Refleksja rektora Lateranum nad Listem Apostolskim "Novo Millennio Ineunte"
«Do pełnej kontemplacji oblicza Pańskiego nie możemy dojść o własnych siłach, ale jedynie poddając się prowadzeniu łaski» (Novo millennio ineunte, 20). Te słowa Jana Pawła II mogą stać się punktem wyjścia refleksji nad drugim rozdziałem Listu apostolskiego Novo millennio ineunte. Bez wahania można stwierdzić, że zawiera on bogatą chrystologię wyrażoną w głębokich słowach. Rzeczywiście, zagłębiając się w tajemnicę Chrystusa, człowiek coraz bardziej czerpie z mądrości słowa Bożego, nauczania soborów, wielkich Ojców i mistrzów minionych wieków i ze świadectwa świętych. Można powiedzieć, że wielość źródeł układa się w harmonijną całość, która jednoczy elementy jedynego misterium. Z drugiej strony, do prawdziwej kontemplacji oblicza Chrystusa dochodzi się wyłącznie w takiej mierze, w jakiej człowiek otwiera się na działanie łaski, która kształtując serce i umacniając umysł prowadzi ścieżkami, którymi bez jej pomocy nie można podążać.
List Ojca Świętego na zakończenie Wielkiego Jubileuszu zachęca do poważnego podejścia do planów duszpasterskich, których siła działania wynika nie z mnożenia środków do ich realizacji, lecz z ewangelicznej prostoty. Jan Paweł II używa dobitnych słów: «Nie łudźmy się: bez takiej postawy duchowej na niewiele zdałyby się zewnętrzne narzędzia komunii. Stałyby się bezdusznymi mechanizmami, raczej pozorami komunii niż sposobami jej wyrażania i rozwijania» (Novo millennio ineunte, 43). Zatem, aby Kościoły partykularne w coraz większym stopniu realizowały orędzie, które przeznaczone jest dla wszystkich, konieczne jest, aby «na nowo rozpoczynać od Chrystusa», aby ukazać naszym współczesnym najważniejsze rysy Jego oblicza. Jubileusz postrzegaliśmy jako «wpatrywanie się w tajemnicę Wcielenia Syna Bożego» (Incarnationis mysterium, 1), a «Kościół przeżywał (...) wielką radość, oddając się kontemplacji oblicza swego Oblubieńca i Pana» (Novo millennio ineunte, 1). Stąd «gdy po zakończeniu Jubileuszu powracamy na zwyczajną drogę, (...) bardziej niż kiedykolwiek wpatrujemy się w oblicze Pana» (tamże, 16). Jak widać, temat «kontemplacji oblicza Chrystusa» często powraca w ostatnich dokumentach Papieża, dlatego zasługuje na to, aby zdecydowanie zaproponować go jako solidny fundament teologiczny dla programów duszpasterskich, które bez podstaw przemyślanej wiary mogłyby stać się zlepkiem różnorakich inicjatyw.
Historię zbawienia z łatwością można ukazać jako wciąż postępujące odkrywanie przez człowieka oblicza Bożego. Słowa Psalmisty: «Szukam, o Panie, Twojego oblicza» (Ps 27 [26], 8), wskazują na niepokój towarzyszący wędrówce człowieka, który ustanie dopiero wtedy, gdy w najwyższym stadium kontemplacji będzie on oglądał Boga «twarzą w twarz». Dobrze znane są najważniejsze etapy tej wędrówki. Jej plan może zrodzić się z niepokornej prośby Mojżesza: «Spraw, abym ujrzał Twoją chwałę» (Wj 33, 18); prośby, która tylko po części może być spełniona, bo «nie można oglądać oblicza Boga i pozostać przy życiu». Dawne przymierze zabrania czynić jakiegokolwiek obrazu Boga (Wj 20, 4). Można słuchać Jego głosu, nie można jednak zobaczyć Jego oblicza. W tym kontekście znacząca jest teofania opisana przez proroka Izajasza. Jego oczy «widziały Pana», lecz w przedziwny sposób serafin rozżarzonym węglem oczyścił wargi proroka, nie zaś jego oczy (Iz 6, 6).
Niewidzialność Boga znika w misterium Jego Wcielenia. W Jezusie z Nazaretu Bóg nie tylko przemawia ludzkim językiem, lecz przyjmuje także ludzkie oblicze, dzięki któremu staje się rozpoznawalny. Oczywiście autorów Nowego Testamentu bardziej niż opis rysów ciała Chrystusa interesuje Jego słowo. To, kim On jest, ważniejsze jest od Jego wyglądu. Jeśli z jednej strony jest On logosem Ojca (J 1, 1), to nie można też zapominać, że jest także Jego «obrazem» (Kol 1, 15). Określenie to skupia ogromny ładunek semantyczny, który uwypukla jednocześnie zgorszenie wiary chrześcijańskiej, bo «obraz», jaki się tu wyłania, jest faktycznie wyobrażeniem historycznym. To nie przypadek, że kultura grecka mówiąc o «obrazie» wskazuje na odbicie (ikonę) oblicza rzeczywistego, konkretnego i historycznego, które nie pozostawia miejsca fantazji.
Jeśli Jezus jest «alfabetem Bożym» — by posłużyć się ulubionym wyrażeniem von Balthasara — jest On także Tym, który może powiedzieć: «Kto widzi Mnie, widzi także i Ojca» (por. J 14, 9). Wzajemna relacja pomiędzy «słowem» i «obliczem» nie ma cech alternatywy, lecz posiada charakter komplementarny; poprzez zgłębianie treści aktualizuje wizję tajemnicy. Piękno Jezusa Chrystusa sprawia, że nie można poprzestać na zgłębianiu treści Jego przesłania, lecz wymaga pójścia dalej, aż do kontemplacji Jego osoby. Piękno Jezusa ma wartość teologiczną, której znaczenie nie jest drugorzędne, ponieważ znajduje ono odzwierciedlenie nie tyle w wizerunkach, które znamy, co w przyciągającej uwagę Jego wiarygodności i jedności duchowej. Z oblicza Jezusa z Nazaretu promieniuje prawda Boga i o Bogu. Może On «mówić» o Ojcu, ponieważ na swym obliczu nosi znamiona doskonałego podobieństwa do Niego. Bo faktycznie w Jezusie «mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała» (Kol 2, 9). Jego oblicze, jako wyraz tożsamości osobowej, mówi coś, czego słowo nie może przekazać w sposób pełny. Twarz, nos, uszy, oczy i usta tworzą narzędzia komunikacji, które składają się na ekspresywną harmonię oblicza.
Byłoby niewybaczalnym uproszczeniem, gdyby teolodzy i duszpasterze zlekceważyli ten wymiar. Spory ubiegłych wieków, którym kres położyło potępienie tez ikonoklastycznych na drugim Soborze Nicejskim (787 r.), nie wnosiły nic ponad ponowne wskazanie na znany od zawsze dylemat: «Któż to jest ten Syn Człowieczy?» (J 12, 34). Jego słowo nie jest mniej ważne od Jego wyglądu, ponieważ i jedno, i drugie wskazuje na konkretny charakter logosu, na Jego wcielone istnienie w świecie. Dwa obrazy, na które wskazuje Jan Paweł II: «oblicze bolesne» i «oblicze Zmartwychwstałego», stanowią samo centrum tajemnicy wiary i domagają się jej przyzwolenia. Oblicze Ukrzyżowanego, przemienione bólem, jest nie do rozpoznania — jemu też doskonale odpowiada opis z czwartej pieśni Sługi Pańskiego u proroka Izajasza: «Jego wygląd i postać jego była niepodobna do ludzi» (Iz 52, 14). A jednak to do tego właśnie oblicza wiara zwraca się słowami Psalmisty: «Tyś najpiękniejszy z synów ludzkich» (Ps 45 [44], 3). Oblicze Zmartwychwstałego przyjmuje rysy opisane już przez ewangelistę w przemienieniu na górze Tabor: «jaśniejące». Świetlista jasność w tym przypadku nie oślepia, lecz wprawia w uniesienie kontemplacyjne. Jego oblicze staje się bramą światła, które oświeca ziemskie życie.
Wobec wyzwania, jakie stawia przed nami misterium, powracają pełne mądrości słowa Jana Pawła II: «W rzeczywistości jednak, choć można było oglądać ciało Jezusa i dotykać go, jedynie wiara zdolna była przeniknąć do końca tajemnicę tego oblicza» (Novo millennio ineunte, 19). W niektórych słowach Papieża powraca echem powiedzenie św. Augustyna: habet namque fides oculos suos. To właśnie «oczy wiary» są tym, co pozwala teologowi pokroju Rousselota zrozumieć wartość łaski nadprzyrodzonej wiary jako formy duchowej sympatii, która jako taka jest postrzegana i prowadzi ku konieczności rozumnego podejścia do miłości. Zatem to nie przypadek, że Ewangelie łączą wyrażenia «nie wierzyć» i «nie widzieć» oraz potępiają tych, którzy «widząc» zatrzymują się na wyglądzie lub fenomenie, rezygnując z pragnienia wejścia w głębię znaczenia, które niesie z sobą znak (por. J 6, 26). Stąd «wiara» nie może ograniczać się do przyjęcia przesłania, lecz dzięki niemu powinna starać się «zobaczyć» Jezusa jako Syna Bożego, który jest pośród nas.
Euzebiusz z Cezarei w swej Historii Kościelnej pozostawił szkic pierwszego obrazu Jezusa. «Ponieważ wspomniałem o tym mieście [Cezarei Filipowej], uważam, że nie godzi się pominąć opowiadania, które warto w pamięci przechować także dla następców naszych. Otóż niewiasta, cierpiąca na krwotok, która, jak to wiemy z świętych Ewangelii, u Zbawiciela naszego znalazła uwolnienie od swego cierpienia, miała stąd właśnie pochodzić, a w mieście dom jej nawet pokazują. Przetrwały tam ponadto prawdziwe pomniki dobrodziejstwa, wyświadczonego jej przez Zbawiciela. Na wysokim bowiem kamieniu, tuż przy drzwiach jej domu, stoi spiżowy posąg niewiasty, która zgina kolana i wyciąga swe ręce przed siebie, jak błagalnica; naprzeciwko niej mieści się postać druga, z tego samego kruszcu, wyobrażająca mężczyznę, stojącego w płaszczu wspaniale zarzuconym, z ręką wyciągniętą ku niewieście. (...) [Mówiono, że rzeźba ta oddaje wyobrażenie Jezusa. Stała tam jeszcze w naszych czasach i widzieliśmy ją na własne oczy, kiedy bywaliśmy w tym mieście.] I nic w tym dziwnego, że starzy poganie, którzy doświadczyli dobrodziejstw Zbawiciela naszego, taki wystawili pomnik. Widziałem przecie wizerunki apostołów Jego, Piotra i Pawła, a nawet samego Chrystusa, zachowane w malowanych obrazach. Rzecz zrozumiała, bo starzy według swego zwyczaju czcili ich w ten właśnie sposób, a bez żadnej głębszej myśli, jako swych zbawicieli» (VII, 18; Euzebiusz z Cezarei, Historia Kościelna. O męczennikach Palestyńskich, Wydawnictwo WAM, Kraków 1993, s. 327-328; reprint z wydania I: Poznań 1924).
Zarówno tradycja wschodnia, jak i zachodnia pragnęły ukazać oblicze Jezusa. Wschód jednak potrafił lepiej zachować tradycję ikony — w niej to wyraził formę uprzywilejowaną modlitwy i kultu. Wschód ewidentnie pozostaje Janowy, ponieważ kładzie nacisk na wygląd. Zachód zaś żyje duchem Pawłowym, gdyż uwypukla zasłuchanie wiary. Czyż nie są to — jeśli można użyć wyrażenia Jana Pawła II — owe dwa płuca, którymi oddycha Kościół? Ikona prawdopodobnie może stać się syntezą tych dwóch tradycji: aby wejść w misterium, które ona sama ukazuje, trzeba się w nią wsłuchać i wpatrywać. Spojrzenie i wsłuchanie się muszą wyrazić się w celebracji, w której powołanie i kontemplacja misterium osiągają punkt kulminacyjny.
Zatem oblicze Chrystusa zaprasza do zagłębienia się w tajemnicę. W tym obliczu spotykają się oblicza wszystkich ludzi, lecz żadne z nich go nie zastąpi. Jeśli w obliczu Ukrzyżowanego możemy rozpoznać nasz własny ból, to w blasku chwały Zmartwychwstałego widzimy wyjście poza wszelkie granice, ze śmiercią włącznie, a wszystko to w perspektywie życia, które nigdy się nie skończy.
Bp Rino Fisichella
Rektor Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (3/2002) and Polish Bishops Conference