Świętość: wielu będziesz gorszyć

Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie.(fragmenty)

Co to jest świętość?

Myślę, że to jest bycie jedno z Chrystusem i robienie tego, czego On chce. A On chce zawsze dobra dla nas i dla innych ludzi. Świętość nie oznacza, że nie popełniamy błędów, ale że jeśli popełnimy błąd, to natychmiast wracamy do Boga i idziemy razem dalej. Chcemy być cały czas do Jego dyspozycji. To jest świętość. Nie ma innego celu, jak bycie z Nim. A bycie z Nim tu na ziemi oznacza bycie z innymi ludźmi, bycie miłością dla innych ludzi.

Świętość: wielu będziesz gorszyć

W Zochcinie opowiedziała nam kiedyś siostra historię, z której wynika, że święci bywają uznawani za świrów. W rozmowie z Michałem Okońskim użyła siostra mocnego sformułowania, że świętość często łączy się ze zgorszeniem. Wydaje się, że między świętością a chorobą psychiczną granica jest cienka.

Byli święci chorzy psychicznie. Rzecz w tym, że wszystko, co wystaje ponad przeciętność, jest traktowane jako podejrzany odchył od normy. Świętość to jest coś więcej niż przeciętność, wobec tego siłą rzeczy będzie stawała w opozycji do nijakości. Jeśli mówiłam o zgorszeniu, to nie w postaci latania nago czy robienia czegoś złego, tylko chodziło mi o to, że dążąc do świętości, musimy tak czy inaczej przeciwstawić się pewnym schematom. Nawet w Kościele. W związku z tym dla wielu możemy być źródłem zgorszenia. Pan Jezus jadł z celnikami i nierządnicami i to było źródłem zgorszenia dla faryzeuszy. Tak zawsze było, jest i będzie. Wystawanie ponad przeciętność zawsze wywołuje reakcję przeciętnych. I usiłują oni tego, który ponad nich wyrasta, ściągnąć w dół, przystosować z powrotem do swojej normy.

O jakie wystawanie ponad przeciętność chodzi?

Chodzi o ponadprzeciętne praktykowanie miłości Boga i bliźniego. To powoduje zgorszenie i oburzenie. Taki człowiek jest traktowany jak świr. Biskup świętego Franciszka twierdził, że ten chłopak z Asyżu to jednak przesadza. A jednak to nie biskup został świętym, lecz Franciszek.

Święty to trochę prowokator?

Świętość siłą rzeczy prowokuje do myślenia. Natomiast na pewno celem życia świętego nie jest prowokacja. Aczkolwiek w chrześcijańskiej tradycji wschodniej jest pewien rodzaj świętych szaleńców, jurodiwych, którzy celowo prowokowali swoim zachowaniem i strojem. Ale to nie była prowokacja ku zgorszeniu, tylko zmuszenie do myślenia, radykalne postawienie na wartości, które ludzie zbyt często stawiają na ostatnim miejscu.

Również Ojcowie Pustyni bardzo często prowokowali swoich uczniów — w dobrym tego słowa znaczeniu, wskazywali swoim życiem i gestami, czasami dziwnymi, na istotne sprawy. I to do ludzi przemawiało. Świętość może mieć różne oblicza. Byli święci królowie, byli święci wariaci, byli też tacy, którzy mieli padaczkę. Mam nadzieję, że mój Artur również zostanie kiedyś świętym, chociaż jest upośledzony i niepełnosprawny. On bardzo wiele rzeczy rozumie. Intuicyjnie wyczuwa, kto to jest papież. A jego historia przyjęcia Pierwszej Komunii jest przedziwna. W pewnym momencie wymusił na księdzu podanie mu komunii. Ksiądz usiłował go przekupić obrazkami (a trzeba wiedzieć, że Artur obrazki kocha!). Artur przyjął obrazki, schował do kieszeni, ale stał dalej i odszedł dopiero wtedy, kiedy ksiądz dał mu Eucharystię.

Ile miał wtedy lat?

Czternaście?

Artur w ogóle się spowiada?

Nie. Natomiast doskonale wie, co się dzieje w momencie komunii. Żegna się, jakoś się modli po swojemu. Wie, co się dzieje w kościele, wie, że tu jest Bozia. Doskonale wie, że Bozia go kocha. Wie, kto to jest Ojciec Pio, Matka Teresa z Kalkuty. Nikt mu tego nigdy nie tłumaczył.

Z jednej strony mówimy, że wszyscy jesteśmy do świętości powołani, a z drugiej strony święci gorszą, uznawani są za prowokatorów, prawie obłąkanych. Czy my ich w Kościele nie cenzurujemy?

Trochę tak, aczkolwiek były całe zastępy świętych, którzy — począwszy od świętego Józefa i Matki Bożej — nie prowokowali niczym, żyli najzwyczajniej w świecie, prosto pracowali. Błogosławiona Aniela Salawa to była zwykła służąca, niczym nie prowokowała. Takich są miliony. Na swoim blogu staram się pokazywać również i tego typu przykłady: lekarzy, studentów, szewców, piekarzy. Ich zachowanie nie odbiega od przeciętnego oprócz tego, że w sposób niezwykły kochali ludzi i Pana Boga. Dzielili się tym, co mieli, dbali o najsłabszych, modlili się za cały świat, ale to nie były jakieś spektakularne gesty. Znosili prześladowania, upokorzenia i cierpienia z pogodą ducha, oddając je Panu Bogu. I tak naprawdę to jest świętość dla nas wszystkich. Nie bardzo wyobrażam sobie Błażeja na słupie czy biegającego półnago po Krakowie i wzywającego do modlitwy. Święty dziennikarz? Czemu nie? I to w każdej redakcji — im trudniejsza redakcja, tym więcej okazji do świętości.

Byli święci mnisi, którzy się nie wyróżniali niczym oprócz tego, że heroicznie praktykowali wszelkie cnoty, o których zbyt często zapominamy we współczesnym świecie. W ogóle zapominamy, że nad świętością trzeba pracować. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus zmarła w wieku bodajże dwudziestu dwóch lat w klasztorze na gruźlicę, jak zresztą tysiące ludzi w tamtym okresie, i niczym się nie zasłużyła dla Kościoła, wydawałoby się, a jednak została jedną z największych współczesnych świętych i doktorem Kościoła.

Siostra nie ma wrażenia, że nasza kościółkowa estetyka trochę upupia, przesładza świętych?

Świętość: wielu będziesz gorszyć
fragment pochodzi z książki:

s. Małgorzata Chmielewska, Piotr Żyłka, Błażej Strzelczyk

Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie

 

ISBN: BN 978-83-277-1208-0
wyd.: Wydawnictwo WAM 2017

Oczywiście, że tak. Staramy się odebrać świętym to — jak mówi Szymon Hołownia — co na pewno mieli. To byli odważni i radykalni ludzie. Tymczasem ta przylizana estetyka wyraża chyba naszą tęsknotę za czymś łagodnym, pełnym pokoju. Święty Jan Bosco przewrócił się w pewnym momencie na ulicy ze zmęczenia i wtedy na pewno nie miał uśmiechu na twarzy i aureoli nad głową. Po świętym Benedykcie Labre łaziły wszy i umierał w wieku trzydziestu paru lat na schodach kościoła Matki Boskiej Śnieżnej, był po prostu żebrakiem. Więc chyba słodziutki i piękniutki nie był. Brat Albert, kiedy umierał na raka, poprosił o cygaro i na pewno nie był wtedy kimś cukierkowym, tylko potwornie cierpiącym, starym człowiekiem. Jan Paweł II podobnie. My usiłujemy ten trud i cierpienie wymazać. To byli ludzie z krwi i kości. Święty Hieronim był takim cholerykiem, że kamieniami się bił po piersiach, gdy kolejny raz w niecenzuralnych słowach zjechał jakiegoś swojego przeciwnika teologicznego.

W wierze jest przestrzeń na bardzo różne typy świętości, również na takie, o które się dziś kłócimy. Papież Jan Paweł II, Oskar Romero, Dorothy Day — to święci, którzy nie idą w parze, a nawet kłócili się ze sobą za życia.

Zgadza się. To się zaczęło już od świętego Piotra i świętego Pawła. Błogosławionymi są założyciel michalitów, ksiądz Bronisław Markiewicz, i biskup, który całe życie mu dokuczał. Dokuczał w dobrej wierze. Biskupowi wydawało się, że ma być tak, a nie inaczej, a Markiewicz miał swoje zdanie. Tak bywa bardzo często, bo każdy ma swoją wizję służenia Kościołowi. Wizja, która nie jest oparta na miłości Boga i bliźniego, to nie jest wizja Kościoła, ale mogą być sytuacje, że ludzie dochodzą do świętości, uparcie trzymając się swej wizji i realizując miłość w sposób zupełnie różny. To jest fantastyczne. Właśnie dlatego Kościół jest powszechny, bo jest w nim miejsce i dla Mulata, świętego Marcina, i dla księcia Kazimierza.

opr. ab/ab

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama