Modlitwa w dobie przemiany

Fragmenty książki "Szukając Boga by Doń się modlić", przekład - Beata Majczyna

Modlitwa w dobie przemiany

Tytuł oryginału - Looking for a God To Pray To. Christian Spirituality in Transition
Published by Paulist Press 997 Macarthur Boulevard Mahwah, NJ 07430 © 1994 by William Reiser
© Wydawnictwo WAM, Kraków 2002
Przekład Beata Majczyna, Redakcja Barbara Borowska
ISBN 83-7097-891-6
nihil obstat. Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego,
ks. Adam Żak SJ, prowincjał. Kraków 17 listopada 2001 r., l.dz. 263/01



MODLITWA W DOBIE PRZEMIANY

Pod pojęciem przemiany kryje się jakieś „nie”. Na przykład, jeśli podlegam przemianie, nie jestem już w miejscu, w którym znajdowałem się wczoraj; jestem tutaj. Jeśli nadal będę ulegał przemianie, wówczas nie będzie mnie tu jutro; będę gdzieś indziej.

Przemiana nie kryje w sobie tej samej konotacji, co podróżowanie czy pielgrzymowanie. W pojmowaniu swego życia jako podróży czy pielgrzymki tkwi nadawanie znaczenia lub celu wszelkim wydarzeniom. Wzorem uczniów podążających do Emaus, szukamy i odkrywamy celowość tego, co się nam przydarza „w drodze”. Znaczenie przypadkowych spotkań, wypadków, wspomnień, decyzji i relacji odnosi się zawsze do samej podróży. Jeśli określamy siebie mianem pielgrzymów, czy gości na tym świecie — dla innych oznacza to, że ten świat nie jest naszą prawdziwą ojczyzną. Musimy wówczas skoncentrować wszystkie siły duchowe na przejściu przez obecną egzystencję.

Przemiana i pielgrzymowanie odnoszą się więc do różnych sposobów doświadczania świata. Motyw podróży, aczkolwiek często postrzegany jako niezwykle atrakcyjna metafora religijna, nie wyjaśnia wszystkich aspektów naszego doświadczenia. Motyw ten łączy wiele spośród tych aspektów, lecz nie wszystkie, ponieważ wprowadza pewien podział do duszy: ile z nas samych powinniśmy zainwestować w ten świat, skoro jedynie przezeń przechodzimy? Są ludzie, którzy drżą na samą myśl o jakimkolwiek poważniejszym czy długoterminowym zaangażowaniu. Idea bycia w podróży może odnosić się do braku poczucia bezpieczeństwa w życiu oraz uzasadniać niechęć tych ludzi do składania obietnic. Perspektywa podróżowania może stanowić fałszywą drogę do wolności, zwłaszcza gdy prowadzi do powstrzymania naszej duszy od wejścia w świat ludzi biednych.

Wszystkim nam znane jest doświadczenie przechodzenia przez różne etapy ludzkiego życia, w miarę jak przybywa nam lat. Te wielkie życiowe „przejścia” mają związek z rozwojem psychicznym i emocjonalnym. Każdy z etapów naszego życia kieruje uwagę zarówno na życiowe nie, jak i życiowe jeszcze nie. Owo „nie”, które pozostaje w centrum doświadczenia przemiany, może oczyszczać, jeśli się mu nie sprzeciwiamy. Jeśli podchodzimy poważnie do praktykowania wiary, wówczas nasza modlitwa i sposób odnoszenia się do Boga w wieku lat pięćdziesięciu powinien się różnić od modlitwy i postrzegania Boga przez dziecko. Są jednak dorośli chrześcijanie, którzy wciąż trwają przy młodzieńczym sposobie modlitwy i odnoszenia się do Boga, mimo że te dawne formy przestały już być efektywne. Kiedyś działały; dlaczego nie miałyby zadziałać i teraz? Nie przychodzi im do głowy, że to Duch Święty, a nie sobór czy jakiś „ekspert” w dziedzinie teologii, pociąga ich ku niezbadanym obszarom.

Idąc przez życie i odpowiadając na Jego zaproszenie do stawania się coraz bardziej dorosłymi i wolnymi, z konieczności zostaniemy oddzieleni od spraw i relacji, które nie są istotne dla naszego dobra. Przekraczamy poziom rozwoju naszego poprzedniego ja, stając się coraz bardziej wyzwoleni z lęków i niepokojów i pozostając w coraz ściślejszym związku ze źródłami życia w nas. Św. Paweł określa to mianem „przyoblekania się w Chrystusa” (por. Rz 13, 14) i stawania się „nowym stworzeniem” (por. 2 Kor 5, 17). Co więcej, nie tylko poszczególni ludzie podlegają przemianie, ale i społeczności, a nawet całe społeczeństwa.

Ewangelia ostrzega nas, jak bardzo niebezpieczny jest opór wobec Ducha Świętego oraz nieumiejętność dostrzegania znaków czasu zarówno dla poszczególnych osób, jak i całych grup społecznych:

Lecz On im odpowiedział: „Wieczorem mówicie: «Będzie piękna pogoda, bo niebo się czerwieni», rano zaś: «Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest zasępione». Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie?”
(Mt 16, 2­3).

Przemiana jest znakiem naszych czasów. Ujawnia ona owo „nie”, które stanowi integralną część samego ludzkiego istnienia; dzieje się to poprzez świadomość, że nie jesteśmy jeszcze w pełni Bożymi. Owo nie — to niedopełnienie — naszego istnienia będzie się ujawniało aż do momentu, kiedy powiemy: „Duch Święty i ja jedno jesteśmy”. Wciąż jeszcze nie jesteśmy ludźmi w pełni wyzwolonymi, jakimi Bóg pragnie nas widzieć, a sprawiedliwość nie zapanowała jeszcze na ziemi.

Mówić o Bogu w dobie przemiany, to ponownie wskazywać na to, na co już dawno zwrócili uwagę autorzy dzieł duchowych. Na pytanie, czy ludzki język jest zdolny wyrazić, czym jest Bóg, św. Tomasz z Akwinu odpowiedział: „słowa mówią nam coś o Bogu, choć niedokładnie, gdyż możemy mówić o Bogu takim, jakiego znamy, a znamy Go jedynie przez stworzenia, które przedstawiają go w sposób niedokładny”9. Być może bliższa chrześcijańskiemu doświadczeniu będzie tzw. „negatywna” (czasami nazywana „apofatyczną”) tradycja modlitwy, niż broniona przez św. Tomasza tradycja „pozytywna” (lub „katafatyczna”). Boska tajemnica jest znana „lepiej” (o ile można w ten sposób określać wiedzę o Bogu) od strony braków niż pozytywów, jako że łatwiej jest stwierdzić, czym Bóg nie jest, niż czym jest:

Myśleć Bóg, to niechybnie myśleć imię Boże. Lecz czym jest imię Boże? Co nazywa słowo Bóg? Jak nazywa słowo Bóg? Czy słowo Bóg nazywa? A może... Bóg to imię, które sprawia, że pojawia się imię — każde imię — które zaginęło. Jeśli tak, to Bóg jest w pewnym sensie imieniem dla nienazywalnego... Nauczyć się myśleć Bóg, to nauczyć się, jak nie myśleć Bóg10.

Nie chodzi tu, po prostu, o przyznanie się do ograniczeń naszego języka w odniesieniu do Boga. Nie jest to kwestia języka; jest to kwestia samej boskiej tajemnicy. Wyżej wspomniane ograniczenia wynikają z natury naszego doświadczenia boskiej tajemnicy, a poza naszym doświadczeniem znajduje się istota poznania Boga. Stąd też, w miarę rozwoju naszych zdolności kontemplacyjnych, Duch Święty często zwykł odciągać nas od wyobrażeń i obrazów, nawet tych najcenniejszych, znanych i niosących pociechę obrazów Jezusa. Anonimowy autor z XIV wieku zauważył:

Kiedy z początku zaczynasz, znajdujesz tylko ciemność i jak gdyby obłok niewiedzy. Nie wiesz, co to znaczy, z wyjątkiem tego, że w woli odczuwasz prostą, stałą intencję sięgania do Boga. Cokolwiek zrobisz, ciemność ta i obłok pozostają między tobą a Bogiem i przeszkadzają ci zarówno widzieć Go w jasnym świetle racjonalnego rozumienia, jak i przeżywać Jego kochającą słodycz w twoim uczuciu. Pogódź się z czekaniem w tej ciemności... Bo jeśli masz Go odczuć albo zobaczyć w tym życiu, musi to być zawsze w tym obłoku, w tej ciemności11.

Autor doświadczył Boga w ciemności, w „obłoku niewiedzy”, gdyż taka właśnie jest natura Bożego samo­objawienia. Nie można Boga całkowicie i po prostu utożsamiać z którymkolwiek ze stworzeń, ani nawet z ludzkimi cechami Jezusa.

Innym przykładem doświadczenia, które próbował opisać nasz autor z XIV wieku, może być historia Eliasza:

Wtedy rzekł: „Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!” A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały [szła] przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze — trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu — szmer łagodnego powiewu (1 Krl 19, 11­12).

Bóg, jak wiemy, miał „przechodzić”, tak jakby owo przechodzenie było znanym i typowym sposobem objawiania ludzkim istotom boskiej tajemnicy. Bóg objawia się przechodząc; Bóg przemawia poruszając się. Mający stałe miejsce pobytu, niezmienny i nieruchomy Bóg byłby nietypowy dla doświadczenia Izraela. Bóg, który ma przemówić do Eliasza, jest nieobecny w trzęsieniu ziemi, w ogniu czy też w wichurze. Moglibyśmy dodać, że nie ma Go także pośród gwiazd, w oceanach czy nawet we wspaniałości ziemi.

Bóg pojawia się w czasie przemiany. Bóg objawia się pośród wszystkiego, co przemija, jako nie naszego istnienia: Boga nie ma w ogniu, ani w trzęsieniu ziemi. Innymi słowy, nie można Boga utożsamiać z manifestacjami siły przyrody lub też, jeśli potraktujemy „ogień”, „wichurę” i „trzęsienie ziemi” metaforycznie — z całą pewnością nie można utożsamiać Boga z burzliwymi siłami, wydarzeniami politycznymi czy przewrotami społecznymi tak charakterystycznymi dla naszych czasów. Nikt nie może tak po prostu stwierdzić: „Widzicie, oto skutek Bożego gniewu czy niezadowolenia”. Wojny, tragedie, okresy głodu, epidemie nigdy nie są boskimi karami i nie wolno ich mylić ze słowem Bożym: nie takimi słowami posługuje się Bóg, by nas ku sobie przyciągnąć czy ukarać, czy też nauczyć nas cierpliwości. Nie powinniśmy także zbyt łatwo ulec przypuszczeniu, że sukcesy polityczne i naukowe narodu, obfite plony czy długie życie lub zdrowe ciało — są oznakami boskiej aprobaty. Nie są to także słowa, jakimi Bóg zwraca się do nas. Wszystkie te przypuszczenia musi spowić obłok niewiedzy.

Jednocześnie Bóg jest zawsze „obecny”, jest zawsze przy nas. Lecz Bóg jest obecny w owym „szmerze łagodnego powiewu”, który kieruje uwagę na to, czym Bóg nie jest. Negacja, jakiej doświadczamy przechodząc przez nasz czas i miejsce, poczucie pozostawiania spraw i rzeczy za sobą; erozja pewników i przeświadczeń; dezorientująca perspektywa, że ani stare formy pobożności, ani też niosące rozczarowanie współczesne formy nie zbliżyły nas do Boga (jako że nie można skłonić Boga, by się nam objawiał poprzez akty liturgiczne, pobożne praktyki czy sztukę sakralną); także prawdziwa wiedza o Bogu nie znajduje się tam, gdzie przywykliśmy jej szukać, mianowicie — w „osobistej” modlitwie. Wszystko to tworzy obraz przeżyć i doświadczeń ludzi wierzących obecnych czasów.

Modlitwa w okresie historycznych chwil przemiany i wewnętrznej dezorientacji, w okresie zamętu i pozostawiania tego, co znane, za sobą — nie może być niczym innym, jak prostą i bezpośrednią modlitwą płynącą z głębi serca. Prawdziwe i wypróbowane formuły już nie zadziałają, gdyż za pomocą formuły (choćby najświętszej) nie można wezwać Bożej obecności. Wyobrażenia i ryty, na których polegaliśmy w dzieciństwie naszej wiary, muszą ustąpić miejsca czemuś nowemu. Na czym ta nowość ma polegać — dopiero się okaże. Jedyne, co możemy uczynić w chwili obecnej, to starać się dostrzegać znaki czasu i zastanawiać się nad tym, co się dzieje wokół nas. Silne prądy niosą wspólnotę wiary; lecz dokąd?

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama