Samo Pismo Święte zawiera konkretne wskazówki pomocne w tym, by czytane i rozważane słowo Boże stało się ciałem w naszym życiu. Najważniejsze z nich, to aby czytać je w postawie modlitewnej, z pokorą, a przeczytane treści wprowadzać w życie
Nie litera, lecz Duch
Tydzień temu sięgnęliśmy do Tradycji Kościoła, która zawiera całe bogactwo wskazówek służących owocnej lekturze słowa Bożego. Z tej duchowej skarbnicy wybraliśmy to, co samo Pismo Święte radzi tym, którzy chcą zagłębić się w jego treści.
Dziś omówimy trzy pozostałe z wybranych siedmiu.
Pismo Święte jest żywym słowem Boga, dlatego podczas lektury księdze należy okazać szacunek. W liturgii wyraża się on w uważnym słuchaniu i stojącej postawie kapłana lub diakona odczytującego Ewangelię. Ta praktyka sięga korzeniami Starego Testamentu. W księdze Nehemiasza czytamy: „Ezdrasz otworzył księgę na oczach całego ludu - znajdował się bowiem wyżej niż cały lud; a gdy ją otworzył, cały lud się podniósł” (Ne 8,5). W średniowieczu cystersi, rozpoczynając prywatną lekturę Pisma Świętego, pierwsze jego wersy odczytywali na kolanach. Oczywiście zewnętrzna postawa ma znaczenie o tyle, o ile oddaje wewnętrzne nastawienie czytającego. Taka harmonia serca z zewnętrzną postawą cechowała biblijnego Samuela, który na skierowane doń przez Boga słowo odpowiedział: „Mów Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3,9), czy też ewangelijna Maria, siostra Marty, która „siadła u stóp Pana i przysłuchiwała się Jego mowie” (Łk 10,39). Zjednoczenie postawy ciała i serca to przede wszystkim dar Boży, dlatego warto przed rozpoczęciem lektury Pisma Świętego pomodlić się do Ducha Świętego, chociażby krótkim zdaniem pochodzącym z Pierwszej Księgi Królewskiej: „Racz dać twemu słudze serce, które słucha” (1 Sm 3,9).
Owocna lektura słowa Bożego wymaga przyjęcia postawy pokory. Francuski poeta, myśliciel i mąż stanu P. Claudel po swoim słynnym nawróceniu zwykł mawiać: „kto czyta Biblię na kolanach, daje poznać, że nie uważa własnej wiedzy za najwyższy autorytet, lecz gotów jest przyjąć ją za pouczenie”. Człowiek pyszny nigdy nie zrozumie i nie pokocha Pisma Świętego. Potwierdza to sam św. Augustyn w „Wyznaniach”, wspominając, że zanim się nawrócił, raził go nawet literacki styl Biblii, daleki od wyrafinowania dzieł starożytnych klasyków. Współczesny człowiek ma na tyle poważny problem z pokorą, że ośmiela się nawet cenzurować Biblię. W naszej rzekomo tolerancyjnej Europie znane są przypadki zasądzenia kar, nawet więzienia za publiczne cytowanie niepoprawnych politycznie tekstów Nowego Testamentu, np. szóstego rozdziału Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. Czytając Pismo św., sami niejednokrotnie trafimy na słowa, które boleśnie dotykają naszych sumień lub demaskują pokrętną filozofię życia. Będzie to autentyczny test pokory. Rzecz jasna szacunek do słowa Bożego nie wymaga wyrzeczenia się używania rozumu, jedynie używania go z pokorą.
Tylko ten może poznać pełną prawdę zawartą w Biblii, kto wierzy w Jezusa Chrystusa, uznaje Go za Syna Bożego i Pana. W tym sensie św. Paweł pisał o tych spośród swoich rodaków, którzy nie uwierzyli w Jezusa, że czytając Stary Testament, nie mogą pojąć jego wypełnienia w Chrystusie: „I aż po dzień dzisiejszy, gdy czytają Mojżesza, zasłona spoczywa na ich sercach. A kiedy ktoś zwraca się do Pana, zasłona opada. Pan zaś jest Duchem, a gdzie jest Duch Pański - tam wolność” (2 Kor 3,15-17). Dopiero po uznaniu Jezusa za Pana On i Jego Duch zdejmują tę zasłonę, odkrywając pełne i prawdziwe znaczenie ksiąg Starego Przymierza. Czy zatem niewierzący lub wątpiący powinien w ogóle czytać Pismo św.? Tak, pod warunkiem, że szczerym sercem pragnie szukać w nim Prawdy, wówczas może przez sam kontakt ze słowem Bożym otworzyć się na łaskę wiary.
Za każdym razem, gdy otwieramy Biblię, powinna towarzyszyć nam szczera gotowość do wypełnienia woli Bożej, którą odczytamy z jej kart. Nie oznacza to, że musimy uważać każdy tekst za wskazówkę do konkretnego postępowania tu i teraz. Biblia przede wszystkim opowiada o wielkich czynach Boga, których szczytem jest Bosko-ludzkie dzieło miłości Jezusa oraz Jego Zmartwychwstanie. W tym sensie całe Pismo Święte jest „ewangelią”, tzn. dobrą nowiną, która w świecie cierpienia i śmierci daje nadzieję, ale też wzywa do wiary oraz wprowadzenia tego, co się czyta, w życie, czyli do nawrócenia: „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w ewangelię” (Mk 1,15). W Liście św. Jakuba znajdujemy sugestywny obraz będący przestrogą dla tych, którzy zgłębiają Pismo Święte: „Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jaki był” (Jk 7,23-24). Podobną myśl zawiera dwuwiersz niemieckiego poety R. M. Rilkego: „Nie ma tam bowiem miejsca, które by ciebie nie widziało. Musisz więc zmienić twe życie”. Lektura Pisma Świętego domaga się czegoś więcej niż przeżycie emocji czy też uzupełnienie zasobu wiedzy z zakresu historii starożytnej. Ona ma kształtować nasz sposób myślenia, postrzegania siebie, innych i świata, ma mieć realny wpływ na podejmowane przez nas decyzje i czyny, zgodnie ze słowami Pawła Apostoła, który pisał do Tymoteusza: „Wszelkie Pismo od Boga natchnione jest i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości - aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu” (2 Tm 3,15-18). Doświadczenie pokazuje, że wiele spośród osób, które zdecydowały się na systematyczną lekturę Pisma Świętego, w pierwszym rzędzie zainteresowanych jest tym, by ktoś wyjaśnił im najbardziej niezrozumiałe jego fragmenty. Tymczasem w pierwszej kolejności chodzi tu o udzielenie swoim życiem odpowiedzi na otrzymane słowo Boże. Gdyby w Piśmie Świętym było tylko jedno miejsce, które jest dla nas zrozumiałe, to przede wszystkim mamy je zmienić w czyn, a „nie usiąść i dociekać ciemnych miejsc” (Kirkegaard). Chrześcijanin studiujący Pismo Święte, wprowadzając je w życie, powinien sam stawać się dla innych „żywą Biblią”, tj., jakby powiedział św. Paweł, „listem Chrystusa”, który tym mianem nazwał wspólnotę chrześcijan w Koryncie. Wprowadzając słowo Boże w czyn, zaczniemy głębiej poznawać tajemnicę Boga i jego wolę, ponieważ „kto chce w pełni zrozumieć Chrystusa i zasmakować w tym, musi potrudzić się, by całe życie zbudować według Niego” (Tomasz a Kempis, O naśladowaniu Chrystusa). Wprowadzanie słowa Bożego w czyn może okazać się także receptą dla przeżywających zwątpienie czy pokusę odejścia z Kościoła, gdyż podjęty wysiłek z czasem zaowocuje umocnieniem, a niekiedy wręcz odzyskaniem wiary.
Historia daje wiele przykładów na to, że Pismo św. może być błędnie rozumiane. Już starotestamentalni prorocy ganili lud za powierzchowne, a nawet fałszywe powoływanie się na słowo Jahwe. Podobnie Chrystus zarzucał swoim współczesnym niewłaściwą interpretację Pisma Świętego. W czasach apostolskich św. Paweł wytykał swoim przeciwnikom błędną interpretację ksiąg Starego Testamentu (2 Kor 3,14), zaś św. Piotr w swoim liście pisał o takich, którzy w sposób przewrotny i na swoją zgubę tłumaczyli listy św. Pawła oraz inne święte Pisma (2 P 3,16). Wiele ran na przestrzeni 20 wieków historii zadali Kościołowi ci, którzy bardziej lub mniej świadomie powoływali się na błędne interpretacje Pisma Świętego. Już Ojcowie Kościoła w Pawłowych słowach: „Litera zabija, Duch ożywia” dostrzegali wyraźną przestrogę apostoła przed powierzchowną lekturą, która odbiera czytelnikowi szansę odkrycia głębszego, duchowego sensu zawartych w Piśmie Świętym nauk wydarzeń. Do takiego dosłownego, literalnego rozumienia Biblii odnosi się pierwsza cześć zdania: „Litera zabija”, co znaczy, że tekst, mimo iż spisany ludzkimi znakami, czytelnik ma przyjąć jako słowo Boże, a to z kolei jest możliwe tylko dzięki światłu Ducha Świętego, który inspirował Biblię na każdym etapie jej powstawania, a dziś wprowadza do jej pełnej prawdy i udziela przez nią życia. Głębsze duchowe rozumienie nie zatrzymuje się na literze, co jest charakterystyczne dla sekt np. tzw. świadków Jehowy, lecz dociera do tego, co chce powiedzieć Duch Święty. Fakt towarzyszenia czytaniu słowa Bożego nadprzyrodzonego światła nie wyklucza bynajmniej naszego ludzkiego wysiłku sięgania po dostępne pomoce, jak wspominane wcześniej przypisy umieszczone pod tekstem, katolickie komentarze do Pisma Świętego czy też wspólne rozważanie słowa Bożego, np. w parafialnym kręgu biblijnym. Głębsze rozumienie Biblii dane jest przede wszystkim tym, którzy pozwalają Duchowi Świętemu prowadzić się przez całe życie. Dlatego „ludzie duchowi” (1 Kor 2,15), tacy jak Franciszek z Asyżu, Ignacy Loyola, Teresa z Lisieux, o. Pio i wielu innych świętych, niejednokrotnie lepiej rozumieli Pismo Święte niż niejeden ówczesny ekspert od Biblii. Każda pełna wiary lektura Pisma Świętego jest umożliwionym przez Ducha Świętego spotkaniem z Jezusem Chrystusem, odwiecznym „słowem, które stało się Ciałem”, po to, by przeobrazić nas w nowego człowieka, który, gdy tylko wypełni się Adwent dziejów, będzie miał udział w chwale Bożej i pełni życia. A zatem do dzieła: Tolle lege! Weź i czytaj!
Echo Katolickie 49/2021