Apokalipsa to jedna z najtrudniejszych ksiąg Biblii. Rozpoczyna się od listów do 7 Kościołów, które odnoszą się nie tylko do bezpośrednich adresatów, ale do Kościoła w całych dziejach - aż do naszych czasów
Apokalipsa zawsze budziła u ludzi niepokojące skojarzenia. Z jednej strony bano się groźnych przepowiedni, z drugiej jednak chciano zrozumieć zapisane w nich wizje, by poznać scenariusz zbliżających się wydarzeń. Zainteresowanie tekstem wzrastało w chwilach gwałtownych zmian, burzliwych wydarzeń, a także pod koniec wieku. Jeszcze bardziej zainteresowanie wzrasta, gdy kończy się kolejne tysiąclecie! Wielu oczekuje znaków nadchodzącego końca. Obrazowy język Apokalipsy pozwala, przy odrobinie wyobraźni, tworzyć rozmaite skojarzenia i na ich podstawie przewidywać przyszłość. Jak to się jednak ma do samej prawdy głoszonej przez Słowo Boże zapisane w księdze Objawienia św. Jana? Jak należy do niej podchodzić? Jak rozumieć obrazy? Do czego się one odnoszą? Jaki jest dzisiaj ich sens dla nas żyjących ponad 1900 lat po jej napisaniu? Czy należy i dlaczego należy czytać Apokalipsę? Jaki jest zasadniczy cel tej ostatniej księgi Pisma Świętego? Z takimi pytaniami zwróciliśmy się do O. Augustyna Jankowskiego OSB, który przez wiele lat zajmował się właśnie tą księgą.
Czy mógłby Ojciec omówić dwa wybrane listy, na przykład najbardziej pozytywny i najbardziej negatywny.
Najbardziej negatywnym listem jest niewątpliwie list do Kościoła w Laodycei, w którym nie znajdujemy żadnej pochwały. Natomiast najbardziej pozytywny jest list do Kościoła w Smyrnie, może ze względu na sympatię do św. Polikarpa, który według tradycji był uczniem św. Jana, a swoim życiem dawał prawdziwe świadectwo życia chrześcijańskiego.
Tekst Listu do Kościoła w Smyrnie brzmi:
Aniołowi Kościoła w Smyrnie napisz:
To mówi Pierwszy i Ostatni
który był martwy, a ożył:
Znam twój ucisk i ubóstwo
— ale ty jesteś bogaty —
i obelgę [rzuconą] przez tych, co samych siebie zowią Żydami,
a nie są nimi, lecz synagogą szatana.
Przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał.
Oto diabeł ma niektórych spośród was wtrącić do więzienia,
abyście próbie zostali poddani,
a znosić będziecie ucisk przez dziesięć dni.
Bądź wierny aż do śmierci,
a dam ci wieniec życia.
Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów.
Zwycięzcy śmierć druga na pewno nie wyrządzi szkody (Ap 2,8—11).
Wartość egzystencjalną ma tutaj z jednej strony zachęta: przestań się lękać tego, co będziesz cierpiał (2,10). Hasło to jest ciągle ważne dla nas, gdyż lęk przed jakimś cierpieniem bardzo często nas paraliżuje i odbiera nam ufność. Z drugiej strony zapewnienie Chrystusowe po zachęcie: bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia podsuwa praktyczny wniosek w sprawie wierności. Jeżeli tym Aniołem Kościoła w Smyrnie był św. Polikarp, to w stosunkowo niedługim czasie wszystko się wypełniło. Pozostał wierny aż do śmierci, a jego śmierć jest przepięknie opisana w ówczesnym sprawozdaniu. Nawet samej kaźni towarzyszył cud. Ale niezależnie od tego, czy adresatem listu był św. Polikarp, pozostają w mocy zarówno zachęta, jak i obietnica. Prześladowaniem sygnalizowanym w liście w przypadku Smyrny kierowali Żydzi, którzy nie chcieli uznać w Jezusie Mesjasza. Samo prześladowanie jest pewnym typem trudności, na które wszyscy możemy być narażeni, mianowicie sprzeciwu ze strony ludzi stojących na zupełnie innym biegunie ideologicznym. Tymczasem odpowiedzią na nie jest chrześcijańska postawa, której greckiej nazwy nie można oddać jednym polskim wyrazem, hypomone jest cierpliwą wytrwałością do końca. Śmierć druga według tej księgi to potępienie wieczne. A więc wytrwałość do końca z pewnością gwarantuje niebo. Znamienne, że pierwotny Kościół nigdy nie modlił się za męczenników, modlił się zawsze do męczenników. Był przekonany, że każdy, kto tak schodzi z tego świata, od razu ogląda Boga.
W tekście występuje zalecenie wytrwałości do końca. W Nowym Testamencie wytrwałość jako cnota moralna jest najważniejsza. Nie tyle moralne zasady postępowania praktycznego, ile wytrwałość, czyli wierność, ufność i nadzieja do końca.
Na wszystkich postawach moralnych chrześcijanina musi być położona pieczęć eschatologiczna. Tak długo nie są one w pełni zasługującymi na uznanie, jak długo tej pieczęci na nich nie ma. I to jest znamienne dla Apokalipsy św. Jana. Jest to księga pochwały męczeństwa, ale niekoniecznie rozumianego w formie krwawej, czyli poniesienia śmierci, lecz jako przetrwanie wszystkich prób mężnie do końca, z ufnością, że pomoc łaski przyjdzie.
Na co zwróciłby Ojciec uwagę w liście najbardziej krytycznym?
Najbardziej krytycznym w sensie zarzutów jest List do Anioła Kościoła w Laodycei, ostatni z siedmiu listów:
Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz:
To mówi Amen
Świadek wierny i prawdomówny,
Początek stworzenia Bożego:
Znam twoje czyny,
że ani zimny, ani gorący nie jesteś.
Obyś był zimny albo gorący!
A tak, skoro jesteś letni
i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzucić z mych ust.
Ty bowiem mówisz: „Jestem bogaty”
i „wzbogaciłem się”,
i „niczego mi nie potrzeba”,
a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości,
i biedny, i ślepy, i nagi.
Radzę ci nabyć u Mnie
złota w ogniu oczyszczonego,
abyś się wzbogacił,
i białe szaty,
abyś się przyodział,
i by nie ujawniła się haniebna twa nagość,
oraz balsamu do namaszczenia twych oczu,
byś widział.
Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę.
Bądź więc gorliwy i nawróć się!
Oto stoję u drzwi i kołaczę:
jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy,
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał,
a on ze Mną.
Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie,
jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie.
Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów» (Ap 3,14—22).
Wspólnota w Laodycei choruje na bardzo poważną już, chrześcijańską chorobę zarozumiałego liczenia na siebie, co po wiekach przybierało formę herezji pelagiańskiej. Już Chrystus Pan, na zakończenie Kazania na Górze w siódmym rozdziale Ewangelii według św. Mateusza, przestrzegał przed samoułudą jako niesłychanym niebezpieczeństwem życia religijnego (por. Mt 7,21—27). Aluzje, podane w liście są mocno osadzone w ówczesnej rzeczywistości lokalnej: złoto w ogniu oczyszczone, białe szaty, balsam na oczy były wówczas w Laodycei produkowane i jako przynoszące zysk bardzo cenione przez tamtejszą ludność, także przez chrześcijan. Chrystus Pan niemiłosiernie odsłania prawdziwy obraz ich dusz. Żaden inny Kościół nie został tak ostro oceniony: nieszczęsny, godzien litości, biedny, ślepy i nagi. Nabiera to szczególnego znaczenia w kontraście do wysokiego mniemania o sobie.
Zdumiewa nas jednak w tym liście fakt, że po tak ostrej reprymendzie, która nie ma sobie równej w całym korpusie siedmiu listów, na końcu pojawia się zachęta: oto stoję u drzwi i kołaczę. Chrystus Pan wcale się nie zniechęca do tej wspólnoty i zapewnia, mimo dotychczasowych surowych nagan: wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną, jak gdyby nigdy nic. I mało tego: po tej wieczerzy we dwóch, wieczerzy przyjaciół, następuje zapewnienie, że zwycięzca — ten, co wszystkie te pokusy doczesności przezwycięży — zasiądzie z Chrystusem na tronie, który Chrystus dzieli z Ojcem. To niezwykle zachęcająca myśl, że nawet tak groźne niebezpieczeństwo, jakim jest rozkład życia religijnego, nie stanowi sytuacji beznadziejnej i jeśli człowiek prawdziwie się nawróci, nic nie stoi na przeszkodzie, by otrzymał nagrodę, jaka jest możliwa: współkrólowanie z Chrystusem.
Ojciec mówi o zapowiedzi późniejszej herezji pelagianizmu, czyli liczenia na własny wysiłek ascetyczno-moralny, ale czy nie jest tu przypadkiem mowa o bogactwie w sensie materialnym.
Temu nie przeczę, ale nigdy Apokalipsy nie można interpretować wyłącznie zeitgeschichtlich. To jest punkt wyjścia, ale jest niebezpiecznie zatrzymywać się w Apokalipsie tylko na poziomie historycznym. Przypominam, że Listy do siedmiu Kościołów nie są tylko listami do siedmiu wspólnot Azji Mniejszej, ale do Kościoła powszechnego w czasie i przestrzeni. Dlatego trzeba ciągle „odbijać się” od tamtej sytuacji, która oczywiście była punktem wyjścia dla piszącego apostoła. Jednocześnie trzeba szukać odpowiedników w ciągle nowej rzeczywistości, w której żyje chrześcijanin, i z tego powodu przytoczyłem akurat pelagianizm.
Czy Ojciec mógłby coś powiedzieć o tym samookreśleniu się Chrystusa. W liście jest napisane:
To mówi Amen
Świadek wierny i prawdomówny,
Początek stworzenia Bożego (Ap 3,14).
Czy jest jakaś relacja pomiędzy tym samookreśleniem się Chrystusa a zakończeniem, w którym mówi On o zwycięzcach?
Amen należy do tych przejętych ze Starego Testamentu Boskich tytułów, którymi apostoł, autor Apokalipsy, darzy Chrystusa Pana na znak Jego transcendencji. Otóż określeniem Amen u Izajasza określa się sam Bóg Jahwe (zob. Iz 65,16 — w tłumaczeniu BT słowo Amen oddano słowem Wierny).
Dla nas jest to trochę dziwne i zaskakujące, gdyż Amen ma swoje miejsce „w pacierzu”. Amen hebrajskie jest formą imiesłowu, który by należało przetłumaczyć, zgodnie ze źródłosłowem, naszym potocznym wyrażeniem: murowanie pewny, „mur-beton”. Dla Hebrajczyka było to bardzo znamienne określenie prawdy Bożej, prawdy, którą po latach będzie się nazywało w systemie teologii scholastycznej tzw. prawdą ontologiczną, czyli to, że Bóg sam w sobie jest prawdą. Nie tylko jest gwarancją prawdziwego poznania, wolnego od błędu, ale On jest prawdą. Hebrajczyk wiedział, że Bóg jest niezawodny, że na Bogu można się oprzeć.
Jeśli chodzi o zastosowanie tego określenia do Jezusa Chrystusa, to pamiętajmy, że znamy już listy św. Pawła. Na początku Drugiego Listu do Koryntian mimochodem rzuca on wspaniałe powiedzenie: ile tylko obietnic Bożych, wszystkie w Nim [Chrystusie] są „tak” (tzn. Amen). Dlatego wypowiadamy Amen ku czci Boga (2 Kor 1,20). Jest to Amen łączące z jednej strony niezawodność Boga z naszym wyznaniem i z naszą liturgią, która słowem Amen kończy zarówno prośby — „niech się tak stanie”, jak i kończy najrozmaitsze doksologie, gdzie trzeba Amen tłumaczyć: „istotnie tak jest, niezawodnie w ten sposób, a nie inaczej”. Chrystus, Alfa i Omega, ukazuje nam się tutaj jako gwarancja prawdy egzystencjalnej, aktualnej dla nas pod każdym względem.
Świadek wierny i prawdomówny (3,14) to też jest jeden z tytułów tylko apokaliptycznych, ale mających bardzo bogate zaplecze biblijne. Trzeba pamiętać, że świadkiem w Starym Testamencie jest Bóg, świadkami są Jego prorocy, świadkiem jest sam Jezus Chrystus, tak nazwany przez Apostołów, który złożył świadectwo wobec Poncjusza Piłata, wobec Kajfasza i Sanhedrynu. To jest owo Amen odkupienia na wszystkie Jego zapowiedzi ze Starego Testamentu. Określenie Prawdomówny mówi wprost, że jest to Świadek, na którym można się absolutnie pewnie oprzeć, bo On nie tylko mówi prawdę, ale sam jest tą prawdą.
Czy mógłby Ojciec powiedzieć kilka słów na temat świadectwa?
Myślę, że świadectwo składa się z dwóch elementów: potwierdzenie brzmienia woli Bożej i pokazania na sobie, jak wygląda moja wierność zadaniu, które od Boga otrzymałem. Pierwszy stanowi całkowite uznanie i głoszenie prawd Bożych tak, jak On sam sobie tego życzy. W tym sensie jestem wiernym świadkiem, gdy nie interpretuję Jego wymagań po swojemu. Pierwszym więc warunkiem świadectwa jest powtórzyć, potwierdzić ze swojej strony: tak jest. Drugim natomiast elementem jest potrzeba potwierdzenia tej prawdy swoim życiem: wyznać prawdziwie wierność Bogu, i to aż do śmierci. Ci, którzy nie umiłowali dusz swoich aż do śmierci, są martyres — świadkami do końca. Nie zatrzymali się oni po drodze, jak liczni potem w dziejach Kościoła lapsi — upadli, którzy w prześladowaniach rzymskiego cezaryzmu cofali się i odwoływali swoją wiarę w Chrystusa. Świadkowie wytrwali do końca, jak jest to opisane w protokółach z męczeństw pierwszych wieków chrześcijaństwa. Apokalipsa zawiera w sobie początki teologii męczeństwa.
Augustyn Jankowski OSB Rozmowa o Apokalipsie Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. mg/mg