Męczenniczka jak Prakseda

Czy można się nawrócić dzięki wstawiennictwu mało znanej świętej z pierwszych wieków chrześcijaństwa? Można - doktor Baldacci jest tego żywym dowodem

Męczenniczka jak Prakseda

Byliśmy „inni” w zorganizowanej grupie, która właśnie skończyła zwiedzanie czterech bazylik większych. Ona była czarna, zwyczajnie czarna, miała twarz o przyjemnie regularnych rysach i piękne ciało ubrane w prostą białą bluzeczkę polo i niebieską spódniczkę. Ja byłem tam jedynym rzymianinem, chyba poszukującym samego siebie. Zauważyłem ją i zastanawiałem się, skąd się wzięła w tej grupie zwykłych turystów, wszystkich podobnych do siebie i wszystkich od siebie różnych, ociekających potem rzymskiego lata.

Po zakończeniu zwiedzania Bazyliki Santa Maria Maggiore, ku mojemu wielkiemu zdumieniu zwróciła się do mnie, pytając gdzie jest kościół św. Praksedy. Jej niepewna wymowa i moja niewiedza sprawiły, że zapytałem « Przepraszam, jakiej świętej?». «Praksedy» powtórzyła starannie wymawiając. «Ach, ta z ‘Narzeczonych'». «Nie, nie narzeczona! Dziewica i Męczenniczka! Młodziutka męczenniczka, jej kościół blisko tu. Wybacz, ale jeżeli nie wiesz, to spytam...». «Poczekaj, spytamy w barze, przy jakimś napitku: jest 21 lipca i upał». Zgodziła się i zamieniliśmy kilka słów.

Urodziła się w Biafrze i była tam nauczycielką w liceum. Katoliczka silnej i głębokiej wiary wielbiła tę rzymską świętą, którą obrała sobie za model i przyjechała tutaj, by spełnić dane przyrzeczenie. Zapytała o mnie: «Co robisz i dlaczego tu jesteś?». «Jestem lekarzem i nie wiem, dlaczego dzisiaj tu jestem. Z ciekawości, a może z nudów, bo w nic nie wierzę». Popatrzyła na mnie z politowaniem. «Chodź, pójdziemy razem do kościoła». Uśmiechnąłem się: «Dzięki, ale mam dyżur, nawrócisz mnie innym razem». Dwa kroki dalej niepozorne drzwi prowadzą do zadziwiającego cuda. Nie wszedłem — «Pójdę do kliniki, zostwię ją tej jej świętej». Popatrzyła na mnie łagodnie, a na moje «żegnaj» odpowiedziała «do zobaczenia» i weszła do kościoła.

W klinice odszukałem dyżurną siostrę: «Siostro Mario, czy siostrze jest coś wiadomo o świętej Praksedzie?». «No pewnie, to dzisiaj, i tutaj jest wszystko napisane, nawet, że być może nigdy nie istniała. Jeżeli pan chce, może pan sobie poczytać, potem mi pan odda». «Okej, siostro, dziękuję. Mamy jakiegoś pacjenta w ciężkim stanie?». «Nie, noc zapowiada się dobrze, może pan sobie spokojnie pospać».

Zacząłem czytać. Córka Pudensa, rzymskiego senatora nawróconego na chrześcijaństwo, żyła w drugim wieku, w czasach prześladowań cesarza Antoninusa Piusa.... Czytałem, spałem, śniłem, przeżywałem. «Tymoteusz napisał, że możemy zużytkować spadek po naszym ojcu i podzielić się nim z księdzem Pastorem i z Papieżem. Najpierw zrobimy chrzcielnicę w kościele naszych rodziców. Co ty na to, bracie?». Novatus przytaknął. «Będziemy dalej głosić Ewangelię i dzielić się chlebem. Cesarz Antoninus myśli, że wytrzebi naszą wiarę zabijając naszych świętych braci w Chrystusie. Po każdym męczenniku mamy tuziny nawróceń! Zabili naszą siostrę Pudencjanę, a była jeszcze dzieckiem. Pochowamy ją koło Pudensa na cmentarzu Pryscylli. Czy kto zdoła wytłumaczyć, skąd tyle nienawiści i tyle zaciętości?».

Prakseda, co oznacza kobietę akcji, była nią rzeczywiście, nie tylko z imienia. Była podobna do swojej matki, Savinelli, która zamieniła swój dom w kościół, gdzie również Papież Pius odprawiał nabożeństwa i głosił kazania. Razem z Piusem I i kapłanami Pastorem i Demetriuszem Prakseda wybudowała dwa kolejne kościoły. Przez dwa lata trwał w Rzymie względny spokój, zawieszono prześladowania, tolerowano działalność duszpasterską, która przynosiła dobre owoce.

Prześladowania przeciwko tysiącom chrześcijan powróciły z całą zaciętością. Prakseda, choć w wielkim bólu w obliczu tej masakry, nie zaprzestała swego dzieła nawracania. Owego dnia Novatus, wtedy już chory, wbiegł do domu, krzycząc wzburzony: «Uciekajmy, prędko, już idą żeby cię pochwycić. Antoninus we własnej osobie wydał rozkaz. Oni torturują, zanim zabiją. Pamiętasz Pudencjanę, chodź, musimy uciekać. Ktoś zdradził, Demetriusz już nie żyje! Co ty wyprawiasz, po co klękasz? Wstawaj zaraz...». «Biegnij, bracie, uciekaj, ratuj się przed cierpieniem i śmiercią! Ja się nie boję tortur, ani tym bardziej śmierci. Mogą dręczyć ciało, mogą zamęczyć je na śmierć. Osiągną jedynie wywyższenie mojej duszy w jedności z cierpieniami Chrystusa i braci męczenników wiary. Najstraszniejsza śmierć staje się wiecznym uświęceniem w ramionach Boga i w świętych obcowaniu. Idź, a mnie pozwól modlić się za nich, aby podobnie jak Paweł ujrzeli światło i zostali zbawieni».

Wchodzą z krzykiem i mieczami w rękach. Ktoś wskazuje Praksedę. Dziewczyna wstaje, otwiera ramiona i nadstawia pierś na cios miecza. Widzę jej piękną, promienną twarz, kiedy umiera. Twarz — cóż widzę? Nie rozumiem, przecież to twarz kobiety z Biafry, a potem, potem widzę twarz tego, który ją zdradził i zabił.

Słyszę, że krzyczę, trzęsę się, zesztywniałem jak sztokfisz i nie daję rady się obudzić. «Panie doktorze, niech pan przestanie! Niechże się pan obudzi!», woła siostra Maria i wymierza mi potężny policzek, który przywraca mnie do rzeczywistości. Krzyczę jeszcze, ale zaraz cichnę i wstaję. «Dziękuję, siostro, już czuję się dobrze i naprawdę jej nie zabiłem. To byłem ja, ale nigdy bym nie mógł jej zdradzić. A co dopiero zabić...». «Lekarze zawsze kogoś zabijają!». «Proszę sobie ze mnie nie drwić, ja przeżyłem koszmar».

Minęło wiele dni zanim byłem w stanie znowu skupić się na tym, co robię. W moim mózgu utkwiło moje ramię i garść trzymająca miecz wbity w pierś czarnoskórej kobiety. Uświadomiłem sobie, ile popełnia się nieustannie „kobietobójstw” na świecie. Postanowiłem pójść do psychiatry. Nie zdążyłem. Wiadomość uderzyła mnie jak piorun. Zaatakowano katolicką szkołę w Biafrze. Zabito kilku nauczycieli, wśród fotografii ofiar — jej zdjęcie.

Męczenniczka, jak Prakseda. W duszy jakby rozdarcie, które otworzyło mi niezmierzony horyzont.

Znalazłem się w kościele, kościele Świętej Praksedy. Na kolanach płakałem i odmawiałem jakieś zupełnie mi nawet nieznane modlitwy. Modliłem się do Praksedy, modlącej się za kogoś, kto codziennie zabija i za kogoś, kto w obliczu rzezi pozostaje obojętny.

Beniamino Baldacci pracuje jako lekarz rodzinny w Rzymie od kilkudziesięciu lat, jest bardzo lubiany przez pacjentów, a to rzadko się zdarza w wielkich miastach. Wszyscy przyznają mu nie tylko wysoki poziom wiedzy zawodowej, ale i zrozumienie duszy chorych, cierpliwość i gotowość wysłuchania każdego, umiejętność widzenia całego brzemienia jego cierpienia, jego porażek i zmęczenia, jakże często leżących u podstaw schorzeń. Ma sześcioro dzieci i sześcioro wnuków, jest autorem wielu artykułów medycznych oraz powieści historycznej zatytułowanej Leone. Donne e tradimenti (Leon. Kobiety i zdrady, 2014) nagrodzoną na Spoleto Festival Art w tymże roku.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama