Trudno wyobrazić sobie chrześcijańską kulturę Zachodu bez obecności Maryi, Matki Jezusa
Trudno wyobrazić sobie chrześcijańską kulturę Zachodu bez obecności Maryi, Matki Jezusa. Z tej racji dogmatyczna mariologia rozwija się w Kościele niemal od chwili jego ukonstytuowania i — poprzez wielkie projekty św. Ireneusza, św. Augustyna, św. Anzelma czy św. Bernarda — trwa aż do dzisiaj, włączając Maryję w Boży plan zbawienia ludzkości. Oczywiście, pierwiastek męski pozostaje dominujący, co wcale nie oznacza, że duch maryjny traci na znaczeniu. Jest on tylko dyskretny, jak niezbyt obfita jest ewangeliczna opowieść o Matce Zbawiciela. Wydarzenia z Jej życia są jednak na tyle liczne, że na ich podstawie można budować szerokie interpretacje teologiczne, i zarazem na tyle głębokie, że nigdy nie mogą przybrać rozstrzygającego kształtu. Dlatego wraz z coraz mocniejszym oddziaływaniem pierwotnego Kościoła na świat świadectwo apostolskie o Maryi przenikało na tereny państw przyjmujących chrzest.
Kiedy Mieszko I, polski władca, tak właśnie uczynił, doszło do włączenia terenów przez niego kontrolowanych w orbitę chrześcijaństwa obrządku łacińskiego. Od razu też zaczęto stawiać kaplice i kościoły pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, widząc w Niej orędowniczkę, wspomożycielkę, opiekunkę ziemi, patronkę budującej swą plemienną tożsamość Ojczyzny. Na przecięciu się dróg, na skrajach pól i ogrodów pojawiły się drewniane wyobrażenia Chrystusa i Matki Bożej z Dzieciątkiem. Powstała Bogurodzica — „carmen patrium”, niedościgniony wzorzec poetyckiej maestrii, traktowana powszechnie jako hymn narodowy i konieczny element rytuałów koronacyjnych. Jan Paweł II podczas swojej pierwszej pielgrzymki do ojczystego kraju podkreślał, że Polacy Bogurodzicę powinni przyjmować jako wyznanie wiary, własne Credo, katechezę i dokument chrześcijańskiego wychowania. Kultura polska — dodawał — ma swoje źródło w Ewangelii, bez której cywilizacja prawdziwie godna człowieka nie zdoła się rozwinąć. Dlatego wciąż mamy wyśpiewywać słowa tej wspaniałej pieśni-orędzia, tak jak śpiewano ją w najważniejszych i zarazem najtrudniejszych chwilach tworzenia suwerenności Polski i walki o jej zachowanie.
Książę Władysław Opolczyk, namiestnik na Rusi króla węgierskiego Ludwika, sprowadził paulinów z Węgier i w 1382 lub 1384 z Bełzu obraz Matki Bożej do Częstochowy. Niebawem stał się on narodową ikoną, sygnałem jedności państwa, wyrazem konfesyjnej ortodoksji. Przynależał do znacznego zestawu wizerunków, których pierwowzór znajdował się w Konstantynopolu, gdzie zwano go Hodegetria, co znaczyło „Ta, co wskazuje drogę”. Bo rzeczywiście na tym przedstawieniu Maryja wskazuje prawą dłonią Chrystusa, który wszak powiedział o sobie, że jest „drogą, prawdą i życiem”. Jest więc Przewodniczką ku Zbawicielowi świata, a także znakiem opieki Bożej nad państwem. W ten sposób maryjność bezpośrednio poświadczała chrystocentryzm doktryny chrześcijańskiej.
Takie same funkcje zaczęła spełniać w Polsce jej kopia umieszczona w sanktuarium jasnogórskim. Ale nie tylko. Podczas wojen przed tą Świętą Podobizną, przesiąkniętą łagodnym smutkiem i od pewnego czasu z dwoma cięciami po prawej stronie twarzy, składano sztandary, vota, wyrazy wdzięczności i hołdu. Porządek polityczny zespolił się więc w pewien sposób z porządkiem religijnym. Sprawy Kościoła stały się odtąd nieodłączną cząstką społeczno-politycznego krajobrazu. Najprawdopodobniej Grzegorz z Sambora (1523-1573) w łacińskim poemacie Częstochowa, przedstawiając dzieje obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, nazwał Maryję Królową Polski i Polaków, natomiast Maciej Kazimierz Sarbiewski, „chrześcijański Horacy”, jak go wtedy nazywano, w kilkadziesiąt lat później w swoich utworach rozpowszechnił ideę znamiennej opieki Maryi nad Polską, określając Ją mianem Wielkiej Polski Obrończyni (magna Poloniae Tutela). W połowie XVII wieku mówiono i pisano już powszechnie o Maryi jako Królowej Polski.
Wyjątkowe w swoich dalekosiężnych skutkach okazały się wydarzenia związane z nawałnicą szwedzką i heroiczną obroną Jasnej Góry w końcowych miesiącach 1655 roku. Literacką wersję tych czasów przedstawił Henryk Sienkiewicz w Potopie, starając się „pokrzepić serca” swoich rodaków. W przeciwieństwie do ówczesnej publicystyki historycznej nie był pesymistą, choć wiedział, że sytuacja Rzeczypospolitej po kilkunastoletnich wojnach była niemal katastrofalna, i to we wszystkich dziedzinach życia, w gospodarce, ustroju politycznym, kulturze. Dlatego wołanie o wsparcie płynące z nieba stawało się w tych okolicznościach coraz silniejsze. Krytykował magnaterię odpowiedzialną w zasadzie za narodowe klęski, pozbawioną żaru patriotycznego, nastawioną egoistycznie, w przeciwieństwie do wielu wybitnych jednostek wywierających pozytywny wpływ na losy państwa. Zachęcał, że oprócz nadziei pokładanej w nowych układach politycznych należy zawierzyć Bogu, zwłaszcza oddać się pod opiekę Matki Jasnogórskiej.
Ta romantyczna z natury wizja znalazła szeroki oddźwięk wśród Polaków i do dzisiaj ma swoich solennych zwolenników. Jan Matejko, tworząc historyczny fresk Śluby Jana Kazimierza, umocnił ten optymistyczny obraz siedemnastowiecznej historii Polski; potwierdził znaczenie wiary i religii w ostatecznym zwycięstwie nad Szwedami. Podobnie uczynił, malując tryptyk Królowa Korony Polskiej, obraz w ścisłym sensie religijny, co u niego było rzadkością. Malowidło (dzisiaj zaginione) przedstawia procesję, podczas której tron Matki Bożej z Dzieciątkiem niosą królewicz Kazimierz i św. Jacek. Oprócz nich wśród tłumu postaci widzimy królową Jadwigę w otoczeniu dzieci i wielu innych świętych oraz bohaterów narodowych. Stało się więc coś niebywale fascynującego. Oto Maryja, pełna łask, wskazująca na swojego Syna, znalazła najbardziej godne i pierwsze miejsce w sercach Polaków wszystkich stanów. Szczególnie jednak we wrażliwości zwykłych ludzi, odznaczających się prostą, „ludową wiarą”, ale bardzo gorącą, zaangażowaną, uwidacznianą w gestach liturgicznej pobożności.
Matejko stał się w ten sposób niejako nowym profetycznym „Królem-Duchem” polskiego narodu, sławiącym jego bohaterskie dzieje, zapowiadającym przyszłe odrodzenie kraju, a w szerszej perspektywie umacniał przekonanie o tym, że dobro ostatecznie pokonuje wszelkie zło, jak to sugeruje Bitwa pod Grunwaldem. Nie dziwi przeto, że sławiono Bogarodzicę publicznie i w modlitwach prywatnych, pisano niezliczone kantyczki, wiersze, piosenki. Najwięksi twórcy wznosili się na niebywałe poziomy „teologii literackiej i malarskiej”, gruntując obecność Maryi w powszechnej świadomości Polaków.
Tę scenę pamiętała i zapewne pamięta obecnie większość mieszkańców Rzeczypospolitej. Jest kwiecień 1656 roku. W katedrze lwowskiej król Jan Kazimierz w obecności obrazu Matki Boskiej Łaskawej schodzi z tronu, składa berło i koronę, pada na kolana i przed ołtarzem ślubuje: „Wielka Boga Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico. Ja, Jan Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twojego, Króla królów, a Pana mojego i Twoim miłosierdziem król, do Najświętszych stóp Twoich przypadłszy, Ciebie dziś za Patronkę moją i za Królową państw moich obieram. Tak samego siebie, jak i moje Królestwo i wszystkie moje ludy Twojej osobliwej opiece i obronie polecam, Twej pomocy i zlitowania w tym klęsk pełnym i opłakanym Królestwa mojego stanie przeciw nieprzyjaciołom Rzymskiego Kościoła pokornie przyzywam”. Czyni to w warunkach wręcz dramatycznych: trwała okupacja szwedzka, nasilały się bunty kozackie, niebezpieczeństwo wzmagały anarchia spowodowana liberum veto, zakusy Tatarów i Turków, krystalizowały się też zagrożenia ze strony prawosławnej Rosji.
Wydawało się więc czymś właściwym oddanie się w opiekę Matki Boskiej, co byłoby wyraźnym gestem jednoczącym Polaków, którzy poza Lwowem i Częstochową nie dysponowali żadnym wolnym skrawkiem ziemi. I właśnie dzięki lwowskim ślubom zaczął się pogłębiać kult Chrystusa jako Boga-Człowieka i Najświętszej Marii Panny. Historycznie ważnym faktem było to, że w tym czasie nuncjusz papieski Piotr Vidoni w pobliskim kościele jezuitów po raz pierwszy, wypowiadając słowa Litanii loretańskiej, włączył doń wezwanie „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami”. Mnożą się obrazy Matki Bożej, uznawane za cudowne przez wszystkie nacje religijne i warstwy społeczne, zarówno łacińskie, jak i unickie. Ale najwięcej chwały odbiera obraz jasnogórski, zwłaszcza po obronie przed Szwedami w 1655 roku, stając się szeroko rozpoznawalnym symbolem tożsamości oraz jedności narodowej. Wobec tego czym był ów akt oddania, do czego zobowiązywał, jakie wzbudzał oczekiwania i tęsknoty?
Odpowiedź wcale nie jest łatwa. W każdym razie okazał się przede wszystkim źródłem kolejnych liturgicznych zawierzeń, modlitw, hołdów składanych Królowej Polski. Ale też przyniósł pewne korzyści w sferze polityczno-społecznej. Od tego momentu Polska — podobnie jak Francja, Portugalia, Państwo Habsburgów czy Węgry — formalnie zyskała status królestwa Maryi i w osobie króla i całego społeczeństwa przyjęła duchowe Jej rządy. Oficjalna władza miała po prostu sprawować swoje funkcje w Jej imieniu. A kiedy w 1717 roku „Czarną Madonnę” ukoronowano koronami papieskimi, a po odzyskaniu niepodległości w 1920 roku ustanowiono osobne święto Matki Bożej Królowej Polski, trudno już było sobie wyobrazić życie Polaków bez trwałej więzi z Matką Chrystusa. Wierni nadal wędrują do Częstochowy i innych miejsc pielgrzymkowych, uciekają się do Maryi we wszystkich trudnych sprawach egzystencji i potrzebach, nie tylko zresztą z powodów psychologicznych, jak do Matki, kogoś najbardziej czułego, ale zasadniczo jako do Tej, która odgrywa ważną rolę w dziele zbawienia człowieka.
Uwielbiając Maryję, będącą Pośredniczką wszelkich łask, Matką Kościoła, Niepokalanie Poczętą coraz bardziej umacniano świadomość, że autentyczne nabożeństwo do Niej prowadzi do bliższej relacji z Chrystusem. Maryja zbliża do Syna i jednocześnie Go ukazuje. Wierni wypowiadają przed Nią samych siebie, osobiste troski, pragnienia, niepokoje, związane także ze sprawami społecznymi, wierząc, że Ona wstawi się za nimi u swego Syna. W ten sposób doszło do pełniejszego zjednoczenia narodu polskiego, nastały dni pokoju, umniejszyły się polityczne zawiści, spory, ucichły (niestety tylko na krótki czas) roszczenia zaborczych sąsiadów. Los Rzeczypospolitej nieco pojaśniał, więź Polaków ze swoją Królową umacniał się w zauważalny sposób.
Okres zaborów był mocnym świadectwem przywiązania Polaków do Maryi, którą traktowano jako prawdziwą Królową Narodu, choć oficjalnie Polska została wymazana z map. Kościół pozostawał bodaj jedyną instytucją niezrywającą swej więzi z dawną Rzeczypospolitą i łączącą mieszkańców wszystkich zaborów w ramach nauczania, wychowania i pracy duszpasterskiej. Nie zanikły religijne obyczaje, różnego typu formy kultu nawiązujące do staropolskich tradycji. W Galicji, gdzie panowała większa swoboda i można było łatwiej niż w innych częściach kraju okazywać gesty i uczucia religijne, ponownie ożyło nabożeństwo do Maryi Panny jako Królowej Korony Polskiej. Oczywiście, musimy pamiętać, że to królowanie nie miało i nie ma dzisiaj charakteru politycznego, tylko duchowy, wiążący się z naśladowaniem Chrystusa, Króla wszechświata i Jego Matki. Jej panowanie wyraża się najpełniej w okazywaniu miłości i służby, w trosce o każdego człowieka, który prosi o wstawiennictwo i łaskę.
Wypada przeto stwierdzić, że związek Polaków z Maryją umacniał się i umacnia nieustannie. Po 1920 roku, przełomowym dla Polaków, ustanowiono odrębne święto Matki Bożej Królowej Polski. W kilka lat później polskie kobiety w podziękowaniu za „Cud nad Wisłą” ofiarowały Matce Bożej na Jasnej Górze berło i jabłko — znak królewskiej godności Maryi. W następnych latach, zwłaszcza w „ciemnej nocy” niemieckiej okupacji, siła oddziaływania Maryi rosła potwierdzana przez akty religijnego zawierzenia: Stefan Wyszyński ponowił śluby lwowskie Jana Kazimierza, 26 sierpnia 1956 roku dokonały się Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego, zrealizowano Wielką Nowennę Milenijną, przygotowującą tysiącletnią rocznicę chrztu Polski, a kopia obrazu jasnogórskiego w uroczystej procesji obeszła wszystkie parafie kraju. Trudno przecenić głębię tamtych ludzkich przeżyć i emocji, umacniających poczucie bycia tysiącletnim narodem, pragnącym wolności i niezawisłości, jak również postawę i aktywność Prymasa Tysiąclecia nieszczędzącego sił, by zachować autorytet Kościoła oraz Ojczyzny, by nie dać się wpleść w idee komunistycznej szczęśliwości, która okazała się ponurą mistyfikacją, prowadzącą do masowych zbrodni i narodowego zniewolenia.
W tym roku, obchodząc 100. rocznicę odzyskania niepodległości, pomni na historię i pontyfikat św. Jana Pawła II, w sposób jak najszlachetniejszy i uroczysty uznajemy (każdy na miarę osobistej wrażliwości) Maryję za swoją Królową i Królową Polski. W ten sposób głębiej poznajemy Chrystusa, naszego Pana i Mistrza. Wydobywamy z głębi serc oznaki autentycznego patriotyzmu, bez którego nie możemy być osobami szczęśliwymi, żyjącymi w suwerennym, gościnnym i demokratycznie rządzonym kraju.
opr. ab/ab