Emmanuel

5 część rozważań o Biblii z cyklu "Biblia a człowiek współczesny"

 

Anna Świderkówna

EMMANUEL

Znajomość Pisma Świętego, a zwłaszcza Starego Testamentu, jest na ogół w Polsce - także wśród ludzi wierzących - bardzo ograniczona. Stanowi to nieraz jedno ze źródeł licznych nieporozumień i trudności. Na taką trudność możemy na przykład natrafić czytając w Ewangelii św. Mateusza skierowane do Józefa słowa Anioła, który zapowiada mu narodzenie poczętego z Ducha Świętego Syna Maryi, polecając zarazem, by nadał temu Dziecku imię Jezus. "On bowiem wybawi lud swój z jego grzechów." Nie pamiętam już, kiedy dowiedziałam się, że Jeszua, hebrajska forma imienia Jezus, może znaczyć "Jahwe zbawia" - ta część zapowiedzi była zatem dla mnie całkiem jasna. Nie rozumiałam jednak sensu drugiego imienia, które pojawia się w komentarzu Ewangelisty: "To zaś wszystko wydarzyło się, aby się wypełniły słowa wypowiedziane przez Pana ustami proroka: »Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna i nadadzą Mu imię Emmanuel, a imię to znaczy Z-nami-Bóg«" (Mt 1,21-23). Nie umiejąc jeszcze wówczas sięgnąć do Starego Testamentu, nie potrafiłam pojąć, jaką rolę odgrywa ów "Emmanuel", skoro Jezus nazywał się po prostu tylko Jezus.

Czytając dzisiaj ów tekst, zatrzymujemy się najczęściej na dziewiczym poczęciu Jezusa, zapominając przeważnie o Emmanuelu, a jest to tymczasem słowo niezmiernie ważne, również i dla nas żyjących u schyłku XX wieku. Chcąc to należycie zrozumieć, musimy cofnąć się w czasie aż do 734 roku przed narodzeniem Chrystusa.

Dawne państwo Salomona już mniej więcej 200 lat wcześniej rozpadło się na dwie niezależne części, północne królestwo, terytorialnie znacznie większe, ze stolicą w Samarii, i małe południowe, którym rządziła z Jerozolimy dynastia wywodząca się od Dawida. W drugiej połowie VIII wieku oba te królestwa czują się zagrożone wzrastającą wciąż potęgą wielkiej Asyrii. I właśnie w roku 734 król Samarii zawarł przymierze ze swoim sąsiadem, królem Damaszku, aby wspólnie stawić jej czoło. Król Achaz, panujący wówczas w Jerozolimie, odmówił jednak przystąpienia do tego przymierza. Miał niewątpliwie rację. Nawet połączone trzy małe państewka nie miały żadnych szans w wojnie z Asyrią. Królowie Samarii i Damaszku nie dali jednak za wygraną i razem wtargnęli na terytorium królestwa Achaza. Achaz wpadł w panikę. Czym prędzej złożył na ofiarę bogom pogańskim swojego własnego syna, a jednocześnie wezwał na pomoc władcę asyryjskiego. Ten nie dał się dwa razy prosić, lecz od tego czasu Jerozolima musiała uznawać zwierzchność Asyrii i płacić jej posłusznie daninę.

Zanim sytuacja się w ten sposób wyjaśniła, kiedy jeszcze sprzymierzone wojska Samarii i Damaszku zagrażały Jerozolimie, przyszedł do króla Achaza prorok Izajasz. Wystąpił on w imię swego najgłębszego przekonania, że cokolwiek będzie się dziać, Jahwe jest i pozostanie zawsze wierny swej obietnicy, jaką dał ongiś Dawidowi: że wywodzącej się od niego dynastii nikt i nic nie zdoła obalić. Achaz błądzi szukając pomocy i u bóstw pogańskich, i u króla asyryjskiego. Niepotrzebnie również lęka się nadciągających nieprzyjaciół. Prorok ma dla króla tylko jedną radę, a raczej nakaz, i to nakaz samego Boga. Wzywa Achaza do bezwzględnego zawierzenia Jahwe: "Jeśli nie zawierzycie, nie ostoicie się!" (Iz 7,9).

W tym decydującym momencie Izajasz, a według słów proroka sam Jahwe za jego pośrednictwem, proponuje Achazowi, aby poprosił o "znak", który mógłby wzmocnić jego chwiejną ufność. Król jednak nie chce o to prosić - i w pierwszej chwili mamy ochotę go pochwalić: człowiek nie powinien wystawiać Boga na próbę. Jest to wszakże sytuacja całkiem wyjątkowa, bo propozycja znaku wychodzi od Boga. Król szuka po prostu wymówki. Jeśli nawet ten znak będzie mu dany, on i tak nie uwierzy ani swego postępowania nie zmieni. Trzeba przy tym pamiętać, że tak tutaj, jak i wszędzie, gdziekolwiek w Biblii jest mowa o wierze, nie chodzi nigdy tylko o intelektualne przyjęcie istnienia Boga (nikt w tym czasie nie wątpił w istnienie jakiejś siły czy sił boskich, Boga lub bogów). W taki sposób również Achaz na pewno "wierzy" w Jahwe, a być może także w fenickiego Molocha czy kananejskich Baalów. Nie umie jednak zawierzyć Jedynemu, a tego właśnie żąda od niego Izajasz.

Prorok gani małoduszność króla i zapowiada mu, że Jahwe mimo wszystko da mu znak: "Oto alma jest brzemienna i porodzi syna i nazwie go imieniem Emmanuel" (Iz 7,14). O jakiej matce i o jakim dziecku myślał Izajasz? Alma po hebrajsku to młoda kobieta, która jeszcze nie rodziła, ale niekoniecznie dziewica. Jest jednak rzeczą godną uwagi, że w III wieku przed Chrystusem żydowscy tłumacze przekładający Biblię na język grecki (przekład ten nazywamy Septuagintą) oddali w tym miejscu hebrajską alma przez greckie słowo parthenos (dziewica). A ponieważ w zapowiedzianym Emmanuelu upatrywali już wtedy z pewnością Mesjasza, przekład ten zdaje się świadczyć o ich przekonaniu, że Mesjasz ma się narodzić z dziewicy. I właśnie tym greckim tekstem posłużył się św. Mateusz w swej Ewangelii. Już pierwsi chrześcijanie nie mieli bowiem żadnych wątpliwości, że Izajasz wieścił tymi słowami przyjście na świat prawdziwego Mesjasza, Jezusa Chrystusa, narodzonego z Maryi Dziewicy.

Dzisiaj nauczyliśmy się patrzeć nieco inaczej na teksty biblijne. Są one dla nas jakby "wielowarstwowe". Pierwsza "warstwa" to sens pierwotny, historyczny, ten, który miały dla swego autora. Następne pokolenia odczytywały owe teksty na nowo, znajdując w nich aktualny dla siebie sens. I tak też dzieje się nadal, aż po nasze czasy. Jest to prawda oczywista dla wszystkich (lub prawie wszystkich), wierzących i niewierzących. Dalej drogi się rozchodzą. Wierzący chrześcijanin lub Żyd sądzi bowiem (a tego nie może przyjąć człowiek niewierzący), że ów sens późniejszy był już od początku ukryty w pierwotnym, choćby nawet ludzki autor nie wiedział, co jego ustami mówi Autor boski. Ale właśnie dlatego tym ważniejsze dla pełnego zrozumienia tekstu jest jak najlepsze uchwycenie tego pierwotnego, historycznego znaczenia, co tak mocno podkreśla także Kościół katolicki, zwłaszcza w Konstytucji soborowej o Objawieniu.

Dla samego Izajasza alma była zapewne jakąś konkretną osobą. Wielu biblistów przypuszcza, że chodziło tu może o młodą królową, oczekującą narodzin swego pierwszego dziecka. Wówczas owym Emmanuelem byłby syn i następca Achaza, Ezechiasz. Tak interpretuje ten tekst również tradycja żydowska. Imię Ezechiasza nie zostaje jednak wymienione, a co więcej, w chwili, gdy Izajasz wygłasza swoją wyrocznię, następca Achaza jest już kilkuletnim chłopcem.

Emmanuel to niewątpliwie imię symboliczne. Znaczy ono dosłownie: Z-NAMI-BÓG (EMMANU-EL lub IMMANU-EL). Być może prorok chciał przede wszystkim przypomnieć wielką prawdę, że "Bóg jest z nami". Emmanuel w oczach Izajasza nie jest jeszcze zapewne zbawcą-mesjaszem, lecz znakiem potwierdzającym wezwanie do ufności. Prorok zdaje się wołać do Achaza: Czemu się boisz wrogów próbujących pozbawić cię tronu? Czy nie wiesz, że Bóg jest wierny swoim obietnicom, czy nie widzisz, że mimo twej własnej niewierności dał ci już dziedzica tronu, czy nie rozumiesz, że BÓG jest Z NAMI?

Jahwe zawarł z Izraelem związek jedyny w swoim rodzaju - przymierze, szczególną wspólnotę życia i miłości. Wspólnota ta znajduje swój wyraz w tak zwanej "formule przymierza", którą z drobnymi zmianami odnajdujemy wielokrotnie na kartach Biblii: "Ja będę waszym Bogiem, a wy będziecie moim ludem" (np. Kpł 26,12). W Księdze proroka Ezechiela (początek VI w.) Jahwe obiecuje wygnanym do Babilonii synom wybranego narodu nowe Przymierze pokoju: "Będzie to wiekuiste Przymierze z nimi, a mój przybytek pośród nich umieszczę na stałe. Mieszkanie moje będzie pośród nich, a Ja będę ich Bogiem, oni zaś będą moim ludem" (Ez 37, 26-27).

Izrael często wszakże o tym zapominał. Zapominał już pod rządami królów z dynastii Dawidowej, a cóż dopiero pod panowaniem obcych, pogańskich narodów. W miarę upływu czasu i zmiany sytuacji politycznej postać Pomazańca-Mesjasza wielu zdawała się oddalać w jakąś odległą, bliżej nieokreśloną przyszłość, a sens imienia Emmanuel coraz trudniej przychodziło odnaleźć w teraźniejszości. Kiedy zaś Mesjasz wreszcie przyszedł, nie poznali Go i odrzucili właśnie ci, którzy wczytywali się w Pismo Święte, ci, którzy - jak się zdawało - byli najlepiej na Jego przyjście przygotowani.

W tej to perspektywie warto może, żebyśmy my, chrześcijanie, spróbowali zrobić rachunek sumienia właśnie dzisiaj. Czyż nie czytamy w Prologu do Ewangelii św. Jana: "Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami" (J 1,14)? Już spełniła się zatem wyrocznia Ezechiela, w której Bóg zapowiadał, że zamieszka pośród swego ludu. A spełniła się w sposób niewyobrażalny dla samego proroka. "Słowo stało się ciałem"... Ale w tym greckim "ciele" ukryte jest hebrajskie słowo basar, mające znaczenie o wiele szersze niż jego polski odpowiednik. Najczęściej basar znaczy po prostu tyle co człowiek w swojej słabości i ziemskim uwarunkowaniu (por. np. Iz 40,5: "Wtedy się chwała Pańska objawi, razem ją wszelkie ciało zobaczy").

Tak, Bóg zamieszkał wśród nas jako człowiek. I to nie tylko na te trzydzieści kilka lat swego ziemskiego życia. Jest przecież prawdziwym EMMANU-ELEM - Z-NAMI-BOGIEM. To symboliczne imię otwiera Ewangelię św. Mateusza, o tym na ogół pamiętamy. Najczęściej jednak nie zauważamy wcale, że ją również zamyka. A tymczasem właśnie w ostatnim jej wersecie Jezus zapewnia swoich uczniów: "Oto JA jestem Z-WAMI po wszystkie dni aż do skończenia świata" (Mt 28,20).

W czasie Mszy świętej kapłan kilkakrotnie zwraca się do nas mówiąc: "Pan z wami", na co my odpowiadamy, najczęściej automatycznie: "I z duchem twoim". Tak bardzo przywykliśmy do tych słów, że nie robią już na nas żadnego wrażenia, przeważnie ich po prostu nie zauważamy. A przecież jest to ogłoszenie tej samej niezgłębionej prawdy, która zawarta jest w imieniu Emmanuel! Bóg jest z nami, a skoro stał się Człowiekiem, jest więc z nami także we wszystkich naszych ludzkich sprawach - jeżeli Mu tylko na to pozwolimy. Nikt z nas nie jest samotny, chyba że sam zamknął własne drzwi i nie słyszy słów kołaczącego do nich Jezusa, który woła: "jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a  on ze Mną" (Ap 3,20).

Myślę, że byłoby nam znacznie łatwiej żyć, gdybyśmy wychodząc z kościoła, zabierali ze sobą to pozdrowienie kapłańskie i pamiętali, że Pan jest z nami, także we wszystkich naszych trudnościach i cierpieniach. Urodził się, jak Mu kolędujemy, "w ubóstwie", a umarł w udręce i opuszczeniu, właśnie po to, by nikt z nas nie musiał się czuć opuszczony nawet w ciemnościach śmierci. Nie darmo łotrowi, który obok Niego umierał na krzyżu, powiedział: "Dziś ze Mną będziesz w raju" (Łk 23,43).

W naszym życiu, a nawet nieraz w naszym sercu, często czai się zło. W dzisiejszym świecie jest ono zresztą, jak się wydaje, szczególnie wyraziste i niemal wszechobecne. Wystarczy włączyć radio czy obejrzeć dziennik telewizyjny. Ludzie buntują się czasem: Jakże to pogodzić ze słowami "Pan z wami"?

Otóż nie wolno zapominać, że zło zawsze robi wiele hałasu i od początku uprawia niezwykle zręczną propagandę. Dobro tak nie postępuje, z natury jest ciche i działa całkiem inaczej. Dlatego też i z ostatniej wojny światowej pamiętamy przede wszystkim nieludzkie okrucieństwa i miliony pomordowanych ofiar. Na tym straszliwym tle postaci Edyty Stein i Maksymiliana Kolbe zdają się czasem jakby zanikać. A przecież za nimi stoją niezliczone zastępy, podobnych do nich, bohaterów i świętych, ludzi ze wszystkich narodów, ras i języków, tych, którzy swoim braciom oddawali nieraz ostatnią kromkę chleba, a nawet poświęcali za nich życie. Na mniejszą zaś skalę i najczęściej niewidocznie dzieje się to nadal. Tak Bóg niepostrzeżenie wchodzi w nasz dzień powszedni.

Pismo Święte nikomu nie obiecuje łatwej drogi. Historia jest polem walki, ale też miejscem danej nam przez Pana wolności, a zatem i naszej własnej decyzji: za Nim lub przeciw Niemu. Chrystus zwyciężył świat (por. J 16, 33), stał się Bogiem-z-nami, lecz tylko od nas zależy, czy zwycięstwo to będzie i naszym udziałem.

Ostatnie strony Apokalipsy św. Jana ukazują najlepiej, czym jest owo zwycięstwo i co naprawdę znaczy EMMANUEL, Z-NAMI-BÓG. Jest to obraz nie tyle końca świata, ile raczej jego prawdziwego początku, kiedy to nowe Jeruzalem - nowy Kościół - zstąpi z nieba od Boga, "przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: »Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi i będą Jego ludem, a On będzie ’BOGIEM-Z-NIMI’. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu (...), bo pierwsze rzeczy przeminęły.« I rzekł Zasiadający na tronie: »Oto czynię wszystko nowe«" (Ap 21, 2-5).

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama