Z cyklu "Tajemnice Biblii"
W szkole uczono mnie, że Kościół w swoim czasie odrzucił naukę Kopernika jako nie dającą się pogodzić z Pismem Świętym. Przypomniało mi się to podczas lektury Księgi Jozuego, kiedy natrafiłem na tamten poetycki wykrzyknik o zatrzymaniu słońca (10,12n), ażeby Jozue mógł wygrać odbywającą się bitwę. Czytam ten opis i oczy przecieram ze zdumienia. Czy to naprawdę tak było, że poetycki zwrot z Biblii uznano za argument rozstrzygający na rzecz geocentryzmu? Czy to możliwe, że jeszcze kilka wieków temu ludzie kierujący Kościołem mieli mentalność tak prymitywną, że nie rozróżniali informacji od figury poetyckiej?
Zacznijmy od przedstawienia najważniejszych faktów związanych z umieszczeniem dzieła Kopernika na indeksie kościelnym. Zostało ono wydrukowane w roku 1543, w roku śmierci Kopernika. Zawarte w nim obliczenia istotnie się przyczyniły do przeprowadzonej w roku 1582 przez papieża Grzegorza XIII reformy kalendarza. Na indeksie znalazło się w roku 1616, zatem 73 lata po opublikowaniu.
Warto może tylko zwrócić uwagę na pewien szczegół, związany z tym ostatnim, niewątpliwie pożałowania godnym wydarzeniem. Mianowicie księgi wpisywane wówczas na indeks dzielono na trzy kategorie. Najłagodniejszą sankcją było "zawieszenie do czasu wprowadzenia poprawek" (suspensum donec corrigatur). Książki drugiej kategorii traktowano jako zakazane (prohibita), wreszcie najsurowszą sankcję otrzymywały książki potępione (damnata). Otóż dzieło Kopernika otrzymało tę sankcję pierwszą, najłagodniejszą.
Po czterech latach, w roku 1620, ogłoszone zostało oficjalne uzasadnienie tej decyzji. Zaczyna się ono od zdania, które wyraża wielki respekt dla dzieła Kopernika: "Księgi Kopernika należy całkowicie zachować i ocalić dla pożytku Rzeczypospolitej Chrześcijańskiej" (Libros Copernici omnino pro utilitate Reipublicae Christianae conservandos ac sustinendos esse). Następnie przypomina ów dokument - powtarzam, dokument uzasadniający wpisanie na indeks! - że m.in. obliczeniom astronomicznym Kopernika zawdzięczamy reformę kalendarza.
Jedyne, czego się w tym dokumencie oczekuje, to wprowadzenie jedenastu kosmetycznych poprawek, tak aby teoria Kopernika przedstawiona była jedynie jako astronomiczna hipoteza (a jeszcze wówczas, 77 lat po wydrukowaniu dzieła Kopernika, faktycznie była ona tylko hipotezą, ostatecznie jeszcze nie udowodnioną i przez wielu ówczesnych astronomów zwalczaną). W obecnym momencie - twierdzi się w owym dokumencie - nie potrafimy jeszcze odpowiedzieć na pytanie o stosunek teorii Kopernika do prawdy na temat kosmosu, ani do prawdy zawartej w Piśmie Świętym.
Odnośne sformułowania dokumentu warto przytoczyć dosłownie: "Dzieło Kopernika należy zachować bez uprzedniego wyrokowania o jego niezgodności z rzeczywistością i Pismem Świętym, poprawiając jedynie te miejsca, w których zdaje się on twierdzić o ruchach ziemi nie w formie hipotezy. (...) Poprawienie dzieła Kopernika może być dokonane bez uprzedniego orzekania, jaka jest prawda rzeczywistości astronomicznej i Pisma Świętego".
Jak widzimy, dokument jest przeniknięty wolą nie angażowania nauczycielskiego autorytetu Kościoła w problemy związane z teorią heliocentryzmu. Autor tych słów - być może sam ówczesny prefekt Kongregacji Indeksu, kardynał Robert Bellarmin - nie był tępym fanatykiem, któremu się wydawało, że pod wpływem teorii Kopernika wiara wali mu się w gruzy. Zza słów tych widać spokojnego realistę, który wie, iż rzeczywistość jest taka, jaka jest, jednak musi jeszcze trochę czasu upłynąć, ażeby pytanie o prawdziwość tej teorii wyjaśniło się ostatecznie.
Powołanie się na tekst z Księgi Jozuego to - znacznie wcześniejszy od obu wspomnianych interwencji Kongregacji Indeksu - "wkład" Marcina Lutra. Kopernika i jego teorię Luter podsumował następująco: "Wspomniano o nowym astrologu, który chciał dowieść, że ziemia porusza się i chodzi wokoło, a nie firmament albo niebo, słońce i księżyc... Ten głupiec (Der Narr) chce wywrócić całą sztukę astronomii! Ale, jak wskazuje Pismo Święte, Jozue kazał zatrzymać się słońcu, a nie ziemi".
Przypadkowego, w gruncie rzeczy, biblijnego skojarzenia Lutra też nie trzeba do przesady rozdmuchiwać. Istotą problemu, jaki przed ówczesną chrześcijańską elitą postawiła kopernikańska wizja układu słonecznego, nie było przecież pytanie, jak heliocentryzm pogodzić z jednym czy drugim zdaniem z Biblii. Po prostu heliocentryzm kwestionował dotychczasowy obraz świata, do którego wszyscy byli przyzwyczajeni i który był świetnie zharmonizowany z wiarą chrześcijańską.
Podstawowe pytanie, jakie stanęło przed ówczesnymi myślącymi chrześcijanami, można by sformułować następująco: Czy heliocentryzm nie podważa prawdy wiary o centralnym miejscu człowieka w dziele stworzenia? I trudno się dziwić, że podczas tak głębokiej przemiany obrazu świata było trochę zamieszania i dezorientacji, i że trzeba było niemało pracy, ażeby z jednej strony ostatecznie udowodnić heliocentryczną strukturę miejsca ziemi w kosmosie, z drugiej zaś strony, ażeby z tej perspektywy odczytać biblijne orędzie o szczególnej miłości Bożej, jaka spoczęła na człowieku.
Warto może jeszcze wspomnieć, że ówczesny świat uniwersytecki zachowywał wielki dystans wobec teorii Kopernika. Spośród wielkich uczonych pierwszy dopiero Galileusz bronił jej zdecydowanie i dorzucił parę argumentów na rzecz jej prawdziwości. Najwybitniejszy ówczesny astronom, Tycho de Brahe (1546-1601), który swoimi odkryciami ogromnie przyczynił się do potwierdzenia teorii heliocentryzmu, zarazem przez całe życie był jej przeciwnikiem. Sprzeciwiali się jej tacy uczeni, jak Komeński, Franciszek Bacon czy Pascal.
Ale zostawmy spory o heliocentryzm i spójrzmy na interesujący nas tu epizod z Księgi Jozuego. W opisie bitwy wojsk Jozuego z Gibeonem podkreślono przede wszystkim, że głównym w niej zwycięzcą jest sam Bóg, który czynnie zaangażował się po stronie swego ludu. "Pan zrzucał na nich [ na wrogów swojego ludu] z nieba ogromne kamienie aż do Azeki, tak że wyginęli. I więcej ich zmarło wskutek kamieni gradowych, niż ich zginęło od miecza Izraelitów" (Joz 10,11).
Można więc powiedzieć, że opis tej bitwy jest poniekąd stereotypowy. Wiele innych bowiem relacji bitewnych w Starym Testamencie mówi o aktywności samego Boga na rzecz zwycięstwa Jego ludu (por. np. Wj 14,25; Joz 24,12; Sdz 7,21; 1 Sm 7,10). Niepowtarzalny natomiast jest w tym opisie zapis o zatrzymaniu się słońca w dniu owej bitwy (Joz 10,13n). Przytoczmy go w całości:
"W dniu, w którym Pan podał Amorytów w moc Izraelitów, rzekł Jozue w obecności Izraelitów:
Stań, słońce, nad Gibeonem!
I ty, księżycu, nad doliną Ajjalonu!
I zatrzymało się słońce,
I stanął księżyc,
aż pomścił się lud nad wrogami swymi.
Czyż nie jest to zapisane w Księdze Sprawiedliwego: <Zatrzymało się słońce na środku nieba i prawie cały dzień nie śpieszyło się do zachodu>?"
Warto wiedzieć, że również w wielu pozabiblijnych opisach bitew wspomina się o tym samym pragnieniu strony zwyciężającej, aby słońce stanęło i dzień się przedłużył, tak żeby można było zwycięstwo doprowadzić do końca. U samego tylko Homera wątek ten pojawia się aż trzy razy. "O Zeusie - modli się w Iliadzie Agamemnon - niech nie zachodzi słońce i niech nie nadchodzą ciemności, zanim nie zniszczę Troi" (2,214; por. 18,239; Odyseja 23,243).
Zatem z punktu widzenia literackiego, obraz zatrzymania się słońca podczas zwycięskiej bitwy wyraża w języku poetyckim to, co w języku prozy przekłada się na mniej więcej taką informację: "Bitwa była zażarta i bardzo wyczerpująca, ale na szczęście słońce jakby się zatrzymało i dzień był wystarczająco długi, żeby nieprzyjaciele nie zdążyli się ukryć w ciemnościach nocy i żeby można było odnieść nad nimi pełne zwycięstwo".
Najważniejszy w moim liście będzie jego koniec. Zacznijmy od przypomnienia, że Jozue był imiennikiem Pana Jezusa i tylko ze względu na szczególną cześć dla Zbawiciela nie nazywamy go Jezusem, ale Jozuem. Ojcowie Kościoła ogromnie lubili wykorzystywać tę zbieżność imion i w rozmaitych epizodach Księgi Jozuego dopatrywali się obrazu dzieł zbawczych Pana Jezusa.
I tak starotestamentalny Jezus, tzn. Jozue, walczący z ludami Kanaanu zapowiadał - wyjaśniali Ojcowie - Jezusa prawdziwego, który jest zwycięskim wodzem w naszych walkach z mocami ciemności. Tamten Jezus - mówili - wprowadził lud Boży tylko do doczesnej ziemi obiecanej, w której dobrobyt, pokój i sprawiedliwość były niedoskonałe i przemijające. Natomiast nasz Jezus prowadzi nas do ziemi obiecanej doskonałej i nieutracalnej, do ziemi obiecanej życia wiecznego. Powyższą metodę interpretacji stosowali Ojcowie nawet w odniesieniu do bardzo drobnych szczegółów, jakie znajdują się w Księdze Jozuego.
Stosowali ją również do epizodu mówiącego o zatrzymaniu słońca. Już w połowie II wieku święty Justyn tłumaczył, że przedłużony dzień w czasach Jezusa, następcy Mojżesza, był tylko zapowiedzią tego Dnia, który się nigdy nie skończy, bo będzie go rozjaśniał sam Jezus prawdziwy, który jest Światłością wiekuistą.
Ponad dwieście lat później, święty Ambroży widział w relacji o zatrzymaniu słońca zapowiedź zbawczej interwencji Jezusa Chrystusa, dzięki której świat miał zostać ochroniony przed osunięciem się w bezsens ostateczny: "Nie swoją mocą, ale ze względu na Chrystusa rozkazywał światłom niebieskim Jezus, syn Nawego [ tzn. Jozue] . Kiedy bowiem słońce zachodziło i już przemieniało się w ciemności, on - na znak, że Syn Boży przyjdzie na ten świat - mocą Bożą oddalił zmierzch, przywrócił światło, wniósł jasność".
Dobrze podsumowuje interpretacje patrystyczne jeden z współczesnych autorów, który w opisie o przedłużeniu dnia bitwy z Amorytami widzi proroczą odpowiedź na nasze pytanie, dlaczego Pan nasz zwleka z swoim przyjściem ostatecznym: "Bóg wydłuża czas, aby zwycięstwo było całkowite i aby wszyscy wierni w nim uczestniczyli. Przedłużenie dnia służy temu zwycięstwu odniesionemu już przez Wodza, ale jeszcze nie będącemu udziałem każdego żołnierza Chrystusa.
"To jest sens czasu aż do samego końca. Nic już nie może zagrozić ostatecznemu zwycięstwu, lecz Pan nie chce, by wierni tylko biernie otrzymywali jego owoce - do jego osiągnięcia potrzeba zaangażowania każdego. Tak więc przedłuża się walka aż do końca czasów. To jest misterium czasu. Dzień się przedłuża, aby zwycięstwo Jezusa mogło stać się pełnoprawnie zwycięstwem każdego z walczących. To nasz Jozue chce przedłużenia dnia. Z jednej strony oczekujemy końca, ale z drugiej, koniec się odsuwa, i nie wiadomo, ile potrwa jeszcze dzień, gdyż słońce jakby zatrzymało się nad horyzontem".
opr. aw/aw