Siedem milionów dzieci we współczesnym Pakistanie pracuje od świtu do nocy
Magazyn Familia, 2(10)2009
Iqbal Masih dzielił los wielu pakistańskich dzieci zmuszanych do pracy. Jako jedyny się zbuntował. Usłyszał o nim cały świat, lecz za swoją odwagę zapłacił najwyższą cenę.
W Polsce ludzie z trudem wymawiają jego imię, ale na świecie osoba Iqbala jest rozpoznawalna. Iqbal stał się symbolem walki przeciwko wyzyskiwaniu dzieci w pracy. „Nie gasnę w zapale, by rozpowszechniać jego historię także w naszym kraju i realizować jego marzenie. Iqbal chciał, aby wszystkie dzieci na świecie mogły zamiast narzędzia pracy trzymać w rączce długopis. Do tego dążył najpierw przez wyzwolenie samego siebie, a potem przez pomoc w wyzwalaniu tysięcy pakistańskich dzieci” — opowiada Joanna Berdyn, wydawca i tłumaczka książki Iqbal, która jak dotąd jest w Polsce jednym z niewielu śladów istnienia Iqbala Masiha. Autorka, aby ułatwić czytelnikowi wymowę imienia chłopca, zdecydowała się na jego pisownię fonetyczną: Ikebal.
Dziecko warte 12 dolarów
Chłopak był niezbyt wysoki, szczupły, ciemny. Pomyślałam, że jest ładny. A potem, że nie, że jednak nie jest ładny, ale miał takie oczy, których nigdy nie zapomnę, oczy mojego Iqbala. Były słodkie, głębokie i pozbawione strachu. Zatrzymał się w progu warsztatu. Wielka ręka Hussaina w silnym uścisku miażdżyła mu ramię.
Ta historia dzieje się tu i teraz, w XXI wieku. Siedem milionów dzieci we współczesnym Pakistanie od świtu do nocy pracuje na polach, w cegielniach, kopalniach, hotelach i fabrykach dywanów. Przykuwane łańcuchami, bite i torturowane. Wyczerpane. Głodne. Pozbawione kontaktu z rodzinami. Tak żył również 12-letni Iqbal Masih. Urodzony w 1982 roku, wychował się w ubogiej chłopskiej rodzinie, w niewielkiej miejscowości Muridke w pobliżu miasta Lahore. Wciąż brakowało pieniędzy. Brat Iqbala chorował, a rodzicom nie wystarczało na leki. Popadali w kolejne długi. Ojciec nie miał wyboru. Za 12 dolarów sprzedał 5-letniego Iqbala do fabryki dywanów. Za tę kwotę mogli przeżyć do kolejnych zbiorów, a brat Iqbala dostał lekarstwa.
Kiedy Joanna Berdyn przywołuje postać pakistańskiego chłopca, milknie na chwilę, ściąga usta i patrzy na jego fotografię. Sama ma czworo dzieci. Chodzą do szkół i przedszkoli. Mieszkają w ładnym domu. Są kochane i zadbane. Z postacią Iqbala tłumaczka pierwszy raz zetknęła się w książce włoskiego pisarza, dziennikarza i pedagoga, Francesca D'Adamo. Gdy czytała historię Iqbala w oryginale, płakała. Postanowiła, że sama ją przetłumaczy. I tak Iqbal, znany tylko ze zdjęć i opowieści, stał jej się bliski. Dzięki wydaniu książki D'Adamo przeniosła pamięć Iqbala do Polski. Chce, by jego imię nie umarło. Ani w Pakistanie, ani w Europie, ani nigdzie na świecie. Żeby Iqbal był dla nas nauczką i przesłaniem.
Ostatnia próba
Kiedy Ikebala wleczono po bruku podwórza, na chwilę zanim zniknął na schodach prowadzących do Lochu, odwrócił do tyłu głowę i spojrzał na mnie. Patrzył długo, aż do momentu, kiedy rozpłynął się w ciemnościach. Może chciał powiedzieć, dlaczego to zrobił, dlaczego przeciwstawił się Hussainowi w tak szalony sposób.
„Największy problem dzieci pracujących na całym świecie polega na tym, że odbywa się to w nieludzkich warunkach. Pewnie nie uda się zlikwidować problemu pracy dzieci, gdyż bez tego ich rodziny często by nie przeżyły, lecz trzeba dążyć do tego, by była to chociaż praca godziwie opłacana, a jej warunki — humanitarne” — tłumaczy Joanna Berdyn. Książka, której narratorką jest 16-letnia dziewczynka o imieniu Fatima, towarzyszka Iqbala z fabryki dywanów, opisuje pracę w fabryce z perspektywy dziecka w zbeletryzowanej formie, choć ukazane zdarzenia są prawdziwe. Iqbal tkał przykuty łańcuchem do krosna od świtu do nocy. Nie chciał i nie potrafił tak żyć. Wielokrotnie próbował uciec. Choć kolejne próby kończyły się niepowodzeniem i coraz dotkliwszymi karami, chłopiec się nie poddawał. We wszelkich trudach zawsze towarzyszył mu egzemplarz Biblii owinięty w zniszczoną szmatkę. Iqbal był katolikiem, co w muzułmańskim kraju, gdzie wśród 130 milionów mieszkańców żyje 120 mln muzułmanów, było swoistym ewenementem.
W październiku 1992 roku udało mu się zbiec skutecznie. Dotarł do Frontu Wyzwolenia Pracujących Dzieci, którego przywódcą był Eshan Ullah Khan. Ten od momentu spotkania z Iqbalem stał się jego przyjacielem i opiekunem. Nakłonił chłopca, żeby rozpoczął naukę w „Naszej Szkole”, jednej z dwustu szkół prowadzonych przez Front Wyzwolenia Pracujących Dzieci. Iqbal uczył się, ale nie przestał pomagać w uwalnianiu pakistańskich dzieci. Właściciele fabryk dywanów grozili zarówno jemu, jak i jego rodzinie. Ileż musiało być siły i odwagi w tym filigranowym chłopcu, żeby dalej iść przed siebie, nie poddając się.
Niech świat usłyszy
Loch — była to stara cysterna zakopana pod podwórzem, zamykana okratowanym włazem, wychodzącym na wilgotne i śliskie schody, które prowadziły w górę ku żelaznym drzwiom. Ci, którzy tam bywali, zapewniali, że na dole jest całkiem ciemno i że dopiero późnym popołudniem przez szpary w zardzewiałych drzwiach docierają z trudem pojedyncze promienie słoneczne. I że zupełnie nie ma czym oddychać, że się człowiek dusi.
W październiku 1994 roku Iqbala zaproszono do szwedzkiej miejscowości Lidköping na międzynarodową konferencję, poświęconą zagadnieniu wyzyskiwania dzieci w pracy. Tam przez pięć tygodni opowiadał o swoich losach i o tym, w jak nieludzki sposób traktuje się dzieci w Pakistanie, zmuszając je do pracy i stosując wobec nich straszne kary, gdy jej nie wykonują — np. zamykanie w „lochach”. Pisały o nim gazety. Pokazywała go telewizja. Iqbal uświadamiał świat, a w Pakistanie właściciele fabryk dywanów straszyli jego matkę, że zajmą się nim po powrocie. W grudniu tego samego roku pojechał do Bostonu, gdzie odebrał nagrodę Fundacji Reebok Human Rights — Reebok Youth In Action Reward. Jego pobyt w Stanach Zjednoczonych obfitował w wiele wrażeń, m.in. wybrano go Osobowością tygodnia jednej z największych amerykańskich stacji telewizyjnych — ABC. Odwiedzał także amerykańskie szkoły.
Jedną z takich wizyt upamiętnili uczniowie, tworząc wzruszający film o działalności Iqbala. Pada w nim pytanie do chłopca, dlaczego decyduje się wrócić do kraju, gdzie może go spotkać krzywda. Ten odpowiada, że tam zaczął i tam chce skończyć. Zdawał sobie sprawę z zagrożenia, ale uważał, że musi wrócić do Pakistanu, by nadal pomagać. Tak postanowił, mimo że mógł zostać w Stanach. Marzył, żeby zostać adwokatem i w życiu dorosłym występować w prawnej obronie dzieci. Nawet Eshan Ullah Khan nie umiał powstrzymać go przed powrotem.
120 pocisków
Ikebal wyszedł z Lochu trzy dni później. Kiedy go zobaczyliśmy, jak przechodził przez podwórze, ledwo trzymając się na nogach, oślepiony nadmiarem światła, z rękoma pogryzionymi przez owady i w pęcherzach, wszyscy bardzo mu współczuliśmy, a równocześnie byliśmy z niego dumni.
Wrócił do Pakistanu i pokazał dzieciom ze swojego kraju, że ich nie opuścił, że nadal będzie obok nich, przeciwstawiając się temu, co je spotyka. Nie zdążył. 16 kwietnia 1995 roku w Wielkanoc został zabity 120 pociskami z broni palnej. Sprawców zbrodni nigdy nie ustalono, ale powszechnie wiadomo, że morderstwo chłopca zostało zlecone przez mafię producentów dywanów. Wiadomość wstrząsnęła światem. Dzieci z amerykańskiej szkoły, które poznały Iqbala, postanowiły pomóc przetrwać jego marzeniom. Stworzyły A School For Iqbal. Zebrały 12 dolarów z każdej klasy nie tylko w swojej szkole, ale i w innych. Wybrały taką kwotę, ponieważ tyle lat miał Iqbal i za tyle go sprzedano. Udało im się zgromadzić tyle pieniędzy, że przez 10 lat ich działalności zbudowano za nie 8 szkół. Pierwszą w Pakistanie, kolejne w innych potrzebujących pomocy częściach świata.
Szwed Magnus Bergmar, który osobiście poznał Iqbala, po jego śmierci założył międzynarodową fundację działającą na rzecz obrony praw dziecka — The World's Children's Prize For The Right Of The Child, w której dzieci z całego świata corocznie przyznają nagrody osobom przyczyniającym się do pomocy w respektowaniu praw dziecka. Iqbal został pośmiertnie pierwszym honorowym laureatem tej nagrody.
Do fundacji WCPRC należy 13 milionów dzieci z 85 krajów. Śmierć Iqbala poruszyła ludzi, którzy dopiero wtedy o nim usłyszeli. Kanadyjczyk Craig Kielburger był równolatkiem Iqbala. Nie wiedział o jego istnieniu do chwili, gdy pewnego dnia, przeglądając gazetę w poszukiwaniu ulubionego komiksu, natknął się obszerny artykuł, opisujący historię pakistańskiego chłopca. Craig był tym tak poruszony, że jako dwunastolatek, wraz z trzema szkolnymi kolegami, założył w Kanadzie fundację Free The Children. Stała się ona największą edukacyjną fundacją międzynarodową, działającą na rzecz dzieci. W 2000 roku Craig Kielburger został nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Teraz ma ponad 20 lat i nadal wspiera edukację dzieci pozbawionych podstawowych praw w wielu rejonach świata.
Made in India
Następnej nocy, kiedy szalała burza, Ikebal wstał chwilę przed świtem, przecisnął się — nie wiem, w jaki sposób — przez to wąziutkie okienko za brudną zasłonką w głębi hali, przebiegł przez ogród Hussaina Khana i jego sąsiada, przeskoczył przez mur, zdeptał dwa ogródki warzywne, gdzie dopiero następnego ranka znaleźli jego słabe ślady, dotarł do drogi i zniknął.
Iqbal żyje w sercach małych Pakistańczyków. Jego ucieczka i działalność są dla każdego z nich nadzieją na lepsze życie. „Trzeba dopomóc brutalnie przerwanemu marzeniu Iqbala, by było dalej realizowane, również przez nas, Polaków. Aby tego dokonać, musimy świadomie żyć, a więc także świadomie kupować dobra, po które sięgamy. Tylko dzięki temu uda się zmienić precedens niewolniczej pracy dzieci. Upewnijmy się, czy w dywan, który kupujemy, nie jest wetkane ich cierpienie” — radzi Joanna Berdyn.
Istnieje fundacja Rugmark Tag, która ometkowuje dywany wykonywane w sposób humanitarny, bez korzystania z pracy dzieci. Problem nie dotyczy wyłącznie dywanów. Ponad rok temu znana na świecie firma odzieżowa Gap wycofała jedną ze swoich kolekcji, gdy wyszło na jaw, że w całości została ona uszyta paluszkami hinduskich dzieci. Jeśli zatem brak nam wiedzy, w jaki sposób zostało wykonane ubranie, nie kupujmy produktów made in India. Są także inne sposoby pomocy. „Do fundacji WCPRC przystąpiło jako pierwsze w Polsce warszawskie gimnazjum przy ulicy Raszyńskiej. 16 kwietnia 2008 roku, w rocznicę śmierci Iqbala, wypuściliśmy razem w niebo balony, tak jak to czynią mieszkańcy szwedzkiej miejscowości Lidköping, gdzie Iqbal nawiązał tyle przyjaźni. Do fundacji powoli przystępują kolejne szkoły” — opowiada Joanna Berdyn.
Postać Iqbala, małego chłopca z Pakistanu, wciąż przyczynia się do szerzenia dobra. Szkoda tylko, że aby świat więcej usłyszał o problemach pracujących dzieci i zaczął się nimi bardziej interesować, musiała się polać krew.
opr. mg/mg