Fragmenty książki "Człowiek mówi do Boga"
ISBN: 978-83-60703-87-8
wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007
Dobroć człowieka najczęściej mierzymy jego wrażliwością na ludzką biedę. Jeśli potrafi ją dostrzec i jest w stanie śpieszyć z pomocą, to znak, że jego serce jest miłosierne. Trzeba jedynie ustalić, czy zatrzymuje się on przy człowieku faktycznie potrzebującym pomocy, czy też wystarczy mu budzący litość widok kogoś udającego ofiarę losu. W tym drugim wypadku pomagający staje się ofiarą swej naiwności. Wielu bowiem nauczyło się wzbudzać litość, by wyżebrać coś dla siebie. Nie zawsze ma to miejsce na ulicy, gdy proszący wyciągają rękę po pomoc do nieznajomych. O wiele częściej obserwujemy to w normalnym życiu.
Dzieci potrafią grać na litości swoich rodziców i otrzymują to, na czym im zależy. Tę sztukę jest w stanie opanować dzieciak liczący zaledwie kilkanaście miesięcy. Jeśli odkryje, że tak można wymóc na otoczeniu spełnianie swoich zachcianek, w miarę jak rośnie, doskonali tę umiejętność. Staje się tylko odbiorcą i to nawet wówczas, gdy go stać na to, by zatroszczyć się o siebie. Niewłaściwe reagowanie na to zjawisko jest błędem wielu rodziców.
Podobnie jest w małżeństwie. Jeden z małżonków potrafi uzależnić od siebie drugiego, zamieniając w koszmar życie całej rodziny. Tak samo bywa w zakładach pracy, w sąsiedztwie, w układach koleżeńskich... Naiwność nie jest ani dobrocią, ani miłosierdziem, ona zawsze jest głupotą.
Jeśli jednak miłosierdzie, czyli pomoc potrzebującym, jest zbudowana na mądrości i pomaga o tyle, o ile pomoc jest konieczna, wówczas w oczach Boga przedstawia wielką wartość. Ona bowiem jest odbiciem Jego miłosierdzia. On nigdy nie daje więcej niż potrzeba, bo jeśliby cokolwiek robił za człowieka, wówczas wyrządziłby mu krzywdę. Mądrość na to nie pozwala. Bóg daje nam to, czego sami nie potrafimy uczynić.
W wymiarze doczesnym daje słońce, wodę, tlen, pokarm, ojca, matkę, wychowawców. Daje również słuch, wzrok, smak i wiele innych darów, chociaż wiele z tych naturalnych darów spoczywa w rękach rodziców, a oni przekazują je drogą dziedziczenia. Czasem w tym łańcuchu pojawiają się braki, za które odpowiada ktoś z członków rodziny, niekiedy nawet z przeszłych pokoleń, a nie sam Bóg.
W duchowym wymiarze Bóg daje wszystko to, czego sami nie osiągniemy: rozum, wolę, uczucia, wyobraźnię, pamięć. Te dary mamy rozwijać, aby wydały owoce.
W wymiarze nadprzyrodzonym wszystko jest Bożym darem.
Psalmista odkrył tajemniczy związek, jaki istnieje między prawdziwym miłosierdziem w wymiarze niesienia pomocy potrzebującym a miłosierdziem Boga wobec nas.
„Szczęśliwy ten, kto myśli o biednym [i o nędzarzu],
w dniu nieszczęścia Pan go ocali.
Pan go ustrzeże, zachowa przy życiu,
uczyni szczęśliwym na ziemi
i nie wyda go wściekłości jego wrogów.
Pan go pokrzepi na łożu boleści:
podczas choroby poprawi całe jego posłanie”.
Człowiek nie może być lepszy od Boga. Skoro żyje miłosierdziem i spieszy z pomocą potrzebującym, jeśli sam znajdzie się w potrzebie, Bóg go nie opuści. Psalmista ma na uwadze dwie sytuacje. Pierwszą jest konflikt z innymi. Źli ludzie nastają na miłosiernego, a ten nie jest w stanie uciec z ich rąk. Wrogie środowisko staje się utrapieniem, z którego nie ma wyjścia. Wówczas Bóg interweniuje i miłosiernego wybawia z rąk wrogów. Druga sytuacja, z której po ludzku też nie ma wyjścia, to ciężka choroba. Psalmista mówi, że jeśli cierpi miłosierny, to przy jego łożu boleści stoi Bóg, czuwa nad nim i sam poprawia mu poduszkę.
Psalmista znalazł się w takiej właśnie sytuacji: chorego otaczają wrogowie. Jest to więc modlitwa w utrapieniu, modlitwa człowieka miłosiernego, który jest jednak pewien, że Bóg go nie opuści.
„Mówię: «O Panie, zmiłuj się nade mną;
uzdrów mnie, bo zgrzeszyłem przeciw Tobie!».
Nieprzyjaciele moi mówią o mnie złośliwie:
«Kiedyż on umrze i zginie jego imię?».
A jeśli przychodzi któryś odwiedzić, mówi puste słowa,
w sercu swym złość gromadzi,
a skoro wyjdzie za drzwi, wypowiada ją.
Szepcą przeciw mnie wszyscy, co mnie nienawidzą
i obmyślają moją zgubę:
«Zaraza złośliwa nim zawładnęła»
i [sądzą że] «Już nie wstanie ten, co się położył»”.
Połączenie choroby z wrogim nastawieniem otoczenia jest dodatkowym obciążeniem chorego. Bacznie obserwuje on, co dzieje się wokół niego i co na jego temat mówią inni. Nie słyszy ani jednego życzliwego słowa. Wszyscy czekają na jego odejście.
„Nawet mój przyjaciel, któremu ufałem
i który chleb mój jadł, podniósł na mnie piętę.
Ale Ty, Panie, zmiłuj się nade mną i dźwignij mnie,
abym im odpłacił.
Po tym poznam, żeś dla mnie łaskawy,
że mój wróg nie odniesie nade mną triumfu.
A Ty mnie podtrzymasz dzięki mej prawości
i umieścisz na wieki przed Twoim obliczem.
Błogosławiony Pan, Bóg Izraela,
od wieku aż po wiek!
Amen, amen” (Ps 41).
Zaufanie złożone w Bogu, który jest w stanie odpowiedzieć swoim miłosierdziem na miłosierne czyny sprawiedliwego, daje Psalmiście gwarancję Bożej interwencji.
Modlitwa prośby, jeśli wyrasta z miłosiernego serca, ma sto razy większą siłę przebicia, posiada skuteczność, która jawi się w naszych oczach jako cud. Jeżeli miłosierny woła do Boga, na pewno zostanie wysłuchany. Przypomniał to Jezus przez siostrę Faustynę. Do Łagiewnik wędrujemy, aby się uczyć miłosierdzia. „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.
opr. aw/aw