Każdy może być święty

Historia każdego świętego warta jest opowiedzenia. To naprawdę byli ludzie niezwykli, a ich życie może być umocnieniem naszej wiary. Rozmowa z ks. Bogusławem Turkiem, podsekretarzem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych

Każdy może być święty

Z ks. dr. Bogusławem Turkiem CSMA, podsekretarzem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, rozmawia Krzysztof Tadej, dziennikarz TVP

KRZYSZTOF TADEJ: — W Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych analizuje Ksiądz dokumentację dotyczącą wszystkich kandydatów na świętych z całego świata. Która ze spraw z ostatnich lat wywarła na Księdzu szczególne wrażenie?

KS. DR BOGUSŁAW TUREK CSMA: — Każda z postaci, która zostaje uznana za świętą, to osoba wyjątkowa i każda jest wielkim skarbem Kościoła. Są one wynoszone do chwały ołtarzy, żeby pokazać bogactwo ich codziennego życia: jak można pięknie żyć, jakich dokonywać wyborów i jakich bronić wartości. 
Gdy czytam dokumentację procesową różnych spraw, bardzo wzruszają mnie historie męczenników. Spośród wielu wspomnę tutaj o męczeństwie Albanki Marii Tuci, która była postulantką w zakonie franciszkanek. Miała 21 lat, gdy została aresztowana przez władze ze względu na wyznawaną wiarę. W 1950 r. jeden z szefów partii komunistycznej chciał ją wykorzystać seksualnie. Maria skutecznie broniła cnoty czystości. Tak była wychowana i tak wynikało z jej religijnych przekonań. Wtedy wspomniany szef powiedział, że doprowadzi ją do takiego stanu, że nikt jej nie pozna. I ta młoda, piękna kobieta została rozebrana i wrzucona do worka z kotami. W ten worek uderzano wielokrotnie kijami, a później ledwie żywą Marię przewieziono do szpitala. Miała zdeformowaną twarz i całe ciało podrapane przez koty. Gdy do szpitala przyjechały jej znajome oraz rodzina, to nie mogli odnaleźć Marii. Nawet gdy przechodzili obok łóżka, na którym leżała, nie została rozpoznana. Tak spełniły się słowa oprawcy, że nikt jej nie pozna. Wkrótce zmarła w wyniku tych tortur. Została beatyfikowana 5 listopada 2016 r. w Szkodrze. 
Inną postacią, której życie bardzo mnie poruszyło, jest kard. François Xavier Nguyen văn Thuân.

— Wietnamczyk, człowiek bardzo życzliwy i skromny. Poznałem go w Watykanie kilka miesięcy przed jego śmiercią, na początku 2002 r.

— Jego życie było naprawdę niesamowite. W 1975 r. został arcybiskupem, ale nie mógł pełnić swoich obowiązków, ponieważ został aresztowany. W Wietnamie przebywał w więzieniu bez procesu i wyroku aż 13 lat, w tym przez 9 lat w całkowitym odosobnieniu. Pomimo cierpień nigdy nie stracił wiary. Wspominał, że sprawował Eucharystię w celi, używając rąk jako kielicha mszalnego i pateny. Na jednej dłoni miał kilka kropel wina, na drugiej kawałeczek chleba. Jego niezachwiana wiara w Pana Boga spowodowała, że nawracali się ci, którzy go uwięzili. 
Inny przykład dotyczy trojga dzieci z Meksyku — Cristóbala, Antonia i Juana, którzy będą kanonizowani 15 października br. Ci chłopcy razem z misjonarzami niszczyli wizerunki pogańskich bożków. Jeden z nich, Cristóbal, zniszczył bożki w swoim domu. Pomimo gniewu ojca nie ugiął się i nie wyrzekł się wiary. Po tym jego ojciec go zamordował.

— Wstrząsające przykłady.

— Kościół wskazuje, że są dwie drogi do świętości: jedna to droga męczeństwa, druga — heroiczności cnót. 
Podstawą każdego męczeństwa jest śmierć, którą ktoś dobrowolnie przyjął i poniósł ze względu na wyznawaną wiarę. Nie ogłasza się męczennikami osób, które oddały życie w walce o jakieś idee, poglądy społeczne czy polityczne. Męczennicy nie wyrzekają się wiary, często stają w jej obronie i są zabijani. Jedni ponoszą śmierć od razu, inni umierają po jakimś czasie w wyniku zadanych przez oprawców tortur i cierpień. 
Druga droga do świętości to realizowanie cnót chrześcijańskich w stopniu heroicznym.

— Święty to nadzwyczajny człowiek?

— Świętość to nie jakiś klub, w którym członkostwo jest zarezerwowane tylko dla jakiejś elity. Świętość jest drogą dla wszystkich. Każdy może być święty! W większości przypadków nie polega to na jakiejś nadzwyczajności. Jeśli poznamy życie świętych, dawnych i współczesnych, to zobaczymy, że obok biskupów, księży i osób konsekrowanych są również matki, ojcowie, świeccy wykonujący różne zawody. Co ich wyróżniało? Przede wszystkim traktowanie Ewangelii na serio. Codziennie byli wierni Ewangelii. 
Czasami mówi się o świętych, że są trudnymi ludźmi. W społeczeństwie, w którym np. zanika poczucie grzechu, gdzie jest przyzwolenie na zło, osoba święta staje się niewygodna. Bo jest radykalna i jednoznacznie mówi o tym, co jest dobre, a co złe. Co jest grzechem, a co nim nie jest. I my, będąc powołani do świętości, też powinniśmy być jednoznaczni i radykalni w swoich wyborach oraz zachowaniach. Chodzi np. o odrzucenie grzechu. Tu nie może być mowy o kompromisach.

— Jedną z najkrótszych, ale chyba najpiękniejszych definicji świętości wypowiedział Jan Paweł II. Kiedyś stwierdził: „Świętość to miłość!”.

— Podstawą każdej oceny kandydatów do beatyfikacji lub kanonizacji jest to, jak realizowali przykazanie miłości Boga i bliźniego. W życiu świętych widzimy, że bardzo kochali Pana Boga i jednocześnie odczuwali, że Bóg ich kocha. Ta świadomość dawała im siłę w przeżywaniu codziennych obowiązków. Z tej głębokiej relacji wynikała miłość do bliźnich. Święty to nie osoba, która przeżywa swoją świętość sama ze sobą. To osoba otwarta na innych, dostrzegająca potrzeby bliźnich i pomagająca innym na tyle, na ile może, a nieraz nawet ponad to, co po ludzku wydaje się niemożliwe. 
Należy dodać, że święty to nie „chodzący ideał” przez całe życie, to nie osoba doskonała pod każdym względem. Ale wyróżnia go to, że właśnie z miłości do Pana Boga stale dąży do tej doskonałości.

— Nieraz słyszymy opinie o kimś jeszcze żyjącym: „To święty człowiek!”. Co dokładnie oznacza świętość według Kościoła katolickiego?

— O świętości Kościół katolicki orzeka po śmierci konkretnej osoby. Mam na myśli tzw. świętość kanonizowaną, tzn. taką, którą Kościół przez beatyfikację i kanonizację pragnie ukazać wiernym. W pewnym sensie w Pańskim pytaniu zawarta jest część definicji świętości. Chodzi o przekonanie ludzi, że ktoś żył jak święty, czyli był ściśle zjednoczony z Panem Bogiem, czynił dobro itd. Ten podziw dla konkretnej osoby nazywamy opinią świętości („fama sanctitatis”). To jeden z podstawowych elementów potrzebnych do rozpoczęcia procesu kandydata do chwały ołtarzy. Jego celem końcowym, po dość złożonej procedurze, jest doprowadzenie do beatyfikacji, a później kanonizacji tej osoby.

— Jakie jest precyzyjne rozróżnienie między beatyfikacją i kanonizacją? Nieraz słyszymy opinie, że beatyfikacja związana jest z publicznym kultem o charakterze lokalnym, np. w diecezji, a kanonizacja — z kultem powszechnym. Ale przecież mamy męczenników zamordowanych w Peru w 1991 r., których kult był rozpowszechniony nie tylko w jednej diecezji, a w Polsce i w Peru. Kult innej wspaniałej postaci — ks. Władysława Bukowińskiego był rozpowszechniony w Polsce, na Ukrainie i w Kazachstanie.

— Należy odwołać się do historii. Jak zrodziła się beatyfikacja? W pewnym momencie, w XV i XVI wieku, Kościół doszedł do przekonania, że cały proces uznania kogoś za świętego trwa bardzo długo i dlatego, w oczekiwaniu na końcową kanonizację, pozwalał na kult publiczny lokalny.

— Nieraz na kanonizację czekano kilka wieków.

— Tak, to prawda. Dlatego więc to lokalne potwierdzenie świętości i pozwolenie na ograniczony kult nazwane zostało beatyfikacją. Beatyfikacja była momentem przejściowym w ogłoszeniu kogoś świętym. I tak zostało do dzisiaj. To jest istotny element różnicy między beatyfikacją a kanonizacją. Tylko kanonizacja jest definitywna i jej konsekwencją jest kult danej osoby w Kościele powszechnym. 
Inna różnica między beatyfikacją i kanonizacją dotyczy tego, że aktu kanonizacji dokonuje tylko papież, ponieważ jak twierdzi większość teologów, związana z nim jest nieomylność papieska. 
W przypadkach dwóch franciszkanów konwentualnych: o. Michała Tomaszka i o. Zbigniewa Strzałkowskiego, a także ks. Władysława Bukowińskiego — chociaż ich kult rozwija się w kilku krajach, to jednak nadal uważany jest on za lokalny, ponieważ dotyczy ograniczonych środowisk (franciszkanów, Polaków, Peruwiańczyków, katolików z Kazachstanu). Jeśli natomiast w przyszłości zostaną kanonizowani, ich kult będzie obowiązywał w całym Kościele.

— Czyli można mieć nadzieję, że będą w niedalekiej przyszłości kanonizowani?

— Można powiedzieć, że droga do kanonizacji ma swój początek w chwili rozpoczęcia procesu stwierdzania ich świętości. Celem procesu jest zawsze kanonizacja, a nie beatyfikacja, która jest etapem przejściowym. Miejmy więc nadzieję, że również w przypadku o. Michała, o. Zbigniewa i ks. Władysława nastąpi to w przyszłości. 
Myśląc o wielu procesach, muszę, niestety, stwierdzić, że ich promotorzy zadowalają się często tylko beatyfikacją i później nie są już tak aktywni jak wcześniej. Choć, co podkreślam, ta sytuacja nie dotyczy procesów męczenników zamordowanych w Peru i ks. Władysława Bukowińskiego. Zainteresowanie osób bezpośrednio odpowiedzialnych za ich przebieg jest żywe i stałe.

— W większości przypadków do uznania kogoś za świętego potrzebny jest cud...

— ...czyli nadzwyczajna ingerencja Pana Boga. Najkrócej mówiąc, cudem jest to, co wykracza poza prawa natury, a przyczynę tego odnajdujemy jedynie w działaniu Boga. Cud potrzebny jest zarówno przy beatyfikacji, jak i przy kanonizacji wyznawców, czyli osób, które Kościół wynosi do chwały ołtarzy na drodze heroiczności cnót. W przypadku męczenników cud potrzebny jest natomiast tylko do ich kanonizacji.

— Na jakiej podstawie kongregacja stwierdza, co jest cudem, a co nim nie jest?

— Precyzyjne kryteria zostały ustalone już w XVII wieku przez papieża Benedykta XIV. Cud musi zostać udowodniony. W przypadku uzdrowień muszą one być nagłe, trwałe, całkowite i niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia. Cudu może dokonać tylko Pan Bóg, wysłuchawszy próśb wiernych, którzy modlą się za wstawiennictwem konkretnego kandydata do chwały ołtarzy.

— Cudowne zdarzenia brane pod uwagę w procesach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych nie dotyczą tylko uzdrowień.

— Są też inne cudowne wydarzenia. Każdy przypadek, który wykracza poza prawa natury i który może zostać odpowiednio wykazany na podstawie zeznań i dokumentacji, może być brany pod uwagę jako cud w sprawach kanonizacyjnych. Przytoczę tutaj cud, który nastąpił w Mozambiku, gdy w kościele otoczonym przez wojsko zostało zamkniętych 250 osób. Był straszliwy upał, który dochodził do 40°C. Ludzie nie mieli możliwości wyjścia z kościoła i korzystali przez 3 dni z wody znajdującej się w chrzcielnicy. Mieściło się w niej 6-7 l i pomimo że uwięzione osoby ciągle z niej korzystały, poziom wody pozostawał taki sam.

— Ile obecnie spraw z całego świata rozpatruje Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych?

— Mamy obecnie ok. 3 tys. spraw. Jedna sprawa może dotyczyć jednej osoby lub np. dużej grupy męczenników. Polska jest trzecim krajem pod względem liczby rozpoczętych procesów, których dokumentacja znajduje się w kongregacji.

— Wielu Polaków czeka na wyznaczenie daty kanonizacji ks. Jerzego Popiełuszki, a także na beatyfikację np. prymasa kard. Stefana Wyszyńskiego i pielęgniarki Hanny Chrzanowskiej.

— Większość wymienionych spraw jest w toku. Dokumentacja dotycząca sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego jest rozpatrywana merytorycznie przez różne gremia Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, w sprawie ks. Jerzego Popiełuszki został przedstawiony cud i w tej chwili podlega on ocenie lekarzy. Tak więc sprawy te są nadal w toku i ponieważ nie można przewidzieć wyniku poszczególnych etapów, trudno jest mówić o ewentualnych datach beatyfikacji czy kanonizacji. 
Jeśli chodzi o proces Hanny Chrzanowskiej, to 7 lipca 2017 r. Ojciec Święty zatwierdził dekret o cudzie. Tym aktem zakończyły się pozytywnie wszystkie etapy niezbędne do jej beatyfikacji. Teraz abp Marek Jędraszewski, jako metropolita krakowski, może zwrócić się do papieża Franciszka z prośbą o beatyfikację, a także zaproponować datę i miejsce tej ceremonii.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama