Pontyfikat Pawła VI przypadł na czas wielkiego przełomu społecznego, co wpłynęło na niesprawiedliwe i krzywdzące oceny tego papieża
6 sierpnia 1978 r. — dies natalis Giovanniego Battisty Montiniego, św. Pawła VI. Zrozumienie wielkości tej doniosłej postaci dwudziestego wieku pogłębiało się z czasem wśród ludu Bożego i poza nim, a dodatkowo zwiększyło się w ciągu tych sześciu lat pontyfikatu Franciszka, który nigdy nie skrywał bliskości duchowej łączącej go z Papieżem z Brescii, Papieżem, który pewną ręką doprowadził do końca Sobór, Papieża od Populorum progressio, pierwszych podróży międzynarodowych i spotkań ekumenicznych. Można by więc badać liczne aspekty Montiniego, niczym fragmenty bogatej mozaiki, które składają się na życie człowieka, który przeżył dwie trzecie XX w. — urodził się w Concesio 26 września 1897 r., a zmarł w owym strasznym roku, który naznaczył jeden z najmroczniejszych momentów okresu, który przeszedł do historii jako zimna wojna.
Ostatnio miałem okazję wspomnieć, spośród różnych stron pryzmatu, jakim jest Montini, wymiar polityczny, w związku z serią wywiadów, które rozpoczęły się 22 maja na tych łamach rozmową z socjologiem Giuseppe De Ritą na temat kryzysu Włoch i Europy oraz roli katolików w tym momencie wielkich trudności, jakie przeżywa społeczeństwo zachodnie. Właśnie w rozmowie z De Ritą wielokrotnie pojawiła się postać Montiniego, prawdziwego twórcy historii ruchu katolickiego w polityce XX w., odkąd, w latach między 1925 a 1933, był krajowym asystentem kościelnym FUCI (Włoskiej Katolickiej Federacji Uniwersyteckiej). Rozmawialiśmy o nim także z innymi 25 uczonymi, którzy zabrali głos w debacie, ale przede wszystkim założyciel CENSIS (Centrum Badania Inwestycji Społecznych) zwrócił uwagę, że działalność Montiniego była decydująca dla wydobycia się Włoch z tragedii wojny, za sprawą narodzin partii Chrześcijańskiej Demokracji, którą kierował De Gasperi — hipoteza ta nie została przyjęta pokojowo we wszystkich środowiskach za Tybrem. Inną kluczową postacią tego długiego okresu był Aldo Moro, którego Montini poznał w latach działalności w FUCI i któremu towarzyszył aż do końca, a także później, owymi pamiętnymi słowami, skierowanymi do Boga 13 maja w bazylice św. Jana na Lateranie: „Nie wysłuchałeś naszego błagania o zachowanie Alda Mora, tego człowieka dobrego, łagodnego, mądrego, niewinnego i przyjacielskiego”. Niczym nowy Hiob, Wikariusz Chrystusa domagał się od Boga zdania sprawy ze zła, które spadło na wszystko i wszystkich owej tragicznej wiosny 1978 r., zaledwie trzy miesiące przed jego odejściem z tego świata.
Dzisiaj seria wywiadów kończy się słowami kard. Gualtiera Bassettiego, który podejmując pewne myśli na temat proroctwa, jakie pojawiły się u innych rozmówców, mówi o potrzebie dla dzisiejszych Włoch aktywnej obecności „autentycznych chrześcijan — zarazem łagodnych i rewolucyjnych. Łagodność — ponieważ przywołuje wiarę i umiarkowanie w postępowaniu. Bycie rewolucyjnymi — ponieważ oznacza postępowanie wbrew duchowi świata — egoistycznemu, nihilistycznemu, konsumpcjonistycznemu i ksenofobicznemu. Oczywiście bez wątpienia potrzebujemy spojrzenia profetycznego. Przewodniczący CEI w swojej wypowiedzi nawiązuje do Giorgia La Piry, lecz ten portret można spokojnie odnieść do postaci Giovanniego Battisty Montiniego, łagodnego i rewolucyjnego, autentycznego chrześcijanina, i dlatego świętego, którego narodziny dla nieba wspominamy dzisiaj, w święto Przemienienia Pańskiego. Owego 6 sierpnia 1978 r. stary Papież przygotował tekst na modlitwę Anioł Pański, który kończył się tymi słowami: „Czeka nas niezrównany los, jeżeli uhonorujemy nasze chrześcijańskie powołanie — jeżeli będziemy żyli w logice spójności słów i postępowania, co nakazują nam obowiązki naszego chrztu”, i jesteśmy pewni, pewny jest cały Kościół, że św. Paweł VI już zaznaje tego niezrównanego losu.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano 6/2018