z Synem o człowieku. Syn wobec Ojca wylewa swój lęk przed Piątkiem, bo wie, że tam ostatecznie zobaczy człowieka. Bóg boi się Piątku, bo zobaczy w nim “całą prawdę” o człowieku, prawdę, której nikt tak bardzo nie chciał jak On, wszechwiedzący i “wszech-miłujący” Bóg. “Oddal ode mnie ten kielich” – to modlitwa Boga, to modlitwa, na którą jedyną odpowiedzią jest Piątek.

Ucieczka

I tutaj otwiera się miejsce na nas, na mnie i Ciebie, czyli na Dzisiejszego Człowieka. Nikt zbytnio nie lubi być Dzisiejszym Człowiekiem. Można nawet zaryzykować stwierdzenie o powszechnej tendencji do ucieczki od rozumienia siebie w kategoriach Dzisiejszego Człowieka. Chcemy być albo nowocześni, albo staroświeccy, albo jacykolwiek, byle nie dzisiejsi. I tutaj w tym na wskroś świeckim i psychologicznym miejscu dopada nas mistyka Piątku. To właśnie obawa, żeby nie być “jak inni” – żeby nie zszarzeć, żeby nie stać się “statystycznym Polakiem”, “statystycznym obywatelem”, “przeciętnym, szarym człowiekiem” – jest ocieraniem się o wielkopiątkową Otchłań.

Da się na człowieka spojrzeć jak na uciekiniera – homo fugitivus: człowiek uciekający, poszukujący kryjówki, jak Adam i Ewa w zaroślach, jak Kain po tym, jak zabił Abla, jak Judasz uciekający z Ogrójca – człowiek ucieka przed Wielkim Piątkiem, ucieka przed tajemnicą, którą dźwiga w sobie. I wcale nie jest tak, że ta tajemnica otwiera się przed naszym życiem dopiero, kiedy klękamy przed Krzyżem, kiedy bierzemy udział w obrzędach pasyjnych. To jest tajemnica naszej szarej codzienności, która wcale nie jest tak szara, jak sobie wmawiamy. Jest to tajemnica otchłani codzienności, z której człowiek woła: “Boże, czemuś mnie opuścił – Boże, dlaczego Cię tutaj nie ma!?”

Rozpędzony świat, biegnący i zabiegany człowiek ucieka przed otchłanią Wielkiego Piątku, ucieka przed sobą w nadziei, że Piątku nie będzie, że da się wybiec przed Piątek.

Krzyż

“Oto drzewo krzyża” – oto belka, jaką człowiek nosi w swoim oku, oto drzazga w oku Boga. “Przeklęty, którego powieszono na drzewie”. Krzyż - miejsce zgotowane dla Mesjasza. Narzędzie męki i tortury zbudowane przez człowieka. Człowiek utkał krzyż w łonie swojego serca, by na nim powiesić Boga. Syn Człowieczy na krzyżu to jakaś straszna synteza otchłani człowieka i miłości Boga. Grzech pierworodny to nie tylko osty i ciernie, ale to gwoździe i belka krzyża.

“Boże, czemuś mnie opuścił?!” – Syn Boży dotarł do miejsca, gdzie człowiek woła do Boga: - Dlaczego Ciebie tu nie ma!?

Człowiek ma zabójczą tendencję do wybielania siebie, do postrzegania siebie w lepszych barwach niż choćby innych, nawet swoich bliskich. A przecież tajemnica krzyża, pokłon przed krzyżem, to nic innego, jak przyznanie się, wyznanie swojej otchłani. Nie dziwi napomnienie Jezusa, by płakać nad sobą, by z Jego krzyża nie robić widowiska, przedstawienia, w którym ja jestem co najwyżej przejętym widzem – ja jestem aktorem, a nawet autorem tego wydarzenia.

“Pójdźmy z pokłonem” – oto nasza odpowiedź. Wielki Piątek jest dniem objawienia krzyża i pokłonu wobec krzyża, adoracji Krzyża, pocałunku, jaki każdy z nas złoży na drzewie krzyża. I znów kolejne pytania: o to, na ile potrafię zgiąć twardy kark przed drzewem krzyża, na ile potrafię zamilknąć wobec tej tajemnicy i na ile potrafię przyzwolić na to, że jest ona tajemnicą mnie samego.

Pustka

Ciekawe, jakie uczucie towarzyszy Ci w tej chwili, kiedy dotarłeś do tego miejsca w naszych rozważaniach. Może być tak, że obudziła się w Tobie fascynacja krzyżem Chrystusa, że wzrasta w Tobie uwrażliwienie na znaczenie krzyża ludzkiego. Ale być może dzieje się coś przeciwnego: towarzyszy Ci przekonanie, że to wszystko jest za ostre, za potworne, że człowiek nie jest taki, że w chrześcijaństwie chodzi o coś innego – o szczęście, radość, zapomnienie, zadowolenie.

Pewnie na drodze swojego życia spotykasz ludzi, którymi miotają takie rozterki, których życie przebiega między cichym przekonaniem o prawdziwości krzyża, o jego dobitnej trafności wyrazu, a głośnym wołaniem, że tak nie jest, że człowiek jest lepszy, że to co było, minęło i się nie powtórzy.

W pewnym stopniu wybór należy do Ciebie, wybór należy do każdego z nas – na ile pozwolimy sobie na docieranie do sedna, a na ile po cichu przyznamy się, że to jeszcze nie teraz, że jeszcze nie czas na potężną konfrontację życia ze śmiercią, światła z ciemnością, grzechu z łaską, obojętności z miłością.

Wybór ten nie jest absolutny – chcielibyśmy, żeby był absolutny, żeby to od nas zależało, czy wybierzemy życie z krzyżem albo życie bez niego. Wybór ten jednak nie jest absolutny i przypomina nie tyle wybór drogi, ile zatrzymanie w marszu.

Doświadczenie krzyża to jedno z najbardziej wymagających przeżyć człowieka – to doświadczenie pustki, wewnętrznej przestrzeni, która zaskakuje i bardzo ciąży, która robi wrażenie otchłani, a która przecież jest miejscem, wolnym miejscem w człowieku.

Krzyż musi wywołać pustkę, takie jest jego zadanie. Krzyż musi ranić, krzyż musi otwierać, konfrontować z bezradnością, potworną niewystarczalnością, potwornym uwikłaniem. Kiedy “schodzę w otchłań Twej męki”, otwiera się we mnie przestrzeń – początkowo niechciana, początkowo obca, a przecież moja: przestrzeń dla Boga i Jego miłości. Oto tajemnica pustki, która przemawia w Wielki Piątek.

Nadzieja?

Uzależnienie od posiadania podręcznego rezerwuaru nadziei? Czy to nie jest pokusa chodzenia na skróty? Czy da się zapragnąć nadziei bez Piątku? Znów pytania. Tym razem nieco inne. Jakby spokojniejsze, jakby bardziej pogodzone. Pojawia się też ostrożność: żeby nie szukać łatwych odpowiedzi. Łatwa odpowiedź być może uspokaja, ale nie angażuje, nie rzuca światła, nie otwiera drogi. Łatwa odpowiedź myli.

Jak posiadać nadzieję, uciekając przed Piątkiem? Jaka to będzie nadzieja? Nadzieja, że może nie być Piątku? A przecież chodzi o nadzieję życia.

Powiedzmy jasno: Wielki Piątek nie daje nadziei, nie dał jej apostołom, nie da jej także i nam, choćbyśmy się nie wiadomo jak pocieszali – nie to jest darem Wielkiego Piątku. Od krzyża apostołowie odchodzą smutni, przerażeni, rozpraszają się, w ich sercach zapada ciemność. Wielki Piątek rozciąga się nad całym ich życiem. “A myśmy się spodziewali” – to nie tylko wyraz uczuć, jakie przepełniały idących do Emaus, to duchowy stan całej wspólnoty uczniów Chrystusa. Wygrał przeciwnik, nie ma nadziei na wyzwolenie, Jezus chyba nie jest Mesjaszem, a na pewno nie jest tym, za kogo Go uważaliśmy.

Zanim pojawi się nadzieja, musi przejść anioł zwątpienia, to ostatni akord otchłani człowieka. Apostołowie przeżywają swoiste rekolekcje, czas zadumy i – chociaż o tym nie wiedzą – czas przygotowania na jeszcze jedno spotkanie z Panem, zanim odejdzie do Ojca.

Nadzieja jest ich przyszłością, ale nie jest ich teraźniejszością. Pascha uczniów to przejście przez ocean zwątpienia, do przyzwolenie na takie przejście.


Liturgia Wielkiego Piątku to liturgia przepojona ciszą, słowem, prostym gestem. To liturgia bardzo dostojnego i poważnego spotkania człowieka z Bogiem, liturgia przejścia, liturgia rozumienia.

Jest przeżywanie - zasłuchanie, rozmodlenie, delikatność, wrażliwość, szczerość i prawdziwość. Usłyszeć Chrystusa, który modli się we mnie – oto nastawienie odpowiednie dla tego dnia. Spojrzenie na najgłębsze rozdarcia, zranienia i jednocześnie na najgłębsze pragnienia, odłożenie na bok wszystkiego co krótkotrwałe, powierzchowne, wewnętrznie miałkie i mało ważne – oto wołanie tego dnia, wołanie kierowane do Ciebie i do mnie, wołanie Boga i pragnienie człowieka. “Do kresu drogi każdy zmierza | Bo w każdym z nas śmiertelna rana | Łatwiej w Jezusa krzyż uwierzyć | Niż w to, że zabić dał się za nas…”

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama