Zaufanie, które z brata czyni radość

Fragmenty książki: "Miłość braterska" - o doświadczeniu braterskiej komunii

Zaufanie, które z brata czyni radość

Daniel Ange

Miłość braterska

Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa, listopad 2006
ISBN 83-7119-052-4



(...)

X. Zaufanie, które z brata czyni radość

„Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości.” (1 J 2,10)

1. Przejrzystość zaufania

Nic tak nie odbiera poczucia pewności, nie rozbija, jak wątpliwości, niepewność, podejrzliwość w stosunku do siebie i w stosunku do innych. Ale nic też tak nie leczy, nie buduje, nie umacnia, jak zaufanie okazywane innym i doświadczane. Im bardziej ktoś jest pewny swojej wartości, tym mniej próbuje odsunąć drugiego, by zająć jego miejsce. Im bardziej wie, że jest tym, kim może być, tym mniej potrzebuje samodowartościowania. Im bardziej jest szanowany, tym mniej będzie grał. Im bardziej jest ufny, tym mniej będzie wysuwał się naprzód.

Odwrotnie, gdy brak zaufania, wzrasta agresywność, potęgują się odruchy obronne, lęki, obawy. Gdyż strach przed przyszłością, przed nieznanym rodzi niepewność. A to destabilizuje. Natomiast zaufanie rodzi nadzieję i szacunek. Zaufanie jest kluczem numer jeden do całego życia wspólnotowego czy rodzinnego, a szerzej — całego życia społecznego.

Zaufać bratu to sprawić, że wzrośnie jego zaufanie do samego siebie, a więc zaufanie do Boga. To pozwolić mu odnaleźć serce dziecka. Czy zaufanie nie jest cechą właściwą dziecku? Lepiej się pomylić z nadmiaru zaufania niż z braku zaufania. Powierzeni przez Pana sobie nawzajem, chcemy stale okazywać sobie nawzajem podobną ufność. Przyjmujemy więc siebie nawzajem w duchu pięknej, wzajemnej ufności. Powiedzieć bratu: Potrzebuję cię — zakłada dodanie: Ufam ci! Albo dokładniej: „Ufam Panu, który żyje w tobie, kocha mnie w tobie, posługuje się tobą, by mnie uświęcić”. Ale to także powiedzieć mu: Liczę na ciebie! Jestem pewny ciebie! Zaufanie prowadzi do pewnego rodzaju przejrzystości. Przejrzystości, w której fosforyzują różnice. Niech między nami wszystko będzie przejrzyste: proste i jasne.

Oto rodzaj małego hymnu o ufności, jaki stworzyłem za jednym pociągnięciem (co rzadkie w mojej twórczości) podczas niezapomnianych rekolekcji dla młodych z Tahiti:

Kantata o radosnej ufności

Zaufanie dodaje skrzydeł,

podejrzliwość paraliżuje.

Zaufanie niszczy przesądy, rozsadza podejrzenia,

śmieje się z tego, „co inni powiedzą”,

łagodzi nieporozumienia.

Kto ufa, nigdy nie podejrzewa,

nie wyobraża sobie niczego, co nie ma oparcia w rzeczywistości,

nigdy nie przypisuje komuś intencji, których on nie ma,

nie interpretuje na przekór, nie przeżuwa latami

ani nie wymyśla banialuk.

Zaufanie nie narzuca własnych pomysłów,

nie nakłada własnych fantazji,

a nigdy — etykietek.

Odmawia osądzania, wyrokowania, szufladkowania.

Zaufanie a priori rozprasza wszystkie a priori.

Zaufanie daje się z góry: antycypuje przyszłość.

Zaufanie jest zaraźliwe: łatwo się nim zarazić.

Prowokuje drugiego, by on z kolei obdarzył zaufaniem.

Zaufanie rodzi zaufanie.

Wzajemne zaufanie: nic tak nie rozszerza serca;

okazywane drugiemu, jest ono źródłem pokoju,

który nie jest z tego świata.

Sprawia, że w drugim wzrasta to, co najlepsze,

widzi w nim zawsze to, co najpiękniejsze

i to, co możliwe, jeszcze w zarodku.

Zaufanie zakłada wzrost.

Zaufanie czyni wszystko możliwym,

widząc zawsze to, co możliwe, jeszcze w zarodku.

Nigdy nie rozpacza, oczekuje zawsze czegoś więcej,

prowokuje zawsze kolejny krok.

Czyni posłuszeństwo lekkim,

życie braterskie radosnym,

a doświadczenie możliwym do zniesienia.

Jest cechą właściwą dziecku,

dziecko zdaje się na drugiego, powierza się mu, liczy na niego,

jego zaufanie jest rozbrajające!

Być ufnym nie jest dla dziecka sprawą przymusu,

darzyć zaufaniem

to po prostu być sobą.

Gdy istnieje zaufanie, wszystko można przyjąć,

zaakceptować, pokochać.

Gdy brakuje zaufania, nic nie wychodzi albo wychodzi na przekór,

jak pochodzące z zewnątrz i zostające na zewnątrz.

Tam, gdzie osiąga się wzajemne zaufanie,

tam jest obecne niebo.

Tam, gdzie polega się na zaufaniu,

tam tchnienie Ducha okazuje swą moc.

Tam, gdzie zaufanie zawodzi,

tam światło już nie świeci.

Tam, gdzie zaufanie nigdy nie ustaje,

tam zawsze przechodzi Duch.

2. Mój brat: moja radość! moje światło!

Takie życie — rodzinne, wspólnotowe czy braterskie — jest doświadczeniem Trójcy. Pomiędzy Ojcem, Synem i Duchem każdy raduje się Innym. Każdy jest radością Innego. Stań się radością serca twojego męża/żony, twojego brata, twojej siostry, twoich rodziców, twoich dzieci, twoich prawdziwych przyjaciół. Stań się ich radością!

Powierzeni jedni drugim, odpowiedzialni jedni za drugich, związani jedni z drugimi, uświęcający się jedni przez drugich: staniemy się radością jedni drugich. Powiem mojemu bratu razem z pokornym Serafinem z Sarowa: „O, moja radości! Chrystus zmartwychwstał”. W świetle paschalnym twój brat jest twoją radością! A ta radość jest światłem: „Kto miłuje swego brata, trwa w światłości”. Mój brat staje się dlatego dla mnie światłem. Ja staję się dzięki temu pełen światła. Jak wyznał mi jeden młody człowiek z mojej wspólnoty: „Kiedy mój brat staje w prawdzie w swoim życiu, moje życie zostaje oświetlone!”. W ten sposób razem będziemy radością Ojca i Syna, opieczętowani w Duchu Świętym.

Tak więc każdemu z tych, którzy są ci najbliżsi, będziesz mógł powiedzieć w całej prawdzie: „Dziękuję, że jesteś! Dziękuję, że jesteś sobą! Dziękuję po prostu za to, że istniejesz! Moja radość to ty! Panu też ośmielisz się powiedzieć te same słowa, dodając: „Moja miłość to Ty!”. A wtedy usłyszysz te same słowa, powiedziane... do ciebie!

3. Złota reguła, klucz do pokoju serca

Ostatni mały klucz, który tak bardzo pomaga żyć Boskim miłosierdziem: żyć z każdym (każdą) z otaczających mnie osób (zwłaszcza tych, które Pan powierzył w szczególny sposób mojemu sercu: rodziców, dzieci, małżonków, bliskich przyjaciół) tak, jakby Pan miał przyjść i zabrać ich tego wieczoru czy następnego dnia. Albo jakbym ja sam miał odejść do królestwa tego wieczoru czy następnego dnia.

Gdy ktoś „opuszcza” nas nagle i nieoczekiwanie, ogarniają nas wyrzuty sumienia, mówimy sobie: „Gdybym wiedział, że tak szybko odejdzie, nie mówiłbym mu tego czy tamtego... Nigdy nie zraniłbym go tak, jak to uczyniłem...” Albo odwrotnie: „Zrobiłbym to czy tamto, gdyby to mogło mu pomóc, przynieść mu radość. Teraz jest za późno... Nie mogę już tego uczynić, nie mogę go prosić o przebaczenie...” Ogromna szkoda, żywa rana, wymagająca czasu, by się zabliźnić. Wyrzucamy sobie, że nie dosyć kochaliśmy tę osobę. I teraz trzeba czekać na spotkanie w niebie.

Tymczasem nie jest za późno, by prosić o przebaczenie! Mogę to bowiem zrobić w sakramencie pojednania, w którym mogę prosić Jezusa o przebaczenie wszystkich braków miłości, wszystkich moich słabości w stosunku do tej osoby. Potem mogę prosić o to tę osobę, którą odnajduję w sakramencie Eucharystii. Ponieważ ona jest teraz z Jezusem, a tego właśnie Jezusa przyjmuję w Komunii.

Ale przede wszystkim, zanim do tego dojdzie, staraj się uniknąć zawczasu takiego rozgoryczenia! Począwszy od teraz wraz z tymi, którzy cię otaczają, pomnażaj gesty czułości, delikatności. Unikaj tego wszystkiego, co może ranić czy smucić (chyba że jest to konieczne, by pomóc tej osobie uświęcić się, zrobić krok w kierunku Pana). Nigdy nie będziesz tego żałował! Tak więc z każdym (każdą) żyj dziś tak, jakby ta osoba (albo ty) miała jutro odejść. Gesty, słowa, postawy uzyskają w ten sposób wstrząsającą aktualność. Przyjmij ten mały klucz szczęścia, który posłuży ci do odnalezienia i odegrania partytury twojego życia, tak by stało się ono symfonią.

Żyć z każdym tak, jakby to był ostatni dzień, który spędzamy razem — to wszystko zmienia! Spojrzenie staje się intensywniejsze, o tyle bardziej skupione na tym, co istotne!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama