Dlaczego nie umiemy bądź nie chcemy się modlić? Bardzo często wynika to z błędnego rozumienia modlitwy, nie sięgającego jej istoty. Pierwszym i najpoważniejszym błędem jest, gdy modląc się, zapominamy, że Dawca jest cenniejszy niż udzielony dar.
Zasadniczą przeszkodą w modlitwie jest brak zrozumienia, czym ona jest i jaki jest jej sens w naszym życiu. Jeżeli ktoś pragnie np. zbudować coś wspaniałego, a nie wie, co to ma być za budowla i czemu ma służyć, to trudno przypuszczać, żeby jego dzieło zostało prawdziwie dobrze zbudowane. Dopiero zrozumienie sensu budowli i jej przeznaczenia pozwala właściwie konstruować całość i nadawać jej właściwą funkcjonalność. Podobnie jest z modlitwą czy jakimkolwiek wysiłkiem człowieka. Trzeba zacząć od określenia celu, aby nasz wysiłek miał sens.
W walce modlitwy musimy przeciwstawiać się — w nas samych i wokół nas — błędnym pojęciom o modlitwie. Niektórzy widzą w niej zwykły proces psychologiczny, inni wysiłek koncentracji, by dojść do pustki wewnętrznej. Jeszcze inni zaliczają ją do postaw i słów rytualnych. W podświadomości wielu chrześcijan modlitwa jest zajęciem, niedającym się pogodzić z tym wszystkim, co mają do zrobienia; nie mają na nią czasu. Ci, którzy szukają Boga przez modlitwę, szybko zniechęcają się, gdyż nie wiedzą, iż modlitwa pochodzi również od Ducha Świętego, a nie od nich samych (KKK 2726).
Wydaje się, że najczęściej modlitwa jest traktowana jako środek do zdobywania określonych dóbr i uzyskania pomocy w życiu. W tym momencie warto przypomnieć ważną wypowiedź Katechizmu zawartą w I rozdziale: „Dawca jest cenniejszy niż udzielony dar — On jest „Skarbem”, a jest w Nim serce Jego Syna; dar jest udzielany „jako dodatek” (KKK 2604). Jeżeli dar staje się najważniejszy, to Dawca staje się rodzajem instytucji i nie ma mowy o osobowej więzi. Przy czym ów dar może mieć różne postaci: konkretna pomoc w trudnej sytuacji życiowej, rozwiązanie problemów pomiędzy ludźmi, uzyskanie psychicznego wyciszenia i pokoju, nadzwyczajne doświadczenia, przeżycia duchowe aż po mistykę, poczucie spełnienia obowiązku itd. Zawsze jest to „coś dla nas”, a nie żywa relacja z Kimś.
Natomiast modlitwa nie jest czymś, przez co zdobywamy coś dla siebie, ale jest żywą relacją osobową, w pełni możliwą jedynie w Duchu Świętym. Dlatego to On jest twórcą modlitwy. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz 8,26). Modlitwa jest czymś o wiele głębszym, niż sobie z tego zdajemy sprawę. My jedynie w nią wchodzimy i jesteśmy przez nią kształtowani.
Musimy również przeciwstawiać się mentalności „tego świata”; wsącza się ona w nas, jeśli nie jesteśmy czujni; na przykład prawdziwe miałoby być tylko to, co zostało sprawdzone rozumowo i naukowo (tymczasem modlitwa jest tajemnicą, która przekracza naszą świadomość i podświadomość); wartości produkcyjne i wydajność (modlitwa jest nieproduktywna, a zatem bezużyteczna); zmysłowość i wygodnictwo, kryteria prawdy, dobra i piękna (tymczasem modlitwa, „umiłowanie Piękna” [filokalia], jest pochłonięta chwałą Boga żywego i prawdziwego); przeciwstawiając modlitwę aktywizmowi, przedstawia się ją jako ucieczkę od świata. Tymczasem modlitwa chrześcijańska nie jest odwróceniem się od historii ani ucieczką od życia (KKK 2727).
Bardzo często problem polega na tym, że modlitwę widzimy jako pewną aktywność człowieka i stawiamy ją na równi z innymi aktywnościami, patrząc od strony praktycznej, co nam ona daje. Potem widząc, że niezależnie od tego, czy człowiek się modli, czy nie i tak w jego życiu układa się różnie (osiąga sukcesy lub nie unika porażek i sytuacji przykrych lub wręcz złych), dochodzimy do wniosku, że lepiej się zrelaksować albo przyjemnie spędzić czas niż się modlić, bo to i tak niczego nie daje. Natomiast trzeba wiedzieć, że modlitwa nie jest z tego świata, modlitwa pochodzi od Ducha Świętego, ona przekracza naturalny, doczesny wymiar życia. Ona stanowi udział w innym wymiarze ludzkiego życia.
Jeśli spojrzymy na całe nasze życie od strony sensu, to wtedy osiągamy zupełnie inną perspektywę. Wszelkie działania na tym świecie przynoszące nam: dobra materialne, osiągnięcia w wymiarze społecznym, sławę, znaczenie, władzę, chwilowe radości..., w chwili zetknięcia ze śmiercią okazują się bez wartości. Pozostaje wówczas Koheletowe: marność nad marnościami — wszystko marność (Koh 1,2). Natomiast modlitwa, która jest spotkaniem z Bogiem, do którego ostatecznie zdążamy, i z którym się spotkamy w chwili śmierci, pozostaje jedyną niezachwianą wartością i sensownym wysiłkiem, o ile mówimy o prawdziwej modlitwie, a nie np. mechanicznym odmawianiu jakichś formuł modlitewnych czy nerwicowym uciekaniu w świat „nadprzyrodzony” od trudnej rzeczywistości zwykłego dnia. W momencie śmierci odsłania się cała prawda powiedzenia: „Modlimy się tak, jak żyjemy, ponieważ tak żyjemy, jak się modlimy” (KKK 2725). Modlitwa prawdziwa wyrasta z życia i problemów, jakie w życiu spotykamy, jednak nie zamyka się w doczesności, ale wszystko odnosi do Boga i w Nim odnajduje punkt oparcia, bo przemija postać tego świata, a „nasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu” (por. Kol 3,3). To życie jest dla nas jedynie pielgrzymką, jest szkołą, w której się uczymy: poznajemy prawdę o życiu i praktycznie wybieramy siebie poprzez czyny, jakie podejmujemy. One same przeminą, ale pozostaje to, kim my się stajemy poprzez to, co robimy. Św. Paweł modli się za swoich uczniów z Tesaloniki:
Dlatego modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana naszego Jezusa Chrystusa — a wy w Nim — za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa (2 Tes 1,11—12).
Modlitwa nadaje naszemu życiu właściwy wymiar i sens przez odniesienie do celu ostatecznego.
Wreszcie, nasza walka powinna przeciwstawiać się temu, co odczuwamy jako nasze niepowodzenia w modlitwie: zniechęcenie z powodu oschłości, zasmucenie, że nie wszystko dajemy Panu, gdyż mamy „wiele posiadłości”, zawód, że nie zostaliśmy wysłuchani zgodnie z naszą własną wolą, zraniona pycha, która utwierdza się wskutek naszego poczucia niegodności, ponieważ jesteśmy grzesznikami, uczulenie na bezinteresowność modlitwy itd. Wniosek jest zawsze ten sam: po co się modlić? Aby przezwyciężyć te przeszkody, trzeba walczyć o pokorę, ufność i wytrwałość (KKK 2728).
Katechizm wymienia różne niepowodzenia w modlitwie, których źródłem są postawy, poczynając od egocentrycznego oczekiwania jakichś korzyści wynikających z modlitwy, po poczucie bycia grzesznikiem, który jest na tyle niegodziwy, że nie może stanąć przed Świętym Bogiem. Racje są rozmaite, jednak jeden jest wniosek: „po co się modlić?” Tutaj podobnie jak w innych wymiarach życia prawdę poznajemy po owocach, a nie po motywach, intencjach, „szlachetnym poczuciu niegodności” itd. I nieważne, czy myśl jest prymitywna i płytka, czy „szlachetna”, ważne jest to, że prowadzi do zaprzestania wysiłku spotkania się z Bogiem, co oznacza, że jest od Złego. Pan Jezus bardzo wyraźnie mówi: kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mk 13,13). To nie „szlachetność” intencji, ale wytrwałość w modlitwie i w ogóle w życiu w posłuszeństwie przykazaniom Chrystusa przynosi nam zbawienie. Katechizm wymienia trzy cnoty: pokorę, ufność i wytrwałość. Pokora jest podstawą modlitwy, jak to Katechizm wskazał we wstępie do IV części: „Podstawą modlitwy jest pokora” (KKK 2559). Ufność i wytrwałość ukazują, na ile rzeczywiście zawierzyliśmy Bogu i prawdziwie wybraliśmy drogę życia, jaką nam wskazał. Gdyby nam się wszystko udawało i szło gładko, to po ludzku modlitwa by się nam opłacała, a tym samym nie mielibyśmy żadnej weryfikacji prawdziwości naszego wyboru Boga, a nie świata. Dopiero próba, doświadczenie niepowodzenia czy biedy pokazują, na ile nasz wybór jest autentyczny. Tak jest np. w przyjaźni: „prawdziwego przyjaciela poznaje się w biedzie”, a nie w powodzeniu.
W odniesieniu do wysłuchania naszej modlitwy trzeba przypomnieć wpierw prawdę, już wcześniej wspomnianą, że na modlitwie najważniejszy jest Dawca, On jest Skarbem. Dar otrzymany na modlitwie jest dodatkiem (zob. KKK 2604). Ponadto warto pamiętać, że Bóg zawsze daje według swojej miary, a nie według naszej. Niestety w naszych prośbach najczęściej chcemy, żeby się coś stało tak, jak to sobie wyobrażamy. Jednak nasze wyobrażenie jest ograniczone i często błędne, a Bóg daje według swojej miary, zupełnie inaczej. Bóg ukazuje nam to na żywym przykładzie Jezusa. W piątym rozdziale Listu do Hebrajczyków czytamy:
Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka (Hbr 5,7—10).
W Ogrójcu Jezus się modlił: Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie! (Mk 14,36). Z głośnym wołaniem i płaczem prosił by Ojciec Go wybawił od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. Jednak przecież Go ukrzyżowali. Po ludzku zatem nie został wysłuchany. Autor Listu jednak pisze, że został wysłuchany. Dlaczego? Bo stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają przez swoje zmartwychwstanie. Zmartwychwstanie jest znakiem wysłuchania Go przez Ojca. Bóg Ojciec wysłuchał według swojej miary, a nie według miary ludzkiego wyobrażenia.
Fragment książki „Modlitwa chrześcijańska. Refleksje nad IV częścią Katechizmu Kościoła Katolickiego”
Włodzimierz Zatorski OSB — urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005—2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: „Przebaczenie”, „Otworzyć serce”, „Dar sumienia”, „Milczeć, aby usłyszeć”, „Droga człowieka”, „Osiem duchów zła”, „Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Pełnił funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta. Zmarł 28 grudnia 2020 r.