Zło, do jakiego prowadzi próżność

Słowo "próżność" niemal zanikło w naszym potocznym języku. Niestety nie zanikła sama próżność, przed którą przestrzegali mistrzowie życia duchowego - naszą kulturę można wręcz nazwać kulturą próżności, pozorów i schlebiania zmysłom

Zło, do jakiego prowadzi próżność

Po rozważaniach na temat zawiści wyłożę w sposób właściwy wielkość zła, do jakiego prowokuje swych adeptów próżność. Aby jej łatwiej uniknąć, wyjaśnimy pokrótce, na czym polega jej zło.

Próżność to rodzaj nadmiernej uległości słabej duszy wobec żywionych przez nią różnych zachcianek. Jest ona chciwa — choć w sposób nieświadomy — honorów władzy, nadęta chorobą próżnej chwały, pusta, zepsuta, niespokojna, panią ludzi płochych, miła wszystkim niestałym, rodzajem dymu wobec swych przeciwników, uwodzicielką tych, na których ma ochotę. Staje się niepokonalna dla usidlonych przez nią. Jest ona pozorem cnót, duszą wad, podnietą cielesnych przyjemności, zepsuciem obyczajów, pożądaniem zaszczytów. Dla nieszczęsnych <jest> słodka, dla doskonałych gorzka, dla niezdecydowanych niebezpieczna, dla poddanych władcza, dla utwierdzonych słaba. Łatwo uwodzi, uwiedzionych cieszy, zarozumiałych dręczy, ograniczonych nadyma, nadętych upokarza. Służą jej pyszni, pod jej <jarzmem> jęczą wyniośli, znajdują ją straceni, biegną ku niej zmierzający ku upadkowi, a tkwią w niej już upadli.

To jest właśnie próżność. Jak się powszechnie sądzi, nie wspomaga ona w żaden sposób cnót, ale, jeżeli zostałaby zaakceptowana przez grzeszników, wzmacnia bezwstyd wad. Zresztą, do dusz napełnionych cnotami w ogóle nie przenika. Uwodzi natomiast pustych i wyzutych z wszelkich cnót. Następnie, nadętych dumą rujnującej próżności strąca w rodzaj przyjemnego szaleństwa, polegającego na czynieniu publicznie rzeczy, które nawet w ukryciu <uchodzą> za hańbiące. <Działa podobnie> jak nawałnica morska miotająca pustym okrętem w różne strony po burzliwych falach, albo jak wiatr rozwiewający w powietrze puste plewy, gdy tymczasem zboże na skutek ciężaru opada na dół.

Skoro tak jest, to nie próżność czyni ludzi zepsutymi, ale tylko umożliwia ujawnienie się tego zepsucia. Sama próżność powiewem swego tchnienia niesie takich ludzi i unoszonych miota bezwstydnymi uczuciami. Ludzie z własnej woli dostosowują się do wszystkich jej poruszeń. Chełpią się nawet bezwstydnie czynami, z których nie w pełni zdają sobie sprawę. Zabiegają w sposób niegodziwy o to, by wszyscy ich chwalili. Pogardzają świętymi mężami, porównując ich ze sobą. Wyniesieni i popularni przez występek, uważają się za doskonałych. Cieszą ich pozdrowienia przechodniów, są życzliwi dla swoich pochlebców, przyzwalają na uciechy, godzą się na wszystko, co ohydne. Chętnie uczą się rzeczy sobie nieznanych, by inni mieli o nich wysokie mniemanie. Przedkładają rzeczy przyjemne nad obowiązki. Przeklinają słowem to, czego pożądają myślą. Swoje wady nazywają cnotami. Uwodzą samych siebie i oszukują schlebiających im. Są gotowi do składania szlachetnych obietnic, choć fałszywi w ich wypełnianiu. Zmienni w dobrym, a stali w złym. Czarujący w słowach, obrzydliwi w duszy, zwodniczy we wszystkim. Są radośni w chwilach pomyślności, słabi w przeciwnościach. Wyrazy szacunku ich nadymają, a zniewagi przygniatają. <Okazują> się nieumiarkowani w uciechach, chętni do spraw światowych, zawsze oporni wobec spraw szlachetnych.

W ten i podobny sposób próżność przygniata zwabionych przez siebie i nie pozwala im ani odczuć własnej choroby, ani pójść do lekarza. A cóż innego znaczy pójść do lekarza jak nie to, że chory poznawszy swoją niemoc, przestaje się sobie podobać i zaczyna się wstydzić czynów, które wcześniej wydawały mu się chwalebne.

Tego z całą pewnością nie zrobią ci, którzy zapaleni pragnieniem zdobycia rozgłosu, nic sobie nie robią z dobrych obyczajów, ale myślą tylko o takich czynach, przez które zdobywa się względy ludzkie. Żądza ludzkiej sławy rozpala ich do tego stopnia, że chętnie, bez liczenia się z trudami, podejmują się nawet czynów wymagających wielkiego wysiłku, jeżeli tylko może się to spotkać z ludzkim uznaniem i można w ten sposób zyskać rozgłos. Z tych powodów chętnie podejmują się postów i umartwień, biorą udział w czuwaniach i nawiedzają kościoły, biorą udział w śpiewaniu psalmów. Chociaż to wszystko kosztuje dużo wysiłku. Tym wszystkim chcą przypodobać się ludziom.

Nie należy zapominać, że podobne praktyki <spełniają> też mężowie Boży, którzy bardzo się starają wyróżnić świętymi obyczajami. Z tym tylko, że im zależy na tym, by spodobać się Bogu, a nie ludziom.

Zresztą, jest rzeczą dla każdego zrozumiałą, że jeżeli ktoś zabiega w wszelki dostępny sposób o to, by się wspaniale tylko prezentować, a wewnątrz, gdzie tylko Bóg widzi, jest pełen brudu, to w jego przypadku wszystkie te trudy umartwień, postów i czuwań stają się przykrywką dla wad, zamiast ozdobą cnót. W naszym przypadku to miłość Boga sprawia, że podejmujemy się tych czynów. Dla nich motywem jest miłość chwały ludzkiej.

Przecież prawdziwe posty, umartwienia, czuwania, jałmużny i podobne im praktyki winny pomnażać nasze dobro, a nie kamuflować grzech. Winno się je okazywać Bogu nie zamiast sprawiedliwości, ale wraz z nią. Tym bardziej o wiele staranniej powinni przestrzegać przykazań ci, którzy z miłości do doskonałości są gotowi spełnić więcej niż te przykazania wymagają. W przeciwnym wypadku, gdy zawistni, pyszni, wyniośli, pożądliwi zamiast powściągnąć te i podobne im niegodziwości serca, będą wycieńczać swoje ciała postami i umartwieniami, to te praktyki, wykonywane nawet z gorliwością, nie usprawiedliwią ich próżności, a wady, których poprawę zaniedbują, potępią ich.

Chociaż w całej tej księdze, po omówieniu poszczególnych wad, podaję także środki zaradcze, którymi można się przed wadami zabezpieczyć albo z nich uleczyć, to za oświeceniem Bożym należy tytułem podsumowania ukazać jakby zasadę generalną. Szczerze stosujący się do tej reguły przeciwstawią się każdemu grzechowi. <Brzmi ona>: żadna rzecz nie ustrzeże nas przed grzechem tak, jak lęk przed karą i miłość Boga.

O miłości — tyle, na ile pozwoli Bóg, którego ona jest darem — powiemy nieco dalej. Teraz powiemy nieco o lęku przed karą.

Julian Pomeriusz - starożytny mistrz życia duchowego, pisarz chrześcijański, żyjący na przełomie V/VI w. Urodzony w Afryce Północnej, większą część życia spędził w Galii (m.in. Arles, był także nauczycielem Cezarego z Arles). Niniejszy fragment pochodzi z jego głównego dzieła O życiu kontemplacyjnym , które wywarło znaczny wpływ na średniowieczną ascetykę.

Julian Pomeriusz, O życiu kontemplacyjnym Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama