Każdy z nas bywa w jakimś stopniu niemiłosierny - nawet dla siebie samego. Dlatego potrzebne jest uczenie się miłosierdzia - wobec siebie samego i dla bliźnich. Warto też umieć odróżniać przebaczenie od faktycznej naprawy relacji
„Potrzebujemy miłosierdzia nie dopiero wtedy, gdy grzeszymy, ale już wtedy, gdy nie dorastamy do tej miary człowieczeństwa, do której jesteśmy powołani i do której z pomocą Boga jesteśmy w stanie dorosnąć”. Z ks. dr. Markiem Dziewieckim rozmawia Agnieszka Porzezińska
AGNIESZKA PORZEZIŃSKA: — Często Ksiądz powtarza, że miłosierdzie to temat, który może nam dosłownie uratować życie. Dlaczego?
KS. DR MAREK DZIEWIECKI: — Dzieje się tak dlatego, że każdy z nas bywa w jakimś stopniu niemiłosierny dla samego siebie i rozczarowany sobą. Każdemu zdarzają się sytuacje, w których krzywdzi siebie i osoby, które kocha. Czasem popełniamy błędy, których skutków nie da się całkowicie naprawić. Gdyby Bóg i bliźni nie okazywali nam miłosierdzia i gdybyśmy sami sobie nie potrafili okazywać miłosierdzia, to błędy z przeszłości stałyby się ciężarem nie do udźwignięcia. Odbierałyby nam radość nawet wtedy, gdybyśmy w dojrzały sposób postępowali tu i teraz. Nasi bliscy i inni ludzie znajdują się w podobnej sytuacji. Oni też potrzebują miłosierdzia. Bez miłosierdzia popełniane przez nas i przez bliźnich błędy byłyby nieodwracalne w skutkach. Bez miłosierdzia raz zranione więzi byłyby nie do uzdrowienia. Piekło jest piekłem właśnie dlatego, że tam już nie ma możliwości przyjmowania i okazywania miłosierdzia. Pomimo naszych grzechów i słabości życie doczesne nie będzie piekłem tak długo, jak długo będą ludzie, którzy potrafią z wdzięcznością przyjmować i z serca ofiarować miłosierdzie, czyli naśladować miłosierną miłość Boga.
— Podoba mi się określenie: miłosierna miłość — ono podkreśla to, co najpiękniejsze i najgłębiej ukryte w obu tych słowach...
Bóg jest miłością. Wszystko, co ponad to o Nim powiemy, będzie jakimś aspektem miłości. Słusznie mówimy, że Bóg jest mądrością, gdyż prawdziwa miłość jest mądra. Podobnie możemy powiedzieć, że Bóg jest miłosierdziem, lecz nie w znaczeniu, że byłaby to jakaś dodatkowa cecha Boga, lecz że prawdziwa miłość jest nie tylko mądra, czysta, ofiarna czy wierna, ale także miłosierna.
— Wydaje się, że Bóg dał nam już wszystko z miłości, umierając za nasze grzechy. Dlaczego zatem Bóg przyszedł do nas jeszcze ze swoim miłosierdziem?
Bo tak bardzo nas kocha i chce, byśmy o tym wiedzieli. Miłość miłosierna to miłość do niedoskonałych i grzesznych ludzi. W miłości wewnątrz Trójcy Świętej, a zatem w miłości Ojca, Syna i Ducha Świętego nie występuje aspekt miłosierdzia, gdyż ten, kto zawsze kocha, nigdy miłosierdzia nie potrzebuje. Tymczasem żaden człowiek nie jest doskonały...
— Z wyjątkiem Maryi...
...i dlatego wszyscy — poza Nią — potrzebujemy miłosierdzia. Oznacza ono, że miłość Boga do błądzącego człowieka jest nieodwracalna.
— I jaka jeszcze?
Nieskończona i czuła. Miłosierdzie jest nieskończone, ponieważ Bóg przebaczy nam nawet tysiące razy, czyli za każdym razem, gdy się szczerze nawracamy. Boże Miłosierdzie jest też niewyobrażalnie czułe, gdyż przebaczający Bóg nie wypomni nam najbardziej nawet grzesznej przeszłości, jeśli tylko odwracamy się od zła i zaczynamy kochać. Gdy syn marnotrawny powraca do ojca, ten nawet słowem nie wypomina mu przeszłości! Nie mówi też synowi o swoim cierpieniu, o nieprzespanych nocach z powodu troski o błądzące dziecko. Natychmiast rzuca się synowi ze wzruszeniem na szyję i urządza mu święto. Miłosierdzie Boga jest nie tylko nieskończone, lecz także niesłychanie subtelnie komunikowane!
— Czy każdy człowiek, nawet najbardziej pobożnie żyjący, potrzebuje miłosierdzia Boga?
Oczywiście, że tak! Miłosierdzia potrzebują nawet wielcy święci. Wynika to z niezwykłości człowieka, czyli z faktu, że Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo. A to oznacza, że jesteśmy nie tylko kochani przez Boga, lecz także zdolni do tego, by świadomie i z wdzięcznością przyjmować miłość oraz by odpowiadać miłością na miłość. Potrzebujemy miłosierdzia nie dopiero wtedy, gdy grzeszymy, ale już wtedy, gdy nie dorastamy do tej miary człowieczeństwa, do której jesteśmy powołani i do której z pomocą Boga jesteśmy w stanie dorosnąć. Potrzebujemy miłosierdzia wtedy, gdy nie jesteśmy jeszcze podobni do Boga, czyli wtedy, gdy nie kochamy jeszcze aż tak mocno jak Jezus. To właśnie z tego powodu ludzie święci mieli wielkie poczucie własnej słabości i na różne sposoby wołali do Boga o to, by się nad nimi ulitował.
— Naturą Boga jest miłosierdzie, człowiek natomiast często wypacza rozumienie miłosierdzia. Może Ksiądz powiedzieć, w jaki sposób?
To bardzo ważne pytanie, gdyż życie staje się nieznośne nie tylko wtedy, gdy ktoś nie wierzy w miłosierną miłość Boga albo gdy sam nie potrafi okazać miłosierdzia sobie czy bliźnim. Dramaty pojawiają się także wtedy, gdy ktoś ma błędne wyobrażenia na temat miłosierdzia. Pierwszy błąd to mylenie miłosierdzia z pobłażaniem dla zła, z rozpieszczaniem, z udawaniem, że nie widzimy błędów, które ktoś popełnia. Taka postawa to nie miłosierdzie, lecz naiwność wobec błądzącego.
— Jakie jeszcze popełniamy błędy?
Mylimy przebaczenie z pojednaniem i z uzdrawianiem zranionych relacji. To, czy przebaczę krzywdzicielowi, zależy ode mnie i od mojej więzi z Bogiem. To, czy dojdzie do pojednania i odzyskania radosnych więzi, zależy od postępowania krzywdziciela, a konkretnie od tego, czy uzna swoje winy, czy szczerze przeprosi i czy zadośćuczyni za wyrządzone krzywdy. Naiwnością jest komunikowanie przebaczenia komuś, kto nie spełnia jeszcze warunków, by się dowiedzieć o tym, że w moim sercu dawno już mu przebaczyłem. Ojciec z przypowieści Jezusa nie poszedł do marnotrawnego syna i nie powiedział, że mu wszystko przebacza. Czekał, aż syn zastanowi się, zmieni, uzna swoje winy i wróci. Dopiero wtedy ojciec okazuje mu miłosierdzie — i ani sekundy wcześniej!
— To bardzo trudne. Nie jest też łatwo oprzeć się psychicznemu szantażowi kogoś, kto nas krzywdzi, ale twierdzi, że go nie kochamy, skoro zaczynamy się przed nim bronić...
To prawda, jednak próba przekonywania o naszej miłości kogoś, kto bardzo błądzi, jest z góry skazana na niepowodzenie, gdyż człowiek znajdujący się w głębokim kryzysie nie oczekuje od nas miłości. Ktoś taki oczekuje czegoś zupełnie innego: naszej naiwności, pobłażliwości, bezradności czy bierności w obliczu krzywd, które nam wyrządza. Syn marnotrawny dopiero wtedy doświadczył tego, że cały czas był kochany, gdy wrócił. Naiwnością jest próba bycia miłosiernym bardziej niż Bóg. Nie mniejszą naiwnością jest przekonanie, że miłosierdzie to lekarstwo na złą teraźniejszość. Człowiek dojrzały wie, że miłosierdzie odnosi się jedynie do złej przeszłości, bo tego, co się stało, nie jesteśmy już w stanie zmienić. Miłosierdzie nie jest natomiast lekarstwem na złą teraźniejszość, gdyż ją jesteśmy w stanie zmieniać. Jeśli grzeszę tu i teraz, to nie mam prawa prosić Boga czy ludzi o przebaczenie. Jedynym lekarstwem na złą teraźniejszość jest natychmiastowe nawrócenie.
— Bardzo lubię biblijną przypowieść o miłosiernym ojcu i marnotrawnym synu. Pozornie można sądzić, że ojciec nie kocha syna, bo gdy ten cierpi, nie idzie mu na ratunek...
Ta przypowieść ukazuje ważny aspekt miłosierdzia, a mianowicie fakt, że jest ono mądre! Ojciec z przypowieści Jezusa jest nie tylko dobry, ale też roztropny. Wie, że marnotrawny syn nie reaguje ani na jego miłość, ani na jego cierpienie. To typowe dla tych, którzy są w czynnej fazie jakiegoś uzależnienia czy okazują się skrajnymi egoistami. Tacy ludzie — jak długo pozostają w głębokim kryzysie — nie reagują na miłość i cierpienie innych. Są natomiast wrażliwi na własne cierpienie. To dlatego jedynie ich własne cierpienie może skłonić ich do uznania prawdy o sobie i do radykalnej zmiany życia. Osobiste cierpienie błądzącego jest dla niego ostatnią deską ratunku. Ojciec z przypowieści jest miłosierny właśnie przez to, że nie zabiera synowi tej ostatniej deski ratunku. Niemiłosiernie naiwni są natomiast ci, którzy liczą, że ktoś poważnie błądzący nawróci się bez doświadczenia bolesnych skutków takiego postępowania, które w radykalny sposób sprzeciwia się Dekalogowi, Ewangelii i przykazaniu miłości.
— Co znaczy być miłosiernym w praktyce?
Najpierw powiem, co jest zaprzeczeniem miłosierdzia. Zaprzeczeniem jest zadręczanie innych ludzi czy samego siebie z powodu przeszłych błędów. Jezus nie chce naszego zadręczenia, lecz pragnie naszego nawrócenia. A to zupełnie co innego. Drugim zaprzeczeniem miłosierdzia jest pobłażliwość czy komunikowanie przebaczenia sobie albo innym ludziom, zanim winowajca się nawróci. Być miłosiernym w dojrzały sposób to kochać ludzi niedoskonałych — samego siebie też! — mimo bolesnej ceny, jaka jest z tym często związana. Miłosierdzie w praktyce to stosowanie zasady, że miłość ma pierwszeństwo przed rozwojem i doskonałością: najpierw kocham, a następnie się rozwijam czy pomagam kochanym przeze mnie osobom, by one też się rozwijały i by stawiały sobie coraz wyższe wymagania. Niemiłosierdzie to oczekiwanie, że ktoś aż tak się zmieni, iż zasłuży na miłość, zanim zostanie pokochany.
— Papież Jan Paweł II ostrzegał przed interpretowaniem miłosierdzia jako wyniosłego litowania się nad grzesznikiem. Dlaczego?
To bardzo potrzebna przestroga świętego Papieża Polaka, gdyż wyniosłe litowanie się nad grzesznikiem to zaprzeczenie miłosierdzia. Takie niby-miłosierdzie to w rzeczywistości zamaskowana forma okrucieństwa. Wyniosłe litowanie się ma miejsce wtedy, gdy wprawdzie komunikujemy komuś nasze przebaczenie, ale czynimy to w sposób, który tę drugą osobę upokarza, poniża. Wyniosłe litowanie się to okazywanie błądzącemu przebaczania nie dlatego, że go kochamy i że z szacunkiem dostrzegamy jego nawrócenie, lecz wyłącznie dlatego, że mamy taki gest. Wyniosłe litowanie się nad grzesznikiem ma jeszcze drugie oblicze. Chodzi o sytuację, w której komunikujemy nasze przebaczenie, lecz nie wierzymy w przemianę grzesznika ani do takiej przemiany go nie mobilizujemy. Przekreślamy wtedy jego podobieństwo do Boga. Sugerujemy, że ktoś taki został stworzony jako człowiek drugiej kategorii, który jest całkowicie zdany na nasze miłosierdzie, gdyż sam nie jest zdolny do stawania się coraz bardziej Bożą wersją samego siebie.
— Czy Ksiądz uważa, że każdy z nas potrzebuje doświadczenia miłosiernej miłości Boga i miłosiernej miłości ludzi? Czy dopiero wtedy, gdy będziemy czuli się w taki sposób kochani i gdy w taki sposób sami będziemy potrafili kochać, będziemy szczęśliwi?
Tak właśnie uważam. W odniesieniu do nas, ludzi, nie istnieje inna forma miłości niż miłość miłosierna. To nie przypadek, że na początku każdej Mszy św. wołamy: „Panie, zmiłuj się nad nami!”. To także nie przypadek, że w modlitwie „Ojcze nasz” Jezus wyjaśnia, iż możemy oczekiwać od Boga miłosierdzia na tyle, na ile my sami przebaczamy naszym winowajcom. Tylko ci potrafią przyjmować miłosierną miłość od Boga, którzy w subtelny i jednocześnie mądry sposób okazują miłosierną miłość swoim bliźnim.
* * *
Ks. dr Marek Dziewiecki. Duszpasterz rodzin i popularny rekolekcjonista, psycholog, terapeuta uzależnień
Agnieszka Porzezińska. Dziennikarka, scenarzystka, w TVP ABC prowadzi program „Moda na rodzinę”
opr. mg/mg