Symboliczne wymiary samobójstwa

Z cyklu "Szukającym drogi"

Prawie bezrefleksyjna zgroza — to zasadnicza postawa Kościoła wobec samobójstwa. Czasem tylko słyszy się argument, że człowiek nie jest właścicielem swojego życia, tylko użytkownikiem, a więc nie może nim dysponować. Pewnie to słuszne, ale brzmi to tak, jakby się odmawiało człowiekowi autonomii, możności decydowania o sobie samym.

 

Zamiast uzasadniać, że samobójstwo słusznie budzi zgrozę, powiem raczej parę słów o postawach samobójczych, bo one, choć stosunkowo rzadko kończą się zamachem na swoje życie, prawie zawsze są źródłem takich zamachów. Proszę sobie na przykład przypomnieć ten popularny motyw naszej myśli patriotycznej, że samobójstwo, rozpicie się lub obłęd stanowią logiczne zakończenie zdrady oraz innych ciężkich przestępstw przeciwko sprawiedliwości. Adam Mickiewicz w słynnym wierszu o samobójstwie więźnia, wierszu, który umieścił w ramach przyjacielskiej usługi w poemacie Garczyńskiego Zdrajca, tak oto przedstawia powody tego nieszczęsnego czynu:

Bo żeby cara zyskać przebaczenie,

On narodowym stał się winowajcą

I dawszy braci swych na umęczenie,

Był wolnym — zdrajcą.

Równie marnie skończył Krzyżak, morderca Danusi — postać, która w Krzyżakach Sienkiewicza symbolizuje samobójcze postawy zaszczepione Niemcom przez hakatystów. Ze zgrozą powtarzali Polacy wieści o marnym końcu targowiczan, którym udało się uniknąć szubienicy. Czytamy w Pamiętnikach Niemcewicza: Zdrajcę Adama Ponińskiego „marnotrawstwo i pijaństwo do tego przywiodło ubóstwa, iż w roku 1802 znaleziono go bez duszy w jednym z rynsztoków ulic warszawskich... Szczęsny (Potocki), dziesięć milionów liczący dochodu, umarł w najcięższych zgryzotach, świadek kazirodztwa syna swego z powtórną żoną, Wittową. Rzewuski, cel wzgardy świata, umarł nędznie, a żona jego rozproszyła złym rządem dwudziestomilionowy majątek i dzieci zostawiła w ubóstwie. Branicki pijaństwem nie mógł oddalić zgryzot ani się pocieszyć z powszechnej wzgardy”.

Najczęstsza chyba postawa samobójcza to brak poczucia sensu życia. I nigdzie tak jasno nie widać, że istnieje społeczna odpowiedzialność za fałszywe ludzkie nastawienia. Jeden Bóg wie, ile są winni młodzi ludzie, głęboko rozczarowani do życia, nie wiedzący, jak wypełnić swoją wewnętrzną pustkę — jeżeli nie pokazano im tego jedynego, co w życiu ważne, ani nie dano im doświadczyć, że są potrzebni i kochani; jeżeli dorośli dają im jedynie przykład, jak swoją pustkę i poczucie bezsensu zagłuszać. Psychologowie sygnalizują, że wiele zamachów samobójczych wśród młodzieży to raczej desperackie wołanie o pomoc niż rzeczywiste targnięcie się na swoje życie. Ci młodzi ludzie to najczęściej ofiary postaw samobójczych pokolenia ich rodziców; główną ich winą jest to, że — wrażliwsi od nas, dorosłych — ostro sobie uświadomili, iż życie bezsensowne nie ma sensu, zarazem okazali się zbyt słabi i nieporadni, żeby odnaleźć prawdziwy sens życia.

Brak sensu życia może się zresztą ujawniać rozmaicie. Postawa ta nie musi nawet wykluczać zasadniczej akceptacji życia. Ktoś na przykład może mieć ugruntowane przekonanie o sensie swego życia, ale tylko tak długo, jak długo jest zdrowy, twórczy, społecznie użyteczny. Niepokojąco wysoka liczba samobójstw wśród starych mężczyzn to tragiczny dowód, że dla wielu ludzi życie ma sens tylko względny i że społeczeństwo współczesne daje zbyt mało oparcia ludziom chorym i starym, aby mogli odnaleźć głęboki sens swojej szczególnie trudnej sytuacji. Za mało w nas wiary, że życie człowieka zawsze ma sens, zaś okresy najtrudniejsze mogą stanowić jedyną szansę dotarcia do tego głębokiego sensu życia, który w normalnych sytuacjach jest nam prawie niedostępny. W tym miejscu warto przypomnieć słowa Księdza z IV części Dziadów, wypowiedziane do zrozpaczonego Gustawa:

Sługa Boży pracuje do późnego lata,

Gnuśnik tylko zawczasu zamyka się w grobie,

Nim go Pan trąbą straszliwą przebudzi.

Postawą bezsensowną, a więc samobójczą — na szczęście tylko niekiedy kończy się ona zamachem na samego siebie — jest każdy radykalny egoizm. Nie zapomnę, co powiedziała moja mądra matka, kiedy mówiliśmy w jej obecności o samobójczej śmierci pewnego studenta: „Tyle się matka przy nim napracowała, a on w jednej chwili to wszystko zniszczył!” Bo i rzeczywiście: samobójstwo potwornie krzywdzi tych wszystkich, którzy mają do mnie prawo, którzy mają prawo do mojej miłości, do mojej obecności. Ale przecież każdy egoizm ma w sobie coś z takiej krzywdy.

Starożytni Grecy podkreślali moment tchórzostwa w samobójstwie. Pisał o tym Arystoteles w trzeciej księdze Etyki nikomachejskiej (rozdz. 7), ideę tę znajdziemy u Plutarcha, w Żywotach sławnych mężów, na przykład w żywocie Kleomenesa. Wszyscy pamiętamy, jak gorąco przeciwko temu ujęciu protestowała Zapolska w Moralności pani Dulskiej: twierdziła wręcz, że niektórych ludzi właśnie tchórzostwo od samobójstwa powstrzymuje. Nie kłóćmy się jednak o szczegóły. Faktem jest, że samobójstwo może stanowić ucieczkę przed odpowiedzialnością, przed trudem życia, przed samym sobą — i faktu tego nie zmienia okoliczność, że warunkiem takiej ucieczki jest akt desperackiej odwagi. My podkreślmy raczej co innego: że każde tchórzostwo w sytuacjach istotnych, każda nieuprawniona ucieczka powoduje jakieś samounicestwienie.

Krótko mówiąc: Moralny wymiar samobójstwa nie ogranicza się do samego tylko zakazu podnoszenia ręki na samego siebie. Coś z samobójcy ma każdy, kto żyje bezsensownie, kto zdradza największe wartości i czyni niesprawiedliwość, kto zamknął się w swoim egoizmie lub boi się stawić czoło sytuacjom trudnym i wymagającym odwagi. Niekiedy atmosfera społeczna — w wymiarze zarówno makro, jak mikro — stymuluje rozwój i ujawnianie się takich samobójczych postaw.

Toteż nie trzeba wstydzić się tej zgrozy, z jaką wielu chrześcijan reaguje na samobójstwo. Bo wszystkie motywy samobójstwa są jednakowo przerażające. Przerażająca jest utrata wiary w sens życia, a niemniej przerażające jest przeświadczenie, że człowiek może znaleźć się w sytuacjach zamkniętych na sens. Przerażające jest, jeśli zbrodniarzowi zabraknie wiary w możliwość pokuty, i przerażające jest nieliczenie się z ciężkim bólem, w jakim śmierć samobójcza pozostawi najbliższych. Przerażająca jest ta nieumiejętność stanięcia ponad swoją dramatyczną sytuacją, i przerażająca jest niewrażliwość otoczenia, które często nawet nie zauważa ludzkich dramatów. (Pomijam tu skomplikowaną problematykę psychiatryczną, dotyczącą samobójstwa: przypomina nam ona, że nie wolno sądzić ani potępiać konkretnych ludzi, a zarazem trzeba zdecydowanie głosić, że nikomu nie wolno podnosić ręki na samego siebie).

Dwa teksty biblijne wydają się szczególnie warte przypomnienia w związku z naszym tematem: „Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając próbę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10,13). Oraz tekst z Listu do Rzymian, przypominający nam, że po to otrzymaliśmy życie, aby je przeżyć na chwałę Bożą: „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie. Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc i w śmierci należymy do Pana” (Rz 14,7n).

A co do argumentu, że człowiek powinien mieć prawo decydowania o sobie samym — bardzo abstrakcyjny to argument; nie bierze się w nim pod uwagę, że człowiek jest istotą zdolną do dobra i zła, istotą, która potrafi kochać i krzywdzić. Przypomina mi się tutaj odpowiedź na zupełnie inne pytanie, jakiej Ojciec Święty udzielił na Błoniach Krakowskich: „Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka? Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny... Ale — pytanie zasadnicze: czy wolno?” My zapytajmy podobnie: Czy może człowiek odebrać sobie życie? Oczywiście, że może. Jednak czy mu wolno? Czy kiedykolwiek mu wolno?


opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama