Mistrzowie teologii - konwersatoria: św. Jan Damasceński

Konwersatoria na temat klasycznych autorów teologicznych (św. Jan Damasceński)


Spis treści ¬




ŚW. JAN DAMASCEŃSKI

Myśl św. Jana Damasceńskiego tworzy syntezę teologii ojców greckich, a nade wszystko syntezę bizantyjskich, chrystologicznych ujęć wypracowanych w ferworze kontrowersji toczonych od V do VII wieku. Jego dzieła - jak zauważa Congar - utwierdziły scholastyków w przekonaniu o słuszności posługiwania się filozofią Arystotelesa w uprawianiu teologii. Bizancjum uznało teologię Damasceńczyka za klasyczną i niemal oficjalną.

A. Życie

Wiadomości o życiu tego ojca Kościoła są skąpe i niepewne, gdyż pochodzą z Żywotów, które powstały dopiero na przełomie X i XI w. i zawierają wiele elementów legendarnych.

Jan Damasceński urodził się około 650 roku w Damaszku. Pochodził z chrześcijańskiej rodziny arabskiej. Ojciec był ministrem finansów kalifa. Jan otrzymał staranne wykształcenie w duchu hellenistycznym. Znał także dobrze religię muzułmańską i kulturę arabską. Wobec narastającej wrogości do chrześcijan, zrezygnował z urzędu w administracji kalifa i jeszcze przed 700 rokiem został mnichem w klasztorze św. Saby koło Jerozolimy.

Po przyjęciu święceń kapłańskich poświęcił się modlitwie, kaznodziejstwu i twórczości teologicznej. Znany jest szczególnie z zaangażowania w obronę kultu obrazów. Zmarł, przeżywszy ponad sto lat, przed rokiem 754, kiedy to przez przeciwników kultu obrazów został obłożony klątwą. Siódmy sobór powszechny w Nicei (787 r.) odwołał klątwę, wyrażając się o Janie z wielkim uznaniem. Damasceńczyk jest czczony jako święty zarówno przez katolików jak i prawosławnych. W 1890 papież Leon XIII ogłosił go doktorem Kościoła.

B. Myśl

Jan z Damaszku nie stworzył oryginalnej nauki, scalił jednak w jedną syntezę dotychczasowe dziedzictwo myśli chrześcijańskiej, co świadczy o jego wszechstronności i erudycji. Zajmował się nie tylko kwestiami dogmatycznymi, moralno-ascetycznymi, lecz także egzegetycznymi i historycznymi. Obok tekstów ścieśle teologicznych zostawił po sobie znakomite homilie i pieśni liturgiczne o trwałej wartości.

1. Kult obrazów

Podstawowym dziełem tego autora jest Źródło wiedzy (Fons scientiae) składające się z trzech części. Pierwsza, zatytułowana Dialektyka, daje filozoficzne wprowadzenie do dogmatyki. Druga część to Historia herezji nie oznaczająca się oryginalnością, z wyjątkiem fragmentu, w którym autor określa islam mianem herezji chrześcijańskiej. Bez wątpienia najciekawsza jest część trzecia pt. Wykład wiary prawdziwej. To właśnie ona stanowi samodzielną syntezę nauki ojców greckich, traktującą o Bogu, stworzeniu, człowieku, wcieleniu, eschatologii i o niektórych kwestiach ascetycznych.

W czasie, w którym żył Jan z Damaszku, toczył się spór o to, czy należy oddawać cześć obrazom, czy nie. To waśnie Jan przeszedł do historii jako najlepszy obrońca czci obrazów. Jan ogranicza starotestamentowy zakaz sporządzania obrazów do przedstawiania niewidzialnego Boga samego w sobie, dla wyrażenia którego ówczesna sztuka grecka posługiwała się wyłącznie symbolami, nie zaś obrazami przedstawiającymi postać ludzką, a także do adoracji (kultu latrii) obrazów. Chrystus, podobnie jak Maryja i święci, może być jednak przedstawiany w obrazach. Cześć okazywana obrazom nie jest absolutna, lecz odnosi się do przedstawionej osoby. Obrazy są pożyteczne, gdyż uzmysławiają fakty zbawcze i cnoty świętych i dzięki temu nie umiejącym czytać zastępują książki. Fragment, który zamieszczamy poniżej, traktuje właśnie na ten temat i pochodzi z Wykładu wiary prawdziwej.

Tekst

OBRAZY

Ponieważ niektórzy mają nam za złe, że adorujemy i czcią otaczamy obrazy Zbawiciela i naszej Pani oraz innych świętych i sług Chrystusa, niech uprzytomnią sobie, że na początku Bóg uczynił człowieka na swój własny obraz. Dlaczego wzajemnie okazujemy sobie cześć, jeśli nie ze względu na ten obraz Boży, który w sobie nosimy? Bo jak mówi bogomyślny i biegły w sprawach Bożych Bazyli, cześć okazywana obrazowi przechodzi na jego prototyp, a prototypem jest to, czego podobiznę przedstawia obraz. Dlaczego także lud Mojżeszowy modlił się dokoła namiotu, który był wyobrażeniem i figurą rzeczy niebieskich, a raczej całego stworzenia? Mówił bowiem Bóg do Mojżesza: „Patrz, abyś czynił wszystko według wzoru, który ci ukazałem na górze” (Wj 25, 40). A czyż Cherubini, ocieniający Arkę Przymierza, nie byli dziełem rąk ludzkich? A przesławna Świątynia w Jerozolimie czyż nie była dziełem rąk i sztuki ludzkiej?

Pismo święte potępia wprawdzie kult rzeźb, ale połączony ze składaniem ofiar demonom. Ofiary składali poganie i Żydzi, lecz poganie demonom, a Żydzi - Bogu. Ofiara pogan była Bogu niemiła i zabroniona, a sprawiedliwych mile przyjmowana. „Złożył Noe ofiarę i przyjął Bóg zapach przyjemny dobrej woli” (Rdz 8, 21) i wonność miłości ku Niemu. Przeto posągi pogańskie były niemiłe [Bogu] i zabronione, gdyż wyobrażały fałszywe bóstwa.

Nadto któż zdołałby odtworzyć podobieństwo Boga niewidzialnego, nie mającego ciała ani przestrzennych wymiarów, ani kształtu? Szaleństwem więc i bluźnierstwem byłoby nadawanie określonej postaci naturze Boskiej. Toteż w Starym Zakonie obrazy nie miały zastosowania. Lecz inaczej przedstawia się sprawa, odkąd Bóg dzięki „głębiom zmiłowania swego” (Łk 1, 78) stał się dla naszego zbawienia w pełni człowiekiem - nie jak niegdyś ukazał się Abrahamowi tylko w kształcie człowieka i nie jak objawiał się prorokom - lecz w samej istocie prawdziwie przyjął człowieczeństwo, przebywał na ziemi, obcował z ludźmi, czynił cuda, zniósł mękę, został ukrzyżowany, zmartwychwstał, wstąpił do nieba. To wszystko stało się w całej prawdzie na oczach ludzi i zostało spisane dla naszej pamięci i dla pouczenia nas, wtedy tam nieobecnych, abyśmy nie widząc tego wprawdzie, lecz słysząc o tym i wierząc w to, osiągnęli szczęśliwość Pana. Wobec tego zaś, że nie wszyscy umieją czytać i nie zajmują się czytaniem, Ojcowie postanowili, by te ważne zdarzenia były przed stawiane w obrazach dla łatwiejszego pamiętania o nich. Często się zdarza, że chociaż w danej chwili nie myślimy o Męce Pańskiej, to na widok obrazu przedstawiającego ukrzyżowanego Chrystusa natychmiast wspominamy zbawczą Mękę i pokornie adorujemy - nie materię obrazu, lecz to, co on przedstawia. Przecież nie oddajemy też czci materii Ewangelii ani też materii krzyża, lecz temu, co one przedstawiają. Co za różnica bowiem pomiędzy krzyżem, który nie ma wizerunku Pana, a takim, który go ma?

To samo dotyczy Matki Bożej. Cześć bowiem, jaką Jej oddajemy przechodzi na Tego, który z Niej przyjął człowieczeństwo. Podobnie też bohaterskie czyny świętych zagrzewają nas do męstwa, zapału w naśladowaniu ich cnoty i do oddawania chwały Bogu. Jak już bowiem powiedzieliśmy „okazywanie czci najlepszym współsługom jest przejawem miłości do wspólnego Pana”; a znowu cześć oddawana ich obrazom dotyczy osób w nich przedstawionych.

Jest to jednak tradycja nie pisana, podobnie jak modlitwa z twarzą zwróconą ku wschodowi, adoracja krzyża i bardzo wiele innych tego rodzaju.

Istnieje też podanie, że to król Edessy, Abgar, posłał malarza do Pana, by sporządził Jego wizerunek, a gdy malarz nie był w stanie tego dokonać z powodu blasku bijącego ze świętego Oblicza, sam Pan przyłożył płaszcz do swego Boskiego i ożywiającego Oblicza i pozostawił na nim Jego odbicie, a następnie przesłał je oczekującemu Abgarowi.

Apostoł Narodów, Paweł, pisze o tym, że i Apostołowie pozostawili bardzo wiele tradycji niepisanych: „A więc, bracia, stójcie mocno i strzeżcie tradycji naszych, o których zostaliście pouczeni czy to ustnie, czy przez list nasz” (2 Tes 2, 15). A do Koryntian pisze: „Pochwalam was, bracia, że pamiętacie o mnie we wszystkim i zachowujecie tradycje, które wam przekazałem” (1 Kor 11, 2).

Wykład wiary prawdziwej

,
tłum. B. Wojkowski, Warszawa 1969, s. 231-234

Dyskusja

Pytania:

1. Kogo nie można przedstawić na obrazie i dlaczego?

2. Jakie są argumenty Jana z Damaszku w obronie obrazów?

 

1. Kogo nie można przedstawić na obrazie?

P. Sikora - Wprost napisane jest raczej, czego nie można. Nie można przedstawiać postaci natury Boskiej. Nie można przedstawić niczego, co nie ma jakiejś postaci ludzkiej, określonych kształtów. Jan Damasceński argumentuje, że dawniej nie można było malować obrazów, a teraz można, bo teraz Bóg przybrał postać ludzką. Aspekty Boga i Osoby Boskie, które nie mają postaci ludzkiej nie mogą być przedstawione. Czyli na pewno nie można Boga Ojca, natomiast Ducha Świętego można, ewentualnie, za pomocą Jego biblijnych symboli.

M. Kita - Ale to ostatnie jest mimo wszystko niepewne... Autorzy prawosławni zwracają uwagę na to, że orzeczenia soborowe na temat kultu obrazów nie zostały w teologii łacińskiej przyjęte w całej pełni. Mówię o Duchu Świętym, ponieważ można zapytać, dla ilu takich „prostych duszyczek” pierwszym skojarzeniem z Duchem Świętym byłby gołąbek. To jest trochę niebezpieczne, przy czym nie chodzi o to, że mógłby się rozwinąć kult gołębi, tylko o zbanalizowanie wielkich tajemnic. Czy ikoną Ducha Świętego nie jest tak naprawdę każda ikona jakiegokolwiek świętego człowieka, o ile jest prawdziwie ikoną? W jednej ze swoich książeczek dla dzieci ksiądz Jan Twardowski stawia pytanie, jak namalować wiatr? Możemy namalować chylące się drzewa, powiewające na sznurze pranie, możemy namalować skutki pojawienia się wiatru. Podobnie możemy próbować namalować Ducha Świętego, jeżeli uda nam się namalować świętego człowieka (chociaż to też jest pytanie- jak?).

Ks. T. Dzidek - Widzę głęboką analogię pomiędzy problemem przedstawiania Boga poprzez obraz z problemem wyrażania prawdy o Bogu za pomocą języka. Właściwie kwestia: przedstawiać, czy nie przedstawiać Boga w obrazie, to jest problem - mówić o Bogu, czy nie mówić. W efekcie chodzi tutaj znowu o problem języka negatywnego i pozytywnego. Jeżeli mówimy o Bogu pozytywnie, to na zasadzie podobieństwa. Damasceńczyk, o czym wspominaliśmy, uzasadnia, że właściwie od momentu wcielenia można przedstawiać Boga, ponieważ jest On dla człowieka w jego zasięgu zmysłów, wyobraźni. Natomiast wracam teraz do racji nieprzedstawiania Boga - chce się przez to uszanować absolutną inność Boga. W przypadku języka mamy możliwość mówienia o Bogu w sposób negatywny, w przypadku obrazów takiego negatynego przedstawiania Boga raczej nie ma, możemy jedynie powstrzymać się od przedstawiania tego, co Boskie.

P. Sikora - Racja, a druga różnica polega też jednak na tym, że słowo może być bardziej abstrakcyjne, pojęcie może być od razu zaprzeczone, ale również pozytywne pojęcia możemy mieć jakoś na tyle wysublimowane abstrakcyjnie, że niekoniecznie muszą się one wiązać z obrazem zmysłowym. Obraz malowany w jakiś sposób musi przybrać zmysłowy kształt. Natomiast z tego, o czym wspomniał Tadeusz, wynika jeszcze jedna komplikacja. Skoro Damasceńczyk mówi, że przedstawienia na obrazach są możliwe od momentu wcielenia, to musimy przedstawiać właśnie to, co się naprawdę wydarzyło. I teraz posługując się analogią z Objawieniem spisanym - zobaczcie, że na przykład Ewangelie nie są historią kronikarską. Nie są opisem, to nie jest literatura naturalistyczna. Próby zrobienia z Pisma jakiejś realistycznej biografii Chrystusa są skazane na niepowodzenie. Są sztuczne. Dzisiejsi bibliści mówią wyraźnie, że w Ewangeliach chodzi o przedstawienie pewnego sensu. O tym już wcześniej wiedzieli Ojcowie, nikt nie próbował robić z Ewangelii takiej historii, chyba dopiero Renan w dziewiętnastym wieku...

M. Kita - Był ktoś, kto próbował zrobić z czterech Ewangelii jedną, ale to mu za dobrze nie poszło - Tacjan Syryjczyk. To nie mogło wyjść. Ale jest charakterystyczne, że Kościół nigdy nie dał swego placet na tego rodzaju przedsięwzięcia, próby komponowania porządnej, jednej Ewangelii.

Ks. T. Dzidek - Ale nie oddalajmy się od tematu...

P. Sikora - Chciałem powiedzieć tyle, że również obraz w takim razie powinien przedstawiać tylko to, co pokazują Ewangelie, co widzieli ludzie wierzący, którzy przyjęli Ducha w Chrystusie. Oni widzieli sens wszystkich wydarzeń. Obraz naprawdę religijny, którego broni Jan, to nie jest obraz, który pokazuje zewnętrzne okoliczności dostępne wszystkim. To jest obraz, który pokazuje prawdę tego, co się stało. Jeśli przedstawiamy Jezusa - to jest to Jezus Chrystus, a nie tylko Jezus z Nazaretu. Na Zachodzie zostało to zagubione. Prawosławni słusznie nam zarzucają, że sztuka zachodnia od pewnego momentu zaczęła przedstawiać świętych czy nawet Chrystusa i Jego Matkę tylko jako zwykłych ludzi. A potem przedstawianie ich stało się wręcz pretekstem dla innych tematów. Na przykład pretekstem do namalowania nagości był motyw raju z Adamem i Ewą.

Ks. T. Dzidek - Tak do końca bym się nie zgodził z twoim twierdzeniem, że język daje większą możliwość abstrakcyjnego wyrażania się niż obraz. Jeżeli to będzie przedstawienie symbolu, to uważam, że obraz może być równie abstrakcyjny jak język. I sądzę, że ten zarzut prawosławnych pod adresem Kościoła zachodniego może polega na tym, że sztuka religijna na Zachodzie stała się zbyt realistyczna, natomiast zagubiony został symbol.

P. Sikora - Wycofuję się z tej tezy o różnicy abstrakcyjności, ale nie zgadzam się na określenie religijnej sztuki Zachodu jako realistycznej... Prawosławni nie zarzucają nam, że jesteśmy zbyt realistyczni, mówią wręcz - to my jesteśmy realistyczni, malujemy prawdziwą rzeczywistość. Ikona jest realistyczna, to widać po tym, że na przykład rysy świętych dają się rozpoznać...

Ks. T. Dzidek - Ja może sprecyzuję, nie chodziło mi o realizm, lecz o naturalizm, czy nawet zbytnią zmysłowość...

P. Sikora - Widziałem na własne oczy ikonę i zdjęcie jednego z dwudziestowiecznych świętych prawosławnych z Beskidu Niskiego i naprawdę to widać - mając ikonę namalowaną według klasycznego kanonu oraz zdjęcie, można rozpoznać, że to jest ten sam człowiek. To jest realizm.

S. E. Hop - Obraz trafia do naszej świadomości estetycznej i może zostać odebrany bardzo subiektywnie, może być poddany mojej prywatnej interpretacji. Lecz to może rodzić problemy. Dlatego wydaje mi się o wiele ważniejsze, że Damasceńczyk mówi o przedstawieniu tego, o czym jesteśmy przekonani, co wyraża naszą wiarę, W takim razie obraz musi mieć konkretne uregulowane zasady interpretowania, kanon.

M. Kita - Przy czym ikony właśnie kanon mają. Piotr tu mówił o Ewangeliach, pojawia się również u prawosławnych autorów takie stwierdzenie, że Biblia to jest słowna ikona, Ewangelia to jest słowna ikona Chrystusa...

P. Sikora - A ikona to jest namalowana Ewangelia...

M. Kita - Poza tym mamy także wspólne dziedzictwo z Kościołem wschodnim, bo ikona była na Zachodzie obecna zanim pojawiły się nieprawidłowości, na które nam zwracają uwagę prawosławni. Istotnie jest taki moment gdzieś w okresie renesansu, kiedy sztuka sakralna zaczyna odchodzić od pewnych kanonów...

P. Sikora - W okresie późnego gotyku.

M. Kita - Czy też w okresie późnego gotyku, z tym że problemem raczej nie było pojawienie się krajobrazu, albo lepsza technika odtwarzania rzeczywistości. To może być problem, kiedy artysta maluje miłosiernego Samarytanina, którego ledwie widać na obrazie, bo autorowi chodziło głownie o piękny pejzaż. Ale pojawiły się ewidentne kłopoty - jak się modlić przed obrazem, który zgodnie z tytułem przedstawia Madonnę, ale tak naprawdę to jest portret jakiejś pani z epoki, bardzo realistyczny, a ta pani może nawet nie najlepiej się prowadziła...? Natomiast istnieją także na Zachodzie rzeczy cudowne, myślę na przykład o widzianych przeze mnie na własne oczy freskach Fra Angelico w Konwencie św. Marka we Florencji. Tadeusz mówił o malarstwie, które oddaje symbol i w związku z tym ma w sobie coś z abstrakcji, ale to nie jest jakaś sucha abstrakcja, to może być język wręcz mistyczny. Kiedy się ogląda freski Angelica, to czegoś takiego się doświadcza. Dla przykładu, w przedstawieniu sceny naigrawania się żołnierzy z uwięzionego Chrystusa mamy do czynienia z epizodem znanym z Ewangelii, ale realia zostały w taki sposób przetworzone, że oglądając malowidło odbieramy przekaz medytacji głębokiego misterium, tajemnicy współczucia Boga względem człowieka, tajemnicy Bożego Sądu... Bardzo pięknie komentuje ten fresk - ikonę Jean Miguel Garrigue w swojej książce Bóg, w którym nie ma idei zła. Tak więc obraz może przemawiać językiem niemal apofatycznym.

 

2. Jakie są argumenty Jana z Damaszku w obronie obrazów?

P. Sikora - Pierwszy argument głosi, że nawet zakaz tworzenia obrazów w Starym Testamencie nie dotyczył wprost samych obrazów jako obrazów, lecz kultu rzeźb, ewentualnie jakichś obrazów, połączonego ze składaniem ofiar demonom. Jest to bardzo ciekawe, ponieważ uważna lektura Dekalogu, jak myślę, do takiego właśnie wniosku prowadzi. Przykazanie brzmi: nie będziesz niczego przedstawiał i składał ofiary.

M. Kita - Nie będziesz oddawał pokłonu... Piotr wskazuje na ważną rzecz. Jeżeli się porówna dwie wersje Dekalogu, ten z Księgi Wyjścia i ten z Księgi Powtórzonego Prawa, to ten drugi zawiera komentarz do przykazania „Nie będziesz czynił podobizny”. Jest tam uzasadnienie: nie będziesz czynił podobizny dlatego, że kiedy Pan do ciebie przemawiał z Synaju, to nie widziałeś żadnej postaci. A więc mamy to, do czego potem nawiążą Ojcowie uzasadniający kult obrazów. Wtedy nie był nam dany obraz, więc nie było wolno obrazów tworzyć; teraz mamy Syna, który jest „obrazem Boga niewidzialnego”, w związku z czym teraz możemy malować albo rzeźbić podobizny.

Ks. T. Dzidek - Ale to jest uzasadnienie nie tylko tego rodzaju. Zakaz był właściwie pouczeniem, żeby nie pozwolić na przedstawianie Boga w sposób „realistyczny” zamiast symbolicznego. Jeśli podejście do obrazu, czy rzeźby jest zbyt realistycznie, to utożsami się przedstawienie z tym, kto jest przedstawiany. Natomiast jeżeli podejdzie się do tego rodzaju przedstawienia symbolicznie, to wówczas ono jedynie odnosi nas do tego, co przedstawia.

S. E. Hop - Dla mnie przede wszystkim argumentem jest to, że mamy wielkie Wydarzenie Jezusa, które po prostu wyraziło nam czy przetłumaczyło rzeczywistość Boską - niewyrażalną, właściwie niedostępną nam - na te nasze dostępne wrażenia i zrozumienie. Na język ludzki.

P. Sikora - Tak. Obraz stał się widzalny, więc powód zakazu zniknął. Drugi jeszcze argument jest taki, że ludzie oddają sobie nawzajem cześć ze względu na obraz Boży, który jest w nich. Istnieje tu analogia - szacunek, z jakim odnosimy się do człowieka, nie jest bałwochwalstwem, bo człowiek jest na obraz Boży. Pojawia się też trzeci argument, duszpasterski, że ponieważ niebezpieczeństwa pobłądzenia i bałwochwalstwa już nie występują, ponieważ można przedstawić Boga, który przyjął postać ludzką, malowanie obrazów jest również pożyteczne, bo nie wszyscy umieją czytać i pisać, ci mogą zobaczyć tylko przedstawienia na obrazach; a nawet ci, którzy umieją czytać i pisać, mogą czasami popatrzeć na krzyż lub na jakiś obraz, który jest skrótową manifestacją, mogącą nas pobudzić do czci, do adoracji właściwego „Przedmiotu” (czy Podmiotu), jakim jest Bóg.

Ks. T. Dzidek - Mówiliście o tym, że Chrystus stał się Jezusem, widzialnym obrazem Boga. Dlatego można ten obraz odtwarzać. Ale zauważmy, że nawet sam obraz Boga - Jezus, jest obrazem bardzo symbolicznym. Może niepotrzebnie to powtarzam... Nawet ten obraz, który stanowi Jezus, nie jest tak bardzo realistyczny. To jest postać historyczna, ale jednocześnie Jego nauczanie, czyny miały charakter symboliczny, tzn. odsyłały do innej rzeczywistości.

P. Sikora - Tak, i dlatego Jezus mógł powiedzieć: „Kto widzi mnie, widzi i Ojca”. Odnosi się to też do przedstawiania - Boga Ojca. Absurdem jest przedstawianie Go, bo Obrazem Ojca jest Syn, Chrystus. Kiedy przedstawiamy Chrystusa - zwłaszcza Chrystusa w chwale - to przedstawiamy całą Trójcę, także Ojca, którego Obrazem jest Syn i Ducha, dzięki któremu człowieczeństwo Chrystusa jest przebóstwione.

M. Kita - Ikona Chrystusa jest zarazem ikoną Trójcy. Tak, zgoda, ale mam jeszcze pewne zastrzeżenie, to może będzie trochę prowokacyjne... Piotr wspomniał o względach duszpasterskich w kontekście sprawy kultu obrazów, więc chciałem postawić takie pytanie związane z kwestiami duszpasterskimi, czy też katechetycznymi. Przy okazji odezwie się też echo protestanckiej wrażliwości religijnej. Chodzi o to, czy na pewno nie ma niebezpieczeństwa pobłądzenia w przypadku kultu obrazów? To, co czytamy u Jana z Damaszku, to są rozważania teologa, natomiast pozostaje problem prostych wierzących. Pamiętam, jak kiedyś podarowano mi pewną „drogocenną” rzecz - był to przyklejony do małej kartki papieru kawałeczek takiej jakby firanki, a podpis głosił, że to fragment welonu, który został potarty o obraz Najświętszej Marii Panny Częstochowskiej. I teraz, ja mogę mieć szacunek dla czyjejś prostej wiary, ale jednocześnie mam jeszcze większy szacunek dla słowa Bożego, objawionego w Ewangelii. Zastanawiam się, czy traktowanie obrazu jasnogórskiego w ten sposób - a nie chodzi o sam obraz jasnogórski, są przecież tysiące obrazów, medalików, figurek - czy to naprawdę nie stanowi zagrożenia dla czystości wiary.

Ks. T. Dzidek - Dla mnie to jest nadużycie. Zwróćmy uwagę chociażby na pielgrzymowanie kopii obrazu jasnogórskiego po parafiach. Ile jest przygotowań, jak niesłychanie wiele zabiegów organizacyjnych, dlatego że przywożony jest obraz, tymczasem w tym samym kościele, może nawet w tym samym dniu, była sprawowana Eucharystia, co nie zostało ani zauważone, ani postrzeżone jako coś najbardziej nadzwyczajnego, co w ogóle może się zdarzyć w chrześcijaństwie.

M. Kita - Straszne jest również to „odrywanie” głowy Bogurodzicy od ikony i umieszczanie w różnych miejscach, co zupełnie wypacza sens całego obrazu.

P. Sikora - Chciałbym, może nie tyle bronić, co wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Tadeusz mówił o Eucharystii, a to też jest znak, symbol. Ale trochę niezrozumiały i zbanalizowany, bo się codziennie odbywa. Matka Boża przyjeżdża raz na jakiś czas, bardzo rzadko. A z drugiej strony, obraz Matki Bożej jest w jakiś sposób zrozumiały, i to wyjaśnia trochę rolę i funkcjonowanie symbolu dla człowieka. Symbol spełnia swą funkcję wtedy, gdy nie jest zbanalizowany oraz kiedy jest zrozumiały. Lecz jego rola jest bardzo ważna. Pamiętam komentarz Janusza Poniewierskiego z Tygodnika Powszechnego do pielgrzymowania Matki Bożej Fatimskiej. On był początkowo bardzo sceptycznie do tej akcji nastawiony, lecz później dostrzegł realne owoce, ludzie przystępowali do sakramentów, po wielu latach. Ta pobożność niekoniecznie wiązała się z figurką, figurka odjeżdżała, a oni zostawali głębiej wierzący. Myślę, że tu się pokazuje waga symbolu dla człowieka. Człowiek jako byt duchowo - cielesny nie może trwać tylko w abstrakcjach, symbole są bardzo ważne. Lecz symbol tym się różni od prostego drogowskazu czy znaku, jak to pokazują dzisiejsi badacze, że w jakiś sposób nie tylko wskazuje, ale i uobecnia to, co oznacza. Również prawosławna teologia ikony mówi bardzo wyraźnie, że w ikonie uobecnia się w jakiś sposób dany święty, dlatego można jej oddawać cześć, dlatego ikona jest malowana wedle kanonu - żeby ten święty się, że tak powiem, właściwie uobecnił taki, jaki jest, czyli już uwielbiony. Nie ma sensu malować świętego naturalistycznie, bo on już nie jest „naturalistyczny”, on już jest przemieniony. Rozróżnienie między samą materią symbolu, a tym, co symbol nie tylko przedstawia, ale i uobecnia jest trudne. Być może istnieje pewne niebezpieczeństwo bałwochwalstwa, pogańskiego podejścia, zgadzam się, że czasem mamy do czynienia z przesadą, ale z drugiej strony nie można zrezygnować z symbolu, bo ta przesada pokazuje, że człowiek potrzebuje symboli. Carl Gustaw Jung, psycholog głębi, mówił, że nie spotkał nigdy w swoim życiu głęboko wierzącego i praktykującego katolika, który miałby kłopoty psychiczne, natomiast spotkał pełno protestantów. Oni byli pozbawieni wymiaru symbolicznego, który umożliwiał nie tylko wiarę, ale i właściwe funkcjonowanie człowieka. Jung mówił, że katolika z problemami odsyła do spowiedzi, do sakramentów... najpierw tam, bo tam jest prawdziwe życie symboliczne. Według mnie chodzi o wypośrodkowanie i ponowne wtajemniczenie w symbol. Uświadomienie ludziom, że symbole są ważne, ale że nie są one tylko materią, tylko ważne jest to, co przedstawiają. Właściwe odczytanie symboli i uświadomienie, które z nich są naprawdę najważniejsze, które symbole stały się aż sakramentami, który stał się tym „Sakramentem sakramentów”, gdzie ta obecność jest nie tylko, można powiedzieć, symboliczna, ale jakoś jeszcze więcej niż symboliczna.

Ks. T. Dzidek - Ja myślę, że warto byłoby tutaj wyjaśnić, na czym polega różnica pomiędzy sakramentem a ikoną w ujęciu prawosławnym.

M. Kita - Powiedziałbym, że ikonę, tak jak ją rozumieją prawosławni - z jej oddziaływaniem, miejscem w życiu religijnym - dałoby się może określić w terminologii łacińskiej jako sakramentalium. Mówi się rzeczywiście, że ikona jakoś uobecnia (mówi się też bardzo pięknie, że jest „oknem na świat niewidzialny”), natomiast nie spotkałem się z takim ujęciem, żeby Chrystus był obecny w ikonie tak samo jak w Eucharystii... Albo żeby był w taki sposób obecny jakiś święty.

P. Sikora - Myślę, że można lepiej wyjaśnić rolę ikony w następujący sposób: po pierwsze, jest bardziej podobna do roli Ewangelii niż Eucharystii, czy innych sakramentów; po drugie, ikona jest częścią liturgii, najwłaściwsze miejsce dla niej jest wewnątrz całej liturgii eucharystycznej. Ikona w domu, poza cerkwią, poza liturgią, jest jakby przedłużeniem liturgii. W związku z czym można powiedzieć, że jeśli pojmiemy „sakrament” w sensie szerokim, ikona jest częścią - nie centralną, bo centralne są postacie Ciała i Krwi - ale jest pewną częścią włączoną integralnie w czynność sakramentalną.

S. E. Hop - Myślę, że ikona byłaby tutaj pewną formą wyrażenia tego, co się realnie odbywa w sakramencie.

Ks. T. Dzidek - To jest bardzo ważne sformułowanie i myślę, że najcelniejsze...

M. Kita - Dlatego użyłem słowa „sakramentalium”, bo to przypomina rolę na przykład pokropienia wodą w czasie sumy- to ma odsyłać nas do chrztu, do tajemnicy chrztu, choć nie ma takiego samego skutku.

S. E. Hop - Z tym, że sakramentalium realizuje się mocą wiary Kościoła, a ikona czerpie jednak całą swoją moc z rzeczywistości Boskiej.

M. Kita - Ale właściwie także z Kościoła, w którym trwa ikonopis- który się modli i żyje Tradycją, oraz z Kościoła, który odbiera ikonę.

S. E. Hop - Jednym z ważniejszych argumentów Jana z Damaszku jest to, że ikona nawet jeżeli przedstawia jakiegoś świętego, to jest oddaniem chwały i czci wspólnemu Panu. Ona zawsze jest zakorzeniona w działalności samego Boga, który chce się przejawić, także poprzez życie świętych.

M. Kita - Chciałem coś jeszcze powiedzieć o ikonostasie, bo Piotr wskazywał na rolę ikony w liturgii. Kiedyś zdarzyło mi się usłyszeć od pewnej pobożnej osoby, że prawosławni mają taką małą cześć dla Eucharystii, bo zasłaniają ołtarz ikonami i nic nie widać... Koszmarne nieporozumienie. Ikony w ikonostasie, w tej ścianie obrazów, która rzeczywiście zakrywa ołtarz przed oczami wiernych, one nie są po to, żeby zasłaniać, ale właśnie żeby odsłonić to, czego my naszymi fizycznymi oczami nie widzimy. Bo przecież co ja takiego widzę, kiedy patrzę na ołtarz w czasie sprawowania Eucharystii? Widzę tylko zewnętrzną, empiryczną stronę całego misterium. Nie widzę samej istoty, mogę ją zobaczyć tylko oczami wiary. I w Kościele wschodnim oczom wiary pomaga obraz, ponieważ na ikonostasie są wyobrażone postacie Chrystusa, Maryi, świętych, tej rzeczywistości o której mowa w Prefacji tuż przed Sanctus - że my tutaj zebrani, razem z aniołami i archaniołami, z cherubinami, serafinami, z Najświętszą Marią Panną, z całym Kościołem wielbimy Boga pozwalającego sprawować święte obrzędy.

Ks. T. Dzidek - Tylko, że nie wszyscy muszą akurat mieć tego rodzaju przedstawienie, jest różna wrażliwość człowieka...

M. Kita - Oczywiście! Mnie nie przeszkadza, kiedy idę na Mszę świętą, że widzę ołtarz i że nie ma ikon. Ale jestem w stanie zrozumieć, że to może pomagać.

S. E. Hop - Jest to może jedna z propozycji przedstawienia tego, że liturgia sakramentów, realne uobecnienie Chrystusa, odbywa się w całej rzeczywistości Kościoła, którym nie tylko jesteśmy my tutaj, na ziemi, wchodzący do kościoła... Jest to pewien model, który pozwala nam jakby tę wspólnotę Kościoła rozszerzyć właściwie na całą przestrzeń wszechświata.

P. Sikora - Chciałbym zaprotestować przeciwko temu, co powiedzieliście, ze ikona jest jedną z propozycji i nie każdy może mieć taką wrażliwość. W prawosławnej teologii, bo o tej mówimy, takie sformułowanie brzmiałoby analogicznie do stwierdzenia, że jedni mogą czytać Ewangelię i to ich do Pana Boga prowadzi, a drudzy mogą czytać, na przykład, Jezusa z Nazarethu Brandstaettera. Ponieważ ikona - przez to właśnie, że posiada kanon - nie stanowi indywidualnego wyrazu artysty. Artysta - ikonopis wpisuje się w całą tradycję Kościoła, uformowaną w kanoniczny sposób, i dlatego kanoniczna ikona jest najwłaściwszym przedstawieniem tego, o czym mówił Marek. Jej rolą jest kształtowanie naszej wrażliwości. Tak jak rolą, powiedzmy, Ewangelii może być kształtowanie naszego umysłu (prawosławni o tym też mówią) to ikona przebóstwia i kształtuje na Boży obraz nasze zmysły.

Ks. T. Dzidek - I w tym sensie ikona staje się istotnym, niezmiennym elementem Tradycji.

M. Kita - Przy czym ja bym próbował jakoś uzasadnić to przeświadczenie, że można dobrze przeżyć Eucharystię bez ikon w ten sposób, że samo pojęcie ikony może mieć szerszy zakres. To znaczy że to, co istotne w ikonie, co najściślej przynależy do jej ducha, wydaje się być obecne w całej akcji liturgicznej. Akcja liturgiczna stanowi pewną ikonę, utkaną ze słów i gestów i opowiadającą nam o rzeczywistości, której nasze fizyczne oczy nie mogą dostrzec.

2. Od teologii do doświadczenia eklezjalnego

Damasceńczyk był również autorem wybitnych homilli. Jedną z nasłynniejszych jest Homilia na uroczystość Przemienienia Pańskiego. Historycy teologii widzą w niej zapowiedź duchowości bizantyjskiego Średniowiecza. Św. Jan podkreśla, że człowiek jest powołany do pełnego przebóstwienia poprzez uczestnictwo w przemienionym Chrystusie. Owo przemienienie jest możliwe w doświadczeniu liturgicznym. Ikona stanowi integralną część liturgii.

Tekst

Homilia na uroczystość Przemienienia Pańskiego

Dzień obecny, o pobożni chrześcijanie obchodźmy radośnie; rozpędźmy mgły wszelkiego smutku, który wprowadza ciemność w myśl naszą i nie dozwala jej podnieść się w górę. Za nic ważmy wszystko ziemskie; nie na ziemi bowiem jest obcowanie nasze; podnośmy duszę w niebo, skąd wyglądamy Zbawiciela, Pana Jezusa Chrystusa. Dziś nieprzystępnego światła nieograniczony promień Boskiej natury na górze Tabor uderzył swym blaskiem wzrok apostołów. Dziś odsłania się Pan starego i nowego Zakonu, Jezus Chrystus najmilszy, najsłodszy, najpożądańszy i przechodzący wszelkie pojęcie uszczęśliwienia. Śpiewajmy psalmy duchem badającym w świetle Ojca tajnie Boskie, tj. w duchu oświecającym wszystkie rzeczy; poznajmy światło nieprzystępne, Syna Bożego.

W tym dniu widziano to, czego wzrok pierwej nie widział; albowiem ciało ziemskie wydaje blask Boży, śmiertelne ciało leje jakby źródło jasność majestatu Bóstwa. Wszystko się to stało, aby Zbawiciel wykazał się Panem starego i nowego przymierza, żywych i umarłych któremu sam Ojciec niebieski przyniósł świadectwo, a Mojżesz i Eliasz służą przy Jego chwale i rozmawiają z Nim wobec obecnych uczniów; należało bowiem, aby apostołowie, ujrzawszy chwałę sług Bożych, podziwiali dobroć i łaskawość Pańską, a stąd nabrali większej gorliwości i mocy ku potyczkom mającym się rozpocząć. Kto ma przed oczyma owoce trudów, ten niezlękłym umysłem występuje do walki.

Jak żołnierze, zapaśnicy, rolnicy, kupcy z wielką ochotą podejmują pracę, śmiało się puszczają na wzburzone morza fale, nie zważając na rozboje i wszelkie niebezpieczeństwa, byleby zysk odzierżyć; owszem, im więcej spotykają trudności, tym więcej się zapalają w swoich staraniach; tak i duchowni Pańscy, rycerze, zapaśnicy, rolnicy i kupcy, nie dbając o korzyść ziemską, i nie pałając zbytnią chęcią ku dobrom znikomym, gdyż jedynie obracając oczy na rzeczy w nadziei złożone, cieszą się i idą na bitwę z coraz większym zapałem. Walczą nie przeciw zastępom wojska; pracują nie wołami około roli; żeglują nie po morzu, ale potykają się z mocą szatańskiej ciemności, z ciałem i światem; cieszą się, gdy, są mordowani; bogacą się gdy są łupem chciwości, i trzymają się ustawicznie steru krzyża w nawałnościach świata wzbudzonych piekielną siłą, odpędzają mocą ducha złe poduszczenia, jakby drapieżne i ryczące zwierzęta, i w piersi śmiertelników, jak w żyzne zagony, nie przestając zasiewać słowo pobożnej wiary, zbierają najobfitsze żniwo Pańskie.

Noścież ten wspaniały obraz Przemienienia Pańskiego w sercach waszych; niech brzmi zawsze w uszach waszych głos niebieskiego Ojca: Ten jest Syn mój miły, tu którym sobie dobrze upodobał, Jego słuchajcie. W jaki zaś sposób słuchać mamy, sam uczy nas, mówiąc: «Miłuj Pana Boga twego z całego serca twego; nie zabijaj, owszem nie gniewaj się na brata twego. Nie krzywoprzysięgaj, ba nawet nie przysięgaj, ale niech mowa wasza będzie: tak, tak – nie, nie. Nie wydzieraj nikomu najmniejszej własności, owszem daj proszącemu. Kochajcie nieprzyjaciół waszych; błogosławcie tym co wam złorzeczą; dobrze czyńcie tym, co was prześladują. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; odpuśćcie, a będzie wam odpuszczone; bądźcie miłosiernymi, jak Ojciec was niebieski» .

Te Boskie przykazania najpilniej chowajmy, abyśmy z owej piękności Bożej ukazanej w części na górze Tabor czerpali wieczne rozkosze. Teraz najmilszym obrazem Przemienienia Pańskiego nasycajmy się, ile tylko możemy, w tej ciążącej i ziemskiej lepiance ciała; ale później nasycimy się czyściej i jaśniej, kiedy zabłysną sprawiedliwi jak słońce; kiedy pozbywszy się więzów ciała, jak aniołowie, będą z Panem nieśmiertelni i rozradują się w wielkim i chwalebnym objawieniu się Pana naszego, Jezusa Chrystusa, któremu niech będzie chwała i moc teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.

Homilia na uroczystość Przemienienia Pańskiego

, [w:] „Homiletyka” 32 (1914) 452-454.

Dyskusja

Pytania:

1. Jakie jest znaczenie Przemienienia Pańskiego dla człowieka?

2. W jaki sposób Przemienienie Pańskie uobecnia się w człowieku?

 

1. Jakie jest znaczenie Przemienienia Pańskiego dla człowieka?

P. Sikora - W Przemienieniu człowiek widzi naturę ludzką przebóstwioną, zatem w jakiś sposób widzi kres tego, co jego samego czeka...

Ks. T. Dzidek - ...co może się z nim stać.

P. Sikora - Po pierwsze ma przed oczyma owoc trudów, a po drugie jest to piękna wizja, która go motywuje do pokonania trudów. Objawienie celu, który jest wart podjęcia trudnej drogi.

 

2. W jaki sposób Przemienienie Pańskie uobecnia się w człowieku?

P. Sikora - Wedle Damasceńczyka dwojako. Po pierwsze przez uczestnictwo w liturgii. Opisując liturgię mówi: „Dziś nieprzystępnego światła nieograniczony promień uderzył - dziś odsłania się...” jest to koncepcja liturgii jako uczestnictwa w tym, co wyraża święto. Dziś jest Przemienienie. Po drugie, ponieważ dziś to Przemienienie nas też uderza, bo jakby jesteśmy z Apostołami na górze Tabor, możemy nosić obraz Przemienienia Pańskiego w naszych sercach. W jakiś sposób ten noszony obraz nas przekształca i jest motywem tego, że my coś czynimy - „miłuj Pana Boga swego...”, „nie krzywoprzysięgaj...”, „niech mowa wasza będzie tak - tak, nie - nie...” Czyli: sposób życia, który odpowiada temu, jest kształtowany przez ten noszony obraz. Kształtuje nas już nie tylko to, że mamy obraz w sobie, z natury, ale kształtują nas czyny.

S. E. Hop - Dzięki świętowaniu Przemienienia, zdobywamy chęć życia tym, co to święto nam objawia; dążymy do urealnienia tego, co jest naszą nadzieją.

M. Kita - Jest taki piękny tekst o rosyjskim świętym, Serafinie Sarowskim, świadectwo jednego z jego duchowych podopiecznych, który rozmawiając pewnego razu ze starcem w jego pustelni, był świadkiem przemienienia na modlitwie, podobnego do tego opisanego w Ewangelii. Tajemnica Przemienienia zajmuje ważne miejsce w teologii i mistyce Kościoła wschodniego.

P. Sikora - W prawosławiu Święto Przemienienia ma o wiele wyższą rangę, jest to jedno z największych świąt w kalendarzu liturgicznym.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama