Czy można gdzieś ujrzeć twarz Ducha Świętego?
Kiedy podziwiamy piękno stworzonego świata, kiedy aż dech nam zapiera na widok ośnieżonych górskich szczytów, zachodzącego gdzieś za morzem słońca lub tajemniczej tafli jeziora, to - choć stworzenie jest wspólnym dziełem Trójcy Świętej - odnosimy tę wspaniałość natury do Boga Ojca. Obrazem pierwszej Osoby w Bogu jest bowiem - jak powiadamy - cały wszechświat, a kontemplacja przyrody prowadzi właśnie do Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi. Odwieczne Słowo natomiast „stało się Ciałem i zamieszkało wśród nas”, stąd Jego nie tylko odbiciem, ale właśnie wcieleniem jest Jezus z Nazaretu. Od dwóch tysięcy lat Kościół przekazuje kolejnym pokoleniom Dobrą Nowinę o słowach i czynach Tego, który umarł na krzyżu, a po trzech dniach wrócił z cmentarza żywy. Rzeczywistość Ducha Świętego, trzeciej osoby Boskiej, wydaje się zaś bardzo trudna do uchwycenia w jakimś obrazie. „Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża” - mówi Jezus do Nikodema odnosząc te słowa właśnie do Ducha. Niektórzy mówią wręcz, że Duch Święty pozostaje dla nas beztwarzowy. Czy rzeczywiście?! A może uda nam się dostrzec gdzieś Jego twarz?
O Trzech w Bogu, w tym o Duchu Świętym, nic nie moglibyśmy powiedzieć, gdyby Bóg sam nie objawił nam się taki, jaki jest, czyli w swej Trójjedyności. Bóg najpełniej objawił się jako Duch w wydarzeniu zwanym Zesłaniem Ducha Świętego. Kiedy w dzień Pięćdziesiątnicy uczniowie Jezusa przebywali razem w jednym miejscu, „nagle dał się słyszeć z nieba szum. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym”. Pięćdziesiąt dni po śmierci Jezusa - pomimo doświadczenia Go jako zmartwychwstałego - uczniowie siedzą zamknięci w wieczerniku, boją się wrogiego świata i nie wiedzą tak naprawdę, co mają robić. Choć otrzymali już Dobrą Nowinę o zwycięstwie nad grzechem i śmiercią, to przecież istnieje niebezpieczeństwo, że Nowina ta pozostanie uwięziona, i to nie tylko za zamkniętymi drzwiami wieczernika, lecz przede wszystkim w ich zalęknionych sercach. W takiej sytuacji Duch Święty zstępuje na Apostołów. Rodzi się wspólnota Kościoła, Nowy Lud, którego lepiszczem jest trzecia osoba Boska. „Wspólnota Wieczernika staje się jakby osobowością Ducha Świętego. Gdy nie widzimy podobnych wspólnot, to tak, jakbyśmy nie widzieli Ducha. I dlatego musimy się bardzo wysilać, aby Trzecią Osobę Boską wyobrazić sobie, często na kształt bezosobowej Mocy, «uwięzionej» w sakramentach”. Tymczasem twarzą Ducha jest każda wspólnota, która - tak jak wspólnota Wieczernika - staje się świadoma swego wybrania na świadków i szafarzy Dobrej Nowiny o zbawieniu.
Owocami obecności Ducha są - jak twierdzi św. Paweł - „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie”. Owoce te stają się widoczne tylko we wspólnocie. Nikt nie może bowiem kochać, być uprzejmym, dobrym i wiernym sam dla siebie. Duch Jezusa objawia się nie tyle w jednostkach, co w konkretnych wspólnotach, w społecznościach braci i sióstr, w ich wzajemnej miłości. Jezus modlił się do Ojca za nami: „Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował, tak jak mnie umiłowałeś”. A zatem znakiem wyróżniającym uczniów Chrystusa nie są długie posty, modlitwy, czy też umartwienia, ale jedność i miło, i to miłość w duchu Chrystusowego krzyża. Jeśli świat nie przyjmuje dziś Ewangelii, to przede wszystkim dlatego, że brakuje mu znaku jedności i miłości, będących owocem Ducha.
U progu trzeciego tysiąclecia widać już, że odnowa Kościoła nie jest możliwa bez małych, różnorodnych wspólnot, zbierających się nie w imię wspólnych interesów, w tym „interesu władzy”, ani też w imię takich czy innych systemów moralnych, ale w imię obietnicy: „Ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała”. Po Soborze Watykańskim II Duch Święty wzbudził wiele charyzmatów, które legły u podstaw różnych ruchów i wspólnot kościelnych: odnowa charyzmatyczna, droga neokatechumenalna, Focolarini, ruch oazowy, by wspomnieć niektóre z najbardziej znanych. Ciekawe, że dawniej, w czasach kryzysowych Bóg powoływał nowe zakony, którym w dużej mierze udawało się zaradzić aktualnym bolączkom Kościoła. Dziś natomiast rodzą się i rozwijają nowe ruchy kościelne, w których główną rolę odgrywają ludzie świecy, a nie księża lub osoby konsekrowane. Można żywić nadzieję, że między innymi te nowe wspólnoty chrześcijan będą odpowiedzią dla świata, który szuka przekonywujących znaków jedności i miłości, czyli szuka - wiedząc o tym lub nie - twarzy Ducha Świętego.
opr. mg/mg