Porzuć swoją przeszłość czyli o uzdrowieniu pamięci - fragmenty
VEUX-TU GUÉRIR?
© Éditions du Cerf
© dla polskiej edycji: LIST, Kraków 2004
ISBN 83-913496-6-7
Stowarzyszenie LIST
ul. Dominikańska 3/12, 31-043 Kraków
tel./fax: 012 423 11 99
e-mail: stow@list.media.pl
http://www.list.media.pl/
Przełożyła:
Zofia Pająk
Redakcja:
Elżbieta Konderak
Opracowanie graficzne, okładka:
Krystyna Dylik
LISTOWA BIBLIOTEKA tom 12
Są takie słowa Pisma Świętego, które warto wielokrotnie rozważać. Na przykład ten fragment z Listu św. Pawła do Efezjan: trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości . (Ef 4, 22-24)
Pierwszym krokiem na drodze uzdrowienia jest uświadomienie sobie tego, czego nam w życiu brakowało i rezygnacja z nieustannego domagania się zadośćuczynienia. Terapeuta postawiłby nam takie pytania:
— Czy jesteś gotów odbyć żałobę po miłości rodzicielskiej, której nie otrzymałeś, chociaż tak bardzo jej pragnąłeś?
— Czy jesteś w stanie stanąć wobec rodziców i zachować spokój?
— Czy potrafisz pogodzić się z tym, że ojciec nie obdarzył cię taką miłością, jakiej miałeś prawo od niego oczekiwać?
— Czy umiałbyś opowiedzieć, w jaki sposób rodzice cię skrzywdzili, co pomogłoby ci porzucić przymus ciągłego wspominania trudnych chwil, w których brakowało ci miłości, i zacząć żyć nowym życiem?
Jeśli uda nam się znaleźć odpowiedzi na te pytania być może spojrzymy na siebie innymi oczami: pełnymi miłości oczami Pana Boga, który nigdy nas nie osądza i nie potępia. Właśnie tak spogląda na nas Bóg.
Czy pamiętacie, w jaki sposób Jezus ocalił Marię Magdalenę? Otóż, spojrzał na nią z miłością i przemówił do jej serca. Jej nawrócenie miało początek w Chrystusowym spojrzeniu. Potem Maria Magdalena, podobnie jak i my, potrzebowała czasu, żeby oczyścić swoje serce. Ewangelista zanotował, że Jezus wypędził z niej aż siedem złych duchów. A jednak to ona, ta „nic nie warta kobieta” poszła za Nim aż do stóp krzyża, gdzie nie odważyli się pójść Jego uczniowie.
A pamiętacie, jak było z Zacheuszem? Był niskiego wzrostu więc wszedł na drzewo, żeby zobaczyć Jezusa. Pan zatrzymał się, spojrzał w górę, rozpoznał go i zwrócił się do niego po imieniu: „Zacheuszu zejdź szybko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu” . Jezus go rozpoznał, to znaczy zobaczył w nim człowieka i przyjaciela, a nie poborcę podatków. W tamtej chwili Zacheusz został ocalony. Poczuł się kochany. Jezus nie zganił go i nie wyjawił od razu całej prawdy o nim. Wystarczyły te słowa: dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. Zacheusz zrozumiał i odpowiedział pospiesznie: Panie, oto połowę majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. (Łk 19, 8)
Czyjeś spojrzenie lub słowo może sprawić cud — może zrodzić do nowego życia. A jednak nie wszystkim udaje się zobaczyć siebie samego w Bożym spojrzeniu. Bogaty młodzieniec uważał, że przestrzega wszystkich przykazań. Jezus powiedział do niego: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” Lecz on spochmurniał na te słowa, miał bowiem wiele posiadłości (Mk 10, 21-22) i odszedł. A mimo to Jezus kochał bogatego młodzieńca, który posiadał tak wiele, że nie był w stanie pójść za Nim. Trzeba przyznać, że tak po ludzku patrząc, ten młodzieniec to był porządny człowiek: nie grzeszył i czynił dobro. „Porządni ludzie nie należą do skąpanych w łasce” — powie Péguy. Jezus nie udzielił nagany młodzieńcowi. Wyraził jedynie żal: Jak trudno... Kiedy zaniepokojeni Apostołowie zadawali Mu pytania: Któż więc może się zbawić? odpowiedział: U ludzi to jest niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe. (Mk 10 26-27) On kochał tego młodzieńca — spojrzał na niego i już na zawsze go pokochał.
Każdy z nas jest inny. Nie musimy naśladować we wszystkim św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Nie powinniśmy pragnąć tego, co mają inni. Może się zdarzyć, że chrześcijanin zazdrości komuś darów duchowych. To nie ma sensu — każdy z nas jest inny i ma inne dary. Jeśli nie przestaniemy porównywać się z innymi, nigdy nie dowiemy się, kim naprawdę jesteśmy i nie znajdziemy swojego miejsca w życiu. To był właśnie błąd Kaina: Gdy po niejakim czasie Kain składał dla Pana w ofierze płody roli, zaś Abel składał również pierwociny ze swej trzody i z ich tłuszczu, Pan wejrzał na Abla i na jego ofiarę; na Kaina zaś i na jego ofiarę nie chciał patrzeć. (Rdz 4, 3-5)
Kain i Abel mieszkali razem. Radowali się Bożą obecnością. Rozmawiali z Bogiem jak z przyjacielem. Niczego im nie brakowało. Gdyby Kain kochał brata, cieszyłby się jego szczęściem. Powiedziałby: „Bóg jest dobry, bo przyjął twoją ofiarę!” Kain jednak nie kochał brata. Bóg zwraca się do Kaina, usiłując zatrzymać go i sprowadzić na dobrą drogę: Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twoja twarz jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną. (Rdz 4, 6-7) To tak, jakby mówił: „Popatrz mi w oczy. Zobacz, że cię kocham i przestań się bać. Jeszcze nie wszystko stracone, bo Ja jestem przy tobie. Grzech cię osacza jak dzikie zwierzę i musisz się z nim zmierzyć”. Bóg nie potępia, nie udziela nagany. Przypomina o prawie człowieka do wyboru. Kain może wciąż wybrać miłość zamiast nienawiści. Ale zatyka uszy, by nie słyszeć Bożego wezwania. Wybiera nienawiść i zdradza brata podwójnie, w myślach i uczynkach. Mówi do Abla: Chodźmy na pole i już wie, że go zabije.
Zastanawianie się nad darami, które otrzymali inni, prowadzi do zawiści. Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy, to On obdarzył nas tymi możliwościami, które mamy. Zaufajmy Mu.
Wcześniej czy później walka duchowa zaczyna drażnić nasze zranienia. Boleśnie doświadcza tego Jakub. Po powrocie z polowania Ezaw jest tak głodny, że odstępuje mu pierworodztwo za miskę soczewicy. Wkrótce Jakub, który podstępnie zdobywa również ojcowskie błogosławieństwo przeznaczone dla Ezawa, musi uciekać przed gniewem brata. Po długim wygnaniu powraca na ziemię ojców. Boi się spotkania z Ezawem. Wysyła do niego posłów i każe im przekazać słowa: Nabyłem sobie woły, osły, trzodę, sługi i niewolnice. Pragnę więc przez posłów oznajmić o tym tobie, panie mój, abyś mnie darzył życzliwością. (Rdz 32, 6) niepokojem czeka na odpowiedź. Wtedy właśnie ma miejsce owa słynna noc, podczas której zmaga się z aniołem w miejscu zwanym Penuel. Oto Ezaw oczekuje na niego z drugiej strony potoku. Jakub wspomina, jak podstępem wydarł mu błogosławieństwo. Boi się. Mówi do anioła: Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz! (Rdz 32, 27) Walcząc z aniołem walczy z samym Bogiem o błogosławieństwo, czyli walczy o swoje życie. Pragnie dowiedzieć się czy Bóg wybaczył mu krzywdę, jaką zrobił Ezawowi. Jego lęk przed spotkaniem z bratem jest zrozumiały. Ciekawe, że aż dotąd czuł się bezpieczny i nic nie zakłócało jego spokoju. Posiadał żony, dzieci, niewolnice i stada. W ciągu kilku godzin jego bezpieczeństwo legło w gruzach. Przeszłość i teraźniejszość mieszają się teraz w duszy Jakuba — walczy ze sobą, a zarazem z Bogiem.
Podobnie bywa z nami — my również walczymy o Boże błogosławieństwo. I nam również Pan Bóg go nie odmawia. Ale zanim będziemy gotowi je przyjąć, musimy tak jak Jakub zmieszać w sobie przeszłość i teraźniejszość. Tylko w ten sposób staniemy się zdrowi.
Jakub walczy z przeszłością, z bratem i z Bogiem, który wkrótce stanie się prawdziwym Panem jego życia, zarówno jego przeszłości jak i przyszłości. Jeszcze raz wyobraźmy sobie tę noc: tylko potok oddziela braci. Zanim jednak Jakub stanie po drugiej stronie, musi przejść przez swoje Morze Czerwone. Można powiedzieć, że to jego Pascha — przejście. W końcu Pan błogosławi Jakubowi, ale zadaje mu ból. Anioł uderza go w staw biodrowy i odtąd Jakub będzie kulał. To symbol tego, że uzdrowienie pozostawia ślad: Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś.
Jakub nareszcie wolny otrzymuje też nowe imię. Uwolniony od przeszłości, uzdrowiony z dręczącego lęku otwiera się na przyszłość. Bóg uobecnił się w jego życiu i Jakub odnalazł swoją prawdziwą tożsamość. Czuje obecność Boga i odtąd z Nim będzie łączył swoje imię. Uzdrowi relację z bratem i zawrze pokój. Na znak walki z Bogiem i ludźmi będzie kulał przez całe swoje życie. Można zapytać, jak to możliwe: zostaje uzdrowiony, a jednak kuleje, jest zdrowy, ale jednocześnie, w pewnym sensie, „naznaczony”? Ta blizna będzie mu przez całe życie przypominać, że inni również cierpią. Ci, którzy wiele w życiu przecierpieli i doznali uzdrowienia, stają się szczególnie wrażliwi na cierpienia innych. Dlatego mogą im pomóc w przyjęciu uzdrowienia: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana — pisze św. Paweł . Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy.(2 Kor 1, 4-5)
Po uzdrowieniu życie toczy się dalej, ale nie możemy udawać, że nic się nie stało. We wspólnotach odnowy charyzmatycznej często śpiewa się pieśń: „Możesz narodzić się na nowo, możesz wymazać przeszłość i zacząć od zera”. Zmieniłbym słowa „zacząć od zera” na „zacząć od nowa”. Uzdrowienie nie polega na rozpoczynaniu życia od zera. Nie można wymazać przeszłości. Otrzymując łaskę uzdrowienia otrzymujemy nowe życie, stajemy się nowymi ludźmi i w nowy sposób widzimy swoją przeszłość. Próba, której zostaliśmy poddani ogołaca nas, a jednocześnie wzbogaca. Otrzymujemy bogactwo, które nie napełnia pychą, i ubóstwo, które nie napawa lękiem. Jesteśmy silni i, jak Jakub po doświadczeniu Penuel, umocnieni Bożym błogosławieństwem, chociaż kulejący. Jesteśmy jak ktoś, kto po długiej chorobie odzyskał zdrowie, radość życia, przyjemność jedzenia, wąchania kwiatów, spotkań z przyjaciółmi. Taka próba wzmacnia duszę, lecz osłabia ciało. Być może osoba uzdrowiona nie będzie już mogła dźwigać ciężarów, wychodzić wieczorem itp. Rehabilitacja ofiary wypadku drogowego może być uciążliwa, lecz kiedy skutki wypadkuznikają, człowiek odżywa, zaczyna cenić życie i obiecuje sobie, że teraz będzie korzystać z niego jak nigdy dotąd.
Czy wiemy już, co w naszym życiu powinno zostać uzdrowione? Prośmy o taką wiedzę. Bóg daje temu, który prosi... a nawet temu, który nie prosi. Czasem oczekujemy małej poprawy, czegoś, dzięki czemu nasze życie stanie się bardziej znośne, a dostajemy dużo więcej. Być może właśnie dlatego po modlitwie o uzdrowienie, zwłaszcza jeśli ta modlitwa wyzwoliła u chorego gwałtowne emocje, konieczna jest rekonwalescencja i reedukacja, podobnie jak po operacji czy wypadku. Trzeba na nowo nauczyć się żyć.
Byłem na rekolekcjach w ośrodku w Châteauneuf, a potem rozmawiałem z Martą Robin. Zwierzyłem się jej: „Podczas rekolekcji jestem radosny, wierzę żarliwie, a potem mam kryzys. Wszystko mi się wali. Dlatego nie lubię rekolekcji”. Odpowiedziała: „Musisz bezgranicznie zaufać. Im bardziej zawierzysz, tym twoja wiara stanie się głębsza”. Wychodząc od niej poczułem spokój. Uwierzyłem, zawierzyłem Bogu. Wiara i ufność idą w parze. Uwierzyć to znaczy zawierzyć komuś, zaufać, dać mu wiarę. Posłuszeństwo to pójście za kimś, kto naucza czym jest prawda, piękno i dobro. Słowa „zawierzenie” i „posłuszeństwo” nie mogą napawać lękiem, bo lęk rani, pęta wolność i niweczy szczęście. Zaufajmy. Zgodnie z obietnicą Bóg rzeczywiście jest obecny w naszym życiu, od narodzin aż do śmierci. Mówią o tym słowa Aktu zawierzenia, który był niegdyś czytany w Kościele:
Boże, ufam Ci bezgranicznie przez zasługi naszego Pana Jezusa Chrystusa. Wierzę w obietnicę łaski Bożej na tym świecie i w życie wieczne po śmierci, bowiem Ty dotrzymujesz obietnic.
Uwierzmy w Słowo Boże, bo jest prawdą. Zaufajmy Bogu, który jest miłością. Ufność to pokój i cisza.
Osiągnięcia medycyny pozwalają zrelaksować się, złagodzić lęki. Również pewne techniki mentalne mogą okazać się skuteczne. Dotyczy to szczególnie pracy naszej wyobraźni. Spróbujmy wizualizować pozytywnie. Wizualizacja, przed którą czasem nas ostrzegają, nie zawsze jest zła. Chory na raka może bez lęku wizualizować swoje zdrowe ciało, a czekający na ważną rozmowę — jej sukces.
A czy nasza wiara i nadzieja nie są formami pozytywnej wizualizacji Bożych obietnic: Powiedziałem, jeśli uwierzysz, chwałę Bożą oglądać będziesz. To zachęta do zobaczenia w sobie dobra pomimo trudności, upadków i grzechu. Kiedy mówię do kogoś: „Pomyśl o Jezusie”, zachęcam właśnie do wizualizacji. Sam Jezus powiedział: Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. (Mt 18, 20) Możemy bez obaw to sobie wyobrażać. Zdarza się czasem, że podczas modlitwy „widzimy” jakieś obrazy. Bóg posługuje się naszą wyobraźnią i wrażliwością, żeby się objawić. Ale zawsze zawierzajmy naszą wyobraźnię Duchowi Świętemu — On ją przemieni, byśmy mogli służyć bliźnim. Właśnie w wyobraźni rodzą się charyzmaty zwane profetycznymi: dar języków, dar słowa. Duch Święty pragnie nas obdarować, uświęca więc również naszą wyobraźnię i nasz rozum. Wielu ludzi boi się wyobraźni, sądzi, że jest kłamliwa, niesie ze sobą ułudę.
Ale gdyby nawet tak było, gdyby ktoś z nas miał kłopoty z „prawdziwością” swojej wyobraźni, to i tak, mimo wszystko, może służyć Bogu i braciom. Musi tylko zachować ostrożność w sądzeniu. Św. Paweł upomina nas: wszystko niech służy zbudowaniu. ( 1 Kor 14, 26)
opr. aw/aw