Fragmenty książki "Czasy Jezusa"
ISBN: 83-7318-147-4
Copyright © Wydawnictwo WAM 2003
recenzja >> O. prof. Stanisław Obirek SJ
Rezygnacja ze stabilitas loci należała konstytutywnie do naśladownictwa. Powołani opuszczali dom i zagrodę (Mk 1, 16; 10, 28nn.), szli za Jezusem i towarzyszyli mu w Jego bezdomności. Do nich odnosiło się powiedzenie: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne — gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć” (Mt 8, 20). Otóż, można by pomyśleć, że po śmierci Jezusa uczniowie powrócili do osiadłego trybu życia. Jednakże abstrahując od praktycznych trudności — kto raz opuścił swoją rodzinną miejscowość, ten tylko z wielkim trudem mógł tam ponownie zapuścić korzenie — o niczym takim nie słyszymy. Słyszymy jedynie o tym, że niektórzy zatrzymali się w Jerozolimie (a zatem nie w swojej galilejskiej krainie) i możemy przyjąć, że większość z nich nadal prowadziła życie wędrowne: „życie na sposób Pana”, jak to nazywa Didache (11, 8). Mowa misyjna Jezusa (Mt 10, 5nn.) podnosi życie wędrowne do rangi obowiązku. Zaś Didache jednoznacznie wyrokuje: „Apostoł, który pozostaje dłużej aniżeli dwa dni, jest fałszywym prorokiem” (11, 5). Że tego rodzaju bezdomność nie zawsze była skutkiem wyłącznie własnego wyboru, jest zrozumiałe. U Mateusza mowa jest o prześladowaniu wędrownych charyzmatów: „Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy” (Mt 10, 23). Byli prześladowani (por. Mt 23, 24; Dz 8, 1) i z wielu miejsc wypędzani (Mt 10, 44).
Afamilijny trend znamionuje etos prachrześcijańskich wędrownych charyzmatyków; razem z domem i zagrodą opuścili także swoje rodziny (Mk 10, 29). Zerwanie z rodziną zakładało naruszenie uświęconych norm postępowania: naśladowcy Jezusa było zakazane grzebanie zmarłego ojca (Mt 8, 22). Inni pozostawili swego ojca w miejscu pracy (Mk 1, 20). Owszem, nienawiść do wszystkich krewnych mogła stać się obowiązkiem:
i nie ma w nienawiści swego ojca i matki
i swojej żony i swych dzieci
i swoich braci i swoich sióstr
i nadto także siebie samego,
nie może być moim uczniem
(Łk 14, 26).Również pochwała kastracji (Mt 19, 10n.) nie przemawia za rozwiniętym zmysłem rodzinnym. Łatwo zrozumieć, dlaczego prachrześcijański prorok niewiele znaczył w swoim rodzinnym mieście, a więc tam, gdzie nadal mieszkały opuszczone rodziny (Mk 6, 4). Być może, że właśnie w tym kontekście Piotr otrzymał przydomek „Barjona” (Mt 16, 17). U Jana (1, 42) jest on wprawdzie oddany przez „syn Jana”, ale przecież „Barjona” znaczyłoby raczej „syn Jony”. Zastanawiająca jest, moim zdaniem, interpretacja, która „Barjona” wyprowadza z „bezludny”, „pusty”, „niezamieszkały”, a przydomkowi nadaje znaczenie „outlaw”, „outcast”. W oczach tych, których Piotr opuścił, był on przypuszczalnie takim właśnie „Barjona”, kimś, kto przebywał na pustkowiach i prowadził życie samotnika, autsajdera na marginesie społeczeństwa. Prawdopodobnie wiele rodzin nie inaczej oceniało swoich synów, którzy przyłączyli się do ruchu Jezusa, aniżeli rodzina Jezusa oceniła swego „zagubionego syna”: uważała go po prostu za kogoś, kto odszedł od zmysłów (Mk 3, 21). W mowie misyjnej ta ocena zostanie wyraźnie uogólniona: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą” (Mt 10, 25). Oczywiście, przynależący do ruchu Jezusa bronili się przed zarzutem wyznawania etosu. Usprawiedliwiali się częściowo tym, że pojęcie rodziny zostało przez nich przekształcone: Prawdziwymi krewnymi nie są ludzie-członkowie jednej rodziny związani więzami krwi, ale są nimi ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go (Łk 8, 19-21). Wysławiana była nie matka Jezusa, ale słuchający Słowa Bożego (Łk 11, 28nn.). Namiastkę rodzin, które opuścili, znaleźli uczniowie stokroć razy u sympatyków ruchu Jezusa: „domy i braci, i matki, i dzieci, i pola”, i to już teraz, w tym i w przyszłym czasie (Mk 10, 30). Przekazy milczą o tym, gdzie opuszczone rodziny miały znaleźć zastępczą siłę roboczą, ale nie przemilczają nieuniknionych sprzeczek z rodzinami. Pocieszano się, że coś takiego należy właśnie do boleści czasów ostatecznych, a zatem jest konieczne (Łk 12, 52n.; Mt 10, 21).
opr. ab/ab