Dwoje zakochanych

Jak dziś wygląda rodzinna miejscowość św. Joanny Beretty Molli i gdzie szukać jej śladów?

Mój Najdroższy Piotrze!

Jak Ci dziękować za ten cudowny pierścionek zaręczynowy? Drogi Piotrze, aby Ci wyrazić moją wdzięczność, ofiaruję Ci me serce. Będę Cię kochała zawsze tak, jak już Cię kocham. Myślę, że w przeddzień naszych zaręczyn sprawi Ci radość wyznanie, iż jesteś dla mnie najdroższą osobą, do której nieustannie zwrócone są moje myśli, uczucia i pragnienia. I nie mogę się już doczekać chwili, w której stanę się na zawsze Twoja. Najdroższy Piotrze, Ty wiesz, iż moim pragnieniem jest widzieć Cię i znać jako osobę szczęśliwą. Powiedz, jaka powinnam być i co powinnam zrobić, ażeby Cię takim uczynić?

Bardzo ufam Panu Jezusowi i jestem pewna, że On pomoże mi być narzeczoną godną Ciebie. Lubię często medytować nad fragmentem biblijnym odczytywanym podczas Mszy św. ku czci św. Anny. „Niewiastę dzielną któż znajdzie? (...). Serce małżonka jej ufa (...). Nie czyni mu źle, ale dobrze przez wszystkie dni jego życia” - itd. Piotrze, pragnę być dla Ciebie tą dzielną niewiastą z Ewangelii! Mam jednak wrażenie, że jestem taka słaba. Chcę powiedzieć, że naprawdę potrzebuję wsparcia Twego silnego ramienia. Przy Tobie czuję się naprawdę pewnie! A od dziś proszę Cię, Piotrze, o jedną przysługę. Jeśli zobaczysz, że czyniłabym cokolwiek, co nie jest dobre, powiedz mi o tym, popraw mnie. Czy rozumiesz? Będę Ci za to zawsze wdzięczna. Ściskam Cię z całych sił.

 

Jak piękna i czysta musiała być miłość tych dwojga zakochanych. Aby lepiej zrozumieć intencje autorki listu, postanowiłem pójść po śladach, które pozostawiła. Magenta, małe miasteczko w bogatej włoskiej Lombardii, leży ok. 20 km na zachód od Mediolanu. Tu w roku 1922 przyszła na świat, jako dziesiąte (spośród 13) dziecko małżonków Berettich - Joanna, którą Jan Paweł II prawie 20 lat temu ogłosił błogosławioną, a w 2004 r. świętą Kościoła.

 

W mieście św. Joanny

Wjeżdżających wita duża tablica z napisem Citta s. Gianna Beretta Molla - Miasto św. Joanny. Po prawej stronie mały kościółek pw. Santa Maria Assunta (NMP Wniebowziętej). Tablica pamiątkowa przy kościele oznajmia, że tu św. Joanna - jako 12-letnia ambitna i zdolna dziewczyna - wstąpiła do sekcji młodzieżowej włoskiej Akcji Katolickiej, przynależąc do niej praktycznie aż do końca życia. Jest sjesta. Zwyczajem Włochów wszystko zamknięte, także kościoły. Udaję się w kierunku centrum. Mały miejski parking, obok którego „deptak” prowadzący do bazyliki św. Marcina, wzniesionej na dużym prostokątnym placu. Jeszcze wszędzie pusto, ale po 15.00 ulice zapełnią się gwarnym tłumem. Dołączam do dużej grupy osób oczekujących przed bazyliką. Koniec sjesty. Wchodzimy do wnętrza klasycystycznej pięknej świątyni. Harmonia kształtów i proporcji zapiera dech w piersi. Nie trzeba być znawcą sztuki, żeby dać się zauroczyć.

Grupa ludzi, jak się okazuje pielgrzymów, zatrzymuje się na początku lewej nawy przy dużej kaplicy. Większość modli się. Na bocznej ścianie kaplicy wisi dużych rozmiarów obraz przedstawiający św. Joannę, nad obrazem herb Jana Pawła II. Okazuje się, że jest to ten sam wizerunek świętej, który był wywieszony na Bazylice św. Piotra w Rzymie podczas jej beatyfikacji i kanonizacji. Przy wejściu do kaplicy, we wnęce, duży stół, za którym siedzi kilka osób. To członkowie Associazione Amici di Santa Gianna (Stowarzyszenia Przyjaciół św. Joanny). Kierują oni akcją zbierania podpisów na protestach przeciwko praktykom in vitro i małżeństwom homoseksualnym. Skąd my to znamy? Są skuteczni, bo ustawiła się długa kolejka chcących złożyć swój podpis.

Wśród zasiadających za stołem jest Francesca Bigogno, prezes stowarzyszenia. Proszę ją o udzielenie kilku informacji o jego działalności oraz miejscach związanych ze św. Joanną. Pani Francesca prowadzi mnie do prawej nawy kościoła, w której znajduje się duża, wykonana z drewna cylindryczna chrzcielnica. Otwiera jej drzwi i z dumą pokazuje używane do dziś naczynie na wodę chrzcielną - tu św. Joanna przyjęła chrzest. Obok chrzcielnicy ozdobna gablota, a w niej biała suknia chrzcielna i mała czapeczka, w które św. Joanna była ubrana podczas chrztu. W tym kościele w wieku pięciu lat przyjęła także Pierwszą Komunię św., a trzy lata później sakrament bierzmowania.

Udajemy się przed główny ołtarz bazyliki. - W tym miejscu stali Joanna Beretta i Piotr Molla, przyjmując sakrament małżeństwa - mówi pani Francesca. Od ołtarza głównego prowadzi do lewej części transeptu, na ścianach którego zawieszone są przeszklone gabloty, a w nich kopie ważnych dokumentów: aktu i świadectwa urodzenia i chrztu Joanny oraz aktu zawarcia konkordatowego związku małżeńskiego J. Beretty i P. Molli. Przy dokumentach fotografie upamiętniające te wydarzenia. Przed wyjściem z bazyliki zostałem poinformowany, co i gdzie jeszcze mogę zobaczyć, aby bliżej poznać autorkę cytowanego na początku listu. Otrzymałem też broszurę ze szczegółowym planem miejsc z nią związanych.

Wąska uliczka biegnąca przy bazylice, przeznaczona tylko dla ruchu pieszego - via Roma, prowadzi do domu rodziny Berettich, oddalonego ok. 200 m od kościoła. Prosty duży dom, zapewne XIX-wieczny, zbudowany z otynkowanej cegły, w dolnej części ozdobiony kamiennym cokołem. Do dziś jest zamieszkały przez potomków rodu Berettich. Przy domu, prostopadle do via Roma, biegnie ul. Don Pompeo Beretta, kapłana i wielkiego społecznika żyjącego w XIX w., zasłużonego podczas risorgimento - procesu jednoczenia małych republik włoskich w jedno państwo. Zresztą nie tylko on był słynną postacią rodu Berettich. Rodzeństwo św. Joanny to także czworo wziętych lekarzy chirurgów, siostra zakonna i dwóch kapłanów, w tym o. Albert, misjonarz w Grajau w Brazylii, i ks. Józef, który był świadkiem na jej ślubie.

Diecezjalne Sanktuarium Rodziny

Według wskazań przewodnika opuszczam Magentę i lokalną krętą drogą udaję się do Messero, małego miasteczka leżącego w odległości 3 km na północ. To tam właśnie po zawarciu związku małżeńskiego młodzi małżonkowie przenieśli się do rodzinnego domu Piotra Molli.

Drogowskazy prowadzą do dużego placu, na którym stoi mała XIX-wieczna świątynia, na jej fasadzie widnieje napis: Diecezjalne Sanktuarium Rodziny im. św. Joanny Beretty Molli. Obok czteroarkadowe wejście na plac, przy którym stoi nowo zbudowane oratorium pod wezwaniem świętej. Jest ono miejscem spotkań grup dziecięcych i młodzieżowych oraz rodzin przybywających tu na rekolekcje i dni skupienia. W centralnej części placu nieduża kamienna rzeźba przedstawiająca św. Joannę.

Przed wejściem do kościoła pełniący dyżur opiekunowie sanktuarium zapraszają do dużej sali duszpasterskiej, w której co godzinę jest wyświetlany dla pielgrzymów film o św. Joannie. Po filmie wchodzę do kościoła. Na prawej ścianie boczny ołtarz z wizerunkiem świętej, a obok pamiątki z jej rodzinnego domu: różaniec, na którym się modliła, mszalik, a nawet obrazki, które po jej śmierci znaleziono w książeczce.

Opuszczając kościół, wchodzę na duży plac, przy którym stoi m.in. XIX-wieczny budynek wzniesiony z dużych ciosów kamiennych. Według informatora w gmachu tym św. Joanna wraz z bratem Ferdynandem, także lekarzem, zorganizowała klinikę, a raczej przychodnię. Oboje leczyli tu ludzi biednych, których nie stać było na korzystanie z ówczesnej służby zdrowia.

Między kościołem a kliniką długa utwardzona droga wysadzona smukłymi cyprysami. Prowadzi do miejscowego cmentarza, na którym znajduje się kaplica grobowa rodziny Berettich. Wchodzę do przedsionka kaplicy. Na pionowej ścianie 12 kwater, w których pochowani są członkowie rodziny. W centralnej części kwatera oznaczona złotą ramą - to miejsce gdzie w 1962 r. złożono doczesne szczątki św. Joanny. Przyzwyczailiśmy się do tego, że po beatyfikacji lub kanonizacji relikwie błogosławionych lub świętych są przenoszone do kościoła i tam eksponowane w ozdobnych sarkofagach bądź urnach, aby stały się miejscem modlitwy i kultu. Relikwie św. Joanny pozostały w rodzinnej kaplicy grobowej. Może dlatego, że tak niedawno obok niej został pochowany jej mąż Piotr. „Co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela”. Przy kaplicy grobowej jest duży ruch. Pielgrzymi odwiedzający Magentę i Sanktuarium Rodziny w Messero przybywają także tutaj, aby oddać część świętej lekarce, małżonce i matce, która mając tylko 40 lat, nie wahała się oddać życie za życie swego dziecka. Jako chirurg i pediatra zdawała sobie sprawę, że tylko jedno życie jest możliwe do ocalenia.

Rozpoznać Twoją wolę, Jezu

Patrzę na współczesnych narzeczonych i wracam myślą do pięknego listu zakochanej dziewczyny, który zamieściłem na początku artykułu. Gdy 24 września 1955 r. Joanna stała przy ołtarzu swego parafialnego kościoła w Magenta i składała przysięgę małżeńską, nie wiedziała jeszcze, że będzie z Piotrem tylko siedem pięknych i szczęśliwych lat, które zakończą się golgotą. Piotr Molla pisał wielokrotnie, że znalazł piękną i wyjątkową dziewczynę. Była dla niego darem z nieba, ale nie przypuszczał, że ich wspólna historia tak szybko się zakończy. Ale czy czas trwania narzeczeńskiej i małżeńskiej miłości ma tu jakieś znaczenie? Piękno miłości i szczęście człowieka ma swoje źródło gdzie indziej. Wyjaśnia to św. Joanna, gdy pisze w swoich notatkach podczas spotkań Akcji Katolickiej: „Jezu obiecuję Ci, że podporządkuję się temu wszystkiemu, co mi przeznaczysz. Pozwól mi tylko rozpoznać Twoją wolę”.

Dzieci świętej: Piotr Ludwik, Maria Zyta, Laura i Joanna Emmanuela doskonale rozumiały tę prawdę, chociaż wcześnie straciły matkę. Córka Laura w Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu mówiła: „Mama przeżywała swoje powołanie matki i żony w sposób całkowicie zwyczajny. Tata wielokrotnie powtarzał, że nawet nie dostrzegł, że miał przy sobie świętą. Mama była przekonana, że wyznaczona jej przez Boga droga prowadzi poprzez sakrament małżeństwa i macierzyństwo. (...) Była też przekona, że nasza siostra Joanna Emmanuela miała takie samo prawo do życia jak i my. Dlatego właśnie w chorobie wybrała rozwiązanie, które dawało więcej szans dziecku niż jej samej. I tak się stało. (...) Ukoronowała swoje posłannictwo kobiety, żony i matki. Taka była jej droga do świętości”.

W artykule pt. „Moja święta mama” córka Laura dodaje: „(...) Moje wspomnienia są często niejasne, zamazane, jak również nie zawsze ściśle związane z tym, co później opowiadano mi o życiu mamy. Pamiętam jej uśmiech, kiedy musiała znosić moje kaprysy, gdy nie chciałam iść do przedszkola; pamiętam, jak mama spokojnie zwracała mi uwagę, żebym nie przerywała, kiedy rozmawiała z domownikami lub przyjaciółkami, gdyż byłam małą gadułą, bardzo lubiłam mówić. Mama grzecznie przywoływała mnie do porządku. Pamiętam wspaniałe dni spędzone w górach, kiedy tata wracał z podróży i cała rodzina była razem. (...) Życie mojej mamy jako lekarki, żony i matki było całkowicie normalne, naznaczone poza szczególną miłością duchem wiary, który ożywiał wszystko to, co czyniła. Mama uczyła nas, że aby być świętymi, nie trzeba robić rzeczy szczególnych. Wystarczy, abyśmy z oddaniem żyli i praktykowali nauczanie Ewangelii, abyśmy z oddaniem wypełniali nasze obowiązki”.

Jan Paweł II 16 maja 2004 r. podczas Mszy św. kanonizacyjnej mówił: „Uwieńczeniem życia Joanny Beretty Molli, która była najpierw wzorową studentką, potem aktywnie zaangażowała się w działalność wspólnoty kościelnej oraz została szczęśliwą żoną i matką, stało się złożenie ofiary z siebie, by mogło żyć dziecko, które nosiła w łonie i które dzisiaj jest tutaj z nami! Jako chirurg była w pełni świadoma grożących jej konsekwencji, lecz nie cofnęła się przed ofiarą, potwierdzając w ten sposób heroiczność swoich cnót”.

Św. Joanna Beretta Molla kilka dni przed zawarciem małżeństwa pisała: „Miłość to najpiękniejsze uczucie, które Pan zaszczepił w ludzkich duszach”. Trwa więc poszukiwanie pięknej miłości, jakiej wzór proponuje zakochana w Piotrze Joanna. Świat proponuje błędne wzorce, których konsekwencje ponosi wielu młodych ludzi.

Usłyszałem kiedyś wypowiedź zbulwersowanej i pobożnej pani, która była zgorszona tym, że na obrazie przedstawiającym św. Joannę trzyma ona na ręku córkę, która przez Kościół nie została ogłoszona świętą. „Nie umiem się modlić do takiego obrazu” - mówiła. Laura, która widnieje na rękach świętej, żyje, a co za tym idzie, nie jest ogłoszona świętą. Czy będzie nią? Nie wiemy. Wiemy już dziś jedno, że za wzorem matki była i jest ofiarną i cenioną lekarką, człowiekiem z powołania. „Jabłko nie pada daleko od jabłoni”.

KS. KAN. HENRYK DROZD
Echo Katolickie 32/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama