Czy ateizm jest prawdziwym sceptycyzmem?

Sceptycyzm, który za punkt wyjścia przyjmuje poleganie wyłącznie na doświadczeniu, ma bardzo chwiejną podstawę

Ateiści twierdzą czasem, że ateizm jest „prawdziwym sceptycyzmem”. Twierdzą też, że ateizm powinien być punktem wyjścia ponieważ nie dodaje zbędnych bytów i wynika jedynie z „samej obserwacji”. Jest to pospolite oszustwo.

Ateiści twierdzą czasem, że ateizm jest „prawdziwym sceptycyzmem”. Twierdzą też, że ateizm powinien być punktem wyjścia ponieważ nie dodaje zbędnych bytów i wynika jedynie z „samej obserwacji”. Jest to pospolite oszustwo. Ateizm ma tyle wspólnego z „prawdziwym sceptycyzmem”, co astrologia z astronomią.

Prawdziwym sceptycyzmem jest solipsyzm, uznający za jedyny byt realny świadomość jednostki, a można nawet pójść jeszcze dalej i zanegować istnienie tej świadomości jako bytu realnego. Zostańmy jednak przy solipsyzmie. Dopiero ten światopogląd eliminuje byty nadmiarowe, takie jak materia i inne umysły, których istnienia nie da się dowieść, więc jedynie on może być uznany za „prawdziwy sceptycyzm”. Ateizm nie jest żadnym „prawdziwym sceptycyzmem”, choćby również dlatego, że ateista bardzo często powołuje się na naukę. Prawdopodobieństwo hipotez naukowych jest jednak zerowe więc ateista powinien ją odrzucać jako rzekomo „prawdziwy sceptyk”, czego jednak nie robi.

Zabawne są potyczki jakie ateiści próbują przeprowadzać z solipsyzmem. Twierdzą na przykład, że gdy ktoś przyłoży nam krzesłem z tyłu, to „obali” w ten sposób solipsyzm gdyż poczujemy wtedy na sobie materię kierowaną przeciw nam przez inny umysł. Takie pseudoargumenty nic jednak nie „obalają” a jedynie ukazują infantylizm i prymitywizm w rozumowaniu ateistów. Nasze wrażenie, że ktoś uderzył nas akurat krzesłem nie jest przecież odczytywalne z samego niewyraźnego odczucia uderzenia. Nie da się odczytać żadnego kształtu z samego takiego doświadczenia uderzenia. Wystarczy zamknąć oczy lub być tyłem do domniemanego uderzającego aby się o tym przekonać. Nie wiemy co wywarło wpływ na nasze zmysły w takich sytuacjach. Zmysły same w sobie nie mogą w ogóle być potwierdzeniem istnienia świata zewnętrznego skoro nie istnieje weryfikator niezależny. Próbując potwierdzić świadectwo zmysłów jedynie przy pomocy świadectwa zmysłów wylądujemy w błędnym kole.

Niektórzy ateiści jednak nie dają za wygraną i próbują argumentować w ten sposób, że mają oni „poczucie realności” świata zewnętrznego i to upewnia ich w tym, że ten świat „istnieje”. Jest to jednak kolejny infantylny argument w wykonaniu ateistów skoro odwołują się tu do subiektywnego poczucia realności, które wyśmiewają zarazem u teistów gdy ci powołują się na swoje doświadczenie Boga.

Aby obalić zasadność ateistycznego „poczucia realności” wystarczy przywołać zagadnienie snu. We śnie również mamy bowiem „poczucie realności”, często budzimy się zlani zimnym potem, co wskazuje na niezwykle silne i sugestywne poczucie realności we śnie. Jeśli czegoś doznaliśmy we śnie, to jest to niespójne z tym, co się zdarza później - na jawie. Twierdzimy więc potem, że doznanie we śnie jest „nieprawdziwe”, zaś to na jawie jest już „prawdziwe”. W istocie jednak jedyną różnicą jest to, że mamy nieco więcej doświadczeń, większą pulę doznań z jawy, niż ze snu. Gdybyśmy dużo częściej śnili, a jawa zdarzałaby się nam z rzadka, a do tego gdybyśmy częściej zapominali o tym (tak jak o snach), co się zdarza na jawie, to pewnie snu dalibyśmy pierwszeństwo, jako temu prawdziwszemu. Trudno jest znaleźć ostateczny argument, który nie byłby arbitralny i dałby jawie przewagę w stosunku do snu. W rzeczywistości nie ma takiego rozstrzygającego argumentu i ateista może co najwyżej ponownie odwołać się jedynie do subiektywnego poczucia realności, czyli do niczego, gdyż to subiektywne poczucie realności przeżywa też przecież w samym śnie.

Wystarczy więc odwrócić proporcje między jawą a snem i już jawa przestaje być „bardziej realistyczna” niż sen, a sen „mniej realistyczny” niż jawa. Dodajmy, że sen wydaje się nam „nierealistyczny” ale dopiero po przebudzeniu. Gdy jesteśmy jednak w środku snu to nie mamy pojęcia o tym, że coś może być w nim nierealistyczne (pomijając niezwykle rzadkie przypadki, w których wiemy, że śnimy). Ciekawe, że we śnie nigdy nie mamy nawet pojęcia o tym, że przed snem był stan realizmu. To pojęcie jest we śnie w ogóle nieobecne. Warto też zwrócić uwagę na sytuacje gdy czasem przypomina nam się coś, co jest mgliste i nie wiemy do końca czy przeżyliśmy to, czy raczej jedynie nam się to kiedyś przyśniło. To pokazuje, że granica między światem jawy i snu jest dużo bardziej nieostra niż się to potocznie zakłada.

Warto też zauważyć, że nie mamy w ogóle w naszym doświadczeniu takiej danej jak „istnienie” krzesła, innego umysłu, lub czegokolwiek fizykalnego. Doświadczenie fatamorgany oazy niczym nie różni się od doświadczenia „realnej” oazy. To pokazuje, że zmysły nie odbierają takiej danej jak „istnienie”. Zagadnienie ontologii jest poza nimi i tym samym „istnienie” krzesła jest jedynie metafizyczną kategorią umysłu, dodaną przez nas jako koncept nadmiarowy i dla naszych zmysłów krzesło nie „istnieje” wcale „bardziej realnie” niż złudzenie krzesła, wygenerowane na przykład przez jakąś projekcję w 3D. Nasze zmysły dlatego właśnie dają się nabrać na wszelkiego rodzaju iluzje gdyż kategoria „istnienia” nie jest im dana, nie jest przez nie więc rozróżnialna i powstaje jedynie w naszym umyśle jako koncept nadmiarowy i czysto metafizyczny. Dlatego materializm jest w takich tarapatach, jako koncepcja nie do wybronienia. Na tej samej dokładnie zasadzie w tarapatach jest ateizm ze swym roszczeniem, że jako światopogląd jest „prawdziwym sceptycyzmem”. Jest to pospolite oszustwo gdyż to prędzej solipsyzm jest dużo bardziej autentycznym i konsekwentnym sceptycyzmem, a pewnie można by pójść nawet jeszcze dalej i skonstruować ultrasceptycyzmy, które negują istnienie realności świadomości ludzkiej, czyli tego, w co nie wątpi nawet solipsyzm.

Na czym więc tak naprawdę polega ateistyczny rzekomy „sceptycyzm”? Na przyjęciu naturalizmu ontologicznego, który jest nieudowodnioną koncepcją metafizyczną, przyjmowaną przez ateistów po prostu na wiarę. Naturalizm ontologiczny jest nałożony na mózgi ateistów niczym kaganiec, odfiltrowujący wszelkie wnioski z nim niezgodne. Ateiści z góry klasyfikują wszystko tak, aby zgadzało się to z tymże naturalizmem, w ogóle tego nie rozstrzygając, tylko od razu nadając taką etykietkę, która z naturalizmem będzie zgodna. Jest to klasyczne błędne koło w myśleniu. Garbage in, garbage out. Naturalizm daje ateistom poczucie wszechwiedzy o świecie i nawet nie zdają sobie oni sprawy z tego, że to jedynie ich wiara. Nie tylko wszystkie zjawiska psychiczne ateiści interpretują przez ten filtr myślenia, ale też historię i w zasadzie wszystko.

Ciekawe jest niekonsekwentne podejście ateistów choćby do historii. Gdy historia zgadza się z ich naturalistycznym punktem widzenia, to wtedy jest „naukowa” i „bezsprzecznie uzasadniona”. Gdy jednak teista zaczyna podawać interpretację historii niezgodną z naturalizmem, to wtedy nagle ateiści „przypominają” sobie, że historia przecież wiarygodna nie jest, świadkowie mogą zmyślać i tak dalej. Ateista popada tu w szereg niekonsekwencji i sprzeczności, tonąc w błędnym kole naturalizmu, który jest kluczem do zrozumienia sposobu myślenia ateisty, choć zarazem wypiera się on tego i udaje, że jego światopogląd bierze się jedynie z niewinnej „obserwacji”. Jednak żadne obserwacje nie prowadzą do takich poglądów jakie ma ateista, ani tym bardziej do naturalizmu, który jest wyłącznie poglądem filozoficznym, przyjętym przez ateistę na wiarę.

Twierdząc, że ateizm jest zawsze pozycją wyjściową, ateiści dodają też często pseudoargument, że nikt nie rodzi się z wiarą w Boga/bogów i te postawy nabywa się w procesie edukacji religijnej oraz wpływu kulturowego. Aby ukazać bezsens tego rozumowania należy więc ateistów zapytać, czy urodzili się od razu z wiadomościami o matematyce, logice, metodzie naukowej oraz z wiedzą o atomach, elektronach, teorii względności, teorii ewolucji i tak dalej. Jeśli odpowiedzą, że też nie urodzili się z takimi informacjami, to należy w tym momencie zapytać, czy te wszystkie koncepcje również uważają za bzdurę, tak jak to czynią w przypadku wiary w Boga, z którą też nikt się nie rodzi.

Pierwotna publikacja: listopad 2016. Wykorzystano w Opoce za zgodą Autora

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama