Przez 27 miesięcy był torturowany w mokotowskiej katowni przy ul. Rakowieckiej, gdzie bito go, wyrywano paznokcie, dręczono psychicznie, poniżano, głodzono. Mimo to nie złamał się, a o tym, co przeszedł, mówił rzadko. Po latach, wspominając więzienie, stwierdził, że to raczej jego oprawcom należy współczuć.
Czy potrafimy wyobrazić sobie państwo polskie, Kościół bez kard. Stefana Wyszyńskiego i Jana Pawła II? – A tak mogło się zdarzyć, gdyby nie niezłomna postać sekretarza Prymasa Tysiąclecia, wcześniej także sekretarza i kapelana prymasa Augusta Hlonda abp Antoniego Baraniaka. To dzięki niemu komuniści nie zdołali wytoczyć pokazowego procesu kard. S. Wyszyńskiemu i skazać go na wieloletnie więzienie lub wydalenie z kraju – nie ma wątpliwości Czesław Ryszka, autor najnowszej książki o abp. A. Baraniaku pt. „Misja i krzyż. Abp Antoni Baraniak (1904-977)”. Mimo to postać niezłomnego żołnierza Kościoła, który zamiast munduru nosił sutannę, wciąż jest mało znana.
Sekretarz dwóch prymasów
Przyszedł na świat dokładnie 121 lat temu – 1 stycznia 1904 r. w Sebastianowie w Wielkopolsce. Po ukończeniu salezjańskiego gimnazjum wstąpił do tamtejszego nowicjatu, a w 1925 r. złożył śluby wieczyste. Studiował teologię na Uniwersytecie Gregoriańskim i prawo kanoniczne w Instytucie św. Apolinarego. Na obu kierunkach obronił doktoraty. Mówił biegle po włosku, francusku i niemiecku. W 1931 r. z rąk kard. Adama Sapiehy przyjął święcenia kapłańskie. Niemal od razu został osobistym sekretarzem prymasa Polski kard. A. Hlonda. – Już jako kleryk na polecenie kardynała m.in. kontaktował się w Rzymie z kongregacjami. Również w słynnych społecznych listach prymasa widać rękę ks. Baraniaka. W 1933 r., gdy w Polsce panowało duże bezrobocie, Kościół przez różne działania charytatywne i Caritas starał się wspierać Polaków. W tym celu kard. Hlond ustanowił wówczas przy prymasie Polski radę społeczną, a jej sekretarzem mianował ks. dr. S. Wyszyńskiego. To właśnie wtedy nastąpiło pierwsze spotkanie tych trzech wielkich osób i zaczęła się owocna współpraca, która trwała latami – zauważa Cz. Ryszka, dodając, iż ks. Baraniak nie był tylko zwykłym kapelanem.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, kard. A. Hlond na życzenie nuncjusza apostolskiego abp. Filippa Cortesiego opuścił Polskę. Wraz ze świadomym dramatu tej decyzji ks. Baraniakiem wyjechali do Rzymu. – Tam wspólnie redagowali raporty, przygotowywali informacje radiowe, dzięki czemu do całej Europy docierał głos o tym, jak w Polsce Niemcy mordują, burzą i palą – opowiada autor książki. Gdy w 1940 r. Benito Mussolini przystąpił do wojny, prymas wraz kapelanami udali się do Lourdes. – Była to ta część Francji, która współpracowała z Niemcami. Prymas wraz z ks. Baraniakiem udzielali pomocy materialnej, prawnej i medycznej polskim jeńcom wojennym internowanym w tamtejszych obozach. Uratowali setki Żydów, załatwiając im katolickie metryki – podkreśla Cz. Ryszka. Po aresztowaniu kard. A. Hlonda w 1944 r., ks. Baraniak działał w konspiracji samotnie. Spotkali się dopiero po uwolnieniu kardynała przez amerykańską armię i w 1945 r. wrócili do Polski. Te doświadczenia sprawiły, że młody kapłan stał się najbliższym współpracownikiem kard. Hlonda. To właśnie ks. Baraniak, będąc przy śmierci prymasa, stał się depozytariuszem jego ostatniej woli, w której jako swojego następcę wskazał bp. S. Wyszyńskiego. – To była misja, z którą udał się najpierw do abp. A. Sapiehy, a następnie drogą dyplomatyczną przekazał wiadomość do Watykanu. Można sobie wyobrazić konsekwencje fiaska tej misji: nie byłoby Prymasa Tysiąclecia, nie byłoby też zapewne i Jana Pawła II – zaznacza Cz. Ryszka.
Po śmierci kard. Hlonda ks. Baraniak został sekretarzem i kierownikiem biura prymasa S. Wyszyńskiego. Funkcję tę sprawował do 1953 r., mimo że w 1951 r. otrzymał sakrę biskupią.
Męczennik Rakowieckiej
W nocy z 25 na 26 września 1953 r. funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa aresztowali kard. Wyszyńskiego i bp. Baraniaka. Duchownych rozdzielono. Biskup trafił do więzienia przy ul. Rakowieckiej, gdzie wytrzymał ponad 27 miesięcy najgorszych tortur.
– Codziennością było bicie, wyrywanie paznokci, głodzenie, odmawianie pomocy lekarskiej, trzymanie nago po kilka dni w tzw. ciemnicy bez okna i światła, bez kanalizacji i jakiegokolwiek stołka, żeby dało się usiąść. Znajdował się tam też tzw. karcer mokry, czyli pomieszczenie, którego podłogę wypełniały fekalia, gdzie przywiązywano więźniów do ściany, by kapała im w to samo miejsce na głowie woda, co po kilku godzinach powoduje ogromny ból i staje się udręką nie do zniesienia. Świadectwa, które udało się zebrać, wskazują jednoznacznie, iż bp. Baraniakowi nie oszczędzono żadnej z tych tortur – podkreśla Jolanta Hajdasz, autorka trzech filmów dokumentalnych, dwóch książek i wielu publikacji o abp. Baraniaku, która od lat odkrywa o nim prawdę i przywraca pamięć.
Biskupa przesłuchiwano po kilkanaście godzin dziennie. W sumie 145 razy. Ubecy chcieli wymusić obciążające i kompromitujące kard. Wyszyńskiego zeznania, a w konsekwencji osłabić pozycję Kościoła w Polsce. – Jednak mimo okrutnych tortur biskup nie złamał się. Powtarzał sobie: „Baraniak, ty się nie możesz ześwinić”. Ostatecznie komunistom nie udało się skompromitować Kościoła, tak jak stało się to w Chorwacji, Czechach, Rumunii i na Węgrzech – tłumaczy J. Hajdasz. – Abp Marek Jędraszewski w moim filmie „Zapomniane męczeństwo” powiedział ważne zdanie: gdyby nie bp Baraniak nie mielibyśmy Prymasa Tysiąclecia, który po ewentualnym pokazowym procesie nie mógłby wrócić do sprawowania swojej funkcji, a bez niego nie byłoby najpierw kard. Karola Wojtyły, potem Jana Pawła II, a dzieje Polski i Europy potoczyłyby się zupełnie inaczej. A za tym wszystkim stoi cicha, pokorna postać, która w kluczowym momencie nie ugięła się – dodaje.
Ze względu na zły stan zdrowia bp. A. Baraniaka przeniesiono w ostatnich dniach 1955 r. z więzienia do miejsca odosobnienia – najpierw do Domu Salezjańskiego w Marszałkach w Wielkopolsce, a potem do Krynicy. Jak zaznacza J. Hajdasz, stało się to tylko dlatego, by katolicki biskup nie umarł w komunistycznym więzieniu. Gdy je opuszczał, ważył zaledwie 40 kg. Wychudzony, schorowany i ubrany – mimo siarczystego mrozu – w letni płaszcz został przywieziony przez ubeków odkrytym łazikiem. Następnie wnieśli go do kuchni i rzucili na ławę, rzucając pogardliwie: „Przywieźliśmy wam Dziadka Mroza”. Tę relację J. Hajdasz usłyszała od Eugeniusza Kosieli, organisty parafii w Marszałkach.
Kościół nie zapomni
30 maja 1957 r. papież Pius XII mianował bp. Baraniaka arcybiskupem poznańskim. Nikt nie przypuszczał wtedy, że ten schorowany i udręczony człowiek będzie kierował archidiecezją 20 lat.
Abp Baraniak pod koniec życia zmagał się z chorobą nowotworową. Odchodził w poznańskim szpitalu. Z Warszawy przyjechał kard. Wyszyński, a kilka dni później kard. K. Wojtyła, który powiedział:
„Ekscelencjo, Kościół w Polsce nigdy nie zapomni tego, co Ekscelencja uczynił dla niego w najtrudniejszym dla tego Kościoła czasie…”.
Abp Baraniak zmarł 13 sierpnia 1977 r.
Blizny na plecach
10 grudnia 2003 r. Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie fizycznego i moralnego znęcania nad abp. A. Baraniakiem. Niestety, w 2011 r. zostało ono umorzone. – Stwierdzono, że nie ma dowodów. Nie mogłam tego zrozumieć, ponieważ ja szybko je znalazłam. Oczywiście nie mam zdjęć czy obdukcji, bo takie dokumenty w latach 50 nie istniały. Wystarczyły rozmowy z ludźmi – podkreśla dziennikarka.
I rzeczywiście to, czego nie ma w materiałach z ośmiu lat śledztwa, zachowało się w pamięci osób znających i pracujących z abp. Baraniakiem. „Widziałam blizny na plecach arcybiskupa Baraniaka” – mówiła Milada Tycowa, lekarka z poznańskiego szpitala klinicznego, która opiekowała się duchownym w ostatnim stadium jego choroby nowotworowej.
„To, że był tak wyniszczony, było na pewno skutkiem przebywania w więzieniu, gdzie przecież wiadomo, że był maltretowany. Świadczyły o tym blizny na plecach, bo był tak brutalnie przesłuchiwany. (…) zapytałam arcybiskupa, od kiedy to ma, to mi powiedział, że to pamiątka po pobycie w więzieniu. Było pięć, sześć tych blizn, takich pięcio– czy nawet dziesięciocentymetrowych”.
Widziała je także dr Małgorzata Kulesza-Kiczka, specjalista chorób wewnętrznych z poznańskiego szpitala: „Takie szerokie, głębokie blizny, które musiały być spowodowane urazem, biciem jakimś prętem lub ostrym narzędziem”.
Sam abp Baraniak nie mówił o tym, co przeszedł w stalinowskim więzieniu.
– To był niezwykle skromny i pokorny człowiek. Jeśli już zdecydował się na jakiekolwiek zwierzenia, robił to w zaufanym towarzystwie. Starałam się zebrać te okruchy w swoich filmach, by je utrwalić. Jestem przekonana, że przeszedł takie tortury, które nam trudno sobie nawet wyobrazić – stwierdza J. Hajdasz.
W 2017 r. po filmie „Żołnierz niezłomny Kościoła”, ze względu na ukazane w nim nowe okoliczności, pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej wznowił śledztwo w sprawie abp. Baraniaka. – Zapewne nie ukarze ono winnych, którzy już nie żyją, ale ważne, by utrwaliło pamięć o wielkim bohaterze abp. A. Baraniaku, żołnierzu niezłomnym Kościoła w Polsce – podsumowuje Cz. Ryszka.
Wypowiedzi świadków pochodzą ze stronywww.antonibaraniak.pl, którą prowadzi J. Hajdasz.
Źródło: Echo 1/2025