Krótka informacja o życiu i posłudze Kard. Angelo Marii Durini
W 1996 r. minęło 200 lat od śmierci kardynała Angelo Marii Duriniego, dyplomaty papieskiego i poety, przyjaciela Polski i Polaków oraz człowieka, którego nazwisko w nierozerwalny sposób w dziejach naszego kraju związane jest z konfederacją barską: tak jak u swych przyjaciół - konfederatów zasłużył na przydomek "wielkiego konfederata", tak szczególną nienawiścią darzyli go zarówno Rosjanie, zwąc "wściekłym konfederatem", jak i ludzie z otoczenia króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, nie wyłączając samego monarchy.
Urodził się 24 maja 1725 r. w Mediolanie, w arystokratycznej i wpływowej rodzinie włoskiej. Kształcił się w Collegio Romano gdzie w czerwcu 1757 r. uzyskał doktorat. Karierę dyplomatyczną u boku wpływowego stryja kardynała Carla Francesca Duriniego rozpoczął w nuncjaturze paryskiej i być może z czasów pobytu w stolicy Francji pozostała mu sympatia, którą darzył później ten kraj. Od 1759 r. był Durini inkwizytorem generalnym i delegatem apostolskim na Malcie. Pomimo iż dopiero w 1766 r. przyjął święcenia kapłańskie, dzięki wpływom rodziny i sympatii, jaką Durinich otaczał papież Klemens XIII, od razu został arcybiskupem tytularnym Ancyry, zaś od 1767 r. do 1772 r. był nuncjuszem w Warszawie. W latach 1774-1776 przebywał w Awinionie, zaś od 1776 r., po przyjęciu kapelusza kardynalskiego osiadł w Como, gdzie zgromadził wielu wybitnych pisarzy i artystów - m. in. był wśrod nich znany poeta Balestieri. Zmarł w swojej willi w Babbiano, nad jeziorem Como 28 kwietnia 1796 r. Kardynał Durini pisał po włosku i po łacinie, jak również tłumaczył: m. in. Pindara i Homera, zaś niewątpliwie plonem jego pobytu w Polsce było zainteresowanie twórczością Sz. Szymonowicza, którego "Opera Omnia" wydał w Warszawie w 1772 r.
Najważniejszym rozdziałem w życiu kardynała Duriniego był jego pobyt w Rzeczypospolitej, gdzie nuncjuszem, jak wspomniano powyżej został w 1767 r. W Warszawie na tym stanowisku przebywał do 1772 r., kiedy to pod naciskiem Katarzyny II i króla Stanisława Augusta Poniatowskiego został zmuszony do opuszczenia Polski. Ten "polski epizod" w jego biografii jest nierozerwalnie związany z okresem konfederacji barskiej (1768-1772), którą słusznie traktuje się jako pierwsze polskie powstanie w obronie wolności i suwerenności Rzeczypospolitej. Nuncjusz Durini, przekraczając zdecydowanie wyznaczone dla dyplomatów granice, od razu i bardzo głęboko zaangażował się w sprawy konfederacji, budząc tym samym coraz większe rozdrażnienie zarówno wśród Rosjan, jak i w obozie monarchy. Strona królewska nie dysponowała, mimo usilnych starań, dowodami wskazującymi na to, że nuncjusz papieski tak zdecydowanie, jak to powszechnie widziano, zaangażował się w wewnętrzne sprawy kraju, w którym był przecież posłem. W dwóch jednak sprawach jego nazwisko powiązano z działaniami konfederacji barskiej oskarżając nie tylko o sprzyjanie, ale wręcz o współudział w poczynaniach konfederatów. Po pierwsze dotyczyło to wejścia Kazimierza Pułaskiego do sanktuarium jasnogórskiego we wrześniu 1770 r., a po drugie nuncjuszowi imputowano co najmniej wiedzę o nieudanej próbie porwania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w dniu 3 listopada 1770 r.
Kazimierz Pułaski sanktuarium jasnogórskie zajął 11 września 1770 r. (wobec toczącej się wojny domowej, jaką też była konfederacja barska paulini - stróże sanktuarium jasnogórskiego, mając na uwadze obowiązek opieki nad pielgrzymami, starali się zachować neutralność). Konfederaci pod jego przywództwem skorzystali z napływu licznych rzesz pielgrzymów w rocznicę koronacji cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, która miała miejsce we wrześniu 1717 r. i w dniu 9 września rozłożyli się obozem nieopodal Jasnej Góry. Dwa dni później spowodowawszy zamieszanie przy furcie twierdzy jasnogórskiej opanowali fortecę.
Przybyły na uroczystości upamiętniające koronację cudownego obrazu nuncjusz Durini w ciągu dwóch wcześniejszych dni składał wizyty w obozie konfederatów i kilkakrotnie rozmawiał z Kazimierzem Pułaskim. Pułaski - niewątpliwie najdzielniejszy spośród konfederackich dowódców od 1769 r. był głównym bohaterem depesz, które nuncjusz przesyłał do watykańskiego Sekretariatu Stanu. Wiernie obrazowały one poczynania marszałka łomżyńskiego, ukazując również jego determinację w walce z Rosjanami, czym niewątpliwie odbijał od wielu konfederackich komendantów. Stąd też trudno się dziwić, że sympatyzujący z konfederatami, aczkolwiek bardzo nieostrożny nuncjusz błogosławił słynnego konfederackiego przywódcę.
Gdy jednak 11 września konfederaci opanowali twierdzą jasnogórską - a fakt ten musiał wzbudzić wybuch gniewu w Warszawie, nuncjusz, aby nie łączono go z tym wypadkiem, szybko wyjechał do stolicy. Jest sprawą ewidentną, że jego spotkanie w sanktuarium z Kazimierzem Pułaskim było sprawą przypadku. Dnia 12 sierpnia marszałek łomżyński otrzymał polecenie od pułkownika Claude F. Dumourieza (francuskiego eksperta wojskowego przysłanego na pomoc konfederatom i przygotowującego operacje militarne) opanowania twierdzy czorsztyńskiej lub Lanckorony. Pułaski jednak, należący do koterii podskarbiego koronnego Teodora Wessla, odgrywającego ważną rolę w konfederackiej Generalności zagarnął w Krakowie regiment gwardii koronnej "Mirowski" i skierował się pod Częstochowę. Wykonywał w ten sposób rozkazy Wesla, który planował opanowanie twierdzy jasnogórskiej, by przenieść tam siedzibę marszałków konfederacji oraz w oparciu o twierdze na południu Polski rozpocząć regularną walkę z Rosjanami. Wówczas w stworzonym tak systemie obronnym twierdza jasnogórska odgrywałaby bardzo ważną rolę. Przeciwny tym planom był inny z przywódców konfederacji - biskup Krasiński wiedząc, że realizacja planów Wessla ściągnie na Jasną Górę atak Rosjan. Stąd też z całą pewnością można stwierdzić, że nuncjusz nie współdziałałby w realizacji planów podskarbiego. Natomiast Kazimierz Pułaski, tak jak wszyscy w Polsce wiedział o rocznicowych uroczystościach w sanktuarium jasnogórskim. Bardzo duży napływ pielgrzymów mógł dopomóc mu w opanowaniu twierdzy i to tym bardziej, że ojcowie paulini nigdy nie odmawiali konfederatom wstępu do sanktuarium, jeśli ci chcieli się udać tam na modlitwę.
Durini nie zapobiegł jednak plotkom szerzonym przez Rosjan oraz ludzi z otoczenia królewskiego, że dopomógł konfederatom w opanowaniu twierdzy. Do sprawy tej wrócono w kilka miesięcy później, gdy w Petersburgu podjęto decyzję zdobycia Jasnej Góry. Plany Rosjan nie były tajemnicą i wzbudziły ogromny niepokój o los sanktuarium jasnogórskiego. Zaczęto na Stanisława Augusta Poniatowskiego wywierać nacisk, by ten interweniował w ambasadzie rosyjskiej. Król jednak uchylił się od tego zrzucając odpowiedzialność na prymasa, zaś prymas na przemian z senatem monitowali króla o interwencję na rzecz sanktuarium.
W połowie listopada 1770 r. na naradzie dygnitarzy państwowych specjalnie poświęconej Jasnej Górze doszło do interesującej wymiany zdań zapoczątkowanej przez kasztelana łęczyckiego Lipskiego, który stwierdził: "... Zaczym chcąc rzeczone miejsce oswobodzić od nieszczęśliwości, korzeń tych wyrwać trzeba, to jest wyprosić Moskwę z całego kraju należy, a tak i Częstochowa wolna od napaści zostanie." W odpowiedzi Lipskiemu wrócono do okoliczności wejścia na Jasną Górę Pułaskiego: "... niesmaczne zdanie było JM Pana kasztelana łęczyckiego J. Panu Flemingowi wojewodzie pomorskiemu, iakoć nie mogąc go strawić rzekł JMP wojewoda do JMP kasztelana: Mci Panie, nie do Moskwy posyłać trzeba, aby konfederatów raczey Częstochowy nie atakowała, bo konfederaci żeby y w niebie byli to ich Moskva z tamtąd y wszędzie iako swoich nieprzyiaciół za łeb brać będzie, ale do nuncjusza }A. M. Duriniego| posyłać, aby iako ich tam wprowadził, niech y wyprowadzi, a przeto Częstochowa wolna od ataku będzie". Pomimo iż król nie interweniował w obronie sanktuarium częstochowskiego, Kazimierz Pułaski z powodzeniem odpierał przez dwa tygodnie (31 XII 1770 - 14 I 1771 r.) ataki Rosjan pod dowództwem słynnego z okrucieństwa płk. Iwana Drewicza. Zaś do rzekomego udziału nuncjusza Duriniego w opanowaniu przez konfederatów Jasnej Góry pamiętliwy Stanisław August Poniatowski powrócił przy okazji zamachu dokonanego na niego w listopadzie 1771 r.
Zamach konfederaci spod komendy Kazimierza Pułaskiego przeprowadzili w niedzielę po zaduszkach 3 listopada, gdy król wracał od chorego księcia kanclerza litewskiego Michała Fryderyka Czartoryskiego. Konfederaci zaatakowali późnym wieczorem królewską karetę, gdzie dostępu do monarchy usiłowali bezskutecznie bronić dworzanie. Stanisław August Poniatowski korzystając z tumultu opuścił pojazd i usiłował schronić się w pałacu swojego wuja Czartoryskiego. Tutaj dopadł go jeden z przywódców zamachu, Łukawski. Któryś z zamachowców zranił króla lekko pałaszem w głowę, a inny - Kuźma-Kosiński osmalił strzałem z pistoletu. Konfederaci uprowadzili monarchę, lecz nim opuścili Warszawę, zamachowcy uciekli zostawiając Poniatowskiego tylko z Kuźmą-Kosińskim. Ten doprowadził monarchę do młyna na Marymoncie, a następnie oswobodził króla.
Stanisław August Poniatowski wykorzystał niefortunny zamach do oskarżenia konfederatów barskich o próbę królobójstwa, licząc na to, że wzbudzi zrozumienie dla siebie na dworach europejskich. Jak stwierdził znakomity badacz konfederacji Władysław Konopczyński, "... Gorzej, że takie rozumienie sprawy podsuwał przedstawicielom państw obcych. Myślał, że w nich rozbudzi skrupuły, współczucie i dobrą wolę współpracy, kiedy naprawdę zochydzał własny naród". Raczej operetkowy przebieg wydarzeń z 3 listopada 1771 r. gdzie zamachowcy pochwyciwszy króla i odniósłszy w ten sposób sukces, po prostu uciekli porzucając swoją zdobycz, wskazuje w sposób oczywisty, że nie nosili się z myślą pozbawienia go życia. Konfederaci kilkakrotnie wcześniej kierowali manifesty przeciwko monarsze, uchwalając nawet interregnum, lecz wszystko wskazuje na to, że planując uwięzienie Stanisława Augusta w twierdzy jasnogórskiej chcieli zmusić go do abdykacji.
Nie przeszkodziło to królowi nie dysponującemu wystarczającymi dowodami oskarżyć Kazimierza Pułaskiego o to, że za namową wpływowej wśród konfederatów Franciszki Krasińskiej obiecywał dostarczyć jej Stanisława Augusta Poniatowskiego żywym lub umarłym. Król konsekwentnie trwał przy tym stanowisku nawet w późniejszym czasie, gdy pochwycono kilku uczestników zamachu i oskarżonych o próbę zabicia monarchy skazano na karę śmierci. Zaocznie wyrok ciążył także na Kazimierzu Pułaskim, który z tego powodu, aby nie komplikować kapitulacji fortecy jasnogórskiej w końcu maja 1772 r. uciekł z kraju.
Kapitał polityczny na nieudanym zamachu usiłowali także zbić przedstawiciele Katarzyny II w Warszawie: Saldern i Bibikow, wpierw podejrzewający króla o to, że chce w ten sposób uciec do konfederatów, a następnie usiłując wciągnąć do tego śledztwa, w którym karą za targnięcie się na życie władcy była kara śmierci, niewygodne im osoby. O ile w wielu stolicach europejskich dość chłodno reagowano na wieść o zamachu, potępiając jednak jego sprawców, o tyle w Rzymie zamach na króla zrobił bardzo złe wrażenie. Dlatego też nie doszło do akredytowania przy Stolicy Apostolskiej posła konfederacji.
W Warszawie zaś niechętne nuncjuszowi kręgi dworskie zaczęły łączyć jego osobę z zamachowcami, którzy byli spod komendy Kazimierza Pułaskiego. O współudziale marszałka łomżyńskiego w próbie porwania króla dowiedziano się od razu od Kuźmy-Kosińskiego. Pułaski wbrew faktom wypierał się w późniejszym czasie swojego udziału w zamachu, lecz był on jedynie wykonawcą. Plan porwania króla ułożyli przywódcy konfederacji: Wessel oraz Kossakowski i Pac, zaś jego wykonanie zlecono Strawińskiemu oraz Łukawskiemu i Kuźmie-Kosińskiemu. Arcybiskupowi Duriniemu, znanemu ze swej sympatii do słynnego z waleczności Pułaskiego imputowano albo udział w opracowaniu zamachu, albo wiedzę o tym, chociaż oskarżanie go o współudział w spisku mającym rzekomo na celu zgładzenie króla było absurdem.
Przeciwnicy nuncjusza postanowili jednak wykorzystać tę okazję do pozbycia się niewygodnego dyplomaty z Warszawy. Bezpośrednio po zamachu król wypomniał składającemu kondolencje nuncjuszowi, iż to on właśnie błogosławił na Jasnej Górze Kazimierza Pułaskiego, zaś w Rzymie carski przedstawiciel Szuwałow żądając odwołania nuncjusza, wręcz posuwał się do gróźb pod adresem papieża. Poirytowany zaistniałą sytuacją nuncjusz w styczniu 1772 r. w liście do kardynała de Bernis słusznie zauważał, że jego odwołania żądać mogą trzy stany (czyli sejm), a nie Warszawa (nuncjusz miał tu na myśli dwór królewski) będąca wówczas, jak to ironicznie ujął nawiązując do służalczej postawy Stanisława Augusta Poniatowskiego wobec Rosji, przedmieściem Petersburga. W końcu 1772 r. opuścił jednak placówkę warszawską przenosząc się w 1774 r. do Awinionu, gdzie udzielił schronienia wielu konfederatom, w tym przywódcom ruchu barskiego, takim jak Krasiński, Pac, czy też Zboiński.