14 sierpnia Kościół obchodzi wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego, z którym od zawsze łączyły św. Jana Pawła II szczególne więzy
Gdy w 1971 r. kardynał Karol Wojtyła chciał po beatyfikacji o. Maksymiliana Marii Kolbego obdarować zebranych na synodzie biskupów jego relikwią, mógł im przekazać tylko grudkę ziemi z placu obozowego w Auschwitz. Wszystko inne strawił ogień. Przetrwało jednak dzieło. I świadectwo świętości.
14 sierpnia Kościół obchodzi wspomnienie św. Maksymiliana Marii Kolbego. Z postacią męczennika od zawsze łączyły św. Jana Pawła II szczególne więzy. „Byłem przyjęty na audiencji u papieża Pawła VI - relacjonował kard. Karol Wojtyła w kazaniu wygłoszonym w Krakowie 2 października 1968 r. - Po dłuższej rozmowie zapytał mnie Ojciec Święty: «Co bym mógł dla Kościoła i narodu uczynić?». Odpowiedziałem: «Ojcze Święty, my, Polacy, przede wszystkim czekamy na beatyfikację lub na kanonizację któregoś z naszych rodaków - kandydatów na ołtarze». «Którzy to są?». Powiadam papieżowi: «Jest tych kandydatów na ołtarze (...) z narodu polskiego pięćdziesięciu. Najbardziej chyba oczekuje naród polski na beatyfikację ojca Maksymiliana Kolbego». Papież wysłuchał moich słów, kazał je zanotować. Zwykle na beatyfikację czy kanonizację sług Bożych czeka się długo. Tym razem czekaliśmy krótko”.
Kard. K. Wojtyła nie wiedział jeszcze wtedy, że za niedługi czas zrządzeniem Bożej opatrzności będzie tym, który już jako następca św. Piotra ogłosi franciszkanina z Niepokalanowa świętym. Stało się to 10 października 1982 r. Św. Maksymilian Kolbe został pierwszym kanonizowanym przez św. Jana Pawła II Polakiem.
Wyniesienie na ołtarze św. Maksymiliana przypadło na szczególny okres: stan wojenny w Polsce, tysiące osób zostało internowanych, uwięzionych, w ludzkich sercach panowały rozpacz i przygnębienie. Władze komunistyczne nie pozwoliły na udział w uroczystości w Rzymie księdzu prymasowi Józefowi Glempowi. Ci, którym udało się przyjechać na kanonizację, płakali. Zauważył to Ojciec Święty Jan Paweł II. W dopowiedzeniu do przemówienia wygłoszonego podczas audiencji dla Polaków 11 października 1982 r. wołał: „Społeczeństwo polskie, mój naród, zasługuje nie na to, ażeby go pobudzać do łez rozpaczy i przygnębienia, ale na to, żeby tworzyć lepszą jego przyszłość”.
Nie da się zbudować przyszłości, jeżeli nie sięgnie się do doświadczeń przeszłości.
Kanonizacja św. Maksymiliana miała ogromne znaczenie dla papieża i Polaków. Nie chodziło tu tylko o więź emocjonalną z osobą o. M. Kolbego. Wszystko, co było związane z tą postacią, miało dla św. Jana Pawła II przede wszystkim wymiar symboliczny. Dotykało dziejów narodu, uciemiężonego i przez wieki sukcesywnie niszczonego - a przecież ciągle się odradzającego. Było częścią dziedzictwa duchowego jego ojczyzny. „Wyrastając z polskiej ziemi, o. Maksymilian równocześnie wrastał w nią - mówił papież podczas homilii Mszy św. kanonizacyjnej. - Wrastał w społeczeństwo, wrastał w naród, którego dziedzictwem duchowym żył, którego mową mówił, którego doświadczenia dziejowe całym sobą dzielił. Jest ten nowy święty głęboko wpisany w historię Polski XX stulecia, w historię narodu i Kościoła. Jego świętość rośnie wraz z tą historią, z niej niejako czerpie swoje szczególne tworzywo”.
Jak bardzo głębokie było to zrośnięcie z historią - także tragiczną - polskiej ziemi, świadczy wydarzenie z 1971 r. Kiedy kard. K. Wojtyła chciał po beatyfikacji o. Maksymiliana obdarować zebranych na synodzie biskupów jego relikwią, mógł im przekazać tylko grudkę ziemi z placu obozowego w Oświęcimiu. Wszystko inne strawił ogień... Taka była cena wierności.
Podczas pamiętnego spotkania z rodakami w 1982 r. Papież Polak pytał: „Czy można więc powiedzieć, że jest to świętość zbudowana ze specyficznie «polskiego» tworzywa?”. I odpowiadał: „Myślę, że można i trzeba tak powiedzieć. Ziemia polska winna zebrać ten owoc, który dojrzały oddała niebu. Jest to szczególny owoc «czasu swego», na który patrzą wieki minione i który zarazem otwiera przyszłość. W owocu tym rozpoznajemy dzieje pokoleń, świadectwo, jakie pozostawiły wnukom i prawnukom. Jeżeli dzieje narodów tłumaczy się również wkładem świętych, których wydały, to dziejów Polski w XX stuleciu nie będzie można zrozumieć bez postaci o. Maksymiliana, męczennika z Oświęcimia”. Nie można, ponieważ bez tej postaci, która wniosła tak jasne światło w obozową ciemność śmierci, byłyby to dzieje pozbawione nadziei. Byłaby to kronika narodu przegranego i zdeptanego, który - uciemiężony - nie jest już w stanie się podnieść. O. M. Kolbe, choć po ludzku przegrał, to jednak odniósł zwycięstwo. W wymiarze ducha to ci, którzy dali mu śmiercionośny zastrzyk, przegrali. Zbyt wiele było w nich lęku.
Historia św. Maksymiliana była dla św. Jana Pawła II metaforą dziejów całego narodu - niszczonego przez zaborców, po wojnie zaś deptanego przez tych, którzy rzekomo mieli stać na straży wolności - w rzeczywistości zaś byli gwarantem totalitarnego systemu. Narodu poniżonego w stanie wojennym. Skazanego na obłędną ideologię ziemskiego, komunistycznego „raju”, gdzie nie było miejsca dla Boga i Kościoła. Zawsze w którymś momencie jego dziejów Chrystus dawał znak - Bożą iskrę, która prowadziła do zwycięstwa. „Miłość okazała się potężniejsza od śmierci - powtórzył podczas audiencji 11 października 1982 r. myśl, która już padła w homilii kanonizacyjnej dzień wcześniej - potężniejsza od antyludzkiego systemu. Miłość człowieka odniosła swoje zwycięstwo tam, gdzie zdawała się tryumfować nienawiść i pogarda człowieka. W tym zwycięstwie miłości z Oświęcimia uobecniło się w jakiś szczególny sposób zwycięstwo z Golgoty. Ludzie przeżyli śmierć współwięźnia nie jako jeszcze jedną klęskę człowieka, ale jako zbawczy znak: znak naszego czasu, naszego stulecia (...). Właśnie dlatego śmierć Maksymiliana Kolbego stała się znakiem zwycięstwa. Było to zwycięstwo odniesione nad całym systemem pogardy i nienawiści człowieka i tego, co Boskie w człowieku - zwycięstwo podobne do tego, jakie odniósł na Kalwarii Pan nasz Jezus Chrystus”.
Podczas uroczystości kanonizacyjnej, jak też później w przesłaniu skierowanym do uczestników kongresu poświęconego dziełu i postaci św. Maksymiliana, który odbył się w Rzymie we wrześniu 2001 r., Jan Paweł II zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt świadectwa wiary, jakie złożył o. M. Kolbe. Była to miłość do Niepokalanej. „Był głęboko przekonany, że ten, kto jest blisko Maryi, staje się wrażliwy na natchnienie Pocieszyciela, potrafi przyjąć i zrozumieć Jego podszepty i może całkowicie przylgnąć do Chrystusa. Ten, kto chce poznać i przepowiadać Ewangelię, musi zbliżyć się z ufnością do Niepokalanej, ponieważ Ona dogłębnie poznała tajemnice Syna Bożego”.
Nie można opisać dziejów Polski bez ukazania tej szczególnej więzi, jaka łączyła go - i nadal spaja - z osobą Matki Jezusa. Jakże bliska była to myśl Ojcu Świętemu, który w swoim zawołaniu umieścił słowa „Totus Tuus”.
Jakie jest przesłanie św. Maksymiliana dla Polaków? Ukazuje wartość życia ludzkiego. W niczym się ona nie umniejsza - nawet wtedy, gdy zdaje się triumfować nienawiść i pogarda człowieka. Tylko Bóg ma władzę nad życiem. Jest bezcenne, ponieważ zostało odkupione krwią Zbawiciela.
Nie da się opisać przeszłości Polski bez ukazania dziejów Kościoła obecnego w niej od tysiąca lat, bez świadectwa świętości, jakie pozostawili po sobie jej najlepsi synowie i córki. „Ten święty woła więc całą syntezą swojego męczeństwa o konsekwentne poszanowanie praw człowieka, także praw narodu, bo przecież był synem narodu, którego prawa straszliwie pogwałcono” - mówił św. Jan Paweł II. Św. Maksymilian staje się dla każdego, niezależnie od przynależności, „codziennym świadkiem tego, co wielkie i sprawiedliwe, a przez co życie ludzkie na ziemi jest godne człowieka”.
Z postaci o. Maksymiliana Kolbego św. Jan Paweł II wydobywa nadzieję, która dziś w wielu środowiskach staje się „towarem” coraz bardziej deficytowym. Brakuje nam nadziei, ponieważ uwikłani w nowe formy zniewolenia nie potrafimy wyjść poza siebie, spojrzeć na swoje życie Bożymi oczyma. Jemu się to udało. Dlatego odniósł tak wspaniałe zwycięstwo.
KS. PAWEŁ
SIEDLANOWSKI
Echo Katolickie
33/2015
opr. ab/ab