Na temat problemu zachowania własnej tożsamości chrześcijańskiej bez popadania w konfesjonalizm
Pojęciem tożsamości posługujemy się coraz częściej. Skłania do tego sytuacja, w której znalazły się dzisiaj poszczególne narody, kultury, Kościoły, wyznania, religie, większości i mniejszości narodowe i religijne. O obronie i konieczności zachowania własnej tożsamości mówi się zwłaszcza w sytuacji zagrożenia, sporów, konfliktów i kontrowersji. Pojęciem tym szafują politycy, przedstawiciele Kościołów chrześcijańskich, przywódcy religijni, teologowie, socjologowie i psychologowie. Można odnieść wrażenie, że stało się ono magicznym kluczem mającym usprawiedliwić obronę własnych interesów, a może raczej własnych wyobrażeń o wartościach kulturowych i religijnych, które skłonni jesteśmy uznać za jedynie prawdziwe i obowiązujące dla wszystkich. Łatwo zapomina się o tym, że pojęcie tożsamości nie jest jednoznaczne w swej treści, że można go nadużywać zacieśniając lub rozszerzając jego znaczenie. Sprzyja temu sytuacja niepewności oraz konfliktów narodowościowych i religijnych. Taką właśnie sytuację przeżywamy obecnie w Europie.
Znowu nadszedł czas, w którym odżywają dawne animozje, konflikty i fronty wyznaniowe. Wolność religijną odzyskali ci, którzy przez dziesiątki lat byli jej pozbawieni. Wraz z przełomem politycznym wracają jednak nierozwiązane problemy dziejowe i stają się zarzewiem nowych napięć i sporów. W Europie środkowo-wschodniej dotyczy to przede wszystkim wzajemnych relacji pomiędzy Kościołem katolickim, unickim i prawosławnym. W byłej Jugosławii konflikty narodowościowe przybrały nie przeczuwane dotąd rozmiary. Ukazują swoją niszczycielską siłę, a równocześnie odsłaniają bezsilność Kościołów, uwikłanych nie tylko we własne spory i kontrowersje, lecz również w konflikty narodowościowe. Odnosi się wrażenie, iż ze snu obudziły się stare demony... Jak wyzwolić wartości religijno-narodowe od nacjonalistycznego ekskluzywizmu i ciasnego konfesjonalizmu? Czy Kościoły nie tracą swojej integrującej mocy i religijnego autorytetu wówczas, kiedy sprzymierzają się z agresywnym nacjonalizmem? Czy nie jest uzasadniony niepokój wszystkich mniejszości narodowych i religijnych?
Pytania te stają przed Kościołami chrześcijańskimi i innymi wspólnotami religijnymi. Ciasny konfesjonalizm sprzymierzony z agresywnym nacjonalizmem zagraża dziś wiarygodności religii, w tym również chrześcijaństwa. Zagadnienie tożsamości narodowej i religijnej domaga się głębokiej, prawdziwie ekumenicznej refleksji, która pomagałaby rozwiązać narastające konflikty wspólnym wysiłkiem wszystkich ludzi dobrej woli. W swoich rozważaniach ograniczę się - jako teolog i ekumenista - przede wszystkim do zagadnienia tożsamości religijnej w odniesieniu do chrześcijaństwa. Chcę wskazać, iż w hierarchii takich pojęć jak tożsamość chrześcijańska, kościelna i wyznaniowa zdecydowany priorytet należy do tożsamości chrześcijańskiej. Najpierw jednak kilka słów o samym pojęciu tożsamości.
Pojęcie tożsamości bądź samoidentyfikacji wywodzi się z psychologii indywidualnej. Odrębny i samodzielny sposób bytowania jednostki uznaje się za wartość samą w sobie. Konstytutywnym elementem tak pojętej tożsamości jest trwałe odgraniczenie, "od-osobnienie" jednostki ludzkiej od innych. Akcent spoczywa na zamkniętym i samodzielnym charakterze bytowania jednostki. Gdyby poprzestać na takim rozumieniu tożsamości, pojęcie to byłoby zgoła nieprzydatne w dziedzinie refleksji religijnej i ekumenicznej. Kościół nie jest celem ani wartością samą w sobie. Jest rzeczywistością relacyjną, istniejącą dla dobra i zbawienia ludzi. Jego zadaniem jest głoszenie Ewangelii jako Dobrej Nowiny o Bogu i dawanie świadectwa Chrystusowi. Nie istnieje tylko po to, aby "zachować swoją tożsamość" i swoją konkretną postać we wszelkich okolicznościach historycznych. Jako rzeczywistość relacyjna, Kościół nie może być zamkniętą i samowystarczalną całością. Pojęcie tożsamości domaga się z tego względu pełniejszego rozumienia - tym bardziej, że należy ono do kategorii pojęć paradoksalnych i niejednoznacznych.1 Może być wręcz nadużywane i powodować wiele nieporozumień. Poświęćmy tej sprawie nieco więcej uwagi.
Tożsamość jest pojęciem relacyjnym. Jej punktem odniesienia jest inna rzeczywistość zewnętrzna już istniejąca. Bez tej relacji tożsamość danej osoby lub społeczności jest nie do pomyślenia. Bez relacji traci ona swoją rację bytu, podobnie jak sama osoba ludzka. Tożsamość osoby - to rzeczywistość żywa, mająca odniesienie zarówno do początku i własnej przeszłości, jak też do ustawicznego stawania się i rozwoju w czasie. Osoba zachowuje swoją ciągłość w czasie. Jej pierwotna tożsamość podlega prawom rozwoju. Tożsamość statyczna byłaby zaprzeczeniem osoby jako rzeczywistości żywej i realizującej samą siebie w relacji do innych osób. Jest to jedna z podstawowych przesłanek antropologii filozoficznej i teologicznej.2
Rzecz ma się podobnie z pojęciem tożsamości zbiorowej. Dotyczy to również Kościoła. W czasach niepewności i zagrożeń wielu zwraca się z nostalgią ku przeszłości i w niej widzi swoją prawdziwą tożsamość. Tym wytłumaczyć można także dzisiejsze wzmożone tendencje do zachowania własnej tożsamości kulturowej, narodowej i religijnej, często wzajemnie ze sobą powiązanych. Jest to chyba jedna z charakterystycznych cech wszystkich okresów kryzysowych, które podważają ludzkie poczucie zadomowienia i pewności. Kryzys tożsamości zbiorowej niesie jednak ze sobą poważne niebezpieczeństwa. Procesy integracyjne zachodzące obecnie w Europie dokonują się w atmosferze napięć, agresji, a nawet krwawych konfliktów. Wysiłki zmierzające do zjednoczenia i harmonijnego współistnienia zderzają się boleśnie z dążeniami do zróżnicowania, odgraniczenia i tworzenia własnej historii kosztem innych. Na takim tle tym wyraźniej widać potrzebę uważnej refleksji nad paradoksalnym charakterem samego pojęcia tożsamości.
Tożsamość nie kształtuje się jedynie w relacji do normatywnego dziedzictwa przeszłości, dzięki wierności względem niego. Z istoty swej domaga się ona otwartości na przyszłość. W wymiarach doczesnych pozostaje rzeczywistością nigdy nie zakończoną i nie spełnioną, w ciągłym procesie stawania się. Dzieje się z nią podobnie jak z samym człowiekiem (homo viator) oraz z Kościołem pielgrzymującym do swego ostatecznego spełnienia (ecclesia viatrix). Tożsamość tworzy się i urzeczywistnia w drodze. Jest pojęciem wyrażającym stawanie się i przybliżanie do ostatecznego kresu. Eschatologiczna orientacja tożsamości odsłania jej charakter prowizoryczny i dynamiczny. Tożsamość zatrzymana w rozwoju i spetryfikowana nie jest tożsamością żywą.
Nietrudno zauważyć, iż takie rozumienie tożsamości jest, po pierwsze, wyraźnym przeciwieństwem wszelkiej postaci integryzmu, szukającego zabezpieczenia w przeszłości. Integryzm neguje nie tylko prawo do odmienności, ale również otwarcie na przyszłość. Nie odróżnia tego, co istotne, od tego, co drugorzędne. Wszystkiemu nadaje wartość absolutną. Po drugie, właściwie rozumiana tożsamość jest także przeciwieństwem wszelkiej tendencji do całkowitego zerwania z przeszłością a zdania się na nieokreślony pluralizm rozwoju przyszłych form myślenia i działania.
Chrześcijańska tożsamość nie jest wyjątkiem. Kształtuje się ona nie tylko w poczuciu wierności względem dziedzictwa otrzymanego od przeszłości (quod traditum est), ale również przez gotowość przyjęcia tego, co zostanie jeszcze odsłonięte i dane Kościołowi w przyszłości (quod dabitur). Nie na darmo mówił Chrystus w modlitwie arcykapłańskiej do Ojca wszystkich: "Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał" (J 17,26). O Duchu Świętym zapewniał: "On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem" (J 14,26). Sama wierność wobec przeszłości prowadzi do fundamentalizmu i integryzmu, które wykluczają dary Boga w przyszłości. Samo otwarcie na przyszłość może rodzić niepewność i dezorientację. Łatwo zapomnieć wówczas o tym, co Bóg uczynił w przeszłości, i przeoczyć Jego dary już udzielone. Chrześcijańska kultura pamięci sięga w przeszłość i wybiega w przyszłość. Rany przeszłości leczy się po to, by kształtować nową przyszłość i nie powtarzać błędów przeszłości. Wymaga to ustawicznej dialektyki między przeszłością a przyszłością. Zapewnia ona tożsamości chrześcijańskiej właściwą jej dynamikę rozwoju i stawania się, zdolność do zmiany i otwartość względem przyszłości.
Zmiana jest istotnym elementem tożsamości żywej i otwartej, wymaga jednak zachowania ciągłości w tym, co istotne. W języku biblijnym zmiana ta nazywa się nawróceniem. Oddalając się od domu ojca syn marnotrawny traci swą synowską tożsamość. Odzyska ją dopiero przez skruchę (wejście w siebie) i nawrócenie (powrót do ojca), które Jezus dwukrotnie porównał do duchowego zmartwychwstania (Łk 15, 24.32). Starszy brat nie pojmuje tego, co się wydarzyło. On także potrzebuje nawrócenia - zmiany myślenia i postępowania. Sam ojciec z przypowieści prosi go o to, aby okazał się prawdziwym synem i bratem. Nawrócenie nie jest utratą tożsamości, lecz jej odrodzeniem - odnalezieniem na nowo tego, co zostało zagubione.
Tożsamość religijna podlega tym samym prawom rozwoju co tożsamość osobowa i tożsamość zbiorowa. Ona również ma charakter paradoksalny. Nie wystarczy jednak mówić ogólnie o tożsamości religijnej. Pojęcie to jest zbyt wieloznaczne. W odniesieniu do chrześcijaństwa potrzebne są dalsze rozróżnienia. We współczesnej refleksji teologicznej i ekumenicznej odróżnia się dlatego tożsamość chrześcijańską oraz tożsamość kościelną i wyznaniową.3
1. Tożsamość chrześcijańska jest rzeczywistością podstawową, a z ekumenicznego punktu widzenia najbardziej doniosłą. To ona sprawia, że człowiek wierzący może nazywać się chrześcijaninem. Decyduje o tym jego żywy związek z osobą Jezusa Chrystusa, wyrażający się przez wyznanie wiary w Niego i zawierzenie Mu jako Panu i Zbawicielowi. W odróżnieniu od innych religii chrześcijaństwo wyznaje swą wiarę nie tylko w jednego Boga, ale również w zbawcze znaczenie wcielenia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, który jest Dawcą Ducha Świętego i prowadzi świat ku ostatecznemu spełnieniu. Chrystologiczny rdzeń tożsamości chrześcijańskiej wyznacza wewnętrzną logikę jej stawania się na płaszczyźnie egzystencjalnej. Być chrześcijaninem to nie tylko dar i łaska, ale również zadanie do spełnienia w całym życiu. Chrzest zapoczątkowuje ten proces stawania się chrześcijaninem i dlatego właśnie ma dla tożsamości chrześcijańskiej szczególne znaczenie jako podstawowa więź jedności już istniejącej między chrześcijanami.4 Widziana w tej perspektywie, tożsamość chrześcijańska ma w sobie coś głęboko paschalnego: nie urzeczywistnia się przez koncentrację uwagi na sobie samym, lecz przez otwarcie ku drugim, wyjście z siebie (exodus), przez "przejście" (pascha), oddanie i służbę (diakonia). Wzorem pozostaje sam Chrystus - Sługa. To właśnie paschalne prawo egzystencji nadaje jej charakter dynamiczny i otwarty, który chroni ją przed zamknięciem w sobie i samowystarczalnością. Tożsamość chrześcijańska respektuje prawo innych do inności i zróżnicowania. To, co najbardziej istotne, już łączy wszystkich chrześcijan, choć poszczególne wyznania różnią się w sposobie rozumienia tego, co należy do pełnej tożsamości chrześcijańskiej. Samym rdzeniem tożsamości chrześcijańskiej jest przynależność do Chrystusa, zapoczątkowana łaską chrztu i przeżywana przez całe życie dzięki wierze zarówno w skali indywidualnej jak i zbiorowej. Tak rozumiana tożsamość jest duchowym zadaniem do spełnienia, nieustannym procesem nawracania się do Boga i Ewangelii Chrystusa. Wymaga skromności, pokory i wyrozumiałości dla ludzkich słabości.5 Wszyscy pozostajemy niepojętymi "uczniami Boga" (J 6,45).
2. Tożsamość kościelna wynika z wiary w istnienie jednego Kościoła założonego przez Chrystusa, zaś tożsamość wyznaniowa - z faktycznej przynależności chrześcijan do jednego z podzielonych Kościołów historycznych. Chrześcijaństwo nie jest rzeczywistością abstrakcyjną. Istnieje ono zawsze jako Kościół (ekklesia - społeczność wywołanych, wezwanych) w określonym czasie i miejscu; ma charakter eklezjalny i wspólnotowy. Historyczną formą urzeczywistniania się tożsamości chrześcijańskiej jest w konsekwencji życie w Kościele. Nie istnieje jednak tożsamość kościelna w stanie czystym. Wskutek historycznych podziałów chrześcijaństwa jeden Kościół Jezusa Chrystusa trwa w poszczególnych Kościołach wyznaniowych. Z tego też względu tożsamość wyznaniowa stała się konkretną, historyczną postacią realizacji tożsamości kościelnej i chrześcijańskiej. Żaden z Kościołów wyznaniowych nie może utożsamiać się w ekskluzywny sposób z Kościołem Chrystusa. Każdemu z nich brak pełnej powszechności i pełni, a więc prawdziwej katolickości. Podział sprawia, że jest to katolickość okaleczona i chora, wzywająca do przemiany i nawrócenia. Tożsamość kościelna i wyznaniowa mają służyć rozwojowi tożsamości chrześcijańskiej. Ludzka grzeszność i ułomność sprawiają, iż pomiędzy deklarowaną tożsamością chrześcijańską a tożsamością kościelno-wyznaniową istnieje w codziennym życiu niezaprzeczalny rozziew. Tożsamość kościelna i wyznaniowa nie dorastają do pełnej tożsamości chrześcijańskiej. Dlatego właśnie Kościół wymaga ustawicznej reformy i odnowy, których potrzebuje ze względu na zaistniałe deformacje, niewierności i winy. Tu również widać wyraźnie, jak bardzo pojęcie tożsamości jest nieodłączne od pojęcia zmiany i nawrócenia.
3. Tożsamość wyznaniowa rozumiana jako przynależność do Kościoła wyznaniowego jest konsekwencją podziału i wzajemnego oddzielenia Kościołów od siebie. Podział dokonał się wskutek różnych przyczyn kulturowych, doktrynalnych i historycznych. Wyznaniowy charakter istnienia Kościołów doprowadził do powstania w każdym z nich specyficznego profilu duchowego i doktrynalnego. Istnieje specyficzna tożsamość Kościoła rzymskokatolickiego, prawosławnego oraz Kościołów i wspólnot powstałych wskutek Reformacji. Tożsamość wyznaniowa uprzywilejowuje pewne aspekty przekazu Ewangelii. Każdy z Kościołów skłonny jest uważać, iż jego tożsamość wyznaniowa jest pełną tożsamością kościelną i chrześcijańską. W rzeczywistości jest to specyficzne dziedzictwo duchowe, pewien charakterystyczny sposób przeżywania chrześcijaństwa i całościowego pojmowania tajemnicy Kościoła. Kiedy każdy z Kościołów uważa siebie za jedyny prawdziwy Kościół Jezusa Chrystusa, ekskluzywizm ten prowadzi siłą rzeczy do wzajemnego odgraniczenia konfesyjnego. Jeden Kościół zwraca się przeciwko drugiemu Kościołowi i odmawia mu charakteru eklezjalnego. Tak dochodziło do historycznych konfrontacji, polemik i antagonizmów.
Konfesjonalizm jest konsekwencją dokonanego podziału. Tożsamość chrześcijańska pozbawiona zostaje wówczas należnego jej priorytetu i sprowadzona do rangi tożsamości kościelno-wyznaniowej. Obronę tożsamości wyznaniowej usprawiedliwia się wiernością względem Ewangelii Chrystusa i nauki apostolskiej. W rzeczywistości, elementy drugorzędne, kontrowersyjne i negatywne odgrywały w tak pojętej tożsamości wyznaniowej często większą rolę niż wartości ewangeliczne. Absolutyzacja elementów drugorzędnych, a tym bardziej negatywnych, zagraża tożsamości chrześcijańskiej. Historia jest świadkiem wszystkich zadanych ran i wyrządzonych sobie wzajemnie krzywd, jakie ciążą na Kościołach do dzisiaj. Naruszone zostało podstawowe przykazanie miłości. Nie jest to wina chrześcijaństwa jako takiego, lecz owoc ludzkiej ułomności i grzeszności.
Skutki konfesjonalizmu widoczne są do dzisiaj. Dają znać o sobie we wszystkich dialogach międzywyznaniowych. Konfesjonalizm jest petryfikacją tożsamości wyznaniowej. Jedną z najbardziej charakterystycznych cech postawy konfesjonalistycznej jest tendencja do samousprawiedliwiania się. Towarzyszą jej takie zjawiska jak niezdolność do dialogu oraz zanik otwartości na prawdę istniejącą w innym Kościele. Najczęściej przybiera ona postać troski o "zachowanie własnej tożsamości". Niełatwo zdać sobie sprawę z tego, że w tożsamości wyznaniowej istnieją elementy, które nie mają istotnego znaczenia dla rozwoju tożsamości chrześcijańskiej. Ze względu na jedność Kościoła można i należy z nich zrezygnować. Dotyczy to zwłaszcza pewnych elementów instytucjonalnych. Bez zmiany w sposobie myślenia konfesyjnego nie może być mowy o uzdrowieniu sytuacji podziału w Kościele Chrystusowym. Potrzebne jest w tym względzie iście paschalne wydarzenie eklezjalne, prawdziwa kénosis czyli ogołocenie - usunięcie tego, co stoi na przeszkodzie pełnemu pojednaniu i zjednoczeniu. Tożsamość wyznaniowa musi przejść przez uśmiercenie elementów drugorzędnych, aby mogła zmartwychwstać w pełniejszej tożsamości chrześcijańskiej i kościelnej. Nie chodzi tu bynajmniej o dekonfesjonalizację, która pozbawiłaby chrześcijanina zakorzenienia w konkretnym Kościele i odebrałaby mu prawo do posiadania własnej tożsamości kościelnej. Tożsamość konfesyjna nie może zasklepić się sama w sobie. Wymaga ona otwarcia ku innym celem wzajemnego uzupełniania się i ubogacania. Trwożna i agresywna troska o zachowanie swojej tożsamości jest zagrożeniem dla wszystkich autentycznych i szczerych dążeń ekumenicznych. Udaremnia ona poszukiwanie prawdziwej "katolickości" Kościoła rozumianej w sensie pierwotnym jako zgodność z całością (kath` holon - według całości, zgodnie z całością) czyli jako powszechność i pełnia wiary chrześcijańskiej. Jedność wymaga poszanowania wielości i różnorodności.
Jeszcze raz podkreślmy, iż tożsamość wyznaniowa kryje w sobie różne elementy, zarówno pozytywne, jak i negatywne. Te ostatnie mają zawsze jakiś związek z ludzką winą. To one są największym zagrożeniem dla tożsamości chrześcijańskiej, do której należy pierwszeństwo. Tożsamość wyznaniowa nie jest celem samym w sobie. Ma ona służyć rozwojowi tożsamości chrześcijańskiej, ta zaś urzeczywistnia się, wedle nauki Chrystusa, przede wszystkim dzięki "nowemu przykazaniu" (J 13,34) wzajemnej miłości, wzajemnemu szacunkowi i zrozumieniu. Potrzeba nawrócenia i zwrot ku Ewangelii są trwałym składnikiem prawdziwej tożsamości chrześcijańskiej i kościelnej.
Nie jest to zadanie łatwe do urzeczywistnienia. Nieszczęściem konfesjonalizmu jest to, że zakłócił on właściwą hierarchię wartości, gdyż odebrał pierwszeństwo tożsamości chrześcijańskiej, a przyznał ją tożsamości wyznaniowej. Trzeba odwrócić tę tendencję: pierwszeństwo należy do tożsamości chrześcijańskiej. Trudność zadania nie polega jednak na teoretycznym uznaniu tej konieczności. Prawdziwa przemiana rodząca się ze zmiany myślenia, ze skruchy i nawrócenia (taki jest sens biblijnej metanoia) musi być konkretnym przyznaniem się do własnych niedostatków, ograniczeń i win. Trzeba oswoić się z faktem, że istnieje coś takiego jak społeczny "grzech wyznaniowy". Często przybiera on postać grzechu ślepoty. Do tej kategorii zaliczyć należy zwłaszcza brak otwartości na inność drugiego Kościoła oraz niezdolność do asymilacji wartości duchowych żyjących w jego tradycji. Zasada komplementarności zostaje wówczas skazana na zapomnienie, a pełnia i powszechność Kościoła - okaleczona. Wyjście z konfensjonalizmu dokona się wówczas, gdy Kościoły przejdą przez wielkie oczyszczenie (kátharsis) pamięci i wzajemne nawrócenie ku sobie.
W swojej głębokiej istocie chrześcijaństwo jest religią pamięci o Bogu i o człowieku. Pamięć o Bogu dotyczy przede wszystkim śladów Jego obecności i działania w dziejach ludzkości. Są to tak często dzieje cierpienia konkretnych ludzi, całych wspólnot, ludów i narodów. O cierpieniu tym nie wolno zapominać. Pamięć o cierpieniu jest istotnym elementem kultury duchowej, jaką niesie ze sobą chrześcijaństwo. Zachowuje ono nade wszystko pamięć o męce, śmierci krzyżowej i zmartwychwstaniu Chrystusa. Liturgiczna memoria passionis ma swoje uprzywilejowane miejsce w celebracji Eucharystii: "To czyńcie na moją pamiątkę." Anamneza kultycznoliturgiczna jest wprawdzie czymś istotnym, ale nie tworzy jeszcze sama w sobie żywej kultury pamięci o cierpieniu, kultury anamnetycznej.6 Kultura taka wymaga czegoś więcej. Jest ustawicznym apelem o położenie kresu cierpieniom ludzi, wezwaniem do przemiany i nawrócenia. W tym kontekście sam problem tożsamości chrześcijańskiej i wyznaniowej nabiera jeszcze głębszego znaczenia. Ciasno pojęta afirmacja wyznaniowa była już powodem tak wielu konfliktów, nieporozumień i cierpień zadawanych ludziom w imię religii. Nie wolno powtarzać błędów przeszłości. Chrześcijańska kultura pamięci nie pozwala zapomnieć o minionych dziejach cierpienia ludzi.
Tak bywało w przeszłości i tak dzieje się również dzisiaj, że ludzie żyjący w konkretnych wspólnotach stają się ofiarami konfliktów narodowościowych i kościelnych sporów. To oni ponoszą konsekwencje wojny i niezgody. To oni cierpią i doznają upokorzenia. Podział sięga wówczas w życie rodzin, grup i wspólnot. Wszystkie negatywne doświadczenia, których źródłem jest ciasno i agresywnie rozumiana tożsamość narodowościowa i wyznaniowa, stawiają przed oczy słowa Chrystusa: "To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu" (Mk 2,27). Czy nie jest to również przestroga dla Kościołów, iż nie są celem same dla siebie? Kościół został ustanowiony dla zbawienia i dobra ludzi. Wszędzie tam, gdzie staje się przyczyną cierpienia ludzi, sprzeniewierza się własnemu posłannictwu. Ciasne rozumienie tożsamości wyznaniowej wyzwala agresywóność i staje się jednym z czynników rodzących cierpienie.
Żadna apologetyka nie wymaże z pamięci faktu, iż w imię religii i wiary zadano ludziom wiele cierpienia. Wzajemne relacje Kościołów tak często nacechowane były niesprawiedliwością, nienawiścią i przemocą. Pamięć o tej bolesnej stronie historii Kościoła jest ostrzeżeniem także dzisiaj,kiedy odżywają stare fronty wyznaniowe. Kto zapomina o dziejach cierpienia, staje się ofiarą krótkowzroczności. Utrata pamięci jest w tym względzie szczególnie niebezpieczna. Brak kultury pamięci niezmiernie utrudnia rozwiązanie konfliktów wyznaniowych i narodowych. Pozbawia istotnego punktu odniesienia, jakim jest świadomość trudnych dziejów chrześcijaństwa w poszczególnych krajach i narodach. Uzdrowienie pamięci jest niezbędnym warunkiem pojednania oraz przyjaznego współistnie-nia Kościołów i narodów. Otwarta tożsamość chrześcijańska, kościelna i wyznaniowa staje się wówczas jednym z dobrych owoców kultury pamięci.
Kultura pamięci - to kultura wrażliwości, kultura dostrzegania innego człowieka i rozumienia go. Chrześcijaństwo sprzymierzone z taką kulturą uczy żyć z otwartymi oczyma, wychowuje do wrażliwości, uzdalnia do widzenia innych. Jest w najlepszym tego słowa znaczeniu szkołą patrzenia i rozumienia - mistagogią otwartego serca i otwartych oczu. Jednym z wyrzutów, jakie czynił Jezus ludziom, było to, że patrzą, a nie widzą, i słuchają, a nie rozumieją (por. Mt 13,13-15; Mk 4,12; Łk 8,10). Z rozumiejącego patrzenia rodzi się poczucie wspólnego losu, zainteresowanie i życzliwość. Samo pojęcie tożsamości nabiera wówczas innego znaczenia. Nie ma prawdziwej tożsamości bez wrażliwości i zdolności widzenia drugich. Tożsamość zamknięta niszczy samą siebie, deprawuje się i zatraca. Chrześcijaństwo nie wychowuje do mistyki zamkniętych oczu. Nowość Ewangelii - to otwartość i mądrość czujnych oczu człowieka, zdolnych do widzenia i rozumienia drugich.7 Dzięki takim oczom sama wiara człowieka staje się zdolnością widzenia świata w jego pełniejszych wymiarach. Nie tylko moja wiara jest prawdziwa. Nie tylko wiara mojego Kościoła jest prawdziwa. Ktoś inny także żyje i trwa w nadziei, "jakby widział Niewidzialnego" (Hbr 11,27). On także ma swoją tożsamość religijną lub chrześcijańską. Moja tożsamość wyznaniowa nie może stać się źródłem cierpienia dla drugiego człowieka. Kiedy tak się dzieje, sprzeniewierzam się swojej własnej tożsamości religijnej i chrześcijańskiej, która wychowuje mnie do otwartości, rozumienia, wrażliwości i pamięci o drugim. Jest to również porażka dla samej kultury pamięci o obecności Boga w inności innych, którzy uwierzyli w Jego słowo.
Bóg jest obecny w inności innych. Nie wolno zamykać oczu na ten podstawowy fakt. Działanie Chrystusa i Ducha Świętego nie ogranicza się do mojego własnego Kościoła. Chrystus jest obecny w tych, którzy myślą i wierzą inaczej. Dlatego właśnie tym bardziej trzeba pozostać wrażliwym na innych. Kultura pamięci - to również kultura wyczulenia na innych, kultura życzliwego reagowania na ich inność i uznawania ich odmienności. Bez tego na nic się zdadzą ekumeniczne hasła i uzgodnione dokumenty.
Wrażliwość na innych staje się dzisiaj coraz wyraźniej podstawowym wymogiem hermeneutyki ekumenicznej. Nie jest przypadkiem to, że właśnie w ostatnich latach powstają różne teorie międzyludzkiej komunikacji, usiłujące przyczynić się do obalenia muru wyrastającego między człowiekiem a człowiekiem. Nieprzypadkowo zaczyna się rozwijać specjalna dziedzina wiedzy zwana proxemics, której celem jest odbudowywanie poczucia bliskości (proximity) istot zwanych rozumnymi, obdarzonych zdolnością rozumienia, przyjaźni i życzliwości. Tendencje te wyrastają z negatywnych doświadczeń ludzkiej obojętności, antagonizmów i wrogości. Kultura, w której dominują tego rodzaju postawy, nie jest kulturą otwartą, lecz zamkniętą; nie jest kulturą spotkania, lecz odgraniczenia i agresywnej obrony własnej tożsamości. Myślenie pozbawione otwartości na inność rodzi skłonność do uniformizmu - chęć poddania drugich własnemu sposobowi widzenia rzeczywistości.
Prawdziwej tożsamości kościelnej i wyznaniowej nie sposób odnaleźć przez odgraniczanie się od innych Kościołów i wyznań. Istnieje realne niebezpieczeństwo, iż tożsamość wyznaniowa może przerodzić się w tożsamość nieprzejednaną, zamkniętą i sekciarską, która gotowa jest do przypisywania charakteru absolutnego nawet wartościom drugorzędnym i historycznie uwarunkowanym (zwyczaj, obrzędy, formy zewnętrzne). Zapomniane zostaje wówczas pierwszeństwo przynależące tożsamości najbardziej podstawowej, skazanej na ustawiczny trud nawracania się i rachunku sumienia. Szczególnym obowiązkiem teologów jest pytać o to, co ich własny Kościół może i powinien uczynić, aby przez własne nawrócenie i konieczne zmiany utorować drogę do pojednania z innymi Kościołami, a tym samym przyczynić się do pojednania narodów.
Kościoły chrześcijańskie nie są jeszcze na tyle dojrzałe pod względem duchowym, aby mogły szybko i bezboleśnie odmienić styl wzajemnych odniesień. Zadaniem najtrudniejszym jest nawrócenie Kościołów ku sobie nawzajem. Potrzebny jest przełom, który w języku biblijnym nazywa się zdolnością do wyrzeczenia, kenozą (kénosis), kenotycznym czynem pozbycia się tego, co nie służy dziełu pojednania i zjednoczenia. Trzeba o tym mówić, choć wielu wydawać się to może szaleństwem. Jest to jednak szaleństwo samego Boga, o którym z takim przejęciem pisał apostoł Paweł (1 Kor 1,18-25). Nie o kimś innym, ale o Chrystusie powiedziano, że "ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi", że "uniżył samego siebie" i dlatego "Bóg Go nad wszystko wywyższył" (Flp 2,7.8.9).
Tekst ten skłania do głębokiej refleksji eklezjologicznej i ekumenicznej nad kwestią tożsamości. Syn Boży objawia Boga ludziom i ocala ich, wyrzekając się prawa do pozostawania na równi z Bogiem. Wyrzeka się należnej Mu chwały nie tracąc swej boskiej tożsamości. Pozostaje prawdziwie sobą w postaci Sługi. Nie jest rzeczą łatwą naśladować postępowanie samego Boga. Proces nawrócenia Kościołów ku sobie nawzajem wymaga jednak takiej mądrości, odwagi i skromności. Bez nawrócenia nie ma uzdrowienia. "Tylko Kościół, który sam pozwoli się uleczyć, może w przekonujący sposób głosić uzdrowienie dla świata" - głosi posłanie V Światowej Konferencji Komisji "Wiara i Ustrój", odbytej w Santiago de Compostella (3-14 sierpnia 1993).8
O uzdrowienie Kościoła modlimy się do Boga słowami jednej z modlitw eucharystycznych (5,D): "W świecie rozdartym niezgodą niech Twój Kościół jaśnieje jako znak przyszłej jedności i pokoju." Modlitwa ta rozbrzmiewa także dzisiaj, pośród podziałów i niezgody chrześcijan. Sytuacja woła o uleczenie i uzdrowienie. Woła o zstąpienie Ducha Bożego, który odnawia oblicze ziemi i przemienia serca ludzi. To On przynagla chrześcijan, aby szukali niestrudzenie nowych dróg odbudowania przyjaźni Kościołów i narodów. Nadszedł czas, aby uświadomić sobie konieczność obalenia ciasnych barier konfesjonalizmu i nacjonalizmu. Jest to możliwe jedynie przez odnalezienie tożsamości życzliwej i otwartej.
WACŁAW HRYNIEWICZ OMI, ur. 1936, profesor dr hab., kierownik katedry teologii prawosławnej w Instytucie Ekumenicznym KUL, zajmuje się teologią staroruską, chrześcijańską teologią paschalną, soteriologią i eschatologią prawosławną. Kierownik działu Teologia interkonfesyjna w Encyklopedii Katolickiej. Autor licznych książek i artykułów.
Przypisy:
1. Th. de Saussure, Der Vorgang der Selbstidentifikation, "Concilium" 24/1993, H. 2, s. 86-95, zwł. s. 93.
2. Zob. W. Hryniewicz, Pascha Chrystusa w dziejach człowieka i wszechświata. Zarys chrześcijańskiej teologii paschalnej, t. 3, Lublin 1991, s. 66 nn.
3. Zob. wspólny dokument ekumenistów francuskich z tzw. Groupe de Dombes, Pour la conversion des Eglises. Identité et changement dans la dynamique de communion, Paris 1991,s. 25-32.
4. Zob. Baptism, Eucharist and Ministry (Faith and Order Paper no. 111), Geneva 1982, s. 3; przekł. pol.: Chrzest, Eucharystia, posługiwanie duchowe. Dokument z Limy 1982. Tekst i komentarze, red. W. Hryniewicz i S. J. Koza, Lublin 1989, s. 25 (- Chrzest nr 6).
5. Zob. P. Bühler, Christliche Identität: Zwischen Objektivität und Subjektivität, "Concilium" 24/1993, H. 2, s. 96-102, zwł. 98-99; Ch. Duquoc, Kirchenzugehörigkeit und christliche Identität, tamże, s. 157-164, zwł. 161, 163.
6. Zob. J.B. Metz, Für eine anamnetische Kultur, "Orientierung" 56/1992, nr 19, s. 205-207.
7. Warto w tym kontekście przytoczyć znamienne zalecenie ekumeniczne byłego abpa Canterbury, Roberta Runcie`go (Anglican-Roman Catholic Relations Today, "The Month" January 1990, s. 4-11, cyt. s. 7): "Look wider, think laterally, and an unexpected way out may be found." Zgodnie z tym zaleceniem trzeba "patrzeć szerzej" i "myśleć spoglądając na boki", nie tracąc z oczu tego, co dzieje się wokoło. Wtedy można znaleźć nieoczekiwane wyjście z sytuacji lub rozwiązanie konkretnego problemu.
8. Für eine umfassendere Koinonia, "Orientierung" 57/1993, nr 17, s. 178.