Czy Jezus mógł się przeziębić?

Rozmowy o człowieczeństwie Boga

Tomasz Rowiński: Ojcze Dariuszu, kiedy zastanawiam się nad tym, czy Jezus mógł się przeziębić, dochodzę do wniosku, że było to niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ jeśli mógłby się przeziębić, to mógłby także zachorować na zapalenie płuc i w efekcie umrzeć. A czy Mesjasz mógł umrzeć przed wypełnieniem misji? Nie sądzę.

Dariusz Kowalczyk SJ: Ciekawe rozumowanie! I ciekawa prowokacja: Czy Chrystus mógł umrzeć przed wypełnieniem misji? Odpowiem jednak zdecydowanie: Mógł, bo choć był prawdziwym Bogiem, to był także prawdziwym człowiekiem, a nie jedynie Bogiem, który założył człowieczą maskę, by się nam w takim przebraniu pokazać. Człowiek, który żyje na ziemi, może wpaść do rwącej rzeki i się utopić lub zapaść na śmiertelną chorobę. Twierdzenie, że Jezusowi takie niebezpieczeństwa nie groziły, dopóki nie wypełnił swej misji, zdaje się negować prawdziwość Wcielenia, czyli to, że Bóg rzeczywiście stał się człowiekiem, a nie jedynie ukazał nam się jako człowiek. Jeśli ciało Chrystusa od narodzenia miałoby jakieś specjalne właściwości, dzięki którym żadne choroby by się Go nie imały, to czy byłoby ono rzeczywiście ludzkim ciałem? W pierwszych wiekach istniała herezja zwana doketyzmem (gr. dokein — „wydawać się”). Głosiła ona, że tym, którzy spotykali Jezusa, tylko się wydawało, że mają do czynienia z człowiekiem, bo tak naprawdę nie miał on rzeczywistego, fizycznego ciała, lecz ciało eteryczne. Według niej Chrystus pozornie był człowiekiem, pozornie też umarł i cierpiał na krzyżu.

Czy Jezus mógł się przeziębić?

Kościół potępił takie koncepcje jako całkowicie niezgodne z wiarą chrześcijańską. W Liście do Hebrajczyków znajdujemy bardzo ważne zdanie: „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana [ Jezusa Chrystusa], który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (4,15). Przeziębienie samo w sobie nie jest grzechem, a zatem Jezus mógł być przeziębiony. Z kolei bycie bezgrzesznym nie osłabia człowieczeństwa, bo grzech nie należy do istoty człowieka, choć jest powszechny. Wręcz przeciwnie, bezgrzeszność odkrywa to, czym naprawdę jest człowiek stworzony na Boże podobieństwo. Zauważmy, że bez grzechu była też Maryja, najprawdziwsza z ludzi. A skoro o matce Jezusa mowa, to pewnie nie raz przygotowywała jakieś ziółka albo maści, by pomóc synowi, który odczuwał właśnie pewne dolegliwości. Także św. Józef nie był fikcyjnym opiekunem, mały Jezus naprawdę potrzebował opieki. Wszak mógł — jako niemowlę — zostać zabity przez siepaczy Heroda, gdyby ten działał szybciej i skuteczniej. Mógł zginąć w czasie ucieczki do Egiptu — podróż zapewne nie należała do łatwych i bezpiecznych. W tych i innych sytuacjach Józef był narzędziem w rękach Bożej Opatrzności. Nie należy jednak pojmować jej jako sytuacji, w której Bóg zawiesza prawa natury, tak że cegła nie spada, lub kieruje ludźmi jak marionetkami, by nie zrobili tego, co zamierzają. Bóg Ojciec w historii wcielonego Syna nie wpływał na stworzoną przez siebie naturę ani nie przekreślił ludzkiej wolności.

Ale posyłał swoich aniołów.

Tak! Posyłał swoich aniołów, gdy trzeba było natchnąć Józefa, by zaprowadził Maryję i Jezusa w bezpieczne miejsce do Egiptu. Posłannictwo aniołów nie stanowi jednak opozycji dla wolności człowieka. Troska Józefa o Świętą Rodzinę nie była wymuszona. Była działaniem podejmowanym w wolności. Józef mógł się sprzeciwić, powiedzieć: „Nie! Mam własny plan”. Historia Jezusa była prawdziwą historią ludzką, choć działali w niej Bóg Ojciec i Duch Święty. To, że ostatecznie Maryja powiedziała: „Niech się tak stanie”, a Józef posłuchał anioła, nie oznacza, że byli jakby zaprogramowani. Nie! To były odpowiedzi wolnych osób. Tak samo fakt, że Jezus nie zmarł przed wypełnieniem swojej misji na żadną chorobę, nie oznacza, że z definicji nie mógł na taką chorobę zapaść. Choć oczywiście można się zastanawiać, co by było gdyby.

Tak, z tym się zgadzam i jestem daleki od przyznawania racji doketom. Wydaje mi się jednak, że w kwestii człowieczeństwa Jezusa nie wystarczy rozróżnić prawowierności i herezji, miała ona bowiem w dziejach teologii różne ujęcia. Rozważmy takie spojrzenie: skoro Jezus jest nowym Adamem cudownie poczętym w łonie Maryi dziewicy, to jest człowiekiem, ale niedotkniętym upadkiem pierwszych ludzi. Tymczasem umarł, a czyż śmierć nie weszła pomiędzy ludzi przez grzech? Czy doświadczenie rajskie nie jest doświadczeniem natury ludzkiej nieosłabionej jeszcze przez niewierność Bogu — zatem nie tylko w jej wymiarze duchowym, ale i fizycznym?

To prawda, że Jezus jest nowym Adamem, w którym widzimy, czym naprawdę jest pełnia człowieczeństwa i kim jest człowiek stworzony na Boże podobieństwo. W  tej perspektywie człowieczeństwo Jezusa jest nie tylko porównywalne z człowieczeństwem pierwszych ludzi, niedotkniętych grzechem pierworodnym, lecz je przewyższa, gdyż w osobie Chrystusa widzimy zarówno dobry początek dziejów człowieka, jak i ich ostateczne spełnienie. Zauważmy jednak, że chociaż sam Jezus był bez grzechu i był doskonale zjednoczony z Bogiem Ojcem, to przyszedł na świat, który był w  grzechu pogrążony, oddalony od Boga. Jezus był narażony na skutki grzechu innych. Choć Jego człowieczeństwo, jako nietknięte grzechem, przywodzi na myśl „rajskie” człowieczeństwo sprzed upadku pierwszych rodziców, to przecież Jezus nie żył w raju, ale w bardzo konkretnej sytuacji geograficzno-społecznej, która była raczej daleka od rajskiej beztroski. Podobnie jest w przypadku Maryi, która — jak wierzymy — została niepokalanie poczęta, czyli zachowana od zmazy pierworodnej, ale mimo to cierpiała na tym skalanym grzechem świecie. Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza, że „Dopóki człowiek pozostawał w zażyłości z Bogiem, nie miał ani umierać, ani cierpieć” (376). Tyle że ów brak cierpienia był owocem nie tylko bezgrzeszności człowieka, lecz także jego harmonii ze stworzeniem. Tymczasem po grzechu pierworodnym całe stworzenie „jęczy i wzdycha w bólach rodzenia” (Rz 8,22).

Jakie były relacje między Jezusem a stworzeniem?

Jezus był w harmonii z sobą i z Bogiem Ojcem, ale nie mógł być w harmonii ze stworzeniem ze względu na jego skażenie grzechem. Tę harmonię zaczął przywracać.

Zauważmy ponadto, że objawienie przez Chrystusa miłości Boga do człowieka nie polega na tym, że druga Osoba Trójcy Świętej stała się człowiekiem i chodziła po świecie, demonstrując własną odporność na choroby i wszelkie inne małe i duże nieszczęścia. Wręcz przeciwnie, Bóg przekonuje o swej miłości do nas, okazując pełną solidarność z nami. Nie jest to solidarność teatralna, oparta jedynie na słowach, ale solidarność w znoju i trudzie aż po krzyż. Wyobrażenie „rajskiego” człowieka Jezusa, który tego i owego uzdrowi, ale sam żyje w nienaruszonej stresem czy bólem szczęśliwości, jest dosyć karykaturalne.

To jak to jest z tym rajem? Dziś wielu już sam raj postrzega jako karykaturalny lub mityczny.

Czy Jezus mógł się przeziębić?
fragment pochodzi z książki:

Dariusz Kowalczyk SJ,
Tomasz Rowiński

CZY JEZUS MÓGŁ SIĘ PRZEZIĘBIĆ?
Rozmowy o człowieczeństwie Boga

Najpierw powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czym właściwie jest raj i jaka była kondycja pierwszych rodziców. Czy rzeczywiście musimy wyobrażać sobie, że przed grzechem pierworodnym ludzie nie umierali, ale żyli nieskończenie w jakichś rajskich ogrodach? W zacytowanym powyżej fragmencie Katechizmu mówi się, że człowiek w raju nie miał ani cierpieć, ani umierać. W Księdze Mądrości czytamy, że „dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka — uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (2,23). To zdanie możemy jednak odnieść do tego, co Apokalipsa nazywa drugą śmiercią (zob. Ap 20,6.14), czyli śmiercią duchową, definitywnym oddzieleniem od Boga. Śmierć pierwsza natomiast, czyli fizyczna, byłaby w raju łagodnym przejściem z doczesności do życia wiecznego w Bogu. Istota raju nie polegałaby zatem na braku śmierci fizycznej, ale na głębokim, radosnym doświadczeniu wspólnoty z Bogiem w każdej sytuacji. Wiemy jednak, że dla Jezusa śmierć nie była spokojnym powrotem do Ojca. W Ogrójcu Syn Boży spływał krwawym potem, a na krzyżu doświadczył opuszczenia — wołał z niego: „Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46). Chrystus bowiem rzeczywiście wziął na siebie skutki grzechu: cierpienie, opuszczenie, lęk, ciemność. Tak właśnie możemy rozumieć niesłychane słowa św. Pawła: „On to [Bóg Ojciec] dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21). Jezus zatem nie tylko nie prowadził pełnej pokoju rajskiej egzystencji, ale miał radykalne doświadczenie rzeczywistości grzechu, mimo że sam był bezgrzeszny, święty.



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama