Kim był ks. Krzysztof Grzywocz? Dlaczego tak wiele osób ceniło jego kierownictwo duchowe i przychodziło do niego po radę? Jutro mija sześć lat od jego zaginięcia w Alpach.
Tak wiele osób cierpi dziś z powodu życiowej pustki. Nie wiedzą, dokąd zmierza ich życie. Nie rozumieją sensu ponoszenia trudów, przechodzenia przez różne zmagania, aby ostatecznie wyjść z nich jako ktoś dojrzalszy, lepszy, bardziej wrażliwy. Jak wynika z rozmów zamieszczonych w książce „Krzysztof Grzywocz. Inspirowany, inspirujący”, ten kapłan z diecezji opolskiej, doktor teologii duchowości, wybitny kierownik duchowy i ceniony rekolekcjonista, miał bardzo konkretne przesłanie dla takich osób. Pomagał im odnaleźć sens życia i zrozumieć, dokąd prowadzi. 17 sierpnia tego roku mija sześć lat od jego zaginięcia w Alpach Lepontyńskich w okolicy szczytu Bortehorn.
O. Wojciech Prus OP, który napisał słowo wstępne, tak wspomina postać ks. Krzysztofa: „dużo rozumiał. Upraszczał życie, całym sobą poszukując zrozumienia słów Jezusa: «Wysławiam Cię, Ojcze, bo zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś tym, którzy są prości». (...) Krzysztof dużo rozumiał i warto było go słuchać. Potem zdałem sobie sprawę, że to zatrzymanie oznaczało też rezygnację z wielu rzeczy, odmawianie i mierzenie się z rozczarowaniem innych, którzy tych wyborów nie rozumieli. (...) W Krzysztofie wypełniły się te Hieronimowe słowa: poszukiwał przyjaźni, ale też przyjaźnie tworzył. Jeden z rozdziałów jego konferencji o przyjaźni nosi tytuł Przy dużym stole. Rozdawał przyjaźnie, poznawał ze sobą swoich bliskich, nie strzegł relacji tylko dla siebie”. Wypowiedź dominikanina rozpoczyna zapis dziesięciu rozmów, które dr Ryszard Paluch prowadził z osobami znającymi opolskiego kapłana. Ułożone w dwóch grupach - wg klucza "inspirowany/inspirujący" - stanowią formę podzielenia się doświadczeniem przyjaźni z ks. Grzywoczem, czerpania z jego duszpasterskiej mądrości i wrażliwości.
Jedną z tych osób jest ks. prof. Dariusz Klejnowski-Różycki, który wspominając ks. Krzysztofa pisze: „«Dowartościowanie» w polszczyźnie ma kilka konotacji. Krzysztof nie musiał dodawać wartości. On pomagał człowiekowi odkryć pozytywną prawdę o sobie, czyli z miłością pokazywał wartość, nawet wartość trudnych sytuacji, takich jak choroba. Wartość rzeczy, stanów, które przez wielu ludzi są uznawane za dramatycznie bezsensowne”. Dlatego też przychodziło do niego wiele osób, które nie umiały odnaleźć w swym życiu kierunku, nie rozumiały, ku czemu ich życie zmierza. „On przyciągał takie osoby, ponieważ pomagał im znaleźć sens. (...) Czasem oburzamy się, że w Kościele pojawiają się przeróżni ludzie, którzy czasem dziwnie się zachowują. Tymczasem oni przychodzą, bo tu widzą dla siebie ratunek – to jest ich azyl. Do Krzysia przychodzili po ratunek, ponieważ ci ludzie doświadczali u niego zrozumienia. Większość z nas, księży, którzy zajmują się kierownictwem duchowym, podchodzi do sprawy nieco zadaniowo: «Proszę zrobić to i to.» Krzysiu wiedział, że pewnych rzeczy tak się po prostu nie da. To nie działa na zasadzie recepty: przyjąć tabletkę i przyjść za miesiąc. Krzysztof wsłuchiwał się, był cierpliwy, próbował zrozumieć”.
Powiedzieć, że ks. Grzywocz był rozchwytywany – to powiedzieć mało. Ks. Klejnowski-Różycki pisze dalej: „Do niego przychodziły tłumy, był totalnie niedospanym człowiekiem. Nieraz zasypiał przy mnie, gdy do niego mówiłem. Sam, będąc dużo od niego młodszy, napisałem doktorat, habilitację, wiele książek wydałem, tymczasem on – patrząc na księży – mówił: «Wy jesteście moimi habilitacjami. To są moje chodzące habilitacje». Trzeba było coś wybrać, Krzysztof włożył dużo energii w formację innych. Był w tym naprawdę dobry (...) robił to niesamowicie sensownie i był to prawdziwy skarb dla Kościoła lokalnego”.
Czego uczył ks. Grzywocz? Między innymi umiejętności zatrzymania się, wyskoczenia z pędzącego pociągu życia, nie pochłaniania kolejnych wrażeń, ale skupienia się na tym, co ważne. Ewa Skrabacz tak wspomina sytuację, w której polecił jej lekturę pewnej książki: „od razu pobiegłam, kupiłam, wzięłam się do czytania. Drżącymi rękami przekładałam kartki, jakby mnie ktoś gonił – szybko, bo muszę przeczytać, muszę skończyć. I tak niemal zameldowałam się na kolejnym spotkaniu, gotowa do rozmowy o książce. A ks. Krzysztof? Ksiądz Krzysztof był mniej więcej w tym samym miejscu, co miesiąc wcześniej. Naprawdę! Czytał, delektując się. Ten kontrast wbił mnie wówczas w fotel. Z jednej strony mój pośpiech, zachłanność: kupić, przeczytać, skończyć, a z drugiej strony tak bardzo niespieszna lektura”.
Tak spokojnie i metodycznie, jak do życia duchowego, ks. Krzysztof podchodził także do górskiej wspinaczki, która była jedną z jego życiowych pasji. Współdzielił ją m.in. z ks. Adamem Rogalskim, który pisze: „Krzysztof był spokojny. Przy nim czułem się bezpiecznie, bo to ja – nie ma co ukrywać, muszę się przyznać – byłem zawsze słabszy kondycyjnie. On również lepiej znał się na górach, był taternikiem i to dawało mi komfort, dzięki któremu mogłem śmiało iść. Chwilami też był bardzo powolny: jak wiązał raki, robił to precyzyjnie i... długo”. Góry jednak są nieprzewidywalne i niebezpieczne – o czym wie każdy miłośnik górskiej turystyki czy wspinaczki. Nawet najbardziej doświadczony taternik czy alpinista nie może przygotować się na wszelkie możliwe scenariusze. Podczas jednej z wypraw w Alpy ks. Krzysztof zaginął. Było to dokładnie sześć lat temu, 17 sierpnia 2017 r. Jego przyjaciele, sympatycy, uczniowie – czy po prostu ludzie, którym bliska jest jego duchowość, co roku tego dnia spotykają się na wspólnej modlitwie. W tym roku spotkanie odbywać się będzie na Górze św. Anny w Domu Duszpasterstwa Młodych KURNIK (ul. Leśna 8), o godzinie 17.00. Jeśli jesteś jedną z takich osób – bądź tam koniecznie!