Fragmenty książki: "Miłość braterska" - o doświadczeniu braterskiej komunii
Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa, listopad 2006
ISBN 83-7119-052-4
Spis treści | |
---|---|
Wstęp | 7 |
CZĘŚĆ PIERWSZA Od źródła aż po krańce świata | 9 |
I. Twój brat: sakrament Boga | 11 |
II. Najmniejszy: mój książę! Ubogi: mój pan! | 39 |
III. Aż po krańce świata, aż do granic serca | 75 |
CZĘŚĆ DRUGA Tu i teraz: wśród twoich | 93 |
IV. Jak dobrze jest przebywać wśród braci (por. Ps 133) | 97 |
V. Wzajemna akceptacja niosąca uzdrowienie. Osiem wskazań | 131 |
VI. Prorocze spojrzenie, które pozwala żyć | 151 |
VII. Teraz twoja kolej, by przebaczać, uwalniać, wskrzeszać | 179 |
VIII. Być odpowiedzialnym za braci | 201 |
Pokorna służba komunii. | |
Wymaganie i droga świętości | 201 |
IX. Służyć w prawdzie miłości. | |
Ku pedagogicznej, pastoralnej i edukacyjnej postawie według Ewangelii | 221 |
X. Zaufanie, które z brata czyni radość | 251 |
Fragment książki
Tym, którzy w służbie Jezusowi, obecnemu w najmniejszych i najsłabszych braciach, oddają się wielkodusznie, bezinteresownie, bez wyrachowania, z czystej miłości, nawet za cenę przelania krwi, by uratować miłość. Bądźcie błogosławieni wy wszyscy, którzy jesteście mężnymi rycerzami Miłosierdzia, żarliwymi strażnikami niewidzialnego, w naszym świecie opuszczenia i lęku! Czuję się tak mały wobec was!
W dwudziestą rocznicę naszej szkoły Młodzi Światła do was, 550 młodych ludzi, przybyłych, by przeżyć intensywne doświadczenie braterskiej komunii. Niech każdy z was będzie błogosławiony, gdyż nauczyliście mnie miłości Trójcy, proroczego spojrzenia i radości płynącej z ufności wzajemnej, której ta książka jest owocem.
Wstęp
Po wielkich „miejscach spotkania”, jakimi są Kościół, Eucharystia, Słowo, modlitwa i przebaczenie, oto teraz — sakrament brata! Szczególne miejsce, gdzie mogę spotkać Boga, przebywać z Bogiem. Miejsce, o którym Jezus mówi: „Chodźcie, a zobaczycie” (J 1,39), gdzie mieszkam.
Te strony są owocem długich lat przeżytych we wspólnocie. Z wyjątkiem ośmiu lat, które spędziłem w pustelni, zawsze wiodłem życie braterskie w różnego typu wspólnotach: w opactwie benedyktyńskim, we fraterniach zakonnych (liczących od 3 do 15 osób), wreszcie w szkole Młodzi Światła (co roku 30 osób). A jeśli dodać do tego przedtem życie rodzinne (było nas czterech braci) oraz internat w okresie liceum i gimnazjum, obejmuje ono niemal wszystkie okresy mojej ziemskiej egzystencji.
Ta książka dotyczy zarówno wspólnoty rodzinnej, jak wspólnoty braterskiej. Żeby nie wymieniać i nie powtarzać za każdym razem: twoi rodzice, rodzeństwo naturalne, twoi bracia i siostry ze wspólnoty, twoi przyjaciele i ci, z którymi mieszkasz, ci, których powierzono twojej posłudze, twoi koledzy w pracy itd. — wszystkich ich będę określał jednym wspólnym mianem: twoi bliscy. Każdy odniesie tutaj to ogólne słowo do swojej konkretnej sytuacji. Będę uściślał: rodzina, wspólnota lub przyjaciele tylko wtedy, gdy sens będzie wymagał słowa bardziej szczegółowego niż bliscy.
(...)
Eliminować wirusy, tworzyć przeciwciała
Zwrócę uwagę — mówiąc o różnych aspektach życia wspólnotowego — na pułapki, których należy unikać, pojawiające się bariery, możliwe przeinaczenia czy zafałszowania. Już tutaj też podam kilka krótkich, podstawowych rad, które warto sobie przypomnieć, ponieważ ważne jest, by się nimi kierować w życiu.
Dotyczy każdego, niezależnie od tego, kim jest:
Sądy, które ranią
A nade wszystko nigdy, ale to absolutnie nigdy nie osądzaj. Pan jest w tej sprawie wyjątkowo stanowczy. To jedna z reguł, która pojawia się systematycznie w Ewangelii i w listach Apostołów. Odpowiednie teksty wypełniłyby całe strony.
Zacytuję tylko następujące:
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni (Łk 6,37).
Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem (Jk 2,13).
Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą (Mt 7,1).
Jeśli sam Jezus stwierdza, że nie przyszedł, aby sądzić, lecz aby zbawić, o ileż bardziej nie mogę robić tego ja! Ileż ludzkich egzystencji zostało zniszczonych przez arbitralne sądy, uszczypliwe opinie, rozstrzygające i łamiące werdykty, wyroki bez odwołania albo zwyczajnie przez nierozważne osądy. Słysząc je, drżę na myśl o tym, jak będzie wyglądał sąd ostateczny ich autorów. Jeśli Pan odniesie do nich to, co zapowiedział w swej Ewangelii, czeka ich raczej smutna przyszłość. Czy w wystarczającym stopniu myślimy o tym, co nas czeka? Nie sądzić nie znaczy: nie rozróżniać. Rozeznanie, któremu towarzyszy modlitwa, dokonane w prawości serca, intensywnym nasłuchiwaniu „Nauczyciela wewnętrznego”, poparte radą osób „starszych”, uważnym wysłuchaniem osoby, o którą chodzi (tak by zrozumieć ją od wewnątrz) i motywowane wyłącznie dobrem tej osoby i wspólnoty — takie rozeznanie nie jest sądzeniem. Jest pokorne i pełne szacunku, nacechowane obawą, by nie popełnić pomyłki. Natomiast sąd jest dzieckiem demona pychy.
W czasie Mszy świętej stajemy się współuczestnikami Męki, a więc i sądu nad naszym Panem. Jesteśmy więc albo jednym z Jego nielicznych obrońców, albo wspólnikami Jego licznych oskarżycieli. Oskarżać brata to wydawać Jezusa, to występować w roli oskarżyciela naszych braci, który oskarża ich dniem i nocą. Osądzać brata to stawać po stronie Piłata i Heroda. Pozwolić, by brat upadł, to ranić Chrystusa: czyż On się nie stał aż tak słabym, że upadł? Wtedy, niczym bumerang, mnie dosięga sąd, oskarżenie i wyrok: to ciebie zapytam o krew twego brata, o krew twego Boga.
Oskarżenia, które zabijają
Można zabić człowieka, nie używając broni. Istnieją słowa, wysysające krew, sarkazm, który rani, jadowite podejrzenia... Nawet pocałunek zdrajcy! Czyjeś serce może z tego powodu przestać kochać, a więc umrzeć. Oszczerstwa, pomówienia, zniesławienia są śmiertelnym zagrożeniem dla tych, których dotykają. Mogą złamać karierę, rozbić małżeństwo, zniszczyć dobrą reputację, zrujnować rodzinę, doprowadzić do rozpadu wspólnoty, wpędzić w nędzę, zaprowadzić do więzienia, stać się powodem wykluczenia (doprowadzić do śmierci społecznej). Nawet przyczynić się do samobójstwa. To wszystko znamy z doświadczenia, tragiczne sytuacje, jakie przeżywają nieraz ludzie niepocieszeni, doprowadzeni do ruiny... Nie da się opisać, jakiego spustoszenia może dokonać jedno pomówienie, jedno kłamstwo. Czasami sprawcy żałują, przyznają się do winy, odwołują... Ale jest już za późno. Zło zostało wyrządzone, jest nie do naprawienia. Pieniądze nie naprawią złamanego życia, nie uleczą zranionego serca.
Potwarz jest mniej groźna niż oszczerstwo, o tyle że można ją sprostować. Ale czy rzeczywiście tak się robi? Jak dotrzeć do wszystkich, którzy to słyszeli, na własne uszy czy w mediach?. Oszczerstwa i potwarze są śmiertelnym zagrożeniem również dla tego, kto je wymyśla i wypowiada. Będzie musiał zdać sprawę przed ostatecznym trybunałem Miłości. Na dziś, grzechy te zabijają w jego sercu łaskę, czyli miłość Bożą. Myśląc o takich ludziach, można tylko wołać: Kyrie eleison! A przecież prócz tego są jeszcze te wszystkie „zwyczajne” złośliwe czy niegodziwe słowa, słowa gorzkie, sarkastyczne, krótko mówiąc upokarzające, które również mogą wyrządzić krzywdę. Nasz świat jest nimi przepełniony!
Twoja reakcja, twoja odpowiedź
Gdy ktoś kieruje do ciebie przykre słowo, nie odpowiadaj, proś Boga, by wyjął ten cierń z twojego serca, módl się za wroga, by zdecydował się prosić Boga i ciebie o przebaczenie.
Wobec tego, kto cię szkaluje, obrzuca cię błotem, nie pozostaje nic innego — chyba że rzecz dzieje się w sądzie — jak błagać Jezusa, który również był wyszydzony i niesprawiedliwie oskarżony. „Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty” (Łk 6, 27-29). On cię nie oszczędza. Ale dlatego, że chce, by twoje serce żyło. Jednak do tego trzeba być świętym! To prawda. Twoja świętość to jedyny problem. I pełnia: z faktu bycia oskarżonym, prześladowanym, wykluczonym, wypędzonym, obrażanym, nienawidzonym — On odważył się wydobyć... szczęście! Ośmielił się prosić, by wtedy „tańczyć z radości”. To szaleństwo! Oczywiście, ale miłość albo jest szalona, albo jej nie ma.
Jednak nie posuwając się aż tak daleko, myślę po prostu o ludziach, w obecności których nie potrafimy wręcz pleść byle czego o innych, tak bardzo mieszka w nich Boże światło. W ich świetle cienie naszych osądów po prostu same znikają.
Niech dusze będą jednością,
niech serca będą zjednoczone,
kochając jednego,
szukając jednego,
trwając w zespoleniu z jednym,
i odczuwając to samo w każdym.
Jedność wewnętrzna i jednomyślność są do siebie podobne
i samoistnie łączą różnice
więzią miłości i więzią pokoju.
(Bernard z Clairveaux, Serm., sept. 2,3)
(...)
opr. mg/mg