Fragmenty zbioru rozważań "Dalmanuta. Chwała Boża"
Przekład: Andrzej Cehak
ISBN: ϗ-7030-384-6
„Nie ma prawdziwej ewangelizacji bez głoszenia imienia i nauki, życia i obietnic, Królestwa i tajemnicy Jezusa Nazareńskiego, Syna Bożego” (Paweł VI, Evangelii nuntiandi, nr 22).
Dla celów dokonywanej przez nas medytacji proponuję, byśmy razem przeczytali niektóre fragmenty Pisma Świętego.
Trzecim i najważniejszym wizerunkiem Jezusa z Nazaretu jest ogromnie czczony i znany wizerunek z Całunu Turyńskiego, zwanego też Świętym Syndonem.
Osobiście jestem całkowicie przekonany, opierając to na różnorodnych argumentach, o fakcie, że ten wizerunek z Całunu (prześcieradła) jest prawdziwym wizerunkiem Naszego Pana. Wydaje mi się wręcz, że odwrotna możliwość jest całkowicie nieprawdopodobna, choć nie brakowało osób, które — może także z powodu przyjętej wrogości do chrześcijaństwa — starały się przy pomocy różnych wybiegów wzbudzić co do tego wątpliwości.
Święty Syndon przechowywany jest obecnie w katedrze w Turynie; jest to wizerunek całego ciała Pana Jezusa.
Znacie z pewnością fascynującą historię Syndonu. Jest to prześcieradło, w które owinięte zostało ciało Chrystusa po śmierci, gdy spoczywał w grobie, i na którym, zapewne dzięki olejom użytym do namaszczenia ciała, pozostał delikatnie odciśnięty wizerunek całej postaci.
Bardzo poważne badania wysuwają poza tym hipotezę, według której, w chwili Zmartwychwstania nastąpić miał rodzaj błysku, który utrwalił wizerunek wytworzony przez oleje, krew i pot ciała.
Syndon przechowywano zawsze jako główną relikwię ciała Chrystusa. Trzeba jednak powiedzieć, że w przekazach historycznych, odnotowywanych przez wieki, jest długi i tajemniczy okres milczenia na temat Całunu. Uczeni uważają zgodnie, że ten tajemniczy i długi okres milczenia pokrywa się z okresem, w którym Mandillon — o którym mówiliśmy wcześniej — był przechowywany w Edessie, w Turcji. Eksperci owi sądzą, że starożytny wizerunek Świętego Oblicza Naszego Pana, zwany Mandillonem z Edessy, nie jest niczym innym niż Święty Syndon, wielokrotnie złożony w taki sposób, by ukazywał oglądającym i czczącym go jedynie tę część materiału, na której odbite jest oblicze Pana. Z tego wizerunku, tak eksponowanego, wywodzić się mają najstarsze obrazy oblicza Pana i związane z nimi tradycje.
Z jednej strony hipoteza ta — coraz powszechniej przyjmowana — pozwala wypełnić cały historyczny obszar czasowy przenoszenia Całunu z jednego miejsca przechowywania na inne, pokrywając również długi okres tajemniczego milczenia w przekazach historycznych. Z drugiej strony, pod wpływem mocnego impulsu ze strony wspomnianego już Międzynarodowego Instytutu Badań nad Obliczem Chrystusa, trwają studia i eksperci zwracają uwagę, że dwa pozostałe wizerunki, o których mówiliśmy wcześniej — zarówno „Weronika” jak i Mandillon — stanowią obraz wyłącznie oblicza Pana, bez szyi.
Ponadto wizerunek z „Weroniki” przedstawia twarz człowieka udręczonego i krwawiącego, podczas gdy ten z Mandillonu ukazuje człowieka bez śladu ran i krwi.
Nawet jednak po uwzględnieniu tych faktów różni naukowcy są skłonni uważać, że Syndon, w taki czy inny sposób, leży u początków wszystkich najstarszych wizerunków Zbawiciela.
Wielkie odkrycie Syndonu dokonało się pod koniec XIX wieku, wraz z wynalezieniem fotografii, gdyż prześcieradło, jeśli patrzyć na nie bezpośrednio, ukazuje wizerunek raczej blady. Całun bowiem, z powodu upływu czasu, jest dość zużyty i wyblakły, lecz nikt, oczywiście, nie ma odwagi w żaden sposób go poprawiać.
Właśnie dzięki procesowi fotograficznemu negatyw Syndonu pozwala w nadzwyczajny i mocny sposób uwidocznić wszystkie linie i wszystkie znaki tak, iż udaje się zobaczyć wizerunek bardzo wyraźnie. Wizerunki Świętego Całunu, które oglądaliście do tej pory i które znacie, nie są na ogół fotografiami płótna, w które owinięte było ciało Chrystusa, lecz raczej reprodukcjami jego fotograficznego negatywu.
Pierwszym fotografem, który sporządził negatyw Świętego Syndonu, był Pia z Turynu. Widząc efekty procesu chemicznego, obserwując reakcje w płynie, w którym zanurzył kliszę dla jej wywołania, doznał zdumienia i wzruszenia, gdyż widział — jako pierwszy tak wyraźnie — pełny wizerunek ciała Jezusa z Nazaretu, zarówno przodu, jak i tyłu postaci. I przed tym wizerunkiem na negatywie, zanurzonym jeszcze w wywoływaczu, pełen wzruszenia, upadł na kolana.
Następnie utrwalono ów negatyw, który był tak wyraźny, że następnie fotografowano ten negatyw i pokazywano go. I tak można było precyzyjnie i dokładnie, tak jak to jest dostępne nam obecnie, oglądać wizerunek samego Pana Jezusa.
Wizerunek z Całunu zawiera faktycznie wielką ilość interesujących danych. Na przykład informacji dotyczących ukrzyżowania: wiele starych krucyfiksów — w każdym razie stare figury Chrystusa ukrzyżowanego i martwego Chrystusa (tak zwane piety), które mamy w naszych kościołach, domach i muzeach — ukazują Pana Jezusa ukrzyżowanego przez przebicie gwoźdźmi Jego dłoni (albo ukazują rany, otwory po gwoździach, w środku dłoni). W rzeczywistości „człowiek z Syndonu” miał natomiast gwoździe wbite w inne miejsce dłoni, to znaczy w nadgarstki. Obserwacja ta pociągnęła za sobą liczne badania, w wyniku których odkryto, że Rzymianie, rzeczywiście, nie wbijali gwoździ w dłonie ludzi krzyżowanych, lecz właśnie w nadgarstki; ciało przebitej dłoni uległoby rozdarciu, a w przypadku przebicia nadgarstka, dzięki umieszczeniu pomiędzy kośćmi, gwoździe były w stanie utrzymać na krzyżu ciężar ciała.
Jest naprawdę wiele interesujących i poruszających szczegółów, które pozwalają połączyć wizerunek „człowieka z Syndonu” ze znanymi nam informacjami na temat ukrzyżowania Pana Naszego Jezusa, dokonanego tak, jak zwykli to robić Rzymianie.
Prowadzono również badania na temat biczów, którymi chłostano „człowieka z Syndonu”, i wykazały one, że ślady odpowiadają sposobowi, w jaki dokonywali chłosty Rzymianie. Ostatnio wreszcie ogłoszono niezwykłe odkrycie, dotyczące Całunu; informacje fotograficzne znalazły się we wszystkich gazetach i dziennikach włoskich. Dzięki bardzo wyszukanemu sposobowi fotografowania i towarzyszącej mu analizie komputerowej odkryto, że na oku „człowieka z Syndonu” odcisnęła się moneta rzymska z epoki Pana Naszego Jezusa, to znaczy z czasów Jezusa z Nazaretu.
Innym wizerunkiem, który nas interesuje, jest wizerunek Maryi. Twarzą, „która najbardziej przypomina” (jak mówi sławny poeta Dante) twarz Pana Jezusa, jest twarz Maryi, Jego Matki i Matki naszej. Przed tymi, którzy chcą przybliżyć sobie fizyczny wygląd Pana Jezusa, a zwłaszcza wizerunek Jego Świętego Oblicza, otwiera się możliwość sięgnięcia do starożytnej tradycji tak zwanych Czarnych Madonn.
Tradycja ta to ciekawa historia. W Europie bowiem zachował się pewien, niezbyt liczny, zbiór starych wizerunków Maryi, Matki Bożej, zwanych Czarnymi Madonnami (oprócz nich istnieje nieokreślona liczba ich kopii): wszystkie one, choć mają różne rozmiary, są do siebie zasadniczo podobne, wydają się przedstawiać tę samą kobietę, a ich powstanie datowane jest na mniej więcej na III—IV wiek.
Uważa się więc, że Czarne Madonny są reprodukcjami wcześniejszego wizerunku czy ikony Matki Boskiej, która już nie istnieje i która, najprawdopodobniej, znajdowała się w Konstantynopolu. Miałaby zostać zniszczona przez ikonoklastów, którzy niszczyli obrazy i ich kopie, gdyż uważali je za niezgodne ze swoją wiarą.
W Rzymie przechowywana jest jedna z owych Czarnych Madonn, jako najbardziej czczony wizerunek w mieście. Chodzi o ikonę Maryi, która znajduje się w przepięknej Bazylice Santa Maria Maggiore; co więcej, ta wspaniała Bazylika została zbudowana, a następnie przebudowana dla tego wizerunku, który jest nazywany powszechnie Salus Populi Romani („Ocalenie Ludu Rzymskiego”). Wizerunek ten nie jest może najbardziej kompletny spośród tych, które się zachowały, nie ma też dużych rozmiarów, pozostaje jednak dokumentem starożytnym, czcigodnym, cennym i nadzwyczaj czytelnym, który wzywa do pobożności i prowadzi do ocalenia.
Sam widziałem wiele razy wizerunek czy ikonę (również uważaną za jedną z Czarnych Madonn), która jest nazywana Madonną św. Łukasza i przechowywana w Bolonii, w mieście, gdzie studiowałem inżynierię. Miałem też okazję zobaczyć sławny wizerunek z Częstochowy w Polsce, który jest jednym z najlepiej zachowanych i największych. Inna jeszcze, tak zwana Nikopeia, znajduje się w Wenecji...
Ciekawym aspektem wizerunków zwanych Czarnymi Madonnami jest to, że wydają się przedstawiać Dziewicę Maryję jako niewiastę starszą. Niezwykłość polega na tym, że w historii Kościoła nie ma tradycji przedstawiania Dziewicy Maryi jako kobiety w podeszłym wieku.
Dziewica Maryja była zasadniczo zawsze przedstawiana na dwa sposoby. W niektórych przypadkach jako młoda dziewczyna w wieku od piętnastu do dwudziestu lat, na przykład w scenach Zwiastowania; w innych przypadkach — jako kobieta dojrzała, w wieku około czterdziestu pięciu — pięćdziesięciu lat, w scenach Matki Boskiej Bolesnej lub w scenach Wniebowzięcia. Dość rzadkie są wyobrażenia Maryi jako małej dziewczynki czy to w chwili Jej narodzin, czy też w towarzystwie rodziców (w Mediolanie, na przykład, katedra jest dedykowana właśnie Dzieciątku Maryi, Mariae Nascenti). Brak natomiast praktycznie wizerunków Dziewicy Maryi jako kobiety starej, a przynajmniej posuniętej w latach. I to mimo tego, że wiemy, iż Maryja żyła dalej po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa.
Św. Jan Apostoł po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa wziął Ją do siebie aż do dnia wniebowzięcia. Gdzie jednak mieszkał św. Jan? Istnieje wielka i starożytna tradycja, która wskazuje, że miejscem tego pobytu było miasto Efez. I tam, w Efezie, w Turcji, nad brzegiem morza, pokazywany jest wciąż dom uważany za dom Maryi Panny. Zachował się również przekaz, że św. Łukasz, kiedy zabrał się za gromadzenie faktów z życia Chrystusa, aby napisać swoją Ewangelię, udał się właśnie do Efezu, by uzyskać informację od Maryi. Faktycznie, jego Ewangelia zawiera szczegóły, których nie mógłby uzyskać od nikogo innego.
Efez to miasto leżące nad morzem, niezbyt daleko od miejsca, gdzie następnie założony został Konstantynopol. Można więc sobie wyobrazić, że ludzie z Efezu chcieli w jakiś sposób utrwalić rysy Matki Jezusa.
Pamiętam, że kiedy byłem małym chłopcem, żyła jeszcze matka św. Marii Goretti: wszyscy chcieli ją zobaczyć, w moim miasteczku organizowano nawet wyprawy autobusowe, by ją spotkać; mieszkała niezbyt daleko od mego domu, można było pojechać tam i z powrotem w ciągu jednego dnia... Jest więc rzeczą dozwoloną myśleć, że z różnych stron ludzie zdążali do Efezu, aby poznać Matkę Pana, Panią Naszą, Przenajświętszą Maryję i że pragnęli zabrać ze sobą Jej obraz.
Nabożna tradycja, związana z wizerunkami Czarnych Madonn, sugeruje, że to sam św. Łukasz Ewangelista namalował pierwszy i najsławniejszy wizerunek Matki Boskiej, ów pierwotny Wizerunek, którego już nie posiadamy, lecz od którego pochodzą wszystkie kopie, nazywane w ten sposób. Nawet jeśli nie można mieć co do tego pewności, wydaje się w każdym razie, że z wielkim prawdopodobieństwem Czarne Madonny oddają istotne rysy Matki Boskiej w wieku dojrzałym, a więc przed Jej wniebowzięciem. Według niektórych uczonych fakt, że Czarne Madonny przedstawiają kobietę dojrzałą, jest wręcz dobrym znakiem i wskazówką autentyczności, właśnie ze względu na swoją niecodzienność.
Niektóre wspólne cechy Czarnych Madonn to: twarz raczej wydłużona, dość wydatne czoło, długi i delikatny nos, niezbyt szeroki i bez wystającego w dół koniuszka (typowego dla nas, Europejczyków: w naszym przypadku to spadek po skrzyżowaniu się Rzymian — na ich posągach tego nie ma — z barbarzyńcami). Na najstarszym portrecie Maryi widać również czubek nosa lekko wydłużony do przodu. Można by odnotować jeszcze wiele szczegółów dotyczących ust, a zwłaszcza oczu...
Rzeczywiście, ci, którzy obserwują Czarne Madonny, są na ogół pod wielkim wrażeniem oczu, jak gdyby autor wizerunku miał szczególny talent, lub otrzymał szczególny dar, pozwalający namalować owo spojrzenie — ostre, naznaczone cierpieniem, dobre, które widziało na krzyżu Syna i które spogląda na dzieci, jak spogląda na Syna; spojrzenie, które każdy chciałby odczytywać jako przychylne sobie, a nigdy nieprzychylne: nunc et in hora mortis nostrae, „teraz i w godzinę śmierci naszej”.
Powracając do pięknego wyrażenia Dantego, oblicze Maryi jest więc obliczem, „które najbardziej przypomina” oblicze Chrystusa; tak więc również poprzez rysy z wizerunku Maryi, które da się odczytać z owych starożytnych Czarnych Madonn, jesteśmy, być może, w stanie dotrzeć do rysów Jezusa z Nazaretu, by przybliżać się coraz bardziej do spełnienia tego nieprzemijającego pragnienia: Vultum Tuum, Domine, requiram, Vultum Tuum („Twojego Oblicza szukam, o Panie, Twojego Oblicza”).
Podejmijmy na nowo czytanie Ewangelii.
— Piętnaste czytanie: Jezus i powołanie celnika.
„Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!». On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?». On, usłyszawszy to, rzekł: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają (...). Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników»” (Mt 9, 9—13).
— Szesnaste czytanie: Jezus i powołanie rybaków.
„Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim” (Mk 1, 16—20).
— Siedemnaste czytanie: Jezus kroczy po wodzie.
„Zaraz też [Jezus] przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: «Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!». I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył. Oni tym bardziej byli zdumieni w duszy (...). Gdy się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu” (Mk 6, 45—53; por. Mt 14, 22—27).
— Osiemnaste czytanie: Jezus ucisza burzę.
„Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?». On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!». Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?». Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: «Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»” (Mk 4, 35—41).
— Dziewiętnaste czytanie: Jezus potępia ambicje.
„Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?». Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!»” (Mk 9,33—35).
— Dwudzieste czytanie: Jezus nie ufał im.
„Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w człowieku się kryje” (J 2, 23—25).
— Dwudzieste pierwsze czytanie: Jezus nakazał, by go rozwiązać.
„Był pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry Marty. (...) Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: «Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz». (...) Mimo jednak, że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu [na drugim brzegu Jordanu]. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: (...) «Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić». (...) Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. (...) Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł (...)». Rzekł do niej Jezus: «Brat twój zmartwychwstanie». Rzekła Marta do Niego: «Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym». Rzekł do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?». Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat». (...) Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona [Maria] i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił (...). Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: «Oto, jak go miłował!» (...) A Jezus ponownie, okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. (...) Jezus rzekł: «Usuńcie kamień». (...) Usunięto więc kamień. Jezus (...) zawołał donośnym głosem: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!». I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: «Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić». Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. Niektórzy z nich udali się do faryzeuszów i donieśli im, co Jezus uczynił. Wobec tego arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: «Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? [Quit facimus, quia hic homo multa signa facit?]. Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego» (...) Tego więc dnia postanowili Go zabić [Ab illo ergo die cogitaverunt ut interficerent eum]. (...) Arcykapłani zaś i faryzeusze wydali polecenie, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu, doniósł o tym, aby Go można było pojmać [Dederant autem pontifices et Pharisaei mandatum, ut si quis cognoverit ubi sit, indicet, ut apprehendant eum]” (por. J 11, 1—57).
— Dwudzieste drugie czytanie: Jezus pogrążony w smutku modli się.
„Wtedy Jezus im rzekł: «Wszyscy zwątpicie we Mnie. (...) Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei». (...) A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: «Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił». Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie!». I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się (...) Potem wrócił i (...) rzekł do nich: «(...) Przyszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy, oto zbliża się mój zdrajca»” (por. Mk 14, 27—42).
— Dwudzieste trzecie czytanie: Jezus zostaje osądzony przez Sanhedryn.
„Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. (...) Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków. (...) Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?». Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: «Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?». Jezus mu odpowiedział: «Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich». Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Co wam się zdaje?». Oni odpowiedzieli: «Winien jest śmierci». Wówczas zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go” (por. Mt 26, 57—67).
— Dwudzieste czwarte czytanie: Zmartwychwstały pośród swoich.
„Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus (...). Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi”. [„Szedł z nimi”: Pan ze sług, których spotkał, uczynił nas przyjaciółmi. Dlatego powiedział nam: „Już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi”, jak to przytacza 15 wiersz 15 rozdziału Ewangelii św. Jana, co każe św. Ireneuszowi zawołać: Causa immortalitatis amicitia Domini est].
„W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: «Pokój wam!». Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam». Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: «Macie tu coś do jedzenia?». Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich” (Łk 24,13—15.33—43; por. J 20,19—21).
opr. aw/aw