O postaci pierwszego polskiego dominikanina - św. Jacka Odrowąża z Kamienia Śląskiego
— Najpierw pódymy do Jacka — słyszałem nieraz, jak mówią między sobą uczestnicy sierpniowego odpustu ku czci św. Jacka w Kamieniu Śląskim. Właśnie tak, nie do świętego, ale po prostu — do Jacka. Familiarnie, swojsko. Nic dziwnego, Jacek Odrowąż stąd przecież pochodzi. Podobnie jak bł. Czesław i bł. Bronisława — rodzeństwo czy też kuzynostwo Jacka. Nierzadko w Kamieniu zdarzają się intencje mszalne: „Do Boskiej Opatrzności za wstawiennictwem naszych Trzech Świętych”. — My som z Odrowąża, to jest ta wioska, gdzie Jacek na ryby chodził i z fesztroma (leśniczymi) polowoł — mówi 88-letnia Helena Gruchot, która przed wojną służyła na zamku w Kamieniu. Nieważne, że to dość prywatna i dowolna wersja historii, bo przecież wieś Odrowąż ku czci św. Jacka założył hrabia Karol Larisch dopiero sześćset lat po narodzeniu Świętego. Ważne, że Jacek jest tu naprawdę swój. Tak bardzo swój, że niektórzy nazywają go pieszczotliwie, po śląsku — Jacołszkiem. Więc tutaj, w Kamieniu Śląskim i okolicy, z Jackiem nie ma problemów. Jest bezkonkurencyjnym i pewnym orędownikiem.
A jednak ten Jacołszek nie jest najpopularniejszym świętym ani w diecezji opolskiej, ani w metropolii górnośląskiej, której jest głównym patronem. Co więcej, nie będzie wielką przesadą stwierdzenie, że św. Jacek, jeden z dwóch pierwszych świętych Kościoła katolickiego kanonizowanych po pełnym procesie kanonizacyjnym, bardziej jest znany poza granicami Polski niż w niej samej. W rzymskiej bazylice św. Sabiny na Awentynie, przy której siedzibę ma generał dominikanów, są tylko dwie boczne kaplice poświęcone świętym dominikańskim — jedna św. Katarzynie ze Sieny, druga — św. Jackowi z Kamienia Śląskiego. W Lourdes, w szeregu postaci świętych ustawionych wzdłuż drogi procesyjnej, są tylko święci biblijni i święci związani z Francją. I święty Jacek. Na placu św. Piotra, na kolumnadzie Berniniego — św. Jacek! — W Ameryce Łacińskiej św. Jacek jest jednym z najpopularniejszych świętych — dodaje ks. dr Erwin Mateja, kustosz sanktuarium św. Jacka w Kamieniu. Dlaczego nie u nas? Ksiądz Mateja wzrusza ramionami.
To pierwszy paradoks związany z pamięcią o Jacku. Tylko częściowo tłumaczy go fakt, że kult Świętego roznosili w świat ekspansywni misjonarze dominikańscy. Przecież robili to przede wszystkim dominikanie nie-Polacy. Notabene, francuscy dominikanie przed wyprawą na misje przybywali właśnie do Kamienia, żeby tu oddać się w opiekę św. Jackowi. W szeregu tych wątpliwości jest także pytanie: dlaczego w metropolii górnośląskiej nie ma ani jednego klasztoru dominikanów? Kustosz kamieńskiego sanktuarium dodaje jeszcze jedną kwestię: — Niekiedy dominikanie zapominają zaznaczyć, skąd pochodził św. Jacek. Czy wstydzą się, że nie urodził się w Krakowie? — pyta.
Dlaczego potęga postaci i dzieła Jacka bardziej przemawia do innych niż do nas? Ks. Mateja tłumaczy, dlaczego rozwój kultu był utrudniony: — Trzeba pamiętać, że w Kamieniu Śląskim wszystkie pamiątki po Jacku przechowywano na zamku, były one prywatną własnością najpierw Larischów, potem Strachwitzów — mówi. Kronika parafialna notuje ustny przekaz o tym, jak jeden z hrabiów, prawdziwy oryginał, tak był niezadowolony, że w czasie odpustu Jackowego ludzie deptali mu wypielęgnowane trawniki, iż siedząc nad przyzamkowym stawem miast do kaczek do ludzi strzelał. W połowie wieku XVIII w kamieńskim zamku, w pokoju, gdzie miał się narodzić Jacek, hrabina Magdalena Engelburg-Kotulińska ufundowała kaplicę. Były w niej pamiątki po Świętym: kołyska, habit zakonny, pasek i piuska. Od czasu tej fundacji kult św. Jacka zaczął się rozwijać, mimo — wspomnianych — trudności.
Nie miał Jacek szczęścia do wojsk nadchodzących ze wschodu. Za życia musiał uciekać z Kijowa przed hordami tatarskimi. Niemal siedemset lat po jego śmierci wojska radzieckie zajęły zamek w Kamieniu. Pozostawiły po sobie spaloną kaplicę świętego Jacka. Święte pamiątki zginęły, a zamek na pół wieku zamarł i niszczał pod zarządem władz wojskowych. Dopiero w roku 1990 stało się możliwe przejęcie ruin zamku przez diecezję opolską. Staraniem abpa Alfonsa Nossola odbudowano zamek od podstaw. Dziś jest prawdziwą perłą diecezji opolskiej — sanktuarium i jednocześnie Centrum Kultury i Nauki Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego. — Od czasu ponownego otwarcia sanktuarium obserwuję ogromny wzrost pielgrzymek do świętego Jacka — mówi ks. Mateja. Pielgrzymi przybywają coraz częściej, ze wszystkich stron Polski, z Niemiec, z Czech. Święty Jacek oprócz tradycyjnych atrybutów swojej duchowości — czci Eucharystii oraz Matki Bożej — staje się tu patronem jednoczącej się Europy. — Bo przecież wszędzie, gdzie szedł, a przebył spory kawałek Europy, odważnie głosił Chrystusa, nie istniały dla niego żadne przeszkody językowe, kulturowe czy mentalnościowe — podkreśla ks. Mateja.
Trzymam w ręku jedyną rzymską pamiątkę — mały biały kamień z placu przed dominikańską bazyliką św. Sabiny. Stąd wyruszył Jacek, przyjąwszy habit od św. Dominika, a od papieża Honoriusza III słowa na drogę: „Synu mój, idź, opowiadaj wszędzie zapomnianego lub nieznanego jeszcze Chrystusa, nieś miłość do Niego i naszej Matki, bądź światłem Północy”. Trzymam kamyk, patrzę na starą kobietę modlącą się przed św. Jackiem w Kamieniu Śląskim. Modli się tak gorąco, aż wydaje mi się, że płacze. Nie wszystko rozumiem, ale rozumiem więcej.
Święty Jacek urodził się przed 1200 r. w Kamieniu na Śląsku Opolskim. Pochodził z możnego w średniowieczu rodu Odrowążów. Jego współrodowiec Iwo Odrowąż, biskup krakowski, człowiek o szerokich horyzontach umysłowych, były kanclerz księcia krakowskiego, sprzyjał jego drodze duchowej. Uczynił go krakowskim kanonikiem katedralnym, następnie wysłał do Włoch na studia. Jacek zetknął się tu ok. 1220 r. z Dominikiem Guzmanem, tworzącym nowy zakon, mający głosić słowo Boże. Porwany ideami Dominika powrócił do Krakowa już jako członek nowego Zakonu Kaznodziejskiego, zwanego później dominikanami.
Wraz z kilkoma innymi braćmi zamieszkał w 1223 r. w klasztorze Świętej Trójcy oddanym im przez Iwona Odrowąża. Kraków, siedziba księcia, który w okresie rozbicia dzielnicowego aspirował do zwierzchnictwa nad pozostałymi dzielnicami Polski, był dobrą bazą wypadową do zakładania nowych klasztorów, m.in. w Pradze czeskiej, Wrocławiu, Kamieniu Pomorskim, Gdańsku, Płocku i Sandomierzu oraz prowadzenia działalności misyjnej na Rusi i w Prusach. Prowadzona przez Jacka od 1228 r. misja ruska w Kijowie osiągnęła w krótkim czasie znaczne sukcesy. Niektórzy z historyków podkreślają duży zmysł polityczny Odrowąża, przejawiany w trakcie działalności misyjnej.
Według tradycji Jacek był znakomitym kaznodzieją. W połączeniu z uczonością, skromnością i dawaniem dobrego przykładu zyskało mu to już za życia opinię świętego. Od 1238 r. aż do śmierci 15 sierpnia 1257 r. przebywał w konwencie krakowskim. W tym czasie odnotowano kilka potwierdzonych cudów za przyczyną Jacka. „W klasztorze krakowskim leży brat Jacek, mocen wskrzeszać zmarłych” — napisano w dokumentach dominikańskich z 1277 r.
Oficjalnym potwierdzeniem jego żywego kultu była kanonizacja dokonana 17 kwietnia 1594 r przez papieża Klemensa VIII.
opr. mg/mg