Boga można poznać po tym, że każde Jego słowo spełnia się - w tym obietnica, której wyrazem jest Boże Narodzenie
Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami (J 1, 14)
Każdy z nas pamięta ból niespełnionych obietnic. Zarówno jeśli to my sami poczuliśmy się oszukani, jak też gdy okazaliśmy się niesłowni wobec innych.
Czasami, dla tak zwanego świętego spokoju, rodzice obiecują dzieciom najprzeróżniejsze rzeczy, bardzo szybko potem zapominając o danym słowie. Dzieci pamiętają. „Obiecałeś!” — to krzyk ich bólu i buntu wobec pustych słów.
Dorosłych boli nie mniej słowo bez pokrycia. Począwszy od przykrości, gdy ktoś zapomina o umówionym spotkaniu, a skończywszy na cierpieniu z powodu odejścia współmałżonka lub odepchnięciu przez — jak się zdawało — przyjaciela. Przecież mówił, że nigdy nie opuści, że będzie na zawsze...
Boleśnie przeżywają niesłowność ludzie starsi, zwłaszcza rodzice wobec dorosłych dzieci: „Obiecał, że przyjdzie, pomoże załatwić jakąś trudną sprawę...”.
Smutne jest doświadczenie spotkania z czyjąś dobrą chęcią, która okazuje się tak boleśnie niekonsekwentna. Wiemy, że ten drugi naprawdę chciałby, ale... Nie ma siły, nie starcza mu wytrwałości. Kolejne „zaklinanie się”, że nie sięgnę po alkohol, hazard, papierosy itd.
Ktoś ułożył następującą frazę: „Nie chcę nadziei! Zawiedziona boli za bardzo”.
Przecież sami również zawodzimy. Tyle słów, którym zaprzeczyła rzeczywistość. Wydawało się nam, że bardzo chcieliśmy dobrej rzeczy, lecz fakty pokazały coś dokładnie odwrotnego. Okazaliśmy się niesłowni, niewierni, bezradni wobec okoliczności, które obróciły w proch nasze obietnice.
Mogło też się i tak zdarzyć, że niewierność przyjęła formę milczenia: „Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei. I powiedziała więcej niż słowa” (Halina Ewa Olszewska). Nie podjęliśmy rozmowy, milczenie stało się odmową spotkania. Jakże wymowną...
Takie są smutne realia — nasz „żłób”. I w nim właśnie rodzi się On — Słowo, które stało się spełnieniem obietnic. Nawet więcej niż spełnieniem. Zrobił dużo więcej, niż obiecywał!
Jacques de Burbon Busset zaproponował swojej żonie następujący tytuł Dziennika, w którym bardzo wiele pisał o ich miłości: Znacznie mocniej, niż w pierwszych dniach. To, co uczynił Bóg, kiedy stał się człowiekiem, rodząc się z Maryi, jest, by tak rzec, miłością „jeszcze większą”, niż moglibyśmy przeczuwać w „pierwszych dniach” historii zbawienia. Obiecywał, że będzie Emmanuelem, Bogiem z nami, a stał się człowiekiem — Słowem, które stało się ciałem. Zamieszkał nie tyle pośród nas, co wewnątrz nas.
Boże Narodzenie wprowadza nas w oszałamiającą tajemnicę: On moje życie uczynił częścią swojego życia. I to nie tylko intensywnie myśląc o mnie, współczując, ale znacznie bardziej. To, co się stało, przerosło nasze oczekiwania. Wszedł z nami w niesłychaną jedność. Wyszedł naprzeciw ludzkiemu pragnieniu spotkania, głębokiej i uwalniającej zależności, oddania, wierności, zespolenia.
„Wierność z ziemi wyrośnie” (Ps 85, 12). Bóg przysięga, że nie zawiedzie oczekiwań swoich dzieci. Sam je zresztą rozbudził, mówiąc wielokrotnie o pragnieniu, by człowiek otworzył się na jedność ze swoim Stwórcą. Aby wyszedł poza swoje granice i dał się ogarnąć Miłości dużo większej niż on sam. „Pragnę ujrzeć Twą chwałę”, modlił się Mojżesz (Wj 33, 18). „Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni, by ujrzeć Twą potęgę i chwałę” (Ps 63). „Chciałbym zawsze mieszkać w Twoim przybytku, uciekać się pod cień Twoich skrzydeł!” (Ps 61).
Nikt by nie przypuszczał, że Jego przyjście oznaczać będzie coś więcej niż świętą, zbawienną bliskość. Obiecywał, że nie pozostanie głuchy na ludzkie wołanie, zrobił dużo więcej: sam stał się wołaniem z wnętrza człowieczego serca. Płaczem dziecka uświadomił nam, że pragnie znaleźć się w naszych objęciach. Chce być przyjęty jako odpowiedź Boga na krzyk człowieka — „Nie opuszczaj mnie!”. „Mówił Syjon: «Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał. Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie»” ( Iz 49, 14n).
Bóg wielokrotnie obiecywał, że przyjdzie w osobie Mesjasza. Nikt jednak nie przypuszczał, że zwiąże się na zawsze w Chrystusie z ludzką naturą. Powiedzieć, że Bóg zamieszkał pośród nas to zbyt mało: On wcielił się, uczłowieczył swe Bóstwo, aby ubóstwić człowieczeństwo.
Porzucić niesłowność to pierwsze, bardzo ważne wyzwanie. Od Boga wcielonego możemy się jednak nauczyć pójścia dalej niż lojalność i literalne wypełnienie obietnic. To za mało nie zdradzić współmałżonka i nie odejść od niego. Słowo tych obietnic może znajdować wypełnienie w wielkodusznym ucieleśnieniu. Być przy drugim — współmałżonku, dziecku, przyjacielu, to być wewnątrz niego. Głęboka miłość sprawia bowiem, że stara się wejść w świat ukochanego. „Wejść w jego skórę”. Starać się wyobrazić sobie, co on może czuć, jak myśleć, jak pragnąć. Ten rodzaj wysiłku sprawia, że zamiast osądzającego dystansu, zbliżamy się do ważnej dla nas osoby. Obejmujemy ją naszą empatią i próbujemy być w jej wnętrzu.
Poczucie obcości i niezrozumienia zasiewa smutek w domach, gdzie pozornie wszystko gra i ludzie są razem. Potrzeba bycia rozumianym, a w ślad za tym objętym mądrą oceną i współczuciem nie gaśnie w nas nigdy. Zaczyna się od pierwszych chwil świadomości i trwa do ostatniej jej iskry.
Wypełniać obietnicę: będę z Tobą, oznacza więc być coraz bardziej. Coraz mocniej trwać, budząc nadzieję, że ewentualne przeciwności tylko pogłębią i zintensyfikują nasze zjednoczenie.
We wcielonym Synu Bożym połączyły się nierozerwalnym węzłem Bóstwo i człowieczeństwo. Chrystus na zawsze już pozostanie człowiekiem. Nie przyjął ludzkiej natury na chwilę ziemskiego bytowania, by potem ją odłożyć na bok, jak znoszony płaszcz. Naśladować wcieloną miłość, to każdego dnia czynić miłość coraz mniej zdolną do zdrady. Tak ją oczyszczać, pielęgnować, umacniać, aby perspektywa rozstania, porzucenia jawiła się jako absurdalna i nie do przyjęcia.
Syn Boży nie wcielił się od razu w dorosłego mężczyznę — Jezusa. Zaczął wszystko od początku. Od poczętego, narodzonego dziecka, które „rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością” (Łk 2, 40).
Nasze ludzkie relacje również rozwijają się w czasie i potrzebują czasu. I na każdym etapie mogą być miejscem czułości, wymagań, konsekwencji, odpowiedzialności, spokojnej dojrzałej pewności, poczucia dawania sobie nawzajem siły i wsparcia w trudnościach.
Rodzinność Bożego Narodzenia to nie tylko efekt oglądania Świętej Rodziny z Nazaretu. Patrząc głębiej na samego Jezusa, Wcielone Słowo boskiej obietnicy, możemy wzrastać w nadziei co do naszych rodzin i wspólnot. Jakość naszych relacji, intensywność zaangażowania, głębia zrozumienia i jedności ma przed sobą obiecujący horyzont, rozjaśniony przez blask Boga Człowieka.
opr. mg/mg