Z cyklu "Tajemnice Biblii"
Kiedy słyszę bluźnierstwa, sprawia mi to przykrość, ale nie mąci mi to duchowego pokoju. Tak właśnie odebrałam wywody mojej znajomej, jakoby Pan Jezus był związany erotycznie z Marią Magdaleną. Była to ubolewania godna i bezpodstawna próba udowodnienia sobie i innym, jakoby jej własne pozamałżeńskie związki erotyczne nie miały w sobie nic złego. Bo od tej strony ta pani jest, niestety, kobietą "nowoczesną". Przeraża mnie to, że dla niej już do tego stopnia nie ma nic świętego, że nie oszczędzi nawet samego Pana Jezusa i obsypie Go swoimi brudami, byleby "przekonać" samą siebie, że jej zło nie jest złem, tylko czymś całkiem naturalnym, co można znaleźć nawet u Pana Jezusa.
Tylko jeden jej argument miał ślady racjonalności. Dla mnie to bardzo mizerny argument, ale ona na nim buduje całą konstrukcję swojej dziwacznej i bluźnierczej tezy, dlatego chciałabym się dobrze przygotować do następnej dyskusji z nią na ten temat. Chodzi o ten moment z Ewangelii świętego Jana (20,17), kiedy zmartwychwstały Pan Jezus objawia się Magdalenie, a ona po rozpoznaniu Go chce Go z radości uściskać, On jednak powstrzymuje ją słowami: "Nie dotykaj Mnie". Dla mnie spontaniczna chęć uściśnięcia kogoś, kto wrócił z tak niewyobrażalnie dalekiej podróży, jest czymś, co naprawdę z erotyką nie ma nic wspólnego. Jednak moja znajoma powiada: Czy to zachowanie Magdaleny nie świadczy o tym, że ona wcześniej była przyzwyczajona do zażyłości z Jezusem?
Rzecz ciekawa, że wszystkie bez wyjątku zdania z Ewangelii, w których pojawia się wyraz haptesthai, "dotknąć", związane są z Panem Jezusem. Uwzględniając teksty paralelne z różnych Ewangelii, jest w Ewangeliach trzynaście zdań mówiących o tym, że Jezus kogoś dotyka, oraz piętnaście zdań - że ktoś dotyka albo chce dotknąć Jezusa. Przypatrzmy się tym zdaniom.
I tak na prośbę trędowatego: "Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić", Pan Jezus, "wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: Chcę, bądź oczyszczony!" (Mt 8,3; por. Mk 1,41; Łk 5,13). Podobnie, w odpowiedzi na wiarę niewidomych, "dotknął ich oczu" i uzdrowił ich (Mt 9,29; por. 20,34; Mk 8,22). Tak samo dotknął języka człowieka głuchoniemego (Mk 7,33) oraz ucha żołdaka z Ogrodu Oliwnego (Łk 22,51). Dotknął również mar młodzieńca z Nain, którego postanowił wskrzesić (Łk 7,14).
W opisie jednego z cudów polski tłumacz - słusznie zresztą - słowo haptesthai oddał jako coś więcej niż "dotknąć". Mianowicie chorą teściową Piotra Pan Jezus "ujął za rękę, a gorączka ją opuściła" (Mt 8,15). Ponadto po swoim przemienieniu - czytamy w Ewangelii Mateusza (17,7) - "Jezus zbliżył się do nich [ do Piotra, Jakuba i Jana] , dotknął ich i rzekł: Wstańcie, nie lękajcie się!". I ostatnia sytuacja z tej grupy zapisów ewangelicznych: "Przynosili Mu dzieci, żeby je dotknął" (Mk 10,13; por. Łk 8,15).
Nie budzi najmniejszych skojarzeń erotycznych również druga grupa tekstów, w których pojawia się wyraz "dotknąć". "Wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się, aby się Go dotknąć" (Mk 3,10; por. Łk 6,19), "a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni" (Mt 14,36). Aż dziesięć razy czasownik "dotknąć" pojawia się w trzech synoptycznych opisach uzdrowienia kobiety chorej na krwotok (Mt 9,20n; Mk 5,27n.30n; Łk 8,44-47). Odnotujmy jeszcze zgorszenie faryzeusza Szymona, spowodowane tym, że Jezus, którego on zaprosił do swego domu, pozwolił jawnogrzesznicy całować swoje stopy i namaszczać je olejkiem: "Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która Go dotyka, że jest grzesznicą" (Łk 7,39).
Nie pominąłem ani jednego miejsca z Ewangelii, w którym znajduje się wyraz "dotknąć". Jak widzimy, żaden z tych tekstów nie sugeruje - co więcej, nawet nie dopuszcza - interpretacji erotycznej. Co zaś do słów Pana Jezusa wypowiedzianych do Magdaleny: "nie dotykaj Mnie" - "nie zatrzymuj Mnie", jak oddaje, też nie bez racji, Biblia Tyniecka - muszę wyznać, że interpretacja erotyczna ani mnie samemu nigdy się nie nasunęła, ani nigdy się z nią nie spotkałem. Funkcjonowanie słowa "dotykać" w Ewangeliach wskazuje raczej na to, że jest to interpretacja dowolna, sformułowana na życzenie czyjejś brudnej wyobraźni.
Zanim postawimy sobie pytanie, jaki wobec tego przekaz zawierają słowa Zmartwychwstałego wypowiedziane do Magdaleny, czyli Marii z Magdali, warto powiedzieć kilka słów o niej samej. Zrobimy to tylko dla porządku, gdyż nie będzie to miało żadnego wpływu na egzegezę owego "nie dotykaj Mnie", jakie wypowiedział do niej Pan Jezus.
Kim więc była Maria Magdalena? Wszystkie cztery Ewangelie odnotowują jej obecność zarówno podczas męki Pana Jezusa (Mt 27,56; Mk 15,40; J 19,25), jak przy Jego grobie (Mt 27,61 i 28,1; Mk 16,1; Łk 24,10; J 20,1-18). Jedyna poza tym ewangeliczna wzmianka na jej temat znajduje się w Łk 8,2n i może warto przytoczyć ją w całości: "A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów, Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda, Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia". Jak widzimy, Pan Jezus wyprowadził Magdalenę z bardzo gęstych ciemności i przemienił ją w dziecko Boże.
Nic więcej o Magdalenie nie wiemy. Bo zapewne nieporozumieniem jest tak rozpowszechnione wśród nas - i nawet utrwalone w tradycji ikonograficznej - utożsamianie jej z anonimową jawnogrzesznicą z Łk 7,36-50 oraz z Marią z Betanii, siostrą Marty (Łk 10,38-42; J 11,1-45; 12,1-11). Dla Ojców Kościoła były to trzy różne osoby i dopiero święty Grzegorz Wielki, na przełomie VI i VII wieku, sformułował hipotezę (tylko hipotezę!), że może owa pokutująca jawnogrzesznica to była Maria Magdalena. Tak czy inaczej, zapis o wyrzuceniu z niej siedmiu złych duchów nie pozostawia wątpliwości co do tego, że Magdalena przed swoim nawróceniem była wielką grzesznicą.
A teraz spróbujmy wniknąć w sens słów zmartwychwstałego Jezusa do Magdaleny. Otóż krzyżują się w niej dwie grupy tekstów. Teksty mówiące o dotykaniu Pana Jezusa albo przez Pana Jezusa już przedstawiliśmy. Jednak wypowiedź ta należy ponadto do tej grupy tekstów ewangelicznych, które mówią o konieczności i pożytku Jego odejścia do Ojca. I właśnie tutaj znajdziemy klucz, który otworzy nam znaczenie słów wypowiedzianych do Magdaleny.
Temat, że Pan Jezus przyszedł do nas tylko na krótko, tylko na czas ogłoszenia Ewangelii i dokonania naszego odkupienia, w Ewangelii świętego Jana przewija się wręcz często. "Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca" (J 16,28; por. 13,3; 16,5). Ale Pan Jezus inaczej mówił o tym do swoich wrogów, inaczej do przyjaciół.
Raz, kiedy kapłani i faryzeusze próbowali Go uwięzić, Jezus skwitował ich słowami: "Jeszcze krótki czas jestem z wami, a potem pójdę do Tego, który Mnie posłał. Będziecie Mnie szukać, a nie znajdziecie, a tam, gdzie Ja będę potem, wy pójść nie możecie" (J 7,33n; por. 8,21; 13,33). Owszem, już wkrótce pozwolę wam na to, żebyście Mnie uwięzili i zabili - streszczam teraz komentarz świętego Augustyna - ale potem nie będziecie mieli już żadnych możliwości, żeby Mi zaszkodzić.
Natomiast przyjaciołom Jezus obiecywał, że dzięki Jego odejściu do Ojca będziemy mogli złączyć się z Nim o wiele bardziej, niż gdyby po swoim zmartwychwstaniu pozostał z nami widzialnie. "Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem" (J 14,2n). Nie można wyobrażać sobie - że własnymi słowami przywołam wyjaśnienie świętego Augustyna - jakoby Pan Jezus musiał w niebie wykonywać dla nas jakieś prace budowlane lub logistyczne. Przygotowania dla nas miejsca i mieszkania w niebie On dokonuje przecież w nas samych! Przecież będziemy w niebie tylko pod tym warunkiem, że pozwolimy Mu się przemienić w Bożą świątynię, że staniemy się miejscem Bożej obecności!
Jak to możliwe, że odejście Pana Jezusa do Ojca czyni Go bliższym nas, niż gdyby od nas widzialnie nie odchodził? Odpowiedź znajdziemy w Jego obietnicy, że przyśle nam Ducha Świętego: "Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was, a jeżeli odejdę, poślę Go do was" (J 16,7).
Znów będę się inspirował odpowiedzią, jaką na to pytanie dał święty Augustyn: Apostołowie, kiedy On historycznie był z nimi, mogli Go podziwiać, słuchać Jego nauk, rozmawiać z Nim, stawiać Mu pytania i wsłuchiwać się w Jego odpowiedzi. Jednak była to poniekąd tylko zwyczajna bliskość międzyludzka. Mówiąc po prostu: Pan Jezus był dla nich kimś z zewnątrz, tak jak każdy inny człowiek. Z chwilą przyjścia Ducha Świętego stał się dla nas możliwy ten niepojęty rodzaj jedności i zażyłości z Jezusem, że jesteśmy realnie Jego ciałem. Możemy - zgodnie z tym, co On sam nam zapowiadał - "trwać w Nim, a On w nas" (J 15,4nn; 6,56). Teraz razem z Apostołem Pawłem możemy mówić, że "już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus" (Ga 2,20). To właśnie Duch Święty sprawia, że jesteśmy jednym Ciałem: "Wszyscyśmy w jednym Duchu ochrzczeni, aby stanowić jedno Ciało" (1 Kor 12,13).
Po tych wyjaśnieniach widać już jak na dłoni tę niesamowitą głębię, którą wypełnione są słowa Pana Jezusa do Magdaleny: "Nie dotykaj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca". Jak pamiętamy, wszystkie przedstawione w Ewangeliach dotknięcia Pana Jezusa są dotknięciami zbawczymi. Kiedyś Jezus dotknął zbawczo również Magdalenę: gdy wyprowadzał ją z ciemności grzechu w światłość Bożą. Teraz, Magdaleno, poczekaj jeszcze chwilę. Niech zmartwychwstały Jezus, który za ciebie i za wszystkich umarł na krzyżu, wstąpi do swojego Ojca. Wtedy On nie tylko z miłością przyciśnie cię do swojego Boskiego Serca, ale będziesz mogła cała się z Nim zjednoczyć, tak że ty będziesz w Nim, a On w tobie!
Zauważmy jeszcze, że powyższe wyjaśnienie wręcz cudownie harmonizuje z następującymi słowami Apostoła Pawła: "A jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe" (2 Kor 5,16n).
opr. aw/aw