Czy Maryja spotkała się ze swoim Synem po Jego Zmartwychwstaniu? Nie mówią o tym wyraźnie Ewangelie, ale jej dojrzała wiara każe się nad tym zastanowić
Mężczyźni podobno nie pytają o drogę, kiedy się zgubią. Apostołowie i uczniowie nie różnią się od innych mężczyzn — nie dają wiary świadectwom kobiet, które jako pierwsze zobaczyły Zmartwychwstałego, a Matki Bożej, skołowani wydarzeniami, nawet nie pytają o drogę. A szkoda, bo akurat Ona jedna nie straciła Drogi ani na moment, tak że nie musiała ani biec do grobu, ani oglądać wskrzeszonego Syna, żeby w swojej pielgrzymce wiary dojść do celu.
Uwagę czytelnika tych fragmentów Ewangelii, które opowiadają o spotkaniach ze Zmartwychwstałym, zwróci być może uwagę nieporadność ewangelistów próbujących opisać wydarzenia z pogranicza tego i tamtego świata. Jezus jest podobny do innych ludzi (można Go dotykać, spożywa pokarmy), ale przecież inny (zjawia się nagle i to pomimo zamkniętych drzwi), podobny samemu sobie sprzed śmierci, ale zarazem niepodobny, tak że uczniowie w pierwszej chwili nie rozpoznają Go. Jest zarówno tym samym, jak i innym; prawdą jest i to, i to. W związku z tym nawet od uczniów wymaga się wkraczania w jakiś inny sposób poznawania Pana, „jest to, można by powiedzieć, rozpoznawanie od wewnątrz” (Benedykt XVI).
Najbardziej być może ujawnia się ten nowy sposób poznawania Pana w przypadku uczniów zmierzających do Emaus, którzy rozpoznają Go dopiero po tym, jak On łamie dla nich chleb; uczą się widzieć Go „od wewnątrz”, dzięki mocy sakramentów Kościoła, a On znika im z pola widzenia zmysłów sięgających jedynie tego, co pozostaje na zewnątrz (por. Łk 24,13-35). W końcu Chrystus pozostanie w Kościele dostępny jedynie przez wiarę karmiącą się Słowem i sakramentami. Jeśli Pan ukazuje się inaczej poszczególnym uczniom, a w końcu w ogóle przestanie być spotykany „po ludzku” czy „po ziemsku”, rozumiemy, że Matka Boża z pewnością jest pierwsza również w tym nowym sposobie spotykania Pana — „po Bosku”, „po niebieskiemu”.
Jan Paweł II twierdził, że istnieją „wszelkie powody, by przypuszczać, iż Matka była pierwszą osobą, której zmartwychwstały Jezus się ukazał”. Skoro była Ona obecna wcześniej na Kalwarii, a później zgromadzi się w Wieczerniku razem z Kościołem, nie może być teraz wyłączona z grona tych, którzy spotykają wskrzeszonego z martwych. Wydaje mi się, że trzeba by jednak zmodyfikować to przekonanie Następcy św. Piotra uwzględniając właśnie różnorodność doświadczenia Zmartwychwstałego zależną od tego, komu się ukazuje. Maryjnego doświadczenia Zmartwychwstałego powinno się szukać na płaszczyźnie adekwatnej do Jej szczególnej misji.
Właśnie Matki nie oszczędza Syn w czasie swojego życia, ale „sam, jako pierwszy — pisał Hans Urs von Balthasar — wywija mieczem, który musi Ją przeniknąć”, tak by Maryjna wędrówka wiary osiągnęła jeszcze za życia kres, jakim jest zjednoczenie z Nim. To dlatego nie było Maryi w chwilach glorii Syna na Taborze, za to jest obecna w chwili kenozy na Kalwarii. Prawdopodobnie nie spotyka Zmartwychwstałego jak inni ludzie, raczej na pewno nie znajdzie się wśród tych, którzy zobaczą Pana wstępującego do nieba, za to odnotuje się Jej uczestnictwo w Kościele modlącym się w Wieczerniku. Wolno, a nawet trzeba, widzieć w tym wszystkim Jej szczególną drogę, którą przeszła do końca.
Maryja jest wtajemniczona jak nikt inny, Ona wierzy, a nie widzi; albo widzi przez wiarę, daleko więcej niż ci, którzy widzą Zmartwychwstałego. A może nawet nie tyle wierzy, ile przeżywa razem z Nim Jego uwielbienie; jest współuwielbiona, jak wcześniej była współukrzyżowana. Gdyby próbować wyrazić to, co przeżywała, trzeba by sięgnąć do wyznania apostoła narodów: „razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego” (Ga 2,19-20). Umarła i zmartwychwstała duchowo prowadziła życie ukryte z Chrystusem w Bogu (por. Kol 3,3), do którego powołani są wszyscy wierzący.
Grzeszny Abraham miał już jakieś niejasne, przez wiarę, poczucie śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, i jeśli składał ofiarę z Syna, to dlatego że wierzył, iż Bóg jest „mocen wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, jako podobieństwo [śmierci i zmartwychwstania Chrystusa]” (Hbr 11,19). Znaczy to z kolei, że Pełna Łaski prawdopodobnie przeżyła radość Zmartwychwstania inaczej niż pozostali uczniowie, których wiarę wyprzedzała i których wierze matkowała — ujrzała „Jego dzień” (por. J 8,56) w jakiś tajemniczy sposób, dużo głębszy niż fizyczne spotkania z Chrystusem, który musiał się ukazać w taki a nie inny, wciąż jeszcze „ludzki” sposób uczniom, bo inaczej nie mogliby uwierzyć.
Nie jesteśmy w stanie wniknąć w tajemnicę Jej spotkania z umiłowanym Synem, możemy jednak sądzić, że dotykała Go przez wiarę podczas gdy inni będą się dopiero uczyć takiego sposobu spotykania Zmartwychwstałego. Zgodnie ze słowami Apostoła, „jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób” (2Kor 5,16b). Zmartwychwstały jest odtąd dostępny jedynie przez wiarę oraz w Kościele, który jest Jego Ciałem. „To chyba nie przypadek — ocenia Messori — że pierwsza wzmianka o Maryi po Zmartwychwstaniu dotyczy jej obecności we wspólnocie, jej eklezjalnego udziału w ciele Tego, którego zrodziła”.
Maryja nie „przespała” samego momentu Zmartwychwstania, który został przeoczony przez wszystkich innych, bo wymykał się prawom tego świata. Matka Boża była już u celu, kiedy apostołowie i uczniowie dopiero odbywali swoją drogę do celu, do którego prowadziły ich ukazywania się Zmartwychwstałego. Jeśli nie pytali o drogę, to jednak uzyskali odpowiedź, bez której zabłądziliby na amen.
Tekst ukazał się w „Rycerzu Niepokalanej” (2014) nr 4. Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora
opr. mg/mg