Czerwony, zimny i święty

Zakonnica dominikańska opowiada mnichom z zakonu trapistów o rodzajach gniewu

Czy widzieliście bądź słyszeliście mnicha lub mniszkę w gniewie? Nie! Nigdy! Powiecie mi, że to niemożliwe. Czy słyszeliście Boga w gniewie? Na to pytanie nie potraficie mi odpowiedzieć, prawda? A przecież Biblia mówi o gniewie Boga. Zapytajmy więc: czy istnieją mnisi i mniszki, którzy wpadają w gniew? Jeśli tak, to jaki to jest rodzaj gniewu? Dlaczego grupa mnichów zwraca się z prośbą do zakonnicy, aby przez cztery dni mówiła im o gniewie?

Jeśli mężczyzna (lub kobieta) chce zrozumieć gniew Boga w Biblii, musi przejść najpierw przez zrozumienie własnego gniewu, czerwonego lub białego, gniewu czarnego lub zimnego, zanim dotrze na drugi brzeg, ten, na którym jest słuszny gniew.

Gniew czerwony (lub czarny) jest banalny, pospolity i dotyczy nas wszystkich, być może w większym stopniu mężczyzn, niezależnie od tego, czy są mnichami, księżmi, zakonnikami, kawalerami czy ojcami rodziny. Ten gniew to wrzenie i brak umiaru, sprawia, że tracimy twarz, i nas oszpeca: stajemy się czerwoni albo wręcz wychodzimy z siebie ze złości. Co się stało, że znaleźliśmy się w tym stanie? W większości przypadków nic szczególnego. Gdzie zatem mamy szukać źródeł tego destrukcyjnego zachowania? W nas samych.

Posłużmy się przykładem: dwie osoby w samochodach widzą, że inny kierowca zajmuje miejsce parkingowe, na które czekały i którego pożądały; pierwsza nie reaguje i zachowuje spokój, druga zaczyna obrażać kierowcę obelżywymi słowami, a może nawet rzuca się na niego.

Stanowisko ojców Kościoła odnośnie do tej kwestii jest kategoryczne: źródło złości jest w człowieku, nigdy nie bierze się ona z przyczyny zewnętrznej. Powodów złości należy szukać w nas samych, w naszym wewnętrznym stanie frustracji, oczekiwania lub cierpienia. To my jesteśmy odpowiedzialni za nasz gniew.

Gniew zimny (lub biały) jest prawie niewidoczny, nie widać go, ale słychać: wyraża się w słowach ironicznych, szyderczych, zjadliwych, oszczerczych, pełnych potwarzy, zawiści lub zazdrości. Niech przykładem będzie zebranie rodzinne po podziale spadku świeżo zmarłych rodziców; przypomnijmy sobie wypowiadane przy tej okazji słowa. Źródło tego gniewu nigdy nie znajduje się w drugim człowieku, ale w naszym wnętrzu, w tym zawiłym sposobie, w jaki pożądamy tego, co ma, i tego, kim jest drugi, w naszym skomplikowanym, chorym i obolałym sercu.

Dlaczego mnisi poprosili zakonnicę, by im mówiła o gniewie? Może dlatego, że widzą wszystkie jego odmiany w swoim klasztorze, a przede wszystkim dlatego, że są mężczyznami pokornymi i autentycznymi.

Mężczyznami, którzy — jak każdy z nas — doznają i padają ofiarą gniewu własnego i swoich braci, są ludźmi, którzy chcą go pokonać i dotrzeć na drugi brzeg gniewu. Ludźmi, którzy chcą wejść do królestwa niebieskiego, o którym Jezus mówi, że «doznaje gwałtu, a zdobywają je ludzie gwałtowni» (Mt 11, 12).

Święty gniew bądź gniew świętych jest nam bliższy niż gniew Boga; wyjaśnia nam to, co prorocy starali się przekazać na ten temat w Biblii. Pamiętamy, jak papież Jan Paweł II na Sycylii, w Agrigento, wybuchnął gniewem przed tysiącami wiernych tam zgromadzonych i oglądających go w telewizji: wskazał palcem, potępił, oskarżył, ostro zaatakował tych, którzy zabijają dla pieniędzy, którzy tworzą organizacje przestępcze: «Sycylijczycy są ludźmi kochającymi życie i dającymi życie. Nie mogą żyć pod nieustanną presją cywilizacji sprzecznej z tym duchem, cywilizacji śmierci. (...) zwracam się do ludzi odpowiedzialnych za tę sytuację: nawróćcie się! Kiedyś wybije godzina sądu Bożego» (9maja 1993 r.). Gniew porywczy, silny, żywy, gniew miłości w obliczu niesprawiedliwości. Tak pisze Karol Wojtyła w jednym z wierszy: «Im większy Gniew / Tym mocniej wybucha Miłość. / Gniew człowieka na samego siebie / Człowieka na innego człowieka / Człowieka na świat. / Gniew wyzwala moce Miłości».

Gniew miłości przychodzi na świat wśród jęków i w bólach podobnych do bólu rodzącej kobiety. Czy to z tego powodu mnisi poprosili zakonnicę, by mówiła do nich na tak delikatny temat? Może.

Jednak mnisi, którzy się do mnie zwrócili, są niezwykli: należą do zakonu cystersów ściślejszej obserwancji. I otóż od kilku lat opaci i opatki tego zakonu z całego świata gromadzą się razem — nie osobno, jak w przypadku większości zakonów — na kapitułach generalnych. Mnisi i mniszki, opaci i opatki poznają się, pracują razem i wspólnie opracowują swoje konstytucje. Ta zinstytucjonalizowana komplementarność jest wyjątkiem w świecie monastycznym. W całkiem naturalny sposób mnisi zaczęli spotykać się i dialogować z żeńską gałęzią zakonu trapistów. I w równie naturalny sposób zwrócili się do zakonnicy, by omówiła z nimi tak delikatny temat, jakim jest gniew. I też w sposób naturalny opat tego klasztoru powiedział mi na koniec rozmowy: «Mam nadzieję, że następnym opatem generalnym będzie opatka».

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama