Właściwe rozumienie siebie

Fragmenty książki "Intymność"

Właściwe rozumienie siebie

Henri J. M. Nouwen

Intymność

ISBN: 978-83-60703-34-2

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007


fragmenty dostępne na naszych stronach:


INTYMNOŚĆ A KAPŁAŃSTWO

Właściwe rozumienie siebie

Ciągle jeszcze nie dotarliśmy do sedna sprawy. Ważniejsze niż dobre gospodarowanie czasem i przestrzenią jest właściwe rozumienie siebie. W burzliwym i zmieniającym się świecie ksiądz staje przed najważniejszym pytaniem: „Kim jestem?”. Zjawisko stale zmniejszającej się liczby powołań na świecie pokazuje dramatycznie, że razem z Kościołem ksiądz również przeżywa kryzys tożsamości. Pyta sam siebie: „Kim jestem i co mogę zrobić?”.

W dyskusji na temat orientacji księdza w rzeczywistości rozróżnimy jego tożsamość własnej osoby oraz tożsamość dotyczącą zawodu.

A. Jeżeli czyjś kryzys tożsamości osobistej dotyczy podstawowych poziomów jego osobowości, to zapadł on na ciężką chorobę. Głęboka depresja, obsesyjne, przymusowe działanie i różne formy zachowań psychopatycznych wskazują, że konieczna jest pomoc psychiatryczna, a nawet hospitalizacja. Choć prawdopodobnie niewielu księży cierpi na tak poważne formy zaburzeń tożsamości, to zasadniczy problem dotyczy w pewnym stopniu każdego człowieka — być może jednak księdza w szczególności.

Jak ksiądz widzi siebie w swoich relacjach z innymi księżmi? Jak łączy prywatność z życiem we wspólnocie, intymność z życiem towarzyskim? Zasadniczo ludzka egzystencja to bycie razem. Nie jestem sam na świecie, lecz żyję z innymi. Aby móc dobrze przeżyć życie na świecie, który mnie ocenia oraz wzywa, abym odegrał w nim rolę zgodnie z moją tożsamością, konieczne są dwie rzeczy. Po pierwsze, muszę mieć swoją wewnętrzną prywatność, gdzie mogę się ukryć przed presją świata; po drugie, muszę ustalić hierarchię związków z tym światem. W wewnętrznym kręgu swojego życia znajduję osobę, która jest mi najbliższa. Wokół tego centrum intymności sytuuję krąg rodziny i najbliższych przyjaciół. Następnie w nieco dalszej odległości umieszczam krewnych, znajomych, a jeszcze dalej współpracowników. Na końcu jest ogromny krąg ludzi nieznanych mi z imienia, w jakiś niesprecyzowany bliżej sposób także należących do świata, który nazywam swoim. Jestem więc otoczony coraz szerszymi kręgami, na których obrzeżach stawiam strażników, uważnie sprawdzających, komu można pozwolić wejść ze mną w bliższy kontakt. Kierowcy autobusu nie opowiadam tego, co mogę powiedzieć kolegom z pracy. Przyjaciołom nie mówię tego, z czego zwierzam się rodzicom. Jest jednak miejsce, gdzie nikt nie ma wstępu, gdzie mogę być zupełnie sam, gdzie mogę zachować swoją intymną prywatność. To miejsce, gdzie mogę spotkać Boga, który poprzez swoje wcielenie odrzucił swoją inność. Możliwość, aby człowiek mógł się ukryć przed obliczem świata, jest warunkiem formacji każdej wspólnoty.

Z tym właśnie ksiądz miewa problem. Bardzo często traci życie prywatne, w którym mógłby być sam ze sobą; nie ma również hierarchii relacji, której strzegą strażnicy. Jest przyjacielem dla wszystkich, sam jednak nie ma swojego przyjaciela. Zawsze gotowy do rozmów i udzielania porad, często nie ma nikogo, z kim mógłby się podzielić swoimi troskami. Nie znajdując prawdziwego, ciepłego domu w swoim zgromadzeniu czy na probostwie, błąka się po parafii w poszukiwaniu ludzi, którzy dadzą mu poczucie przynależności oraz namiastkę domu. Ksiądz, który poszukuje przyjaciół, potrzebuje swoich parafian bardziej niż oni jego. Pragnąc akceptacji, trzyma się kurczowo swoich podopiecznych i jest od nich zależny. Jeżeli nie znalazł osobistej formy intymności, w której może być szczęśliwy, to parafianie są mu niezbędnie potrzebni. Spędza z nimi długie godziny ze względu na siebie. W ten sposób zakłóca hierarchię relacji, nigdy nie ma poczucia bezpieczeństwa, zawsze jest w pogotowiu, aż w końcu stwierdza, że jest niezrozumiany i samotny.

Paradoksem jest to, że ten, którego uczono kochać wszystkich, w rzeczywistości nie ma żadnych przyjaciół; ten, który ćwiczył się w duchowej modlitwie, nie potrafi być sam ze sobą. Otworzywszy się na każdego obcego, nie pozostawił przestrzeni dla nikogo bliskiego. Kruszą się mury otaczające jego prywatność i nie ma już miejsca, w którym może pozostać ze sobą. Ksiądz, który dał tak wiele z siebie, ma niewyczerpaną potrzebę ciągłego przebywania z innymi po to, aby doznać poczucia spełnienia.

Tak oto ksiądz popada w kryzys. Pozbawiony życia duchowego oraz dobrego przyjaciela, jest jak miedź dźwięcząca albo cymbał brzmiący. Te słowa mogą sprawiać wrażenie kazania starej daty, dopóki nie zdamy sobie sprawy z pytania, które z tego wynika: „Kto go prowadzi i kto ma prowadzić jego podopiecznych?”. Żaden psychoterapeuta nie czuje się kompetentny, aby pomóc komuś, jeśli sam nie chce stale poddawać na nowo ocenie swojego zdrowia psychicznego, korzystając z fachowej pomocy. A który ksiądz ma duchowego kierownika pomagającego mu rozeznać się we własnym skomplikowanym życiu duchowym, w życiu innych? Są rzesze księży — zdolnych teologów, dobrych kaznodziejów, wspaniałych organizatorów, znakomitych pisarzy, świetnie wykształconych socjologów, psychologów, matematyków i filozofów, ale ilu z nich potrafi pomóc swoim kolegom w ich osobistych duchowych potrzebach? Są nieliczni jak białe kruki. Być może zatem najpilniejsze pytanie brzmi: „Kto jest pasterzem księdza?”.

B. Prowadzi nas to do najważniejszego problemu, czyli tożsamości księdza związanej z jego pracą. Dobre rozumienie oznacza nie tylko rozumienie własnej osoby jako jednostki w świecie, lecz również rozumienie swojego zawodu.

Pierwsze oczywiste pytanie, jakie się nasuwa, brzmi: czy my faktycznie mamy zawód? Żyjemy w społeczeństwie, które charakteryzuje szybki rozwój profesjonalizmu. Obserwujemy coraz większą liczbę zawodowo wyszkolonych ludzi: lekarzy, psychiatrów, psychologów, pracowników socjalnych, prawników, sędziów, architektów, inżynierów; wciąż pojawiają się nowe profesje. W dziedzinie psychiatrii mówimy obecnie o terapeutach muzycznych, grupowych, zajęciowych itp. Każdy ma swoją specjalność, osobne szkolenia i własne miejsce w grupie zawodowej. Gdzie jest miejsce księdza? Jaka jest jego specjalność? Jego własny, niepowtarzalny wkład? Czy nie jest tak, że księża często czują się zniechęceni, ponieważ mają wrażenie, że znają się po trochu na wszystkim, ale w niczym nie są tak naprawdę dobrzy? Uważają się za amatorów jako doradcy, pracownicy socjalni, psycholodzy, liderzy grup i nauczyciele, a w czym są naprawdę profesjonalistami? Nic dziwnego, że niejednokrotnie jest im nieswojo w środowisku zawodowców i pomimo czterech czy pięciu lat szkolenia po studiach czują się swobodniej wśród tak zwanych prostych ludzi.

Księża mają powód do takich odczuć. Lekarz po czterech latach szkolenia teoretycznego potrzebuje co najmniej dwóch lat praktyki internistycznej pod ścisłą kontrolą, zanim pozwoli mu się na samodzielne wykonywanie zawodu. Psycholog nie może rozpocząć pracy, zanim nie przejdzie dwuletniego praktycznego szkolenia pod fachowym nadzorem. Pracownik socjalny musi przepracować wiele lat pod ścisłym zawodowym kierownictwem, zanim otrzyma tytuł zawodowy. A jaka jest sytuacja księdza? Przeważnie po czterech latach studiów teologicznych bez żadnego przygotowania po prostu rozpoczyna pracę duszpasterską. A ci, którzy mają roczną praktykę duszpasterską w parafii, rzadko otrzymują niezbędną opiekę, tak aby ta praktyka była rzeczywiście kształcąca. Kto sprawował pieczę nad ich kazaniami? Kto krytycznie badał i omawiał z nimi ich duszpasterskie rozmowy? Kto im pomagał w przekazywaniu głosem i gestem czegoś istotnego w liturgii? A zwłaszcza kto pomógł im rozważyć, jak wykorzystać wiedzę i informacje nabyte podczas czterech lat nauki w konkretnym kontakcie z zagubionym nastolatkiem, poszukującym studentem, wątpiącym mężem, zrozpaczonym ojcem czy przygnębioną wdową? Kto pomógł im zapytać, czy ich duszpasterskie oczekiwania są realistyczne, a pragnienia i potrzeby normalne? Kto ich nauczył dokonywać inteligentnych wyborów i przyjmować ewentualne porażki? Kto zbadał z nimi ich ograniczenia oraz nauczył radzić sobie ze skomplikowanymi problemami władzy w kontaktach zarówno z przełożonymi, jak i z parafianami? Kto ich zachęcał do dalszych studiów i pracy naukowej w swojej dziedzinie, kto wreszcie był im przewodnikiem w procesie integracji nowych doświadczeń? Krótko mówiąc, kto sprawił, że stali się profesjonalistami?

Socjolog Osmund Schreuder pisze: „Kryzys dotyczący kapłaństwa w dzisiejszych czasach wydaje się związany z niedostatecznym profesjonalizmem tego zajęcia”. Jeśli to prawda, to stoimy przed problemem dotyczącym zdrowia psychicznego, gdyż człowieka nieustannie wątpiącego we własne kompetencje trudno uznać za zdrowego psychicznie.

Drugie pytanie jest następujące: „Jeśli nawet nasza praca jest profesjonalna, to czy jest ona wartościowa?”. Profesjonalista, który ciężko pracuje i jest twórczy, otrzymuje za to nagrodę. Ludzie mówią mu, jak bardzo cenią jego pracę. Chwalą go, dają podwyżkę, proponują awans. Widoczne i namacalne formy nagradzania sprawiają, że on sam bardziej docenia swoją pracę. A jak jest z księżmi? Na ogół wydaje im się, że ich praca to po prostu wypełnienie miejsca, które akurat było wolne. Nie są tam z powodu jakichś swoich szczególnych profesjonalnych umiejętności, które mogliby wykorzystać w tej właśnie sytuacji, ale dlatego że nie było żadnego innego księdza, który by podjął obowiązki. A kiedy już ksiądz podejmie pracę, to nikogo tak naprawdę nie obchodzi, jak ją wykonuje. Dopóki nie robi nic niestosownego, nie pisze listów do gazet i nie zaburza istniejącego porządku, dopóty nikt się nie odzywa. Nagrodą dla spokojnego księdza jest cisza na górze.

Zwierzchnicy religijni rzadko chwalą swoich ludzi. Oczekują, aby wykonywali swoje obowiązki i nie prosili o „dziękuję”. Być może wielu księży nie przyznaje się nawet przed sobą, że chcieliby, aby ich chwalono, aby im dziękowano, nagradzano ich i doceniano. Wykrzywiony obraz posłuszeństwa wydaje się zabraniać pragnienia wynagradzania i satysfakcji. Zaskakujące, jak niewielu księży umie przyjąć prawdziwe komplementy. Nie są do nich przyzwyczajeni i są nieco zakłopotani, tak jakby im nie wolno było przyjmować pochwał. Jeśli jednak cała nagroda, jaką dostajesz za swoje studia, to oceny na koniec semestru, jesteś w psychicznie gorszej formie niż wtedy, gdy codziennie studiujesz z przyjemnością, dostając za to pod koniec dnia dobrą ocenę. Codzienność w tym ostatnim wypadku staje się przyjemnością. W odniesieniu do całych studiów ponosisz wielki trud za małą nagrodę. Jeżeli ksiądz nie wykonuje swojej codziennej pracy duszpasterskiej z przyjemnością i oczekuje jedynie wynagrodzenia od Boga na końcu życia, to jego zdrowie psychiczne jest w niebezpieczeństwie. Zagrożone jest również najważniejsze zadanie, jakie ma do wykonania, czyli niesienie życia i szczęścia swoim bliźnim.

Formą wyróżnienia, której najbardziej brakuje w codziennym życiu księdza parafialnego, jest nagroda z jego profesjonalnej dziedziny — teologii. Każdy profesjonalista wie, że nie tylko powinien na bieżąco orientować się w swojej dziedzinie, ale także wnosić w nią swój twórczy wkład. Lekarz i terapeuta wiedzą, że pracując z ludźmi, najlepiej im pomagają, kiedy równocześnie śledzą najnowsze osiągnięcia jeden w medycynie, drugi — w psychologii. Lekarz, który leczył setki pacjentów chorych na alergię, może przez systematyczną pomoc przysłużyć się nie tylko im, ale także swojej nauce.

Czy są księża, którzy zdają sobie sprawę z tego, że ludzie, z którymi codziennie pracują, tworzą jedno z najważniejszych źródeł ich teologicznej wiedzy? Ponieważ Bóg stał się człowiekiem, człowiek jest głównym źródłem rozumienia Boga. Parafia jest takim samym polem pracy naukowej dla księdza jak szpital dla lekarza. Nikt chyba tak dobrze nie uświadomił nam potrzeby tej empirycznej teologii jak protestancki kapelan szpitala psychiatrycznego Anton Boisen, który napisał: „Tak jak żaden historyk, godny tego miana, badając problem, nie zadowoli się przyjęciem za źródłem uproszczonego stwierdzenia innego historyka, tak ja na początku nie poszukiwałem w książkach gotowych formuł, ale obserwowałem ludzi w rzeczywistych warunkach socjalnych i w całej ich złożoności”.

Ksiądz codziennie spotyka żywe źródła wiedzy i jeśli potrafi w nich czytać i je rozumieć oraz czynić je ciągle podstawą swojej teologicznej refleksji, jego życie może się stale odnawiać, zadziwiać i inspirować. Każdy człowieczy problem lub konflikt, szczęście lub radość prowadzą do głębszego zrozumienia Bożej pracy z człowiekiem.

Jego profesja wymaga od księdza, aby pozostał odpowiedzialny za Boga, aby strzegł Boga żywego — stale zmieniającego się i stale tego samego, tak jak sam człowiek. To jest miejsce, w którym ksiądz może się odnaleźć w samym sercu swojej profesji.

Właściwe rozumienie siebie to nasz ostatni i główny problem. Właściwe rozumienie siebie jako jednostki w odniesieniu do innych, z zachowaniem zdrowego życia duchowego i poczucia intymności, właściwe zrozumienie istoty swojego zawodu, które daje nam pokorne, wdzięczne i profesjonalne miejsce w grupie zawodów pomagających ludziom.

Czy ksiądz ma dobrą orientację w czasie, przestrzeni i osobie? Czy wie, w jakim jest czasie, gdzie jest i kim jest? Nasze hałaśliwe czasy zagrażają równowadze pomiędzy jego życiem prywatnym a publicznym, między miejscami, które trzeba przeznaczyć tylko dla siebie, a miejscami, które trzeba dzielić, pomiędzy kontemplacją a działaniem, pomiędzy nauką a pracą. To zagrożenie stwarza lęk. A to boli. Jeśli jednak zrozumie się ból, to lęk może być równie dobrze twórczy. Wówczas uczciwa diagnoza przyczynia się do dobrej prognozy.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama