"Tama" - Opowieść o życiu i męczeństwie księdza Jerzego Popiełuszki - fragmenty
ISBN: 978-83-7505-451-4
wyd.: WAM 2010
Bóg chciał zbawić człowieka w porządku miłości. Dlatego cierpienie jako takie nie ma sensu. Jezus nigdy nie dążył do cierpienia; raczej starał się wybawiać ludzi z bólu i słabości. Podobnie święci nie są cierpiętnikami, nie zabiegają o cierpienie, tylko o miłość. Chcą kochać Boga i ludzi. Wiedzą, że Ewangelia to zasadniczo opis walki Chrystusa z ziemskimi „ciemnościami”, nieodłącznymi od ludzkiego życia. Ale źródłem boleści nie jest Bóg. Kiedy mówimy, że krzyż Jezusa stał się drogą wybawienia, to nie tyle podnosimy do godności samo cierpienie, ile raczej wskazujemy na sposób, w jaki Jezus wypełnił wolę Ojca Niebieskiego. Człowiek, biorąc przykład z Chrystusa, może z cierpienia uczynić duchowy znak jedności z Bogiem.
Może to uczynić poprzez odniesienie własnego życia do Eucharystii, która wyjawia fundamentalną zasadę chrześcijaństwa: Chrystus umarł za wszystkich ludzi, aby mogli zasługiwać na zbawienie, czyli uczestnictwo w życiu Bożym. Tak właśnie postępowali męczennicy. Nosili w sobie obraz Chrystusa, okazując to w Eucharystii. Ci z nich, którzy zostali aresztowani i szykowali się na śmierć, byli otaczani opieką całego Kościoła, który organizował im pomoc duchową i materialną. W więzieniu czy w kopalniach, gdzie często zsyłano chrześcijan, odwiedzali ich diakoni z komunią. W tym sensie Orygenes nazywa męczeństwo najlepszym sposobem składania dziękczynienia — eucharistein. Słowo to zresztą pojawia się często w opisach męczeństwa i podkreślana jest w ten sposób więź męczeństwa i Eucharystii. Pierwsze teksty dotyczące teologii Eucharystii są ściśle związane z refl eksją nad męczeństwem3. Święty Polikarp ze Smyrny, umęczony w drugim wieku po Chrystusie, płonąc na stosie, wypowiedział przejmującą, pełną teologicznych intuicji modlitwę: „Panie, Boże wszechmogący, Ojcze Twego umiłowanego i błogosławionego Syna, Jezusa Chrystusa, przez którego pozwoliłeś nam się poznać, Boże aniołów i mocy, Boże wszelkiego stworzenia i całego plemienia sprawiedliwych, którzy żyją w Twojej obecności. Błogosławię Cię, że uznałeś mnie godnym tego dnia i tej godziny, kiedy to, zaliczony do twoich męczenników, dostępuję udziału w kielichu Twego Chrystusa, abym mógł też zmartwychwstać na życie wieczne duszy i ciała w nieskazitelności Ducha Świętego. Obym razem z nimi został dziś przez Ciebie przyjęty jako ofiara tłusta i Tobie miła tak, jak ją Sam przygotowałeś, z góry objawiłeś i wypełniłeś Ty, Bóg prawdziwy i nieznający kłamstwa”4.
Jest rzeczą niewymagającą dowodu, że o własnych siłach męczennicy nie mogliby się wznieść na takie wyżyny. Potrzebowali, jak i my dzisiaj potrzebujemy, widzialnych, liturgicznych znaków. Z trzech powodów. Po pierwsze, wynika to z samej naszej natury, która daje się prowadzić do spraw duchowych jedynie poprzez znaki materialne. Po drugie, nasza skłonność do zła i grzechu sprawia, że dopominamy się „duchowego lekarstwa” ujawniającego się właśnie w zewnętrznych rytach. I po trzecie wreszcie, wszystkich nas intryguje cielesność i byłoby czymś bardzo uciążliwym, gdybyśmy zostali odarci z wartości przez nią niesionych. Stąd też czynione przez nas gesty i wypowiadane słowa kryją i ujawniają zarazem nasz udział w tajemnicy życia, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, który wziął na siebie grzechy całego świata i zaniósł je na krzyż. Liturgia jest tego wydarzenia widomą ekspresją, jako sakrament Ofiary. Czy jednak słowo „ofiara” do nas przemawia?
Straciło ono wiele ze swego pierwotnego znaczenia. Najczęściej odnosimy je do różnych form wyrzeczenia, jakie podejmujemy w różnorakich sytuacjach egzystencjalnych. Tymczasem ofiara ma sens o wiele głębszy, kieruje bowiem do samego środka naszego wnętrza, gdzie krystalizują się nadzieje, gdzie rodzi się przekonanie, że pełnię szczęścia będziemy mogli osiągnąć dopiero w Bogu. Ofiara to przede wszystkim całkowite ukierunkowanie działań na Boga, oddanie siebie Bogu. Wymaga to niemałych wyrzeczeń, porzucenia egoizmu, który gnieździ się w każdym ludzkim sercu. Nie sposób bez zastrzeżeń przyjąć czyjeś twierdzenie, że jest on niezachwianie wierny Bogu i nie odczuwa najmniejszych nawet samolubnych podniet. Taka postawa byłaby wyrazem wyjątkowej pychy i samouwielbienia.
Ofiarę doskonałą, wypływającą z bezinteresownej miłości, mógł spełnić i spełnił tylko Chrystus. Jego życie wyrażało doskonałą miłość, której najpełniejszym uzewnętrznieniem stała się śmierć na krzyżu. Chrystus zachowuje jedność ze światem w tajemnicy chleba i wina. Od początku ziemskiej misji sekret ten przenikał Jego wszystkie decyzje. Zbawcza śmierć złączyła się po prostu z tajemnicą Eucharystii. Odtąd liturgia — przez cały rok liturgiczny — ma wymiar pasyjny; jest on szczególnie widoczny podczas Triduum Paschalnego Męki i Zmartwychwstania Pańskiego, a zwłaszcza w liturgii Męki Pańskiej w Wielki Piątek.
Taka jest najważniejsza prawda katolickiej wiary, ujęta w sposób uroczysty i wyraźny w liturgii. Zgodnie z całą tradycją Kościoła wierzymy — w oparciu o słowa wypowiedziane przez Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy i przekazane później przez apostołów (Łk 22, 14-23; 1 Kor 11, 23-26)5 — że pod postaciami eucharystycznymi jest obecny Jezus, rzeczywiście i substancjalnie. Po konsekracji nie ma już chleba i wina, jest ciało i krew Chrystusa. Ta tajemnicza, godna podziwu i najzupełniej jedyna (mirabilis et prorsus singularis, jak podają tezy Soboru Trydenckiego) transpozycja umyka naszemu zmysłowemu poznaniu; podlega natomiast sile wiary i w jej świetle zyskuje swoiste wytłumaczenie, otwiera się tylko w akcie jej przyjęcia, w owym „tak”, które śladem Biblii możemy spokojnie nazwać posłuszeństwem — także dzisiaj.
Naszą wyraźną odpowiedzią na ten bezinteresowny Boży dar powinno być dziękczynienie, świadomość, że jesteśmy we wszystkim dłużnikami Stwórcy. Dlatego Msza święta jest „łamaniem Chleba”, dzieleniem się (swoim czasem, majątkiem, kulturą), budowaniem coraz pełniejszych relacji z innymi ludźmi, które stają się wyraźne, kiedy każdy z nas żyje bardziej dla innych niż dla siebie. Wówczas też Eucharystia ujawnia się jako źródło życia Kościoła, bez którego — dodajmy stanowczo — liturgia byłaby sprzecznością samą w sobie. Kościoła nie należy pojmować wyłącznie jako bezdusznej instytucji, biurokracji kultu, aparatu władzy czy monopolisty sakramentalnych przywilejów, ale jako napawające dumą miejsce obecności i działania Jezusa, gdzie w odważnej rzeczywistości wiary, w przyjmowaniu Jezusa jako pokarmu dochodzi do urzeczywistnienia pełnej wdzięczności odpowiedzi na Bożą łaskę, prowadzącą do osiągnięcia wiecznej radości. Chrystus przecież uczynił Kościół swoim ciałem. Tylko wtedy, gdy Kościół rzeczywiście nim jest, istniejemy równocześnie z Jezusem Chrystusem. I tylko wtedy istnieje rzeczywista liturgia, która jest nie tylko przypomnieniem tajemnicy paschalnej, lecz także jej prawdziwym spełnieniem; wtedy również stanowi opus Dei — aktywność Boga wobec nas i w nas. Dzięki Chrystusowi obecnemu i działającemu w Kościele ofiara Kalwarii staje się nam współczesna; liturgia zaś sprawia, że ludzie wszystkich czasów są współcześni Wcieleniu6.
Msza święta jest przeto bezkrwawym sakramentalnym powtórzeniem ofiary Chrystusa. Kościół przywołuje słowa i gesty uczynione przez Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy. Mamy tutaj do czynienia z identycznością między eucharystycznym pokarmem Kościoła a ciałem i krwią Chrystusa. Ten pokarm jest ciałem, które Jezus ofiarował podczas Ostatniej Wieczerzy; jest ukrzyżowanym ciałem Jezusa i dlatego, kiedy je spożywamy, głosimy śmierć Jezusa jako zbawczą i czynimy ją skuteczną; jest ciałem i krwią Wywyższonego, Chwalebnego, którego spożywanie włącza jednostkę do duchowego ciała Jezusa Chrystusa. Z tego powodu nie wolno nam zapomnieć, że Eucharystia jest sakramentem ofiary.
Uczestnicząc w Eucharystii, nie tracimy osobistej wolności. Przeżywamy liturgię na miarę własnej wrażliwości i otwarcia na łaskę płynącą ze strony Chrystusa. Przez przyzwolenie na działanie w nas grzechu ograniczamy dobroczynne skutki z niej płynące. Idąc do kościoła z pustymi rękami i sercem przepojonym egoizmem, niewiele skorzystamy z owoców krzyża. Dopiero gdy nasze życie zostaje nakierowane na Boga, staje się autentyczne i eucharystyczne — w tym sensie, że znalazło się w kręgu śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.
3 Zob. szerzej: ks. M. Starowieyski, Męczennicy — uczniami Chrystusa, „Warszawskie Studia Teologiczne” XXI/2008, s. 45-46.
4 Męczeństwo świętego Polikarpa, biskupa Smyrny, tłum. A. Świderkówna, w: Pierwsi świadkowie. Wybór najstarszych pism chrześcijańskich, oprac. M. Starowieyski, Kraków 1988, s. 210.
5 Zob. ks. J. Sochoń, Eucharystia — dar i zadanie, „Msza Święta” 2009, nr 1, s. 2-4.
6 Por. F. Varillon, Zarys doktryny katolickiej, tłum. E. Krasnowolska, War- szawa 1972, s. 518-528.
opr. aw/aw