Letnie serce - brak życiowego zaangażowania i duchowej motywacji - to stan bardzo groźny dla każdego! Sprawia, że życie toczy się obok nas, a wygoda staje się ważniejsza niż rozwój
„Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” (Ap 3, 15n) — mówi Bóg. Pokusa letniego serca jest najbardziej niebezpieczna ze wszystkich pokus. Dlaczego?
Na czym polega podstępne działanie złego ducha? Podsuwa nam on pozorne dobro jako dobro prawdziwe i czyni to na pozór logicznie. Warto mieć tego świadomość i pamiętać o tej jego strategii, aby móc skutecznie mu się przeciwstawić. Nasz przeciwnik jest inteligentny i przebiegły, dlatego nie atakuje od razu, ale stara się nas przekonać, że jest naszym sprzymierzeńcem. Przyłącza się do nas, wchodzi w dialog, wyraża „niby współczucie”, żeby uśpić naszą czujność i ostatecznie przeprowadzić swoje plany. Mistrzowie duchowi, jak chociażby św. Ignacy Loyola, wyraźnie nas przed tym przestrzegają.
Następnie, gdy oswoimy się z obecnością złego ducha, zaczyna on nam podsuwać pokusę, ale robi to również umiejętnie, aby nas nie spłoszyć. Dobrze wie, że człowiek ma w swoim wnętrzu wpisane dążenie do prawdy, dobra, szczęścia i piękna. Dlatego pokusę prezentuje tak, by sprawiała wrażenie prawdy, dobra, szczęścia i piękna.
W przypadku pokusy odkładania przez nas dobrego działania na później lub zniechęcenia nas w ogóle do czynienia dobra, może to przebiegać na wiele sposobów. Niżej kilka przykładowych tego scenariuszy.
Pierwszy sposób polega na tym, że w czynieniu dobra nie musisz się spieszyć, a nawet lepiej czyń wszystko „rozważnie i solidnie”, czyli odkładaj czynienie dobra na „wieczne jutro”. Rzeczywiście, nieustanny pośpiech w życiu, również w modlitwie, nie jest wskazany, gdyż będzie owocował powierzchownością. Brak pośpiechu jednak nie może oznaczać ciągłego odkładania decyzji. Ostatecznie musimy podejmować decyzje i brać odpowiedzialność za swoje życie, gdyż brak decyzji zatrzymuje nas na drodze wiary.
Drugi scenariusz ukazuje, że bieżące sprawy, prace są pilniejsze niż kwestie duchowe, dlatego najpierw nimi się zajmij, a dopiero później przyjdzie czas na sprawy duchowe, które nie są już takie pilne, bo przecież ważna jest „właściwa hierarchia spraw”. Faktycznie, istnieje hierarchia spraw, ale trzeba zwracać uwagę najpierw na sprawy ważne, a niekoniecznie pilne. Do takich bardzo ważnych spraw, a niekoniecznie pilnych należy modlitwa i inne praktyki duchowe.
Kolejny sposób kuszenia podpowiada, że teraz, gdy jesteś młody i silny, nie ma czasu na sprawy duchowe, a „przyjdzie na to czas”, gdy się zestarzejesz. Ale, po pierwsze, nikt ci nie zagwarantuje, że dożyjesz starości. Po drugie, w starości zazwyczaj utrwalają się te wartości, jakimi człowiek żyje wcześniej. W starości utrwala się też jego wcześniejszy styl życia.
Czwarty scenariusz przedstawia bezowocność wysiłków — „Tyle razy się starałeś i nic z tego nie wyszło, dlatego nie ma po co się wysilać”. W sporcie, w rozwijaniu różnych umiejętności w codziennym życiu, niekoniecznie od razu musimy widzieć efekty naszych wysiłków. Niekiedy inwestujemy przez dłuższy czas, a owoce przychodzą po latach. Tak się dzieje również w sprawach wiary, gdzie postęp jest dziełem Bożym, a wysiłek podejmowany ze strony człowieka stanowi wyraz jego współpracy z Bogiem.
Kolejną odmianę omawianej pokusy można sformułować następująco: nie bądź taki nadzwyczajnie „święty”, gdyż nie jest to właściwe, bądź raczej „normalny”, czyli przeciętny. A my, wręcz przeciwnie, jesteśmy wezwani przez Boga do „normalności”, która jest świętością: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty” (Kpł 19, 1). Owszem, chodzi o to, by nie mylić świętości z jakimiś spektakularnymi działaniami i skupieniem się na sobie, zamiast na Bogu. Byłoby to przeciwieństwem prawdziwej świętości: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3, 30).
Każda z powyższych odmian pokusy ma ostatecznie zatrzymać człowieka na drodze wiary i spowodować jego zgodę na przeciętne, powierzchowne życie.
Tymczasem w natchnionym tekście czytamy: „Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić [wypluć, zwymiotować] z mych ust” (Ap 3, 15n). Spośród różnych pokus najbardziej niebezpieczna jest pokusa letniego serca. Dlaczego? Letnie, wystudzone serce stanowi wielkie zagrożenie dla całego życia człowieka, także jego życia wiecznego.
W literaturze duchowej spotykamy na ową letniość specjalne określenie — acedia, która jest swego rodzaju duchowym paraliżem i zaniechaniem dobra. Ktoś może początkowo być bardzo gorliwy i radykalny, ale stopniowo rezygnuje z czujności, wysiłku i wierności na rzecz przeciętnego, wygodnego, przyjemnego życia. Pokusa może przedstawiać się — jak o tym była mowa wyżej — albo w postaci „bycia normalnym”, albo „nieprzesadzania”, albo „bycia jedynie przyzwoitym”, albo „wszystko w swoim czasie”, albo „bez nadmiernego wysiłku”. Niekiedy identyfikuje się acedię z kryzysem życiowego półmetka, gdy przychodzi zmęczenie, gdy obserwujemy niewielkie owoce naszych dotychczasowych działań, gdy atakuje nas rutyna i zmysłowość. Jednak acedia może nas tak naprawdę dopaść na każdym etapie życia.
Lepiej bronić się przed pokusą i stawiać jej czoło w imię Boże i mocą Bożą, niż wydostawać się z bagna grzechu. Aktualna jest w tym przypadku medyczna retoryka: lepsza profilaktyka niż leczenie. Warto odwoływać się do motywów wiary, nasłuchiwać głosu samego Boga. Z pomocą przychodzi nam natchniony tekst św. Pawła z Listu do Rzymian, jak rozpoznawać wolę Bożą — „co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (Rz 12, 2), by ją konsekwentnie podejmować.
Dokonując codziennych wyborów, warto rozeznawać: czy jest to obiektywne dobro, czy tylko jego pozory? Warto zadawać sobie pytanie: na ile Panu Bogu może się podobać moja decyzja? Wreszcie: co jest tym większym dobrem? Należy pamiętać, że to, co było większym dobrem wczoraj, nie musi być nim dzisiaj. Potrzebna jest w tym względzie czujność, twórcze podejście do życia i odwaga. Przykładowo większym dobrem dawniej był pewien rodzaj pracy lub apostolstwa albo modlitwy, a teraz Pan Bóg chce kogoś poprowadzić dalej i wyrwać z rutyny, dając nowe wyzwania. Ważne, aby to rozeznanie, zwłaszcza w istotnych kwestiach, było dodatkowo, zewnętrznie potwierdzone przez Kościół, choćby w kierownictwie duchowym.
Co robić, gdy jednak ulegaliśmy pokusie acedii przez dłuższy czas? Nawrócenie zawsze jest możliwe, choć lepiej nie odkładać go na „święty nigdy”. Od czego trzeba zacząć?
Pierwszą rzeczą jest przyznanie się, że uległem tej pokusie i tkwię w swoistym paraliżu i niemożności działania. Drugim krokiem jest uznanie własnej bezradności wobec tego grzechu „letniego-wystudzonego serca”. Kolejnym — zwrócenie się z ufnością do Boga z wołaniem o ratunek: „Panie, ratuj, giniemy!” (Mt 8, 25). Istnieje niebezpieczeństwo skupienia się wyłącznie na sobie, zamknięcia w sobie i wpadnięcia w czarną dziurę smutku oraz beznadziejności. Lekarstwem na to jest nabranie właściwego dystansu, odkrycie na nowo smaku życia w komunii z Bogiem, życia prawdziwie ewangelicznego, oddanego Bogu i ludziom, ofiarnego — „więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20, 35).
Należy też wyciągać wnioski na przyszłość i uczyć się na błędach. Nie jest największą tragedią popełnić błąd, ale powielać błędy i w nich tkwić. Jeśli uczymy się na błędach, to ostatecznie nasz grzech może się okazać „błogosławioną winą” — jak śpiewamy w orędziu paschalnym (Exsultet). Jeśli właściwie reagujemy na pokusę i grzech, to zyskujemy potrzebne doświadczenie na przyszłość. Poznajemy strategię złego ducha, uświadamiamy sobie swoje słabe punkty, które może on atakować, a dzięki temu zyskujemy narzędzie do opracowania nowej strategii w duchowej walce.
Pomocą w ożywieniu motywacji do dobrego działania może też być poznawanie świętych, zwyczajnych ludzi angażujących się w nadzwyczajny sposób w swoje życie, i zaprzyjaźnienie się z nimi. Wielu z nich przeżywało podobne do naszych upadki i zwątpienia, a przecież Bóg pozwolił im przezwyciężyć te pokusy i podjąć ofiarną miłość. Obcowanie ze świętymi może obudzić w nas głębsze, duchowe pragnienia i stać się siłą napędową do życia bardziej ewangelicznego.
* * *
Warto nie przegapić tej chwili, którą Bóg nam daje obecnie — „czas jest krótki” (1 Kor 7, 29). Nie mamy już wpływu na przeszłość, nie nadeszła jeszcze przyszłość, ważne jest tu i teraz. Od tego, na ile uczymy się od przeszłości i jak przeżywamy tu i teraz, zależy nasze jutro.
Pytania:
1. Gdzie jest twój słaby punkt?
2. Czy przeżyłeś już jakiś rodzaj acedii? Co to było i jak Pan Bóg wyprowadził cię z tej pułapki?
3. Jaką decyzję dzisiaj powinieneś podjąć, aby uniknąć letniości i zniechęcenia?
opr. mg/mg